Avdeeva na 213. urodziny Chopina
Godne to było uczczenie tych urodzin w FN: obok Chopina utwory jego przyjaciela, Liszta, oraz kompozytora, który tak jak on opuścił Warszawę jako 20-latek – Mieczysława Wajnberga.
Utworami Chopina pianistka wypełniła całą pierwszą część koncertu. Świetnie skomponowała program, dobierając nawet tonacjami. Słuchając jej wspominałam, jak podczas konkursu w 2010 r. wyrażałam zdanie, że to „znakomita pianistka, ale czy chopinistka?”. Dziś już takie pytanie nie przyszłoby mi do głowy. Za takie Mazurki op. 41 mogłaby może nawet dostać nagrodę? Zrywne Scherzo cis-moll bardzo pasuje do jej temperamentu, ale Barkarola też miała właściwy, śpiewno-wodny nastrój. No i Polonez-Fantazja – rzadko się zdarza, żeby ktoś tak dobrze rozumiał ten utwór. Jedno tylko, że przydarzyło się jej kilka drobnych potknięć, ale myślę, że dla laika niezauważalnych. Mniej jednak zaskoczyły, bo Avdeeva jest zwykle absolutnie bez pudła. Ale zawsze jakieś rozproszenie może się przydarzyć.
W drugiej części już go zresztą nie było – wszystko w dziesiątkę. Już od dawna wiadomo, że ta pianistka jest znakomitą interpretatorką późnego Liszta. Tych rzeczy jeszcze w jej wykonaniu nie znaliśmy (i w ogóle nieczęsto się je grywa): zdumiewające, wybiegające w przyszłość Bagatelle sans tonalité (1885) i Unstern! Sinistre, disastro (1881) – ciarki przy tym chodzą; ciekawe, jak by zareagował na tę muzykę Chopin, który miał Liszta za lekkoducha, ale innego go nie znał – i również z późniejszych lat, ale wcześniejszy Święty Franciszek z Asyżu (1863). No i IV Sonata Wajnberga – dla zawiedzionych jej brakiem w transmisji podrzucam wykonanie sprzed półtora roku z Chopiejów (wrzucone przez osobę prywatną), ale mam wrażenie, że dzisiaj ta sonata była trochę inna, jeszcze bardziej płynna, szybka (z wyjątkiem refleksyjnej III części), nerwowa, a przy tym zagrana z niezwykłą precyzją. Wspaniałe to było.
Pierwszy bis artystka zapowiedziała, gra go zresztą – jak wspomniała – przez wszystkie te straszne miesiące. Była to Bagatela nr 2 Sylvestrova, którego pianistka „miała zaszczyt poznać i grać przed nim”. Pięknie wczuła się w nastrój. Ale to było oczywiście dla publiczności za mało, więc na koniec jeszcze był Polonez As-dur i w końcu nagrodzono ją należnym stojakiem.
Komentarze
Moja bardzo ulubiona! ja pomyłek nie wyłapałam – to też sztuka pozbierać się – i to szybko!
Pozdrawiam.
No wspaniała jest. Te mazurki – zachwycające. Jak tylko jeden zagrała pięknie, to kolejny był jeszcze lepszy. Trzeci tak fajnie wielowątkowy. Ale już czwarty to rytmicznie klasa sama w sobie, aż zmęczona po spacerze noga sama zachciała mi spróbować tupnąć pod stołem, zauważyłem.
W ogóle słuchając jej mam zawsze to przyjemne wrażenie, że nic nie jest przelatywane. Nie ma, że jakoś to będzie, pustych przebiegów. Każdej frazie oddana jest tutaj należna uwaga, co jest bardzo miłe. A przy tym w ogóle nie czuć tutaj ego, czy przekombinowywania.
Czysta przyjemność.
O, tak właśnie.
Mazurki rewelacyjne! Nie wiem, może to kwestia miejsca na sali albo mojego subiektywnego odbioru wczoraj, ale Avdeeva wydała mi się mniej drapieżna, a bardziej delikatna, liryczna w brzmieniu. To na pewno też zasługa nastrojowego programu, w którym wszystko po prostu płynęło i świetnie się ze sobą łączyło. Wcześniej odbierałam ją bardziej jako trochę zdystansowaną perfekcjonistkę, a wczoraj w końcu zobaczyłam jej bardziej ludzką stronę, ten perfekcjonizm oczywiście nadal był (pomyłek nie byłam w stanie wyłapać), ale gdzieś na dalszym planie.
PS. Wczoraj pan w Dwójce nazwał jednego z laureatów Konkursu Słoweńczykiem 🙂 ok, wiem, że to nie kanał geograficzny…ale jednak smutne, że takie osoby dostają szansę pracy w mediach 🙁
Pomyłki były, ale w jej przypadku mi to w ogóle nie przeszkadzało, tym bardziej, że jej nie przeszkadzało. Jak Kate Liu kiksowała rok temu, to siedząc blisko widziałem, że jest trochę tym zawiedziona, przez co człowiek się sam zaczął na widowni stresować, co psuje odbiór. Avdeeva jednak ma tych kilka lat doświadczenia więcej i jej takie rzeczy aż tak chyba nie ruszają.
