Czym jest partnerstwo w muzyce

Czwartkowy koncert w sali Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina miał się odbyć już parę miesięcy temu, w trochę innym składzie; obecny termin był trochę niefortunny, bo przedświąteczny, ale zaznaczył jedno bardzo pozytywne wydarzenie.

Otóż wznowiona została działalność Fundacji Partnerstwo w Muzyce, którą ponad dekadę temu założył prof. Jerzy Marchwiński z dwojgiem innych pianistów-kameralistów: Mają Nosowską i Maciejem Piotrowskim. Teraz przejęło ją młodsze pokolenie i prezesem jest również pianista – Mischa Kozłowski, a wiceprezeskami – wiolonczelistka Marianna Sikorska i sopranistka Adriana Ferfecka. Celem jej działania, jak napisane jest w rejestrze KRS, jest „promocja idei partnerstwa jako podstawy współpracy pomiędzy wykonawcami muzyki, ze szczególnym uwzględnieniem współpracy pianistów z instrumentalistami i wokalistami”.

Na czym polega to partnerstwo? Muzycy – i ci dziś występujący, i założyciele fundacji (fizycznie na sali obecny był z tej trójki tylko Maciej Piotrowski), mówili o tym w pokazywanych między utworami filmikach. I wygląda na to, że co muzyk, to pogląd na partnerstwo, choć większość z tych wypowiedzi była trafna. Że do partnerstwa potrzebny jest szacunek (Mischa Kozłowski), że ciekawość drugiego człowieka (Maja Nosowska), że zaufanie (Marianna Sikorska). Trochę się nie zgadzam z Karolem Kozłowskim, który twierdzi, że partnerstwo przychodzi dopiero w wieku dojrzałym. Uważam, że można – i należy – tym bakcylem zarażać nawet dzieciaki w szkole, a mówię to z doświadczenia, bo pamiętam, jaką frajdę sprawiło mi w podstawówce granie z dwójką kolegów w triu. Słuchanie się nawzajem, uważność, a jednocześnie świadomość, że razem coś się buduje – są bardzo ważne dla każdego i to nie tylko w muzyce. Dlatego cieszę się, że fundacja myśli również o promocji muzycznego partnerstwa w dziedzinie edukacji.

Obecny prezes jest wykładowcą UMFC i naprawdę znakomitym kameralistą – dekadę temu, kiedy miałam zaszczyt, zaproszona przez prof. Marchwińskiego, wziąć udział w jury zorganizowanego na uczelni konkursu dla duetów z fortepianem, uczestniczył w paru różnych duetach, zdobył którąś z nagród, i już wtedy zwróciłam na niego uwagę. Dziś grał w każdym utworze i w różnych możliwych konfiguracjach. Trochę niekonieczny może był solowy początek – Polonez As-dur Chopina (na cześć patrona uczelni), zagrany zresztą całkowicie nieortodoksyjnie, ale potem już była istna orgia kameralistyki. Z Januszem Wawrowskim – Taniec z „Harnasiów” Szymanowskiego i piękny Witraż Bacewiczówny, z Marianną Sikorską – premiera utworu młodego kompozytora Wojciecha Chałupki, z Olgą Pasiecznik – dwa romanse ukraińskiego kompozytora Wiktora Kosenki (1896-1938) i dwie pieśni kurpiowskie, z bratem Karolem – dwie pieśni polskie (Paderewskiego i Żeleńskiego), no i kombinacje potrójne: pieśni Tostiego i Masseneta z tenorem i wiolonczelą, Zima Piazzolli na trio fortepianowe, Violons dans le soir Saint-Saënsa na sopran, skrzypce i fortepian – i wreszcie cała piątka w Canzonetta veneziana Beethovena. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie przegadane zapowiedzi w pierwszej części; podobno zapowiadający był z nagłego zastępstwa i chciał aż za dobrze się wywiązać (w drugiej części już się streszczał, poproszony o to). Skutek był niestety taki, że połowa publiczności uciekła w przerwie, ale ja nie żałuję, że zostałam do końca. Teraz trzymam kciuki za fundację, bo partnerstwo w muzyce to idea bardzo bliska również mnie.