Moniuszko gotycki

W ramach Ogrodów Muzycznych Agata Zubel, Andrzej Bauer i Cezary Duchnowski dokonali premiery swojego nowego programu e-śpiewnik – jak nietrudno się domyślić, poświęconego bohaterowi tego roku.

To już kolejny wspólny projekt tej trójki, rzucający nowe spojrzenie na powszechnie znaną muzykę, po piosenkach Lutosławskiego (Plamy na słońcuEl Derwid) i Zygmunta Koniecznego (Konieczny? Koniecznie!; tu wystąpił też Bartek Wąsik). Pierwsze wykonania tamtych dwóch programów także odbyły się na Ogrodach Muzycznych. Wcześniej jeszcze był w większym składzie Chopin (Chopin Around) oraz w mniejszym, czyli w duecie, Szymanowski (Szymanki kurpianowskie).

Program moniuszkowski jest właśnie w trakcie nagrywania – będzie z tego płyta. Świetnie. Ale na koncercie bardzo ważną rolę odegrał też element, którego na płycie nie usłyszymy, bo nie da się go usłyszeć, czyli wizualizacje przygotowane przez Macieja Walczaka (współpracował również przy Chopinie). Razem z nimi stworzona została pewna całość, obie warstwy się uzupełniały. Nie wszystkim się podobała pewna dosłowność obrazka, ale ja ją akurat odebrałam pozytywnie – wydaje mi się, że Moniuszko wymaga jednak zrozumiałej wizji. Ale ta wizja była jednak nieortodoksyjna, i dobrze.

Prząśniczka była już na początek – w obrazku kręciło się koło warsztatu tkackiego, Duchnowski na nowym, świetnym małym samplerze grał akompaniament oparty na nagraniach głosu solistki, ona zaś śpiewała urywając frazy. W tle – postać odchodzącego chłopaka, a potem bynajmniej nie tęskniącej dziewczyny.

Zabawy z głosem Agaty Zubel tym razem były różnorodne, ale niestandardowe. Śpiewała wysoko i nisko, głośno i cicho, białym „chłopskim” głosem i zmysłowym głosem piosenkarskim – jednej formy tu nie było: śpiewu operowego. Były to po prostu różnego rodzaju piosenki. W tle krajobrazy, przewijająca się postać dziewczęca (ale i męska) – ładna blondyneczka to, jak się okazuje, córka Andrzeja Bauera Emilia. A dlaczego przymiotnik „gotycki”? Bo i takie aluzje stylistyczne były. Np. w Powiedzcie mi, w którym gorąca zmysłowość została zniekształcona przez elektronikę z „upiornym” efektem (nie jest to przymiotnik wartościujący, lecz opisowy!), albo w Duettino, opartym na kwestiach Zosi (tej od baranka i motylka) z Mickiewiczowskich Dziadów, gdzie solistka śpiewała obie partie – i altową, w stylu również „upiornym” – znaczenie jak wyżej (do tego zniekształcony elektronicznie obrazek dziewczyny), i sopranową, w stylu słodziutkim (plus obrazek niemal naturalny, ale też z przerysowanymi kolorami).

Nie wszyscy byli w równej mierze zachwyceni – publiczność Ogrodów Muzycznych bywa dość zachowawcza – i po przerwie część osób wyszła; ci, co zostali, przyjęli tę wizję Moniuszki bardzo ciepło. Ja oczywiście też.