Dwie apoteozy

Odkąd powstała Capella Regia Polona, jej koncerty stanowią istotną część repertuaru Polskiej Opery Królewskiej. Mozarta wciąż gra się tu z orkiestrą współczesną (za kilka dni premiera Cosi fan tutte), nie mówiąc o dziełach późniejszych, więc zespół musi nadrabiać w inny sposób.

Wspomnianą premierą rozpocznie się II Festiwal POK, również tym razem będący podsumowaniem pracy wykonanej w kończącym się sezonie. Spektakl zostanie zagrany trzy razy, ponadto po razie pojawią się Don Giovanni, Wesele Figara, najnowszy Bastien et Bastienne oraz pozycje moniuszkowskie. Capella gra tylko w dwóch produkcjach scenicznych: Scene buffe Alessandra Scarlattiego i Orfeuszu Monteverdiego (ten ostatni, jak premiera, na Zamku Królewskim). Będzie jednak również towarzyszyć Oldze Pasiecznik i Annie Radziejewskiej na ich recitalach w łazienkowskim Pałacu na Wodzie.

Tam też odbył się dzisiejszy koncert, na którym Capella Regia Polona wystąpiła w pięcioosobowym składzie – takim do sonat triowych, wykonując dwie Apoteozy François Couperina. Czym one są? Mają formę suit. Pełny tytuł pierwszej z nich to Concert en forme d’apothéose à la mémoire de l’incomparable M. de Lully, drugiej – Le Parnasse ou l’apothéose de Corelli. Rozmiary są analogiczne: bardziej rozbudowana jest ta poświęcona francuskiemu (choć z urodzenia także włoskiemu) twórcy. Couperin zabawia się tu ilustrowaniem wejścia nieżyjących już artystów na Parnas. Uderza, że w przypadku Lully’ego jest bardziej ceremonialnie: kompozytor ze swoim zespołem występuje na Polach Elizejskich, przylatuje do niego Merkury, by zapowiedzieć zstąpienie Apolla; ten ofiarowuje Lully’emu skrzypce i zaprasza do siebie, Lully dziękuje. Apoteoza Corellego jest skromniejsza: sam kompozytor aspiruje u stóp Parnasu i zostaje przyjęty. Szczególnym wątkiem jest spór o „wyższość stylu muzycznego włoskiego nad francuskim i odwrotnie”. Couperin zręcznie portretuje oba style. Apoteoza Corellego jest zdecydowanie bardziej włoska, pojawia się tam specyficzny ruch basu, mniej jest podskoków i ukłonów, które tak się wiążą ze stylem francuskim.

Współczułam muzykom, bo choć wieczór nie był upalny, to w sali Pałacu na Wodzie było jednak gorąco i duszno, instrumenty się rozstrajały. To był przedsmak tego, jak tu będzie w środku lata. Poszło co prawda w ruch trochę wentylatorów, a ponadto obsługa rozdawała publiczności specjalne festiwalowe wachlarze. Bardzo się przydały, niestety zespół musiał bez nich wytrzymać. Poradził sobie dobrze, ale na bisy nie miał już siły, mimo rozochocenia publiczności.