Na obczyźnie
Skąd właściwie wzięło się twierdzenie, że emigracja wyjaławia artystów? Być może niektórych tak, ale wielu – wprost przeciwnie, żeby wspomnieć naszego największego emigranta, Chopina. Czasem właśnie na emigracji człowiek jest bardziej ze sobą. W końcu „te brzóz kilka, ten bieg wody” nie muszą być jedyną inspiracją dla polskich twórców – prawda? Podobnie z innymi.
Tegoroczny Festiwal Muzyczny Polskiego Radia „Emigranci”, który zaczyna się dziś, poświęcony jest właśnie tym, którzy przez pewien czas musieli porzucić swój kraj. I nie da się tu nic generalizować – co człowiek, to przypadek. Na inauguracyjnym koncercie o g. 19 (transmisja w radiowej Dwójce) wykonane będą utwory trzech ludzi o bardzo różnych losach.
Feliks Janiewicz (1762-1848) odniósł za granicą sukces. Zresztą spędził tam większość życia – miał zaledwie dwadzieścia parę lat, kiedy wyjechał podobnie jak dzisiejsi zdolni studenci – na stypendium. Trafił najpierw do Francji, potem był Wiedeń, Włochy, Paryż, wreszcie Wielka Brytania (osiadł w Liverpoolu) już do końca. Był wybitnym skrzypkiem, prowadził też orkiestry. Nic więc dziwnego, że pisał przede wszystkim muzykę skrzypcową, w tym kilka koncertów, z których drugi zagra tu znakomity francusko-niemiecki skrzypek Albrecht Breuninger.
Ernst Theodor Amadeus Hoffmann – tak, także on znalazł się w tym programie! Ale czy to emigrant? Królewiec, Głogów, Poznań – wszędzie tam mówiono po niemiecku, tylko trzy lata w Warszawie można uznać za pewną odmianę. A potem były już znów Niemcy. Autor Dziadka do orzechów i Kota Mruczysława kompozytorem był z pewnością gorszym niż pisarzem, ale na zasadzie ciekawostki przyrodniczej warto i jego utwory przypomnieć; dziś będzie wykonana Symfonia Es-dur z ostatniego roku jego pobytu w Warszawie.
No i Erich Wolfgang Korngold, gwiazdor muzyczny Hollywoodu, laureat dwóch Oscarów, który do Ameryki uciekł szczęśliwie w latach trzydziestych z brunatniejącej Europy. Ameryka kocha jego muzykę do dziś, to on był współtwórcą konwencji hollywoodzkiej muzyki filmowej, ale i np. jego Koncert skrzypcowy jest najczęściej w Stanach wykonywanym dziełem w tej kategorii. Co mu jednak tam były sukcesy – chciał wrócić do Wiednia i wrócił. Ale tam już go nie bardzo chciano, bez entuzjazmu słuchano muzyki mahleropodobnej, już zachłystywano się awangardą… cóż, wrócił więc do Stanów. Napisał wtedy Symfonię Fis-dur. – To jest prawdziwe dzieło emigranckie, pełne goryczy, choć ma też i fragmenty jak z muzyki filmowej – mówił na konferencji prasowej Łukasz Borowicz, który będzie dyrygował tym koncertem (w tym wpisie blogowym krytyka „New Yorkera”, bardzo ciekawym, jest kawałek wolnej części utworu). Z tą symfonią Korngold znów przyjechał do Europy i znów go odrzucono. Zmarł w Stanach w 1957 r. z poczuciem osamotnienia i zapomnienia.
W radiowej Dwójce będzie też transmisja kolejnych koncertów, do 5 października włącznie.
Komentarze
Przepraszam ze nie na temat. Ale dotychczas nie było klimatu by się zapytac. Przed chwila nastąpiło to ponownie. > /dalej/
Czy to tylko ja tak mam, czy należy posiadać najwyższy stopień wtajemniczenia do tego, co ukryte jest pod nr8 na paszportach polityki na 15to lecie tygodnika? Pozostałe kawałki kumam mniej czy więcej. Ale przy tym numerku cos blokuje moje małe odbiorniki i paluch naciska na klawisz > /dalej/
Skąd właściwie wzięło się twierdzenie, że emigracja wyjaławia artystów?
