Romansu nie było

O co właściwie w tej książce chodzi? O próbę udowodnienia, że Karol Szymanowski potrafił kochać kobietę? I tak nie za to go przecież cenimy.

Teresa Chylińska całe swoje życie poświęciła temu jednemu kompozytorowi i jest chyba najbardziej zasłużoną w tej dziedzinie autorką. To ona przecież dokonała mrówczej pracy przy opracowywaniu jego korespondencji (cztery tomy!), ona pełniła funkcję redaktora naukowego jego dzieł wszystkich (24 tomy) i napisała kilka książek na jego temat, w tym jedną trzytomową (Karol Szymanowski i jego epoka). Co się więc stało, że nagle napisała taką w sumie niewielką książeczkę – Romans, którego nie było? (wyd. PWM) – do przeczytania w jeden dzień, o charakterze raczej czytadła niż dzieła naukowego?

Impulsem było pozyskanie nowego, nieznanego wcześniej źródła: dziennika Marianny Dawydowej, jednej z sąsiadek Szymanowskich z czasów tymoszowieckiej młodości Karola (mieszkała z mężem i córką w pobliskiej Kamionce). Ale to nie o nią w przypadku wyimaginowanego „romansu” chodziło, lecz o jej szwagierkę, Natalię Dawydową, która również z mężem i synami mieszkała w bliskim sąsiedztwie, w Wierzbówce. Dziennik Marianny (która zdaje się też miała słabość do Karola) jest tu często cytowany, a są w nim ciekawe opisy świata, którego już nie ma, w tym Tymoszówki i jej atmosfery. Więcej jednak tu cytatów z korespondencji – listów kompozytora do Natalii i odwrotnie. Nie zachowało się ich wiele, część zaginęła w odmętach I wojny światowej i rewolucji bolszewickiej, która z czasem naznaczyła życie Natalii tragedią – pobytem w więzieniu i obozie oraz śmiercią najmłodszego syna.

Trzeba przyznać, że sielankowy obraz przedwojennej Tymoszówki i okolic, choć wyidealizowany, może zaciekawiać. Można sobie wyobrażać beztroskie życie mieszkańców owych posiadłości i kiwać głową nad faktem, że Rosjanie i Polacy rozmawiali ze sobą najczęściej po… francusku. Natalia i Karol (Charles chéri, a czasem nawet Charlie) także w tym języku do siebie pisali. Mowa też jest o podróżach, jakie odbywali grupowo, z przyjaciółmi, do Rzymu – Karol ze Stefanem Spiessem (u którego pomieszkiwał w Warszawie i z którym odbył słynną podróż na Sycylię) w jednym hotelu, Natalia w drugim, i Karol z Natalią mieli zawsze wiele do pomówienia. Atmosfera „romansowa” jest tu wciąż rozkręcana, okazją jest np. fakt zadedykowania przyjaciółce II Sonaty fortepianowej, który został tu skomentowany w szczególnym stylu: „Nowe wzruszenia i uczucia oplatały serca obojga przędziwem wysnutym z najgłębszych poruszeń duszy niczym nić pajęcza, najmocniejsza z tych, jakie stworzyła natura. Zwiastun Kupido musiał ustąpić pola swej władczyni, samej bogini miłości – Afrodycie”. Hmm…

Nie będę opowiadać, co się dalej działo, bo mimo takich kawałków jednak można się z tej książeczki trochę ciekawych rzeczy dowiedzieć. Koniec, jak wiadomo, był smutny – Natalii udało się w końcu wydostać na Zachód, do Berlina, potem do Paryża, ale nie chciała już żyć i zginęła śmiercią samobójczą. O Szymanowskim wiemy, jak żył i umarł. Ale o Natalii wiedzieliśmy dotąd niewiele, a ona sama była interesującą postacią, malarką, i choć nic z jej dzieł się nie zachowało, pozostał nieoczekiwany ślad jej działalności: w Wierzbówce stworzyła warsztaty hafciarskie dla okolicznej ludności, gdzie powstawały kompozycje o bajecznych kształtach i barwach, a z czasem także odwzorowania dzieł… rosyjskiej awangardy z kręgu Malewicza (przyjaciółką Dawydowej była też Aleksandra Ekster, znana postać tej awangardy, czy Lubow Popowa, także z tego kręgu). I trochę tych kompozycji odtworzono, a ich reprodukcje możemy tu zobaczyć, podobnie jak dzieła Ekster, Malewicza i Popowej.

A co łączyło Karola i Natalię? Na pewno głęboka przyjaźń; na pewno z upodobaniem prowadzili, jakby to powiedział Witkacy, „rozmowy istotne”. Ale żeby zaraz podejrzewać romans? Czuły i nieco egzaltowany język ich listów wynika z głębokości przyjaźni raczej niż z czegokolwiek innego. Gdy po powojennym nawiązaniu kontaktu Karol posłał jej do Berlina Immoralistę Gide’a, najpewniej jako aluzję do własnego życia, ona odpisała po prostu: „Nie mówiłam o tym, ale wiedziałam i wyczuwałam, że to Pan, Karolu”. Czyli była świadoma sprawy.

Czym więc ta opowieść jest? Jakby rodzajem sztambucha, zielnika z zasuszonymi kwiatami z nieistniejącego już od dawna ogrodu. A przy okazji historią interesującej, zapomnianej postaci.