Wieczór wariacji

Pięć cykli wariacyjnych – taki program wymyślił sobie Louis Lortie. Rzadko się taki zestaw spotyka.

Jak na Festiwal Beethovenowski przystało, koncert rozpoczął się muzyką Beethovena i nią zakończył (łącznie z bisami). Jeśli miałabym jakieś zastrzeżenia do występu tego znakomitego kanadyjskiego pianisty, to właściwie głównie do wykonania 32 Wariacji c-moll Beethovena – owszem, technicznie nie można mu wiele zarzucić, ale ten utwór wydaje się o wiele bardziej zadziorny, energiczny. Tymczasem Lortie grał go – jak wszystko zresztą – lirycznie i kulturalnie, „nie wychodząc z ram”, by tak rzec. Zbyt niewielki więc był kontrast nastrojów między pierwszym a drugim utworem, którym były Variations sérieuses Mendelssohna, dzieło pełne melancholii, co nieczęste w raczej optymistycznie brzmiącej twórczości tego kompozytora. Tu pianista znakomicie oddał nastrój.

Prawdziwym odkryciem był Temat z wariacjami op. 73 Gabriela Fauré. Bardzo rzadko grywany (może wstyd się przyznać, ale ja wcześniej go nie znałam), utwór ten należy do późniejszej (aczkolwiek jeszcze nie późnej) twórczości kompozytora, którego najczęściej się kojarzy ze słodyczami typu Sicilienne czy Pavane. Późniejsze jednak utwory fortepianowe mają w sobie mroczność i pewne wyrafinowanie harmoniczne (przypomnijmy, że Fauré był nauczycielem Ravela). Tutaj w bardzo zacnym wykonaniu; Lortie też zagrał to ogromnie subtelnie. Jeden tylko był moment wkurzający: kiedy przed końcem rozległy się oklaski, bo ktoś się nie domyślił, że jak się gra głośno, to wcale to nie musi być koniec utworu.

Blanca Variations Thomasa Adèsa, choć to też wariacje (jest ich pięć), niespecjalnie dadzą się tak odebrać, jeśli nie patrzy się w nuty; słyszy się tylko, że wychodząc od tradycyjnej melodii (to pieśń sefardyjska Lavaba la blanca niña) muzyka coraz bardziej się komplikuje i zniekształca w iście postmodernistyczny sposób, by na koniec powrócić do tonalności. I na koniec Wariacje i fuga Es-dur op. 35 Beethovena na temat znany z Eroiki i Tworów Prometeusza. Tym razem było energii tyle, ile trzeba, a na bis były II część Patetycznej i finał Les Adieux. Bardzo udany wieczór.