Nie wiem, który pan w Dwójce wczoraj opowiadał, ale niektórzy z panów w Dwójce są tak w sobie zakochani, że, uznając, że mnie słuchającego ich im tam do szczęścia już ewidentnie nie potrzeba, wybieram youtube, jak tylko jest taka możliwość.
@Zympans 😀
(choć, jak mawiali Starsi Panowie, jak wniknąć w treść, to już tak nie śmieszy.)
Nie było mnie wczoraj w FN, ale czekałam na tę recenzję i Państwa komentarze. Wprawdzie w 2010 roku moim faworytem podczas wiadomego konkursu był Trifonov, ale od tego czasu słuchałam Avdeevej wielokrotnie z podziwem i przyjemnością – a w dodatku ta przyjemność była za każdym razem nieco inna. Mam nadzieję, że i ta pianistka odwiedzi nas znowu w sierpniu!
Świadoma, że wskakuję w świeży i żywy temat, robię jednak OT: czy ktoś z Blogowiczów oglądał już „Tár”?
Ja tu nie pisałam o tym filmie, bo napisałam artykuł do gazety: https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/2201232,1,goracy-spor-o-tr-arcydzielo-czy-film-antykobiecy.read
Nawiasem mówiąc nie doceniłam tu Filharmonii Berlińskiej, która w parę dni później przyjęła pierwszą koncertmistrzynię 😀
Zmarł Wayne Shorter 😥
Wielki, wielki muzyk.
Niemal dokładnie 8 lat temu grał w NOSPR https://szwarcman.blog.polityka.pl/2015/03/01/shorter-zadymil/
i jeszcze półtora roku później w NFM: https://szwarcman.blog.polityka.pl/2016/11/18/duza-dawka-shortera/
Tu można grać a wybierać: https://www.youtube.com/watch?v=6_9-HPZe6BY
@Amma Ja od czasów przyjścia Omikrona tylko online, więc jeszcze sobie poczekam. Ale słyszałem od znajomej, akurat miłośniczki muzyki poważnej właśnie, że zdecydowanie warto.
O rany. Strasznie szkoda. Wręcz jakoś niezręcznie trochę teraz mi komplementować takiego giganta. W każdym razie był jednym z tych muzyków, których słuchałem najwięcej w życiu. Podejrzewam, że tysiące godzin przy nim spędziłem, chyba w ogóle w sumie najwięcej z nim grającym z Artem Blakey w Jazz Messengers, a nie z Milesem, w Weather Report, czy jako liderem.
The Complete In a Silent Way Sessions, które nagrał z Milesem, pozostaje od lat jeżeli nie ulubioną, to jedną ulubionych i najbardziej satysfakcjonujących rzeczy do słuchania w ogóle.
Chociaż dzisiaj pewnie można by bardziej powspominać jego solowe albumy z lat 60. z Juju, Et Cetera, Adam’s Apple, Speak No Evil, na czele. Ale The Soothsayer, Schizophrenia, Night Dreamer to też wybitne nagrania, chociaż chyba odrobinę, jak patrzyłem, mniej popularne. Można w tym przebierać tygodniami i odkrywać ciągle coś nowego, a to i tak tylko okres przed-fusion.
Bardzo, bardzo przykro.
Oczywiście nie solowe, tylko z nim jako liderem.
To taki typowy tl;dr i to zupełnie osobisty, więc jeżeli kogoś nie interesuje mój wybór Shortera z początku lat 60. to nalegam, żeby pominąć.
Robiąc wspominki przesłuchałem teraz sporo Wayne’a właśnie mniej awangardowego niż tego, którego kojarzymy, a właśnie jeszcze hard bopowego, a w każdym razie co najmniej jeszcze jedną nogą w hard bopie. Jeżeli komuś z zewnątrz pokazywać muzykę improwizowaną w ogóle, nie tylko Shortera, to nie wiem, czy jest do tego lepszy zespół niż Messengersi z tamtego okresu.
