Noli me tangere

Nie dotykaj mnie – takie hasło nadano tegorocznej edycji festiwalu Nowe Epifanie. I nawet nie podejrzewano, jak aktualne się okaże.

Do tego stopnia, że miejsce środowego koncertu musiało zostać zmienione – miał on się odbyć, podobnie jak poniedziałkowy, w Sali Kolumnowej Wydziału Historycznego UW. Tymczasem uniwersytet zamknął podwoje. Występ szkockiej śpiewaczki Carine Tinney i niemieckiego lutnisty Lukasa Henninga z dawną muzyką brytyjską (Dowland, Johnson, Lawes) odbędzie się w Kościele Ewangelicko-Reformowanym.

Na UW zdążył jeszcze wystąpić wspomniany lutnista Lukas Henning. Ten 28-letni artysta studiował u Hopkinsona Smitha w Schola Cantorum Basiliensis. Zagrał nam program „Tarot paryski” na wzór kart z 1624 r. zachowanych w paryskiej Bibliothèque Nationale; każdy z „kolorów” symbolizowany był przez innego artystę z czasów zbliżonych: Johna Dowlanda, Michelagnola Galilei (syna kompozytora Vinzenza i brata Galileusza), Nicolasa Valleta i Giovanniego Girolama Kapsbergera. Ładny zestaw, choć może trochę zbyt jednostajnie interpretowany.  Henning jest w ogóle interesującą postacią nie tylko ze względu na grę, ale i na erudycyjny projekt, który prowadzi w Internecie.

Dziś był koncert w Kościele Ewangelicko-Reformowanym, przy którym trochę się zatrzymam, jako że repertuar był mi kiedyś bliski. Wystąpił żeński zespół wokalny Dziczka, któremu towarzyszyła grająca na portatywie Catalina Vicens z Chile – taki trochę eksperyment, średnio udany, bo jedno z drugim nie bardzo stroiło. Dziczka to zespół folkowy, śpiewający białym głosem. Tym razem wystąpił w składzie czteroosobowym, choć uczestniczek bywa więcej. Dotąd śpiewały głównie muzykę ukraińską, tym razem zaprezentowały program Krwawe gody złożony ze średniowiecznych polskich pieśni pasyjnych.

Dziś kto i rusz te pieśni wykonuje, a nawet nagrywa, jednak tak się składa, że ćwierć wieku temu miałam możność uczestniczyć w projekcie pionierskim w tej dziedzinie (o czym już nikt poza nami nie pamięta), realizowanym przez nieistniejący od dawna żeński zespół wokalny Studio 600. Wspominałam tu kiedyś o tym, było nas pięć, pieśni pasyjne śpiewałyśmy używając jedynie momentami instrumentów perkusyjnych (terkotek i kołatek). Wykonywałyśmy ten program w różnych miejscach, w tym w opactwie Royaumont w 1996 r., na zaproszenie Marcela Pérèsa.

Akurat kilka dni temu odbyłyśmy z koleżankami spotkanie wspominkowe po latach i posłuchałyśmy sobie nagrania naszego występu w Studiu im. Lutosławskiego, na którym publiczności było tyle co nic, ale brzmiało pięknie. Wahałyśmy się swego czasu, gdy dostałyśmy propozycję nagrania płyty, czy może nie nagrać właśnie tego repertuaru; ostatecznie stanęło na francuskim chorale barokowym, którego uczyłyśmy się na kursie u Pérèsa. To też ładnie wyszło, ale skoro nie nagrałyśmy pieśni pasyjnych, nie zostało utrwalone, że byłyśmy pierwsze…

Słuchając byłyśmy zbudowane: co prawda to było trochę takie „inteligenckie” śpiewanie, choć bliższe białemu głosowi niż w innych programach (tylko jedną z nich, Płaczy dzisia, duszo wszelka, zaryzykowałyśmy wykonać z ludowym zaśpiewem, miało to pewien wdzięk, nie powiem), ale było równo, czysto, z dobrą dykcją – wszystkie słowa da się zrozumieć.

Kiedy dziś wybierałam się na koncert, ciekawa byłam, czym śpiewanie Dziczki będzie się różnić od naszego. Też jest trochę pośrodku, niby biały głos, ale bardziej uładzony niż zwykle u nich. Trochę mnie parę szczegółów zdziwiło. Zaczęły od Lamentu świętokrzyskiego (tego, z którego pochodzi fragment użyty przez Henryka Mikołaja Góreckiego w pierwszej części III Symfonii), a że nie wiadomo, na jaką melodię się go śpiewało, podłożyły podeń melodię Krzyżu święty nade wszystko, co było dość naciągane, bo rytm się nie zgadzał. Znaną pieśń Ładysława z Gielniowa Jezusa Judasz przedał wykonały w wersji czterogłosowej Cypriana Bazylika, śpiewając jednak prawie wszystkie zwrotki (myśmy śpiewały to jednogłosowo i tylko wybór, bo tych zwrotek jest 24), podobnie Bądź pozdrowion, Krzyżu święty, którą my śpiewałyśmy jako jednogłosowy chorał, podłożyły pod Mądrość Ojca wszechmocnego Bazylika. Tu przynajmniej rytm się zgadzał. Również w wersji trzygłosowej wykonały najstarszą z pieśni, Jezus Chrystus, Bóg człowiek, oraz Krzyżu wierny i wyborny (my pierwszy z nich śpiewałyśmy jednogłosowo zawsze na początek koncertu, a drugi, chorałowy – kwartami). Najpodobniej do nas zaśpiewały Ciebie dla, człowiecze, z tym, że my wykonywałyśmy to energicznie, akompaniując sobie kołatkami. To wszystko piszę nie dlatego, że uważam nasze wykonania za jakiś wzorzec z Sèvres. Tak sobie po prostu wspominam.