Moze ftosi zwycajnie sie przejęzycył? Moze nie fcioł pedzieć: wyjaławia, ino:wyławia? 🙂
arkadiusie, a jaki numer 8? Nie widzę tam żadnego numerka 😯
Faktycznie mało precyzyjnie się wyklepałem. Pozycja ósma A. Z. Kompozytorka śpiewaczka Unisono II na glos, akordeon i elektronikę
Wlasciwie nie wiadomo dlaczego emigracja mialaby wyjalawiac. Prawnika, to troche rozumiem, poloniste, czy jego odmiane – pisarza – rowniez moze jakos ograniczac, ale nauka i muzyka to dziedziny ktore tlumacza sie latwo.
Mysle, ze najpierw trzebaby znalezc odpowiedz na pytanie a czego tez artysta potrzebuje i dopiero wtedy przyjrzec sie czy emigracja mu to ogranicza.
Pamietam film o Mysliwskim, ktory potrzebowal do tworczosci papieru, olowka i gumki, papierosow, popielniczki i stoliczka przy oknie. Wydaje sie, ze moglby z tym sie przeniesc gdziekolwiek, bo okno to mu chyba tylko do swiatla bylo potrzebne.
Znowu kto inny moze miec inne wymagania i te moga sie slabo transplantowac, co moze rzutowac. Na tworczosc.
A, to trzeba było gadać, że chodzi o płytę! Myślałam, że o naszą stronkę o paszportach i że coś nie wchodzi 😉
Teraz już rozumiem. Że niby nie wiadomo, co autorka/śpiewaczka chciała przez to powiedzieć? No, rzecz gustu. Mnie się podoba, choć wolę inne jej utwory.
Emigracja wyjaławia artystów?
To chyba jakaś pomyłka… w druku.
Nie wiem, czy ktoś słuchał transmisji. Opowiem tyle: Hoffmann zapatrzony ślepo w Mozarta, Janiewicz niedaleko dalej, z domieszką sentymentalizmu, a symfonia Korngolda – świetna muzyka, znakomicie zrobiona, momentami rzeczywiście filmowa jak diabli, ale warto było posłuchać!
A ppropos Korngolda. Jego kariera kompozytora muzyki filmowej jest związana ściśle z Errolem Flynnem, niedościgłym w rolach przygodowych i płaszcza i szpady. Korngold skomponował muzykę do jego największych sukcesów ekranowych, które również były jego największymi dokonaniami w tej dziedzinie: Kpt.Blood, Robin Hood, Elżbieta i Essex, Morski Jastrząb, Królewicz i żebrak. Poza tym skomponował romantyczną ( i naprawdę piękną) operę Die tote Stadt, która jakoś jeszcze się trzyma w repertuarze. Podobną do Korngolda karierę kompozytora muzyki filmowej zrobił nasz Bronisław Kaper – również laureat Oscara (1951 Lili). Okoliczności jego wyjazdu opisuje w jednej ze swoich książek Izabęla Czajka. Otóż po wprowadzeniu getta ławkowego na uniwersytecie warszawskim (gdzie Kaper studiował a Czajka, po studiach w Niemczech, przychodziła na ciekawsze wykłady) Czajka nie zdając sobie w ogóle z tego sprawy- zajęła miejsce, gdzie zwykle siadywała. Jakiś gorliwy student wszechpolak wrzasnął: Patrzcie, gdzie się ta Żydówa pcha! Co za tupet! I wtedy Bronisław Kaper postąpił jak przystało porządnemu człowiekowi: dał mu w mordę. Na drugi dzień został relegowany. Postanowił wyjechać i za miesiąc był już w Ameryce. I całe szczęście.
A cy muzyka do tej piknie wyryktowanej przez Teatr Telewizji śtuki „Igraszki z diabłem” tyz jest jak diabli? 🙂
Może jest, Owcarecku – nie znam jej 😉
Piotrze M, tego epizodu nie znałam – czytałam parę książek Czajki, ale pewnie nie tę, a może nie zwróciłam wtedy uwagi, bo to bardzo dawno było? Ona była niezła mitomanka, ale wiele jest w jej książkach ciekawych obrazków. Np. epizod z Gombrowiczem i „Zosią Ch.” (czyli Chądzyńską) w Argentynie 😆
A Die tote Stadt nawet mam na płycie 🙂
Tak, była mitomanką, ale najlepsze było to,że wiele jej opowieści, które wszyscy brali zabawnie opowiedziane bujdy – okazywały się prawdziwe. Teraz czytam akurat dzienniki Anny Kowalskiej, która wspomina z rozkoszą zachowanie Czajki na zjazdach literatów – z udziałem najwyższych czynników partyjnych. Czajka siedziała w pierwszym rzędzie, kręciła się w czasie partyjnych przemówień, wychodziła, wchodziła, sapała, ziewała, siala destrukcję. Ktoś inny wspominał jak na takim zjeździe wołała do Kliszki (była to ważna osobistość w partyjnej hierarchii) gdy ten dukał przemówienie o roli literatów w socjaliźmie: głośniej syneczku, głośniej! KUpiłem wszystkie jej książki w antykwariacie. I co najlepsze: na wszystkich są zabawne dedykacje Czajki. Na szczęście niewdzięczna posiadaczka tych książek, których widać nie ceniła – oddała je do antykwariatu.