Tutaj bodajże pierwsze nagranie Shortera z nimi, płyta Africaine (1959), kompozycja też jego, teraz klasyka gatunku, Lester Left Town, wydaje mi się, że przyjemne na początek, wpada w ucho:
https://youtube.com/watch?v=M3XrTQsglZU&feature=shares
A tutaj od razu już zupełny ogień, The Freedom Rider (1961), z kolei ostatnia bodajże płyta, gdzie jeszcze był naraz i Bobby Timmons i Lee Morgan i Jymie Merritt. Numer rozpoczynający album, Tell It Like This:
https://youtube.com/watch?v=vE4iRznfVMw&feature=shares
Tutaj rzadsza rzecz, (właściwie to tutaj, żeby oddać sprawiedliwość, gwiazdą jest od początku do końca Walter Davis Jr. z jego unikatową umiejętnością konstruowania tak sugestywnych solówek na fortepianie, że zanim się człowiek powstrzyma, to mówi o nich pretensjonalnie: „opowieści”; najbardziej polecam Like Someone in Love z tej samej płyty, jeżeli komuś jego gra się spodoba). Jak to bywało zawsze na ich live’ach – pięknie zapowiedziana przez Buhainę; zawiera najlepszą definicja polirytmów, jaką znam. Chociaż sam temat nie porywa, to fakt, że Wayne jeszcze stał po tym, co grał wcześniej, niezmiennie mnie zadziwia. Przejmujący The Midget ze Sztokholmu (1959):
https://youtube.com/watch?v=PanmiK6GZFA&feature=shares
A tutaj jedna z tych pięknych historii: nieznane szerzej, do niedawna, nagrania z ich pierwszej trasy w Japonii, „recorded on a Nagra tape recorder to serve as a soundtrack for a documentary film that was never completed.”, które obrobiono i ładnie wydano bodaj rok, czy dwa temu. Najbardziej znana kompozycja Timmonsa i Shorter jakby grający prosto do ucha:
https://youtube.com/watch?v=CidPZqDqSE4&feature=shares
A tu właśnie już z Freddiem Hubbardem zamiast Lee Morgana (chociaż on później jeszcze z Artem grał) i Cedarem Waltonem zamiast Bobbiego Timmonsa (on już nie), zamykający kolejne wybitne nagranie, Mosaic (1961), Crisis:
https://youtube.com/watch?v=rS9wQqFgR68&feature=shares
A tutaj, z Reggiem Workmanem zamiast Jymiego Merritta, trochę jednak ciekawsze (xD) wykonanie Caravan niż z Whiplash, utwór tytułowy zresztą, (1962):
https://youtube.com/watch?v=7wHllT3ioac&feature=shares
Każda z tych płyt jest kapitalna, super swing, energia, wszystkie zresztą były i są oceniane przez krytykę świetnie, a przecież nagrali w czasie tych dosłownie przecież 2-3 lat jeszcze dużo innych, nie gorszych, Witch Doctor, Big Beat, Art Blakey!!!!! Jazz Messengers!!!!!, Roots&Herbs, czy przecież zjawiskową A Night in Tunisia z 1961:
https://youtube.com/watch?v=29T1YIRsaY8&feature=shares
Jest w czym wybierać. (Oni poszczególne programy układali oczywiście w bardziej wyważony sposób, tu jakaś ballada, tu coś w innym nastroju itd. Ja dobrałem wyłącznie rzeczy mocne i wpadające w ucho).
Pomyśleć, że to był sam początek kariery/rozwoju Shortera.
Mariusz Kwiecień zrezygnował ze stanowiska.
Wayne Shorter, eh…
https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,29521919,impreza-wspolpracownika-czarnka-w-operze-wroclawskiej-odchodzi.html#do_st=RS&do_a=1046&do_sid=1046&do_w=57&do_v=739#s=BoxOpLink
Cóż, i tak się dziwię, że tak późno.
Wpuściłam nocny komentarz Zympansa, który nie wszedł, bo miał kilka linków, a powyżej trzech system nie puszcza.
Ale linki cenne, dzięki!
Hyhy, jacy mili w tym „Fakcie”, dali moje zdjęcie sprzed dobrych kilku lat 😉 I fajnie.
https://ludzie.fakt.pl/szwarcman-komentuje-impreze-czarnka-w-operze-wroclawskiej-barbarzynstwo/0w815dq
DOROTA SZWARCMAN
3 MARCA 2023
10:31
Wielkie brawo za celny komentarz 🙂
Tak jest: brawa za nazywanie rzeczy po imieniu.
Miejmy nadzieję, że czytelnikom „Faktu” da to do myślenia.
A stylówka Pani Redaktor zawsze bezbłędna: i wtedy, i dziś. 🙂
Dzięki 🙂 To były jeszcze czasy, kiedy sami się ubieraliśmy na galę Paszportów „Polityki”, czyli bardzo dawno, bo odkąd transmituje nas TVN, to nas również ubiera – oczywiście te ciuchy później zwracamy. Te były moje prywatne 😉
A ja dziękuję za artykuł o filmie Todda Fielda. Wprawdzie go nie widzę, bo nie mam prenumeraty, 😉 ale mam nadzieję, że nie zdubluję Gospodyni.
Film z całą pewnością wart obejrzenia. Mam niski próg nudy i jak się dowiedziałam, że trwa 2,5 godziny, skóra mi ścierpła. Niesłusznie, bo się tego nie odczuwa – i to pomimo, że sceny są często długie i toczą się raczej w wolnym rytmie. Byłam w kinie przedwczoraj i film cały czas nie daje mi spokoju – mimo że oglądamy raczej kliniczne studium złożonej postaci niż jej nasycony emocjami portret. (Chociaż wspaniałe sceny z akordeonem i nagraniem Leonarda Bernsteina komplikują ten obraz.)
