Byli kiedyś inni Rosjanie

Rzutem na taśmę (ekspozycja, przedłużona zresztą, trwa do 3 kwietnia) obejrzałam w Paryżu w Fondation Louis Vuitton drugą część wystawy Icônes de l’art moderne, czyli kolekcję braci Morozowów – Michaiła i Iwana.

Pierwszą częścią była podobna kolekcja Siergieja Szczukina, którą pokazano w tym miejscu kilka lat temu. Wystawom patronował oczywiście Putin i ciekawe, że o ile od innych krajów Zachodu rosyjska władza domaga się zwrotu dzieł wypożyczonych na wystawy, to od Francji jakoś nie. Francja też nie kwapi się do przestrzegania sankcji wobec Rosji. Związki francusko-rosyjskie są mocne od pokoleń, choć kiedyś dotyczyły innych Francuzów i innych Rosjan.

Zarówno Szczukin, jak Morozowowie byli biznesmenami działającymi w przemyśle tekstylnym, zaprzyjaźnionymi zresztą. Wiele ich łączyło: pochodzenie ze staroobrzędowców, swoisty etos pracy, duże pieniądze i miłość do sztuki, zwłaszcza francuskiej. Każdy z nich musiał podróżować do Paryża w celach biznesowych i przy okazji dokonywał zakupów, na czym korzystali najbardziej francuscy marszandowie, ale też niektórzy artyści. Szczukin np. był wielkim miłośnikiem Matisse’a i Picassa; u tego pierwszego zamówił też wielkie dzieła ozdabiające klatkę schodową (w tym słynny Taniec). Iwan Morozow wolał Bonnarda, Gauguina czy van Gogha, wspierał też rosyjskich artystów, a dekorację swojej sali koncertowej zlecił Maurice’owi Denisowi. Naprawdę kochali sztukę, nie mogli bez niej żyć. Szczukin mawiał: jeśli oglądając obraz odczuwasz szok, kup go.

Wszyscy oni gromadzili obrazy nie tylko dla własnej satysfakcji posiadania, lecz po to, by dzielić się nimi ze światem – chętnie swe kolekcje pokazywali, a w testamentach po obywatelsku chcieli przeznaczyć je dla miasta. Przyszła jednak rewolucja bolszewicka i biznesmeni zostali wywłaszczeni. Ich siedziby początkowo stały się muzeami, które można było zwiedzać, ale później kolekcje zostały podzielone między moskiewskie Muzeum Puszkina a petersburski Ermitaż. Po paru latach arcydzieła zlądowały w magazynach na wiele dekad, bo Stalin nie lubił „sztuki zdegenerowanej”. Straszne marnotrawstwo, ale cóż, w Rosji takie sprawy są normalne. Dopiero po śmierci Stalina, w latach 60., niektóre obrazy zaczęto wydobywać na światło dzienne. Te są już znane, bo trafiły do światowych katalogów, natomiast są i takie, których przez lata nikt nie widział, zwłaszcza jeśli chodzi o publiczność z Zachodu. Dlatego też w Paryżu tak wiele osób pragnie zobaczyć tę wystawę – przewalają się przez nią istne tłumy. Jeśli więc ktoś znajdzie się tam przed 3 kwietnia – koniecznie. Choćby żeby zobaczyć niesamowitych Więźniów van Gogha i jeszcze wiele innych obrazów.

A oto zdjęcia z mojego pobytu w Paryżu: dzień pierwszy, dzień drugi, dzień trzeci oraz dzień czwarty i piąty. Trochę zdjęć z tej wystawy, jak również z niezwykłego budynku, w którym jest pokazywana, jest w ostatnim z albumów.