A może zmarła i do antykwariatu oddała je spadkobierczyni?
O tym „głośniej, syneczku, głośniej” też słyszałam 😆
Dedykacje Czajki są dla dziewczynki – ale być może umarła, w końcu wszyscy żyć nie mogą. Znałem I oficera statku, którym płynęła Czajka do Ameryki Południowej. Ciężko z nią mieli ludzie bez poczucia humoru, traktujący wszystko ze śmiertelną powagą, za to ci z poczuciem – garnęli sie do niej i bawili się z nią wspaniale. Dobranoc.
Dobranoc, wesołych snów 🙂
Odkąd zostałem Prawdziwym Artystą Scenicznym u Komisarza, zacząłem się poruszać dostojniej i wskutek tego zanim doczłapałem na Dywanik, to już wszyscy poszli spać. Pozostaje mi tylko dramatycznie dorzucić – dobranoc! 😆
Sekretarz nie śpi 😉
No ale to tylko Sekretarz 🙁
🙂
…jejjjjku!!! tych poezyj to mi przyjdzie zbierac do tyłu a zbierać!
Kierowniczko,
niech każdy chętny sobie wydrukuje poezje i te wszystkie libretta i tak dalej. Na razie jest to u mnie na hdd i nie zamierzam wyrzucać, ale ludziska! Jak Wam sie podoba, ściagnąć ode mnie i wydrukować 🙂
Dobra kobra nocka
O „Die tote Stadt” mam dużo gorsze zdanie niż Piotr… Inna sprawa, to Koncert skrzypcowy… Musiałem ostatnio posłuchać — nie jest to wielka muzyka, ale tak często słyszę słabe utwory europejskich kompozytorów z XIX wieku, że nie miałbym nic przeciwko temu Koncertowi na koncercie. A tym bardziej Symfonię Fis-dur.
Czas świętować, a tu jakieś przeszkody obiektywne 😐
Przyczerniony 😉 foma mówi tu o święcie. Postronni być może nie wiedzą – chodzi o to, że dziś mija rok od pierwszego zaistnienia Komisarza Fomy:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=48#comment-3972
Hurra! Hurra! Hurra!
A teraz na cześć Komisarza coś, co u niego jakoś nie może mi przejść:
http://www.youtube.com/watch?v=RqxCyH-iPGU
Łubu-dubu łubu-dubu niech nam żyje komisarz 🙂
Quake, Ty lizusie, chleb mi odbierasz! 😉 Od lizania to są psy. Ciekawe, czy polizanie Komisarza z okazji święta po strudzonym policzku wywołałoby u niego straszliwy wstrząs? Choć właściwie, z policyjnymi psami powinien być obyty… Spróbuję! 😆
Drogi Jubilacie,
Zanim wysłuchasz co tu mamy dla Cię,
Popraw gacie…
Narozrabiałeś,
Najpierw dałeś a potem zabrałeś
Nam komisarza.
Ten co wpierw daje
A potem, cholera, odbiera
Się poniewiera,
Bo tak to najczęściej się zdarza.
Robisz postępy,
Choć wciąż się wydajesz dość tępy,
Dokładaj starań,
By mówić przestali, żeś baran…
Weź także kąpiel,
Dostrzeżesz może, w co wątpię,
Że wielu ludzi
Twój zapach gwałtownie studzi….
Dostaniesz spinki,
Pierwej wpraw plomby w jedynki
I wstaw siekacze,
Niech wreszcie człeka zobaczę…
W ząbek czesany…
Szkoda, że wiecznie zalany,
Twój talent bucha,
Patrz co pakujesz do brzucha,
Innymi słowy:
Umyj swój otwór gębowy…
Pogratulować
Trzeba Ci tu odwagi pisania
I dobrym słowem
Wspomóc liczne ofiary czytania…
Po za tym ślicznyś!