A czy to film antykobiecy? Myślę, że wprost przeciwnie. Field pokazuje nam punkt dojścia: tworząc postaci kobiet (i osób LGBT), które trafiły na szczyt, artyści portretują także manipulatorki, osobowości narcystyczne, itd. Nie bez przyczyny Field dał swojej bohaterce takie nazwisko – i nie bez przyczyny w wykładzie, który daje w Julliard School, Lydia używa akurat czasownika „You must service the composer” – zapowiedź tego, co się będzie działo później.
Brawa dla Cate Blanchett za wspaniałą kreację – i za debiut w Deutsche Gramophon! Z przyjemnością bym posłuchała.
Na Spotify można płyty posłuchać za darmo, ale z Blanchett są tylko fragmenty z filmu: prób Mahlera i pamiętnego Preludium C-dur Bacha z wykładu w Juilliard. Najwięcej jest tam muzyki, której w filmie nie ma – Hildur Guðnadóttir rozwinęła ten zalążek utworu komponowanego przez bohaterkę w ponury obraz orkiestrowy. A poza tym jest krótki utwór na przetworzoną elektronicznie wiolonczelę (gra sama Hildur), do którego Field nakręcił klip: https://www.deutschegrammophon.com/en/artists/hildur-gudnadottir/videos/mortar-from-tar-feat-cate-blanchett-562992
No i jeszcze jej trzyczęściowy kwartet pt. po prostu Tár – żywcem ściągany z Góreckiego niestety.
Aha, i jeszcze kawałki Elgara z Sophie Kauer, czyli filmową Olgą. Ciekawe, czy dziewczyna zrobi karierę – obecnie studiuje w Oslo.
Polecałabym mój tekst w całości, bo wyciąga różne rzeczy, różne reakcje, tłumaczy m.in. czemu Marin Alsop tak się zdenerwowała z powodu tego filmu.
Nawiasem mówiąc na wyborcza.pl pod tekstem Mai Staniszewskiej o tym, że ma kłopot z tym filmem i że dlaczego kobieta na stanowisku musi być tak przeraźliwie stereotypowo męska, pojawił się komentarz, żeby autorka spytała starszych kolegów z „GW” o Helenę Łuczywo. Bardzo trafnie 😆
Bardzo twarzowe zdjęcie PK w „Fakcie”, zwłaszcza piękna prywatna bluzka 🙂 i oczywiście trafne komentarze. Jak to się czasem mówiło w mojej rodzinie „Ręce i majtki opadają”, to a propos „Majteczek w kropeczki”…
A odnośnie starszych kolegów w GW, to tam już raczej mało starszych kolegów… Są przeważnie gdzie indziej, ale myślę, że wciąż pamiętają… 😉
Ł. na pewno pamięta 😉
No właśnie… 😉
Bardzo ładnie Pani wygląda w swoim stroju!
Ja przymierzam się do tego filmu, ale ostatnio coś dużo zajęć. Może w przyszłym tygodniu.
Pozdrawiam.
U mnie w Holandii premiera filmu Tar była dwa dni temu.
Obejrzałam go wczoraj z bardzo mieszanymi odczuciami, raziło mnie wiele z punktu widzenia czysto muzycznego i nie tylko. W pewnym sensie nie dziwię się reakcji Marin Altop, bo jest niepotrzebnie zbyt wiele zbieżności z jej prywatnym życiem, co może sugerować dla wielu, że jest prototypem postaci. A przecież Marin Altop jako osobowość jest zupełnie inna , ale o tym wiedzą jedynie muzycy, a nie szeroka publiczność oglądająca film.
Nie jestem już prenumeratorką Polityki, więc nie mogę w tej chwili (a bardzo bym chciała) przeczytać artykułu Gospodyni !
Szukam na to sposobu, może się uda 🙂
oczywiscie Marin Alsop
Dla Alsop, jak sądzę, najbardziej newralgiczna była sprawa fundacji wspierania młodych dyrygentek. Nawet nazwa w filmie jest aluzją – Accordion, tymczasem prawdziwa fundacja nazywała się na początku Taki Concordia (obecnie Taki Alsop) Conducting Fellowship. Alsop zlękła się, że ludzie będą postrzegać jej fundację przez pryzmat tej filmowej, która – jak się tam sugeruje – służy dostarczaniu „świeżego mięsa” szefowej.
Amerykańscy krytycy muzyczni (o tym już w artykule nie napisałam) mieli też za złe reżyserowi skarykaturowanie prawdziwej postaci nieżyjącego już Gilberta Kaplana, który był biznesmenem, dyrygentem-amatorem i wielbicielem Mahlera, ale był o wiele sympatyczniejszą postacią i miał w sobie pokorę – on na pewno nie zastąpiłby Lydii na koncercie. Był ogólnie lubiany.
Blogowicz @act podał link do recenzji filmu z The New Yorker.
Dla mnie bardzo trafna.
https://www.newyorker.com/culture/the-front-row/tar-reviewed-regressive-ideas-to-match-regressive-aesthetics
@basia.n
Jedna z tych trafnych i w moim odczuciu, bo oddająca złożoność tego filmu. Ja przed seansem wysłuchałam z premedytacją tylko Raczka na youtube.
