Dwie Czwarte

O ile II Symfonie Beethovena i Brahmsa mają ze sobą wiele wspólnego, nie tylko tonację D-dur, to IV Symfonie są skrajnie od siebie różne.

Program z nich złożony jest więc ciekawie skontrastowany. I taki właśnie był tegoroczny koncert urodzinowy Sinfonii Varsovii w Operze Narodowej pod batutą wielkiego mistrza – Marka Janowskiego.

Orkiestra ta nie pierwszy raz grała pod jego batutą, ale o ile dwa lata temu nie wypadła najlepiej, to tym razem było zupełnie inaczej. Dawno nie słyszałam tego zespołu tak grającego – śpiewnie, kształtując frazy – i ciekawe, czy maestro zrobił to na próbach (pewnie było ich mało), czy też muzycy poczuli się tak zmotywowani jego obecnością.

Słyszałam po koncercie zdania od osób, które widziały Marka Janowskiego jeszcze wiele lat temu w Niemczech, że dziś chyba czuł się chory, bo nie miał energii. Ja odniosłam zupełnie inne wrażenie. O jego elegancji i precyzji ruchów pisałam tu już nieraz, ale mam też wrażenie, że jest w nim również obecnie wielka mądrość, dzięki której jest on w stanie przekazywać swoją wolę nawet minimalnymi, oszczędnymi gestami. A wymachiwać rękami nie musi, tym bardziej, że ma już przecież 82 lata.

IV Symfonia Beethovena wyróżnia się szczególnie tym, że wstęp do niej to chyba jedna z najbardziej ponurych rzeczy napisanych przez tego kompozytora, po czym następuje jedna z najweselszych jego symfonii, wręcz figlarna; nawet wolna, liryczna część ma w sobie wiele pogody. Z kolei IV Symfonia Brahmsa, którą zwykło nazywać się „elegijną”, ale mimo to ma w sobie również coś bohaterskiego – to muzyka niezwykle intensywna i ta intensywność została dziś znakomicie oddana. Forma została zbudowana precyzyjnie (maestro oba dzieła dyrygował z pamięci!), a w Passacaglii poszczególne grupy instrumentów odbierały od siebie płynnie pałeczkę, jakby trochę rywalizując, kto piękniej zagra. Dali z siebie wszystko. Na bis zostało powtórzone Scherzo z ową rozczulającą partią triangla, po czym dyrygent pożegnał się zabawnym gestem „idziemy spać”. Ogromnie się cieszę nie tylko z wizyty mistrza, ale i z tego, że Sinfonia Varsovia w swoje 37. urodziny (które po prawdzie miały już miejsce w kwietniu) jest w tak dobrej formie.

PS. Naprawdę wstyd, że w programie, wydrukowanym przez Operę Narodową, biogram dyrygenta zatytułowano: Marek Jankowski. Najciemniej pod latarnią?