Komisarz Foma liryczny…
Oj, poniewiera się nam dziś Komisarz,
Choć jego zdrowie wszyscy tu pijemy,
Do tego picia też zagryzek misa
I tak tu sobie blogowo żyjemy.
Zrodziły się nam tu piękne talenta,
Emancypując się od nas troszeczkę.
Jednak Komisarz wciąż o nas pamięta,
Więc wypijemy dziś za niego beczkę! 😀
Hej, PAK-u, tu w Szczecinie 10 października Koncert skrzypcowy Korngolda będzie grać Kaja Danczowska.
Beczkę miodu! rzecz jasna…
O, i tutaj dzisiaj impreza 🙂 Przylaczam sie!
Nawet słoneczko tu wyszło…
Dziękuję wszystkim za życzenia!
Miód, wino i mineralna na stół, dziczyzna do lasu, akta do archiwum!
Jakiś (niezamierzony pewnie) przypadek sprawił, że pod wpisem „Na obczyźnie” świętuje dziś Komisarz. Świętuje i tu i tam i gdziekolwiek indziej. Zdrówko! (Bo potrzebne jak mało kiedy).
ps. Pani Kierowniczko, Matko Chrzestna, wpisy odzyskane, choć łotr się stawiał…
A to skunks
Ja myślę, fomecku, że fakt, że pod wpisem „Na obczyźnie” świętuje Komisarz, jest bardzo swoistym zbiegiem okoliczności 😆
Wielu pasjonujących i rozwiązanych spraw Komisarzowi życzę! 😀
A teraz idę na pokaz „Nosferatu” Murnaua z muzyką orkiestrową na żywo 😀
Kierowniczko,
jeśli skunks, to na pewno ponury!
Komisarzowi najlepszego i następnego roku!
U mnie pochmurno i zimno 🙁
Kolejny kominkowy dzień, no cóż, idę znieść drwa…
Gratuluję pokonania łotra, Komisarzu. A może by go tak od razu do paki?
Życzę dalszych sukcesów na licznych niwach. Kielonek grzeczny z sympatią i za zdrowie wznoszę 😀
Obczyzna – wielkie mi mecyje.
Ja też na obczyźnie, a żyję. 🙄
I z tej obczyzny życzę Komisarzowi przede wszystkim zapuszkowania szajki mikrobów, a potem to się zobaczy. 😀
Bobiku, obczyzna to było kiedyś. Czy tutaj jesteś na obczyźnie? A przecież jesteś i to jak.
Hej, wróciłam. Bardzo było śmiesznie. Ja już oczywiście Nosferatu Murnaua widziałam wiele razy, za każdym razem z inną muzyczką, raz nawet na jazzowo ze Stańką. Tym razem była to muzyka orkiestrowa specjalnie napisana przez niejakiego Hansa Erdmanna, o którym w programie nie było ani słowa. Tu za to jest trochę:
http://ww6.tvp.pl/836,20080921795021.strona
I mała próbka z tuby:
http://www.youtube.com/watch?v=xjSZ0dQV_pU
Prawdę powiedziawszy ta muzyka została nie tylko napisana (jest dokładnie „pod obraz”), ale częściowo skompilowana: w środku słychać jakiegoś Saint-Saensa, a końcówka oparta na Nokturnie g-moll Chopina zupełnie mnie rozłożyła 😆
a końcówka oparta na Nokturnie g-moll Chopina zupełnie mnie rozłożyła
Na mój dusiu! Rozłozyli nasom Poniom Dorotecke! Cy jest tutok jakosi złoto rącka, co bedzie umiała złozyć Poniom Dorotecke z powrotem? 🙂
Owczareczku, nie wiadomo. Ale przynajmniej jest szansa, ze Komisarz Foma znajdzie sprawcow tego niecnego czynu! 🙂
Może wystarczy jak zrobimy składkę? 😀
Nie wiem, teraz za radą Hoko używam właśnie miodu z cytryną, żeby się nie rozłożyć przeziębieniowo 😉 Zapewne na katarku się skończy…
A teraz nadrabiam zaległość, bo na innych blogach owszem, ale tu jeszcze nie padły życzenia dla Pani Sekretarz i Małżonka z powodu 32 lat wytrzymania ze sobą 😯 Oby tak dalej! Zdrowie na nieustającej budowie! 😀 😀 😀
Jej, ile taki wampir raz nakręcony musi wycierpieć! Nie dość, że przystojny inaczej, to jeszcze go nokturnem 🙁
Ja postaram się złożyc, posługując się cytatem. Oto opis pierwszego wrażenia operowego, doświadczonego przez dziesięcioletnią Izabelę Czajkę, o której wczoraj tu była mowa ( „Córka czarownicy na huśtawce”).
