W stronę oryginału

Po ostatnich starorocznych koncertach, w oczekiwaniu na tradycyjny świąteczny wyjazd, zrobiłam sobie dziś dzień słuchania płyt.

Dużo mam w tej dziedzinie zaległości do nadrobienia, ale dwie bardzo ważne już nadrobiłam. Oba dwupłytowe albumy zostały wydane przez ECM w tym roku, czyli w roku swego 50-lecia. Dokładniej – to ECM New Series, poświęcona klasyce, dawnej i współczesnej. Te dwie – dawnej.

Świeży zupełnie jest album Thomasa Zehetmaira Sei Solo. Johann Sebastian Bach – The Sonatas and Partitas for Violin Solo. Wiedziałam, że to będzie wyjątkowy smakołyk – zawsze bardzo lubiłam i ceniłam tego skrzypka, to artysta całkiem specjalny, natchniony, wizjonerski. Ale nie spodziewałam się, że ten jego Bach zrobi na mnie aż takie wrażenie. Do jego wykonania solista wybrał dwa instrumenty: do Partit – pożyczony od przyjaciela, wykonany przez nieznanego mistrza z Południowego Tyrolu z 1685 r., czyli roku urodzenia Bacha, a do Sonat – swój własny, Joannesa Udalricusa Ederle z 1750 r., czyli roku śmierci Bacha. Nagrał te utwory w kościele przyklasztornym w St. Gerold w austriackim Vorarlbergu (to prowincja najdalej położona na południowym zachodzie, sąsiadująca z Tyrolem; jej stolicą jest Bregencja). To miejsce do nagrań upodobał sobie Manfred Eicher, tu zarejestrowano takie hity ECM jak Officium i Mnemosyne Jana Garbarka z Hilliard Ensemble, ale także wiele nagrań klasyki, w tym wszystkie płyty właśnie Hilliard Ensemble. W przypadku skrzypcowych utworów Bacha wnętrze to dało bardzo interesujący pogłos, wyraźny, ale nie zakłócający brzmień. A zawartość? Niezwykle indywidualna. Wyrazista retoryczność, a czasem też taneczność kontrastuje z częściami double o dźwięku cichym jak duch. Największe jednak wrażenie zrobiła na mnie Partita d-moll, a Ciaccona po prostu schwyciła mnie za gardło – takiej nie słyszałam. To dopiero był obraz całego życia, wszystkich jego stron. I ledwie po tej Ciacconie odetchnęłam chwilę, znów mnie zatkało przy początku Sonaty C-dur. Zupełnie nie przyszło mi do głowy, że to może być coś takiego. No, wielka ta płyta jest.

Drugi ECM-owski album dziś przeze mnie wysłuchany został nagrany w domu Beethovena w Bonn na wiedeńskim pianoforte Franza Brodmanna z ok. 1820 r., który należał do cesarskiej rodziny. A dziś – od 2010 r. – należy do Andrasa Schiffa, który użyczył go właśnie Domowi Beethovena. Jest to przecież instrument z czasów patrona, ale także Schuberta, któremu poświęcony jest ten album z jego późniejszą twórczością. Pierwsza z płyt zawiera cztery Impromptus D 899 i Sonatę c-moll D 958, druga – trzy utwory z D 946 i Sonatę A-dur D 959. Mało kto rozumie Schuberta tak jak Schiff i mimo że na początku pierwszego Impromptu dźwięk wydał mi się wycofany, to z czasem się do niego przyzwyczajałam i zauważałam, że pianista wyciąga z tego instrumentu nieoczekiwane czasem brzmienia. Sposób gry jest, jak zwykle u niego, inspirowany przez instrument – wiele rzeczy na współczesnym steinwayu zagrałby zupełnie inaczej. Ciekawe było dla mnie zwłaszcza porównanie Sonaty A-dur, której ostatnio słuchałam również na nowej płycie Arcadia Volodosa (Sony Classical), bardzo zresztą przyjemnej. Trudno co prawda porównywać nagrania na tak różnych fortepianach, ale pewne cechy interpretacji można. Np. od czasu słuchania na żywo tej sonaty w wykonaniu Krystiana Zimermana zwróciłam uwagę na motyw powtórzonego dźwięku, który odgrywa dość istotną rolę w pierwszej części, a odbicie ma w finale, gdzie tych dźwięków jest po trzy. Właśnie u Zimermana odkryłam, a raczej on mi odkrył, to pokrewieństwo. Te dźwięki u niego są wyraziste, okrągłe i dokładnie równe. Volodos jakby prześlizguje się nad nimi, natomiast Schiff robi taki zabieg, że pierwszy dźwięk jest głośniejszy, a drugi jest echem, i to również jest bardzo ciekawe. Zupełnie też inne są w tych trzech wykonaniach interpretacje tria środkowej części, gdzie u Zimermana mamy burzę i obłęd, u Volodosa dość dokładnie poukładany, choć nadal burzliwy tok muzyki, a u Schiffa… coś pośrodku. W sumie wspaniały album. Na koniec Schiff robi niespodziankę – przytrzymuje ostatni dźwięk. Wybrzmienie trwa chyba ze 20 sekund. Też zaskoczenie.