“Tár” to teraz główny temat rozmów w międzynarodowym gronie 🙂 Muzycy z orkiestry niemieckiej mówią, że poczuli się prawie „jak w robocie”, a znajomi amerykańscy melomani polują na cytaty z różnych dyrygentów wygłaszane przez Lydię.
PS. Wart przeczytania jest również tekst w „Dwutygodniku”, w którym o filmie mówią polskie dyrygentki i wiolonczelistki: https://tiny.pl/w2hcx
Beata@
Przed filmem nie czytałam żadnych recenzji. Ciekawa jestem wypowiedzi Raczka. (zaraz posłucham )
Ale ze względu na specyfikę i złożoność filmu o której wspomniałaś – istotne są zdania muzyków i krytyków muzycznych na temat tego filmu.
PS.
W poniedziałek będzie w Rotterdamie jedyny w Holandii koncert London Symphony Orchestra z Barbarą Hannigan. W programie Messiaen l’Ascension | Mahler Symphony no4 . Oczywiście będę 🙂
Janek Topolski w „Dwutygodniku” nie ma racji, że to jest sala Filharmonii Berlińskiej. Nie tylko orkiestra, ale i sala jest drezdeńska.
Spędziłem 15 lat w Chinach i potwierdzam, że operowy upiór w kropeczki jest tam zupełnie nieznany. Niko i niśta, jak mawiają Serbowie: nikt i nic.
Podobnie jak jego minister , z którym łączy go zdrowa, chamska dorodność . Warto by o nich jak najszybciej zapomnieć ale nie będzie łatwo. Nie mogę od wczoraj przestać myśleć o tragedii chłopca ze Szczecina. Coś bardzo złego dzieje się wokół.
To złe dzieje się u nas od dobrych kilku lat. Zaczęło się od zamachu na Trybunał Konstytucyjny, bo to pierwsza brama chroniąca bezprawie i trzeba było zamek sforsować. Chwilę potrwało, ale potem już poleciało z siłą wodospadu. I leci, nie będę już mówić co. Ohyda.
basia.n
4 MARCA 2023
„… premiera filmu Tar była dwa dni temu.”
Zachęcony zachwytami (oh-ah!) moich znajomych, obejrzałem Tar miesiąc temu. Dla większości widzów ze świata muzycznego jest to oczywisty flop. Ideologiczny bigos które serwuje Field, koniunkturalnie przyprawiony jest wywiadami z gigantami świata muzycznego, mającymi certyfikować autentyzm mozolnie sklejonej, niezbyt wyrafinowanej fabuły. Niektóre wydumane sceny, np. ta z gówniarzem studiującym na Juilliard, który chwali się, że nie grał nigdy Bacha – są zupełnie poniżej pasa.
Pomijając miałkość fabuły, generalnie filmy fabularne z aktorami nieudolnie udającymi muzyków, doprowadzają mnie do apopleksji. Blanchett jest znakomitą aktorką, robi co może, jednakże nie chroni jej to przed komizmem zabawy w dyrygenta.
Patrząc na jej zmagania, miałem nieodparte skojarzenia ze stylem pewnej młodej pani dyrygent z Europy Wschodniej, z kończącym się właśnie kontraktem (ku radosnej uldze muzyków) w pewnej renomowanej orkiestrze brytyjskiej.
Oglądnąłem film Tár (Tárę?) dzisiaj. Kilka osób wyszło w trakcie ;-), więc był chyba albo trudny albo zbyt hermetyczny. Niewątpliwie dobrze zrobiony, świetnie zmontowany, niewątpliwie Blanchet gra rewelacyjnie — ale rozumiem Alsop. Film ma być o władzy. Czemu jednak w tak hermetycznym środowisku? Poza tym co chwilę widać, że władza dyrygentki nad zespołem jest bardzo ograniczona. Naprawdę ma władzę nad sposobem grania muzyki. Jest kilka świetnych ujęć, w których widać tę władzę…. tę moc kształtowania dźwięku… i tyle. I czemu tylko tyle? Co ciekawsze, o czym zresztą pisze w artykule PK, co prawda w recenzjach piszą, jakoby dyrygentka była drapieżnikiem, ale w filmie nic nie jest jednoznacznie pokazane. Równie dobrze mogła to być nagonka (cancel culture). Tęsne spojrzenia, aluzje, to nie są fakty. Swoją drogą wiolonczelistka gra znakomicie! Tym bardziej, że jest wiolonczelistką!
aka.cia
5 MARCA 2023
18:20
Pomijając miałkość fabuły, generalnie filmy fabularne z aktorami nieudolnie udającymi muzyków, doprowadzają mnie do apopleksji.
Mnie również !
