Pierwszy dzień polski

Dziś na Actus Humanus sami polscy wykonawcy – i wspaniały dzień. W tym roku jest trochę na odwrót: zagraniczni artyści częściej grają recitale, a zespołów większość jest polskich.

Dopiero Ensemble Correspondance zagra na koniec, a poza tym czekają nas występy Il Giardino d’Amore Stefana Plewniaka, Zespołu Marii Pomianowskiej, Orkiestry Czasów Zarazy, Royal Baroque Ensemble Lilianny Stawarz i {oh!} Orkiestry Historycznej Martyny Pastuszki. A solo takie gwiazdy jak Andrew Lawrence-King, Patrizia Bovi, Ben Bagby, Giovanni Antonini. I jeszcze Krzysztof Firlus w piątek (wtedy będzie dzień wręcz śląski) i Małgosia Fiebig w sobotę na carillonie u św. Katarzyny.

Michał Gondko co prawda też dziś mieszka w Szwajcarii, ale przecież nadal jest polskim muzykiem. Tym razem wybrał lutniowy repertuar francuski, a dokładniej – poświęcił swój recital muzyce Denisa Gaultier, działającego w pierwszej połowie XVII w. Część z tego to muzyka żałobna poświęcona pierwszej żonie, a także panu de L’Enclos, który był dzielnym żołnierzem, ale tez znakomitym lutnistą, a przy okazji ojcem słynnej Ninon de Lenclos, w której salonie gościli i Gaultier, i Lully – to tylko jeśli chodzi o gości muzycznych. I też ponoć była utalentowaną lutnistką.

Z panem de l’Enclos związana jest anegdota o jego śmierci opisana we wspomnieniach przez córkę: że gdy wiedział już, że umiera, nakazał wezwać swoich przyjaciół, zamówił wina i poprosił ich, by się nie poddawali smutkowi. Ta cała historia została muzycznie opisana przez Gaultiera. Przy wszystkich tych żałobnych konotacjach muzyka jest łagodna, taneczna, kojąca. Bardzo miło się tego słucha. Lutnista ponadto od czasu do czasu komentował ją opisami z epoki, w tym właśnie wspomnieniem Ninon czy opowieścią z „prawdopodobnie pierwszego tabloidu”.

O ile popołudniowy koncert uspokajał, to wieczorny był istnym dynamitem. Nie było bezpośredniej transmisji, więc uczulam: kiedy tylko znajdzie się w programie Dwójki, trzeba tego posłuchać! Po dwóch godzinach (z przerwą) pełnego napięcia skończyło się na stojaku i bisie. Zespół Arte dei Suonatori, tym razem pod kierownictwem artystycznym Marcina Świątkiewicza, przygotował Symfonie hamburskie Carla Philippa Emanuela Bacha. Wykonał je nie po kolei, ale dobierając do nich Fantazje tegoż autora, którymi klawesynista podprowadzał z jednej symfonii do drugiej. W jednym wypadku była to fantazja improwizowana. Był to znakomity pomysł, bo te rzeczy bardzo do siebie pasują – symfonie właściwie też są fantazjami, trochę bardziej uładzonymi, ale również często skręcającymi niespodziewane w stronę, której nie dałoby się przewidzieć, nieobliczalnymi. Wszystko to bardzo podnosiło temperaturę, nie obniżając poziomu wykonawczego – chodziło to jak w zegarku. Jak na razie to chyba najlepszy koncert festiwalu; nie będzie łatwo czegoś takiego przebić.