Dalszy ciąg uczty

W poniedziałek grali osobno, w czwartek razem. Alena Baeva i Vadym Kholodenko to duet doskonały. Ciekawe tylko, że z różnych miejsc sali, także FN, brzmi to różnie.

Znajomi siedzący na balkonie uważali, że pianista zagłuszał skrzypaczkę. Na dole w niektórych miejscach z kolei mogło się wydawać, że pianista momentami przepraszał, że żyje. Prawda oczywiście leży tam, gdzie leży. Ja w każdym razie w XII rzędzie byłam z proporcji zadowolona.

Niesamowity rozrzut repertuaru. Początek – dość banalne Wariacje WoO 44b Beethovena oraz Fantazja C-dur op. 131 Schumanna – był właściwie wstępem do głównej części programu, zawierającej dzieła z XX w. A przed nimi jeszcze krótki utwór współczesny, An Essay of Love Marka Simpsona, z którym związana jest dość łzawa historia opisana pod tym filmikiem; nie zachwycił mnie jednak sam w sobie.

Wspaniałą niespodzianką był Temat z wariacjami Grażyny Bacewicz z 1934 r., czyli stworzony przez 25-letnią kompozytorkę i skrzypaczkę (sama go zresztą prawykonała razem z bratem). Dzieło zgrabne i efektowne, napisane ze znakomitą znajomością obu instrumentów, temat o lekkim posmaku ludowym – w pełni dojrzała twórczość. A potem jeszcze jedno polonicum: Partita Lutosławskiego. Nie wiem, czy można lepiej zagrać ten utwór. I na koniec cudowna Sonata Ravela, z dowcipnym bluesem i szalonym Perpetuum mobile. Stojak był obowiązkowy.

Co zaś do popołudniowego występu Alexandra Melnikova, to był to koncert ciekawostek przyrodniczych. Najlepiej wypadła chyba Fuga a-moll Chopina. Kilka dowcipasków z Grzechów starości Rossiniego chciałoby się usłyszeć w lepszym wykonaniu, bez takiej ilości „sąsiadów”, choć historyjka o pociągu, komentowana przez pianistę ustnie (po polsku!), była sama w sobie zabawna. Natomiast Symfonia fantastyczna Berlioza w opracowaniu fortepianowym Liszta to była jakaś paranoja. Po co to w ogóle wykonywać w takiej wersji, jeśli najważniejszym walorem tego utworu jest instrumentacja, te wszystkie wyrafinowane brzmienia, rożek angielski, klarnet Es czy dzwony kościelne. Na dość płaskim jednak brzmieniowo erardzie niewiele z tego da się oddać, tym bardziej, że i tu „sąsiadów” nie brakowało. No, ale wyczyn był.