Kiedy zna się rozmowy Claudio Abbado i innych genialnych muzyków o muzyce i jej interpretacji, to te dialogi filmowe są jedynie żałosne.
tadpiotr
5 MARCA 2023
22:02
Rzeczywiście dobra wiolonczelistka – ale głupi scenarzysta kazał jej wygłosić kwestię, że jej wzorem interpretacji koncertu Elgara jest Jacqueline du Pré, ale już nazwisko Daniela Barenboima nic jej nie mówiło.! W rzeczywistości byłoby to niemożliwe – każdy muzyk to wie !
W New York Times o Tár: https://www.nytimes.com/2023/03/05/opinion/tar-cate-blanchett-conductors-classical-music.html?unlocked_article_code=Lhsf4joOX_8hw6X9D_H3ei6hwi_C1q1mHY5TV4sKzpxDm4Zi0B2rJZgUoknu2yxk_b6KLy5Cr07Nee-Bd8peW988mGZTrpcaK-OS1hIdnlMpoqOooLRcjGpv9JMvTAZdrwBI_Pc1KtIGZxDzQK-K7iZ4Q_VlNnHB49bvGQ8mYpytI60ag1uvlT_eClTqZKlweznogtFmEGqDZAAvyVCJ_HHBWuHa41UklS-Nz3IKp_KUHPSj27ZhOzAyqEcBHNR3ed9McqbBniamG_lM5Z-dw35qg1gSp1NzVGrcy0JEYm4oTnAiqbCUjqAqMwvMmadvrdVtNj4Lk-jCm5nJsN4fti4vHfeesnf4Ollawo_4kVkNd-b2yzTt
I jeszcze to One Indelible Scene: The Master Class in Ambiguity in ‘Tár’ https://www.nytimes.com/2023/01/02/movies/lydia-tar-juilliard-conducting-scene.html?unlocked_article_code=IwqjWH2aBRdlyPgCubZKQzgCn4DxhuyOf3Ty2oFmLDApL5YFw0qr5iHen0NN-mfh4DlQSJ8QP0cRYgvknvC5D5NH1_zuBlobVlqdnXP5ilpkZBoquUTORw02Q7tgiuF1JVX6gwPOsLiFJv3mXfQ6gtsXYCkCU42k0zEBXIgUMdowvjjNzEWrZJQ1ocf09eUisfXw3Y9uWkhJ8khfXDznTM9wS4kWyL6SkeqWJXRNqqsTU7CG4x8icRX3yCl2KYJhr0Yliq83CkpXRwdyZYJosyA_UddTtx9ouDEcVWMcFaP97gyhRrkD4fu8icms3LRWZVU3rIt0Z43joDwk7SL4JeeD9d3XWTBtVtgonQg
Tak całkiem szczerze to ja też uważam, że niektóre ruchy Blanchett jako dyrygentki były dość zabawne. Natomiast filmowe rozmowy okołomuzyczne wcale nie miały, jak rozumiem, być rozmowami intelektualnymi. Miały pokazać tylko koloryt środowiskowy i atmosferę wzajemnego podgryzania się (rozmowy bohaterki z biznesmenem-dyrygentem Kaplanem czy dawnym mentorem Davisem). Oczywiście, że scena w Juilliard jest kuriozalna, ale chodziło – znów – o przerysowanie i o pokaz wyższościowego zachowania Lydii. Tyle że jej wypowiedź jest sprzeczna sama w sobie. Jedno, że wyraża się pogardliwie o muzyce współczesnej (a sama ją promowała i tworzy), a drugie, że raz mówi o tym, że orkiestra i publiczność oczekuje od dyrygenta czegoś specjalnego, jemu właściwego, a potem – że dyrygent musi służyć kompozytorowi i się „unicestwić”. To jak ma pokazać siebie, skoro ma się unicestwić? Z kolei np. co do Varèse’a ma rację 😆
Ale to w ogóle nie jest film o muzyce i nie miał nim być.
PK, IMHO scena w Juilliard jest znakomitą satyrą na galopujący wokizm. Setnie się ubawiłam, nie wnikając w szczegóły. Tam jest kilka takich smaczków, łącznie z ostatnią, plastikową sceną. A już krokodyle, które uciekły z Apokalipsy Now powaliły mnie zupełnie.
Najbardziej irytujące w filmie wydaje mi się jednak komponowanie. Ale niech będzie. Barenboima/Jacqueline bym się nie czepiała. Nie każdy instrumentalista, zwykle zapatrzony we własny instrument, to wie.
Ludzie w kinie mówili, że niewiele zrozumieli… I że kto to właściwie ten Lenny i te inne nazwiska, które padają w filmie. No, trochę się nie dziwię, dla zupełnego laika świat nieznany.
Przed filmem reklama Il Boemo o Myslivečku. Wchodzi na ekrany 10 marca. Sporo tych filmów o muzyce klasycznej się wysypało. Bardzo dobrze.
O, super! Wreszcie! Słyszałam o tym Il Boemo już od dawna, Luks był tam konsultantem, zresztą cała muzyka jest wykonywana przez jego zespoły. Strasznie jestem ciekawa.
