Muzyka polska, muzyka czeska

O Stanisławie Dybowskim mówiliśmy tu nieraz różnie, ale nie sposób byłoby mu odmówić prawdziwych zasług w dziedzinie przypominania polskiej muzyki i polskich artystów. Zawsze o nich się upominał. Ładnym więc gestem ze strony festiwalu było poświęcenie mu koncertu z dużym udziałem muzyki polskiej.

Polscy wykonawcy też byli podstawą tego koncertu – była to {oh!} Orkiestra Historyczna, powiększona o dopożyczonych w większości zagranicznych dęciaków i prowadzona przez znanego dobrze publiczności Warszawskiej Opery Kameralnej Benjamina Bayla. Był to mały przekrój historyczny od połowy XVIII w., czyli sympatycznej Symfonii C-dur Jakuba Gołąbka, stylistycznie bliskiej tzw. szkole mannheimskiej, po Bajkę Moniuszki, która zabrzmiała naprawdę znakomicie. Trzecim polskim utworem orkiestrowym pomiędzy nimi była młodzieńcza Uwertura koncertowa Ignacego Feliksa Dobrzyńskiego – jak dowiedzieliśmy się z rozdawanych wkładek, ostatnim dziełem Dybowskiego złożonym w NIFC i czekającym na publikację jest biografia tego właśnie kolegi Chopina. Kontekst uzupełniła również młodzieńcza Symfonia B-dur D 125 Schuberta.

Pierwszy utwór, czyli symfonię Gołąbka, Bayl dyrygował od klawesynu, resztę już stojąc. Fortepianem użytym tego wieczoru był Buchholtz, który brzmiał jak zwykle na dużej sali nieszczególnie, zwłaszcza z orkiestrą, choć obaj soliści wieczoru naprawdę się starali. Pierwszym był nasz ulubieniec Tobias Koch, który wykonał z humorem Koncert D-dur Giovanniego Paisiella, grywanego w dawnej Warszawie (był nadwornym kompozytorem Katarzyny II), i nie obszedł się oczywiście bez psikusa, wstawiając do kadencji cytaty z Preludium A-dur Chopina i Marsza tureckiego Mozarta. Drugim solistą był laureat II nagrody na zeszłorocznym Konkursie Chopinowskim na Instrumenty Historyczne, Japończyk Naruhiko Kawaguchi, z wdziękiem interpretujący Rondo a la Krakowiak Chopina. Czekamy teraz na kolejne występy konkursowiczów, czyli recitale Aleksandry Świgut i Dmitrija Ablogina.

Warto było poczekać do 22 i przyjść na nocny koncert Apollon Musagète Quartett. Jakoś nie myślałam, że muzyka Dvořáka mogłaby być dobra na nokturnowe nastroje, ale okazało się, że absolutnie nie miałam racji. Przede wszystkim słabo się zna w Polsce jego literaturę kwartetową. Ostatni, XIV Kwartet As-dur z 1895 r., ma przedziwne momenty w każdej z części, jakby otwierały mu się drzwi w przyszłość – oderwane od kontekstu mogłyby zostać wzięte za napisane kilkadziesiąt lat później. Wcześniejszy o kilkanaście lat Kwintet fortepianowy As-dur jest bliższy temu, co zwykle z tym kompozytorem kojarzymy, bardzo czeski w kolorycie. Vadym Kholodenko, który dołączył do polskich muzyków, ma podobny typ muzykalności, więc razem brzmieli wspaniale, a muzyka płynęła łagodnie i ciepło. Mimo późnej pory długo nie chcieliśmy ich wypuścić. Ja sobie pomyślałam, że chętnie usłyszałabym ten skład w moim ukochanym Kwintecie Brahmsa, ale bis był również energetyczny – scherzo z Kwintetu Szostakowicza. Kwartet niestety wystąpił tylko ten raz, ale pianista wróci do nas na tym festiwalu jeszcze dwa razy. Podobnie zresztą jak Tobias Koch.