(…) Tatuś powiedział do mamy: Wiesz, zobaczyłem na afiszu, że jutro po południu dają „Quo Vadis”. Kupiłem bilety, może poszłabyś z Belunią na to. Dobrze byłoby, żeby mała przyswoiła sobie teatr, sztukę, no i… nie dokończył zdania.
Mamusia skinęła głową. – Masz rację. Trzeba pielęgnować wrażliwość i rozbudzać wyobraźnię dziecka. Belusiu – jutro pójdziemy do teatru.
– Ewa! Ewa! Ja jutro idę z mamusią na „Badis Kwadis” – nawet nie umialam powtórzyć tej trudnej nazwy.
(…)W niedzielę zjedliśmy obiad wcześniej, Fraulein ubrała mnie w sukienkę „dla gości” i pojechałyśmy do teatru.
Woźny zaprowadził nas do loży na pierwszym piętrze. Mamusia wyjęła z torebki złotą lornetkę, wyłożoną masą perłową i przysunęła dwa krzesełka do parapetu. Przeniknął mnie święty dreszcz rozkoszy.Po raz pierwszy w życiu byłam w teatrze. Sala Teatru Wielkiego z olbrzymim kryształowym żyrandolem, płaskorzeźbami w medalionach i wspaniałą sztukaterią, fotelami krytymi czerwonym aksamitem – olśniewała.
Orkiestra na dole stroiła instrumenty.Mamusia przypomniała sobie, że należy powiedzieć parę słów wstępu.
– Belusiu(…) za chwilę zobaczysz „Quo Vadis”. Powieść tę napisał nasz wieli pisarz Henryk Sienkiewicz. Powieść ta będzie tu wystawiona jako opera. Jest to tragedia z czasów Nerona i pierwszych chrześcijan. Neron nienawidził chrześcijan i rzucał ich na pożarcie lwom. Nie rozumiał, że czasy pogaństwa bezpowrotnie sie skończyły i że całą ludzkość przeniknie nauka Chrystusa – nauka miłości i przebaczenia.
W zbożnym oczekiwaniu przyczaiłam sie w sobie. Orkiestra grała uwerturę. Naturalnie nie wiedziałam co to jest uwertura. Niecierpliwiłam się, muzyka nie pozwalała mi na skupienie uwagi. -Trudno, niech już sobie rzępolą, jeśli to musowo – myślałam.
Niepokój wzrastał. Za chwilę, za chwilę… O, najpiękniejsza chwilo. Kurtyna idzie w górę. Szczytowy moment spełnienia.
No i kurtyna poszła w górę, a postacie na scenie zamiast mówić – śpiewały. Najgorsze było to, że muzyka nie milkła ani na chwilę, przeciwnie, grała cały czas i nie mogłam rozróżnić słów.Czasem ktoś pięć minut ryczał „aaaaa” – i to coraz głośniej (pojęcie koloratury jeszcze dla mnie nie istniało). To wołanie aaaa wydało mi się nie na miejscu. (…)
W miarę rozwoju akcji coraz lepiej rozumiałam treśc. Co z tego! Muzyka zagłuszała. Z trudem wyłapywałam pojedyncze słowa. W pewnej chwili nie wytrzymałam nerwowo.
– Muzyka przeszkadza! Proszę przestać! – zawołałam na cały głos.
Mamusia bardzo boleśnie uszczypnęła mnie w udo. – MIlcz! Ani słowa wiecej! Co za obrzydliwe stworzenie.
Zrozpaczona, zamieniona w słuch, nie chcąc uronić ani jednego słowa, przestałam oddychać.
Orkiestra grała dalej…. Petroniusz i Eunice nie mogli umrzeć – konali, konali, konali, wyśpiewując niezrozumiałe aaa-oa-oa-aooo-aooo. To już było nie do przyjęcia. Niepomna na gniew matki, na bolesne szczypanie, krzyknęłam znów na cały głos:
– Przecież oni umierają! Podajcie im choć szklankę wody!