Lenny jest oczywisty dla muzyków i dla Amerykanów. I bawiło mnie, jak czytałam w recenzjach zdziwienie, że Lydia tak o nim mówi, skoro nie bardzo mogła go znać. Wszyscy o nim tak mówili, czy go znali, czy nie. Był celebrytą, a przy tym dość swojskim, autorem musicali itp. Choć i rzeczy poważniejszych, jak wiadomo.
Tak, końcówka filmu jest fajna, uśmiechnęłam się. I nie jest to dla mnie upokorzenie artystki, tylko wrzucenie w sytuację trochę dla niej surrealistyczną, w której jednak może znaleźć coś nowego, a zarazem robić coś, co potrafi 🙂
Jak kto ciekawy, to tu jest scenariusz: https://variety.com/wp-content/uploads/2023/01/tar-screenplay.pdf
Nawiasem mówiąc, jeszcze nawiązując do tego, co napisałam o 16:17, w tym scenariuszu w scenie z Juilliard nie ma jednego zdania, które jest w filmie, czyli stwierdzenia, że „nadszedł czas na dyrygowanie muzyki, którą wszyscy znają, ale usłyszą inaczej, gdy ją dla nich zinterpretujecie”. Nie wiem, czy to Field później dodał, czy Blanchett. Ale to właśnie jest sprzeczne z późniejszymi słowami o „unicestwieniu się” (obliterate yourself).
PK, we Francji recenzent w Le Figaro w ogóle skrzypce z wiolonczelą pomylił, a ma wiedzieć o jakimś Lennym, Furtwänglerze (ciekawa scena, nawiasem mówiąc) czy innym Karajanie.
Końcówka filmu: artystka zesłana do poprawczaka.
A zaleta, wielka zaleta tego filmu są różne detale, sugestie, niejednoznaczności, które same w sobie mogą być punktem wyjścia do ciekawych dyskusji.
Choćby taki szczegół: niezwykle subtelne nawiązanie do Vity Sackville-West we wrzuconej do kosza powieści „Challenge”.
Wycinamy sny i samoprzemieszczające się, tykające nocą białe metronomy?
Pooglądałem z rozpędu jak Lenny opowiada o sztuce dyrygenckiej na YouTube. Showman to on był!
Dla mnie najciekawsza w tym filmie jest niejednoznaczność. Dość też pocieszające, że jeszcze się robi takie „erudycyjne” filmy.
@tadpiotr, no był, i tym lepiej. Trafia do TikTokerów.
https://youtu.be/4WvTQb4MonI
Tej klasyki nic nie przebije, chociaż widziałam lepiej w wykonaniu Dżansuga Kachidze w finale IV symfonii Czajkowskiego. Często przyjeżdżał do Polski, ale kto tam pamięta.
Niestety, nie ma nagrania IV Symfonii, ale jest fragment V:
https://www.youtube.com/watch?v=nqFb2_hSXvA
Ja dobrze pamiętam Kachidze, ale przede wszystkim w VI Symfonii Kanczelego, którą nam przywiózł na Warszawską Jesień:
https://www.youtube.com/watch?v=pgfjwWcu3Dg
Właśnie znalazłam, jak mój nieżyjący już niestety kolega Krzysztof Droba cytuje moją recenzję ze szczególnym komentarzem: https://droba.polmic.pl/krzysztof-droba/dzielo/teksty/spotkania-z-gija-kanczelim
Rzeczywiście mnie to wtedy wzięło (i z całą pewnością była to również zasługa wykonania). Tym większe było moje rozczarowanie po latach późniejszymi dziełami tego kompozytora.
Bardzo ciekawy zresztą jest wywiad Krzysia Droby z Kanczelim w dalszej części jego tekstu.
Obejrzałam w końcu wczoraj „Tar” i nie wiem, czy tego nie żałuję (nie chciałam czytałać Państwa komentarzy tutaj, dopóki nie obejrzałam). Okropny film, okropna osoba. tj. Cate Blanchett wybitna, tutaj nie mam żadnych wątpliwości. Do dziś jestem przygnębiona i smutna. Nie chciałabym znać drugiej strony świata muzycznego. Wiem, że ona prawdopodobnie jest, ale nie chcę tracić niewinności. Zbyt wiele muzyka dla mnie znaczy. I powraca pytanie, nieuchronne, czy traktować dzieło sztuki (tutaj wykonanie utworu mzycznego), jako niezależne od jego autora, czy raczej patrzeć poprzez biografię, charakter i jeśli on nie jest godny sztuki, takie dzieło odrzucać.
Nie musimy szukać daleko. Obecnie myślę czasem o wieloznacznej osoba Mikhaila Pletneva (Gergieva nie lubię, więc mi nie żal)
Ale Pletnev, wyjątkowy pianista… Co teraz z nim zrobić, bo już nie tylko skomplikowana prywatna historia, ale jeszcze narodowa… Nie mam gotowych odpowiedzi.
