Bach, Haendel, Vivaldi – trójca świąteczna

Dokąd byśmy muzycznie nie wędrowali, to na same Święta zawsze najchętniej wracamy do tych kompozytorów.

Uwaga, uwaga: jeśli ktoś nie obejrzał Pasji Janowej pod Gardinerem, to jeszcze może to zrobić do 1 w nocy – na prośbę licznych zachwyconych słuchaczy przedłużono termin. A jest to coś po prostu niesamowitego.

Sfilmowane to zostało w Oxfordzie, w Sheldonian Theatre. Wnętrze to, zaprojektowane przez młodego Christophera Wrena, inspirowane było formą rzymskiego amfiteatru, jednak oczywiście pod dachem. Okna zaraz pod stropem, z których w pierwszej części pada jeszcze światło dzienne, też mają tu swoją rolę – i fakt, że późniejsze części już oglądamy w wieczornych barwach. Aranżacja bardzo teatralna – chórzyści (wszyscy śpiewający z pamięci!) porozmieszczani po audytorium w dość dużych odstępach, część solistów razem z nimi z wyjątkiem trzech głównych: Ewangelisty, Chrystusa i Piłata, którzy mają osobne miejsca (drugi i trzeci czasem je zmieniają, Ewangelista ma miejsce stałe). Również duże odstępy w orkiestrze, a Gardiner dyryguje mając za plecami wejście do sali.

Muszę powiedzieć, że słuchając tego miałam ściśnięte gardło, czasem nawet łzy w oczach. To był żywy dramat ze wszystkimi jego odcieniami. Widoczny nie tylko w śpiewie solistów i wpatrzonego w dyrygenta chóru, ale też w twarzy dyrygenta, będącego cały czas z nimi, śpiewającego z nimi tekst. Aż do ostatniego spojrzenia i opuszczenia głowy w pokłonie do muzyków, którzy spontanicznie zaczęli mu klaskać.

Soliści w większości byli przedstawicielami wchodzącego pokolenia. Niektórzy z nich przeszli przez znany nam Dunedin Consort, jak sopranistka Julia Doyle czy kolejny znakomity, młody Ewangelista – Nick Pritchard, o którym z początku pomyślałam, że może będzie za bardzo cukierkowy, ale jednak nie – on z tych Ewangelistów „współczujących”. Bardzo młody był Chrystus, William Thomas – zdecydowanie przed wiekiem chrystusowym, a jednak ma w sobie dość dostojeństwa. Wręcz symboliczny był udział Alexandra Chance’a, który jest zupełnie innym kontratenorem niż jego ojciec (Michael), obdarzony głosem o jaśniejszej, ostrzejszej barwie – sprawiłby jeszcze lepsze wrażenie, gdyby z lekka się nie wywalił w środkowej, szybkiej części Es ist vollbracht. Jeszcze trochę musi się nauczyć. Starszy wśród solistów był jedynie Piłat – Alex Ashworth, który zrobił z rzymskiego namiestnika postać refleksyjną.

Podziwiać należy, jak dźwięk został zebrany – trzeba przyznać, że dźwiękowcy dziś mają bardzo trudne zadanie. Zwłaszcza kiedy w koncercie biorą udział większe zespoły, rozsadzone w przepisowych odległościach.

Dziś zakończyły się też Misteria Paschalia – koncert finałowy został wrzucony o 18., jest darmowy i będzie wisiał na PlayKraków. W pustej Sali Audytoryjnej ICE Capella Cracoviensis z Robertem Bacharą prowadzącym od skrzypiec i Marcinem Świątkiewiczem na klawesynie oraz solistką Natalią Kawałek, brawurowo śpiewającą arie Haendla (z Rinalda, Ariodantego i kantaty Armida abbandonata) i Vivaldiego (Griselda, Juditha triumphans) i jeszcze między nimi dwoma trębaczami, Pawłem Gajewskim i Marianem Magierą, w dwóch podwójnych koncertach Vivaldiego. Ta muzyka to już po prostu czysta radość życia i choć nie wszystko było może doskonałe, to niosło wiele pozytywnej energii.