Po tym okrzyku było gorzej. Ze wszystkich stron rozległy się psykania i śmiechy. Do loży po cichu wszedł woźny i razem z mamusią siłą (zaryłam się nogami) wywlekli mnie z loży.
Co było po powrocie do domu – nie mogę opisać. Nie pamiętam takiego wzięcia w skórę, jak po owej operze „Badis Kwadis”.
Pani Kierowniczko, mnie już powoli zdrowia na te wszystkie zdrowia przestaje wystarczać. 😎
No ale niech tam, jeszcze jedno wyrobię:
budujemy nowy dom
jeszcze jeden, trzydziesty trzeci dom…
I w rączki Alicji ze S-ką! 😆
Piotrze – śliczne 😆
Bo ty młody Bobiczku jesteś. Ten tego jakby tu powiedzieć, gwardia, tak łatwo sie nie poddaje 😉
Piotrze, jakie cudowne dzieciństwo miała Czajka! Ja runęłam ze schodka. Mama, oprócz niedzielnej kiecki, zaordynowała buty na obcasiku 🙁 Do dzisiaj chodzę wyłącznie w płaskich.
Ja do opery późno trafiłam, co jest zresztą trochę dziwne, bo moja mama przed wojną szykowała się na śpiewaczkę (sopran koloraturowy – aż trudno uwierzyć słysząc alciska moje, siostry i siostrzenicy 😆 ). Do filharmonii – i owszem, odkąd siebie pamiętam. Siedziałam ponoć jak myszka pod miotłą, jak normalnie w życiu byłam raczej niesfornym bachorem 😀
Moja pierwsza opera to bylo „Dziecko i czary”,mialam chyba 7 lat; niestety, niewiele pamietam 🙁
Ale to przecież rozkoszne!
http://www.youtube.com/watch?v=c2BCyDlUKMk&feature=related
(polecam zwłaszcza od szóstej minuty 😆 )
Ja się na teatrach nie znam, bo psów tam nie wpuszczają. 🙁 Ale jak byłem jeszcze całkiem malutki i mieściłem się w torebce, to mama przemyciła mnie do czegoś takiego, co się chyba nazywało „Czarodziejski sklep”. Szynki tańczyły, kiełbasy śpiewały, polędwica leżała… Ach, piękne miałem dzieciństwo! 😀
Poslucham sobie jutro, bo znowu bylyby protesty 🙂 Dobranoc
Ci z niemieckich odcinków obczyzny coś się dziś nie spieszą do łóżka. Nic dziwnego, jutro laba! 😀
Ech, zaległości życzeniowe się nazbierały…
Wszystkiego najlepszego dla Komisarza Fomy (i nawet fomy!)!
Wszystkiego najlepszego dla Pani Sekretarz z Mężem!
Co do fragmentu z 00:16 — przyznaję, choć już między 3:30, a 4:00 nieźle się bawiłem 😉
Co Wy tam macie w Niemczech, Dzień Jedności? Tak się domyślam, bo to z tej okazji był ten Nosferatu. To jednoczcie się wesoło! 😀
Jednoczymy sie jak mozemy, choc pogoda raczej taka do indywidualizowania sie! 🙂
A może pogoda do jednoczenia się przy barze? 😉
No właśnie! Pogoda jak najbardziej barowa, a ja muszę się zjednoczyć z komputerem i odpracować wczorajsze imprezy. 🙁 Chyba na dziś powinienem sam sobie dać bana na wszystkie blogi. Choć korci… 🙄
Pogoda jak dla mnie grzancowa, kominkowa ewentualnie podkolderkowa 🙂 A do tego troche dobrej muzyki. Wlasnie nam gra Miles
O! A ja tu jakieś wywiady spisuję… I roboty po kokardę 🙁
Choć właściwie nie 🙁 , bo lubię to, co robię 🙂
U mnie też dziś po kokardę, ale początek roku akademickiego to zawsze małe trzęsienie ziemi 😉 A te spisywane wywiady to z kim, jeśli to nie tajemnica oczywiście 😉
Może na razie nie zdradzę, tygodnik ma długi cykl wydawniczy 😉
Rozumiem 😉
A słowo „bar” kojarzy mi się jednoznacznie z muzyką. Zwrot najczęściej powtarzany podczas prób prowadzonych po angielsku to „bar number …” 🙂
No i jeszcze mi się nie udało autozbanować. Kompletny brak wewnętrznej dyscypliny! 🙁
Chyba na chwilę pójdę w ślady baby i posłucham Milesa. Miles jest dobry na wszystko. 🙂
A ja wreszcie skończyłam spisywanie i wychodzę z chałupy 🙂
Postanowislismy wsiasc w samochod i pojechac kawalek na poludnie. Tam podobno lepsza pogoda. Moze uda nam sie jutro zaliczyc jakas gore! Milego zapitku 🙂
Mialo byc oczywiscie: „zapiatku”. Ale wydaje mi sie, ze ta pomylka tez cos w sobie ma… 😉
Oj, ma 😆
Jak się Państwu podoba – http://smok.mp3.wp.pl/?tg=L3Avc3RyZWZhL2FydHlzdGEvMTE4OC5odG1s ?
