Orff w BMW

O czym jest to widowisko, trudno powiedzieć, na pewno nie o tym, o czym są Carmina burana, ale też nie o tym, że Carl Orff wsiadł do bmw. Ale wygląda to efektownie, a strona muzyczna też jest dobra.

Kolejna edycja BMW Art Club, druga z udziałem muzyki poważnej, opiera się właśnie na tym popularnym dziele. Choć czy jest ono takie popularne? Siedzące w pobliżu mnie sympatyczne panie nawet nie pamiętały nazwiska kompozytora, na którego dzieło przyszły. Ale ogólnie im się podobało; jedna z nich powiedziała: „to takie strasznie smutne było, wydaje mi się, że to było o przemijaniu. Ale piękne, chętnie poszłabym na to jeszcze raz”. To w każdym razie pozytywna konkluzja.

Kogoś jednak, kto wie, o czym to jest, zna te teksty, które są dość proste, by nie powiedzieć prostackie, i w dużym skrócie mówią o przyjemnościach żywota z naciskiem na przyjemności erotyczne, może trochę bawić takie nadbudowywanie zupełnie innej historii, bo przecież to naprawdę nie jest smutne, wprost przeciwnie. Ale intencję Borisa Kudlički, który jest autorem strony wizualnej tego przedsięwzięcia (przy współudziale Bartka Maciasa, Bogumiła Palewicza i całej ekipy), wspomniana pani odczytała chyba dość trafnie. W głębi sceny jest wielki ekran, na jego tle stoi konstrukcja w kształcie ośmiokąta, czasem zakrywana mniejszym ekranem, czasem przypominająca statek kosmiczny, do którego wchodzi i z którego wychodzi bohater – mały chłopiec. Pojawia się w pierwszych numerach wśród chóru, przytula się do poszczególnych chórzystek i chórzystów i zostaje wprowadzony na wysoki podest za chórem. Solista wręcza mu świecącą kulę. Chłopiec pojawia się i znika, a na koniec pojawia się mężczyzna również z tą kulą i schodzi do chóru. To zdaje się ma być ta sama postać, ale dorosła. Efektowne są „matriksowe” projekcje z literkami, cyferkami, przewodami, przestrzenią, światełkami itd. itp.

Zespoły Opery Narodowej świetnie prowadzi młody, 28-letni dyrygent włoski Lorenzo Passerini. Trójka solistów także była znakomicie dobrana: Joanna Moskowicz, Stanisław Kuflyuk i Kacper Szelążek, który śpiewa jako przypiekany łabądek, nawet wychodzi na scenę z białym skrzydłem, ale zaraz się okazuje, że skrzydło to nie byle jakie, bo anielskie – na ekranie pojawia się tekst wiersza Jarosława Mikołajewskiego o odwiedzinach anioła. Znamienne, że w programie wydrukowany jest cały cykl tych wierszy, natomiast nie ma tekstu śpiewanego. Traktując muzykę dosłownie, możemy otrzeć się o banał – mówi Kudlička w programie. Cóż, są i takie racje. W każdym razie mają się jeszcze odbyć dwa takie spektakle i oba są ponoć wyprzedane.