Uff, sprostowanie. Nie szukałam przyznaję wcześnie i teraz widzę, że Pletnev po jasnej stronie świata, w Szwajcarii, z nową orkiestrą;
https://www.riorchestra.org/news/ztyiqz9h6680p383j4lk8x76g76an0
To może jednak ktoś go do nas znów zaprosi… Jest nadzieja.
Ale „Tar” naprawdę nie jest o muzyce, ani dyrygowaniu 😉 Sądzę, że środowisko wykonawców muzyki tzw. poważnej zostało wybrane, bo tworzyło silny kontrast między stereotypowym formalizmem, sztucznością i koturnowością tego środowiska, a światem bardzo silnych emocji.
Co do twórców niegodnych sztuki, jaką tworzą: ale kto ma decydować co jest godne, a co nie? Nie mówiąc o tym, że to jest klasyfikowanie w rodzaju: to Polak (Niemiec, etc.), a wszyscy Polacy to…, wszyscy biali to… To jest przerażająca postawa wobec życia i jego bujności.
Tak, nie jest o muzyce. To też był mój zawód zresztą, że w gruncie rzeczy tak mało tam muzyki. Jest natomiast o środowisku.
Ja sama, mając swój system wartości, chcę decydować, czy będę słuchać/ czytać/ podziwiać danego artystę. Nie chcę powrotu inkwizycji „smile” Tu chodzi o moją prywatną ocenę postawy i poglądów konkretnego artysty (a nie przynależności rasowej czy narodowej) i moje własne zmagania. A pytanie, które sobie stawiam, czy chcę podziwiać dzieła, wiedząc, że są być może okupione czyimś cierpieniem. Czy słuchałabym utworów dyrygowanych przez genialną Tar… Tego właśnie nie wiem.
Muzycy ogólnie nie lubią tego filmu. Właśnie rozmawiałam z koncertmistrzem NOSPR, który wyraził się, że ten film jest okropny. Ale też pytałam go, jak im się pracuje z Marin Alsop (bo to już był kolejny raz), i dał do zrozumienia, że bardzo im się ta współpraca podobała. Trudno sobie wyobrazić osobowość bardziej odmienną od postaci granej przez Cate Blanchett 🙂
@ Frajde – o wielu sprawach zakulisowych po prostu nie wiemy, więc nam nie zaburzają percepcji, ale gdybyśmy o niektórych się dowiedzieli, mogłoby być inaczej. Tak jak stało się z filmami Allena czy Polańskiego.
@PK to już nie wiadomo, co lepsze wiedzieć, czy nie wiedzieć
@Frajde
Jeżeli za dobre nagranie już zapłaciliśmy, a wykonawca okazał się być sympatykiem faszysty kilka lat później i i tak zdążył już podatki w kraju agresora uiścić, to jaki byłby argument za odrzuceniem tego po fakcie? Jeżeli zwyczajny obrzyd, to oczywiście, przykrości nie ma sobie co robić. Ale tak to raczej bym się skupił, żeby nie kupować, nie płacić za bilety, nie promować teraz.
A jeżeli chodzi o dręczenie podwładnych w pracy, to całe mnóstwo produktów, czy usług, z których korzystamy na co dzień, jest wytwarzanych w taki sposób. A już w Polsce to ten klimat nierówności majątkowych, prawa dżungli, a nie prawa pracy, sprzyja temu wyjątkowo.
Ale no właśnie, każda dziedzina ma swoją specyfikę, ale wciąż to są rzeczy, które się załatwia systemowo, a przynajmniej w zorganizowany sposób. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że anomimowe indywidualne bojkoty mogą równie dobrze na krótką metę się odbić na współpracownikach mobbera. To jest jakiś rodzaj szantażu emocjonalnego. Mobberzy te mechanizmy świetnie znają. Dokładnie dlatego takimi sprawami powinien IMO zajmować się długofalowo regulator i odpowiednie instytucje, a nie my ad hoc.
Co do filmów, te stare hollywodzkie, które akurat oglądam, zaczynają mieć czasami takie disclaimery, że np. „film zawiera treści rasistowskie…”. Tego typu wprowadzanie przed odtworzeniem rzeczy, których kontekst powstania w oczywisty sposób razi, ale które poza tym są jednak historycznie znaczące, powinno być pewnym minimum. Umiejętność niezachwycania się twórcą, przy jednoczesnym docenieniu filmu, czy nagrania, też trzeba umieć sobie wyrobić; takie mętne sytuacje będą się zdarzały niestety coraz częściej, bo coraz więcej wiemy o przeszłości.
@Zympans
Dziękuję za obszerny komentarz i przedstawienie swojego zdania.
Poszedłem na Il Boemo, o Mysliweczku. Jest dużo muzyki, dobrze wykonywanej 🙂 Jest też dużo nagich pań, dużo scen seksu, z moralitetem: nos ci odpadnie (są też prawie nadzy panowie, ale tym nos ma odpaść). Zabawna scena z małym Mozartem, który z pamięci powtarza utwór Mysliweczka i kończy go improwizacją.
Dobrze grane. Nie jest to wybitny film, ale da się oglądać.