W poszukiwaniu utraconej Europy

Nie wrzuciłam wczoraj wieczorem wpisu na temat koncertu inauguracyjnego I Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego na Instrumentach Historycznych, bo czekałam na jeszcze jeden ważny element, który dotarł do mnie w środku nocy – a ja nie doczekałam i poszłam spać. Nadrabiam więc teraz.

Chodzi o komentarz autorski utworu Pawła Szymańskiego, który nie znalazł się w koncertowym programie. Co więcej, a czego szczególnie szkoda, nie znalazła się w nim nawet wzmianka o dedykacji (w partyturze na stronie tytułowej widnieje napis to the memory of Frans Brüggen, a na dole strony: Utwór został zamówiony przez Narodowy Instytut Fryderyka Chopina dla Orkiestry XVIII wieku. The piece was commissioned by the Fryderyk Chopin Institute for the Orchestra of the Eigheenth Century). Podobno tekst napłynął zbyt późno. Pomińmy spiskowe teorie (być może niesłuszne) i oddajmy głos kompozytorowi:

Kiedy Stanisław Leszczyński zapytał mnie, czy napisałbym – na zamówienie Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina – utwór dla Orkiestry XVIII wieku, przyjąłem propozycję z entuzjazmem. Zawsze podziwiałem ten wspaniały zespół założony przez legendarnego Fransa Brüggena, który dla mnie od najdawniejszych lat jest jednym z najważniejszych artystów naszych czasów, który miał wielki wpływ na ukształtowanie moich poglądów estetycznych. Dlatego pozwoliłem sobie zadedykować mój utwór – À la recherche de la symphonie perdue – Jego pamięci.

Ze sztuką Fransa Brüggena zetknąłem się po raz pierwszy w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy to – wraz z przyjaciółmi, Stanisławem Leszczyńskim i Władysławem Kłosiewiczem – poznawaliśmy pierwsze, docierające z Europy nagrania wybitnych muzyków-wizjonerów, pionierów wykonywania dawnej muzyki zgodnie z wiedzą historyczną, na autentycznych, historycznych instrumentach. Doskonale pamiętam swój zachwyt, kiedy słuchałem nagrań Fransa Brüggena i innych, świetnych muzyków. Czułem powiew wielkiej idei odsłaniającej nieznane dotąd horyzonty. Był to dla mnie jednocześnie powiew Europy, w tamtym czasie bardzo odległej (trzeba pamiętać, że w siedemdziesiątych latach na połączenie telefoniczne z Amsterdamem czekało się dłużej, niż dziś trwa podróż do Amsterdamu).

Po latach Frans Brüggen założył Orkiestrę XVIII wieku. Nastały nowe czasy i Orkiestra coraz częściej koncertowała w Polsce. Europa bardzo się przybliżyła. Muzyków Orkiestry XVIII wieku możemy teraz słuchać z bliska i widzieć z bliska. Zawsze grają z entuzjazmem, a po koncertach wydają się być szczęśliwi i wolni, a my – słuchacze – wraz z nimi. Kiedy wsiadają po koncercie do autokaru, aby odjechać, chciałoby się zawołać: nie odjeżdżajcie, zostańcie z nami! Nie chcemy, żeby Europa się znów oddaliła…

Paweł Szymański

Teraz o utworze, który po raz pierwszy usłyszeliśmy w Studiu im. Lutosławskiego w wykonaniu owej orkiestry pod batutą Grzegorza Nowaka. Dzieła Pawła Szymańskiego to często wyraz nostalgii za jakimś określonym gatunkiem czy stylem. Tym razem owym gatunkiem jest symfonia, a stylistyka rozciąga się od klasycyzmu do wczesnego romantyzmu. Najwięcej tu może Beethovena, Schuberta czy Mendelssohna, choć jest rozkoszny fragmencik w drugiej połowie utworu, nawiązujący do wolnych części Mozarta. Wszystko to porwane, poszarpane, zawieszone w przestrzeni dźwięczącej ciszy, która w tym utworze objawia się najczęściej statycznym współbrzmieniem tercji albo powtórzeniami pojedynczego dźwięku. Taka czkawka czasu, nagle pogłębiające się rysy na muzyce znanej, bezpiecznej, lubianej.

[Dygresja: To rozpoczął już Beethoven – nie wychodzi mi z pamięci wykonanie Kwartetu op. 130 na koncercie Belcea Quartet, podczas którego, jak już wspomniałam, ujrzałam to wyraźnie. Np. w wolnej części takt 54 – nagłe zatrzymanie akcji przez głośny, dysonansowy dźwięk i później podjęcie jej z powrotem – tutaj z nagranie z nutami, a w chwilę później np. takty 68-69 (Szymański zrobił coś zupełnie podobnego w swoich Pięciu utworach na kwartet smyczkowy). Po prostu trzeba było podjąć ten trop… ale jak twórczo!]

Okazuje się, że nie tylko ja tak mam, że zaraz po usłyszeniu nowego utworu Szymańskiego chcę go wysłuchać jeszcze raz. Jest nas cała grupa i spotkamy się również na dzisiejszym koncercie, który nie będzie dokładnym powtórzeniem, bo Chopina będą grać inni pianiści – Janusz Olejniczak i Nikołaj Demidenko.

Wczoraj wystąpili Kevin Kenner i Szymon Nehring. Ten pierwszy podobnie jak trzy tygodnie temu na współczesnym fortepianie z Apollonami niespecjalnie mnie poruszył w Koncercie f-moll granym na pleyelu z 1848 r., dopiero zagrany na bis ostatni Mazurek f-moll, nie tylko w rekonstrukcji Ekiera, ale i z własnymi dyskretnymi dodatkami, wykonany z subtelną melancholią, podobał mi się naprawdę. Tym razem lepsze wrażenie wywarła na mnie gra Nehringa w Koncercie e-moll – wygląda na to, że młody pianista na instrumencie historycznym (był to erard z 1849 r.) czuje się coraz swobodniej, kształtuje ładnie dźwięk i frazę. On też zabisował mazurkiem – pierwszym z op. 56.

Wracając do Pawła Szymańskiego, to wystąpił on wczoraj w modnej, czarnej koszulce z napisem KONSTYTUCJA. Kłaniał się w niej przed widownią, na której siedzieli Kuchciński i Sellin (wybaczcie, nie jestem w stanie pisać o tych panach z większym szacunkiem), ale zapewne nie dało im to do myślenia.