PA i SV krzepi

Na kiepskie humory nie ma nic lepszego niż trochę klasyków wiedeńskich w dobrym wykonaniu.

Kolejny koncert z okazji 40-lecia Sinfonii Varsovii odbył się w Operze Narodowej, co wydawało się dość ryzykowne, zwłaszcza z fortepianem solo. Pamiętam dość przykre wykony, jak np. kiedy Seong-Jin Cho znęcał się nad Koncertem f-moll Chopina, i wiem, że trudno jest tu znaleźć odpowiedni fortepianowy dźwięk. Ale kto miałby znaleźć, jeśli nie Piotr Anderszewski? Ciekawam swoją drogą, jak to brzmiało z innych miejsc sali, np. z balkonów – ja siedziałam w X rzędzie i na moje ucho było pięknie. Subtelny, okrągły dźwięk, z wyjątkiem oczywiście momentów bardziej, że tak powiem, skocznych, których w wykonanych przez niego dziełach nie brak.

Wspominałam już tu kiedyś, że PA powraca do paru tych samych koncertów co Martha Argerich, czyli do Koncertu D-dur Haydna i I Koncertu C-dur Beethovena, i tak się właśnie zastanawiałam, co tych pianistów łączy. Niewątpliwie jest między nimi pewne muzyczne pokrewieństwo: oba te koncerty są dość lekkie i mają w sobie masę rubaszności, w których ważna jest umiejętność znalezienia właściwego rytmu i akcentów, a to są mocne strony obojga. Pamiętam, że kiedyś, dawno temu, rozmawialiśmy z PA o I Koncercie Beethovena, ja go prawdę mówiąc z lekka lekceważyłam, a jemu podobał się zwłaszcza finał, w którym można sobie poszaleć, potańcować. Po latach, jak widać, pozostaje mu wierny, choć oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie grał za każdym razem inaczej (i to też go łączy z Marthą). Podobnie z Haydnem – finał miewa momenty iście folkowe. Tutaj wykonanie bardziej jeszcze szalone od dzisiejszego. A tutaj fragment Beethovena z pamiętnego nagrania na płytę. Całość zresztą też jest do odsłuchania.

Z Sinfonią Varsovią współdziałali świetnie. O jeden moment newralgiczny pod koniec finału Beethovena się obawiałam, bo prawie zawsze w tym miejscu solista rozchodzi się z orkiestrą, ale im się udało – podobnie jak tutaj (od 7:30) – dzięki specjalnemu patentowi pianisty, jakim jest wyraziste akcentowanie, do którego reszcie łatwiej się dopasować.

Prawdę powiedziawszy, można było zwątpić, czy dyrygowanie jest w ogóle potrzebne, słuchając pomiędzy koncertami Haffnerowskiej pod kierownictwem koncertmistrza od pulpitu (dziś – Jakuba Haufy). Absolutna precyzja, odpowiedni wyraz – no, po prostu znakomicie było.

Na bis zaś PA wykonał najpierw Bagatelę op. 126 nr 1 (wciąż siedząc tyłem do nas), a potem z orkiestrą powtórzył finał Haydna.