Smok jakiś melancholijny 🙂
I już prawie popiatku…
Widzę, że kac po wczorajszym trzyma…
Mam nadzieję, że nie jest to kac moralny… 😉
Ależ nie, Quake’u, to jest kac normalny. 🙂
Uffff, Bobiku, to duża ulga 🙂
Hop, hop przed północą 😀
Ukłony po północy 😉
Miękkie wejście w sobotę:
http://www.youtube.com/watch?v=p_ywkpVJ624
Kierownictwo wie co dobre 😀
Wszedłem miękko w sobotę, odmeldowuję i życzę wszystkim dobrej nocy 🙂
Dobranoc 🙂
Ojej, nie wiedziałem, że tu jest w ofercie miękkie wejście w sobotę i już wcześniej wszedłem twardo. 🙁 No to teraz tego Coltrane’a znowu sobie zostawię na dobranoc, co zapewne nastąpi jeszcze nie teraz. 🙂
W moim przypadku też nie, bo jeszcze pracuję i już sobie puściłam tego Coltrane’a do akompaniamentu parę razy…
… a u mnie Edith Piaf w tv dzienniku.
Ja też jeszcze pracuję, ale puszczać sobie nie mogę, bo się wtedy dekoncentruję. 🙁
No, ale przynajmniej wyjaśniło się, kto tu się zalicza do klasy pracującej. 😀
Interesujace, jak dyskusja o emigracyjnych tworcach przechodzi sie na rodzimy katarek.
Celowo napisalem „tworcach” bo rzecz nie odnosi sie tylko do muzykow – pisarze, fizycy, chemicy, geolodzy i geografowie itd. ktorzy z roznych wzgledow mogli dzialac tylko poza Polska.
Interesujacy jest tez watek „gorszej” muzyki filmowej. Dobrze, ze nikt teraz tu nie wyciaga Pendereckiemu jego muzyki filmowej i nie komentuje – tiaa, ta Pasja niezla – cale fragmenty mogly by pojsc do filmu „Pilat i inni”. Nie wspominam o W. Kilarze i innych. A muzyka do „Winda na szafot”, „Czarnego Orfeusza” czy „No sun in Venice” (nie znam polskiego tytulu – nawet nie wiem czy ten film, o ktorym sie pamieta tylko z uwagi na muzyke, byl wyswietlany w Polsce).
PS – francuski tytul filmu Vadima „no sun in Venice” byl „Sait-on jamais”
Muzyka do Windy na szafot jest samego Milesa:
http://www.youtube.com/watch?v=uoQVRyh5aZE
A Penderecki robił muzykę m.in. do Rękopisu znalezionego w Saragossie 😉
Pani Doroto,
Nie podjela Pani wyzwania i wykreca sie Pani siankiem cytujac tylko kompozytorow muzyki do wymienionych przeze mnie filmow. Muzyke do filmow pisali Rota, Morricone, Walton, Vaughn Williams, Copland, rzecz jasna Gershwin i Prokofiew, Szostakowicz – liste mozna ciagnac. To co mnie zastanawia w wypowiedziach to to, ze jakby z definicji muzyka filmowa to gorszy gatunek. Jezeli nie daj Boze kompozytor ktory jest znany glownie z muzyki filmowej, popelni “muzyke powazna” to – przynajmniej patrzac sie na dyskusje – to muzyka jest jakby z definicji gorsza. A kompozytorzy ktorzy nie napisali ani jednego taktu muzyki filmowej maja na swym koncie koszmarne knoty. Na przyklad sluchalem niedawno calego Egmonta (LvB) – hmmm.
No, nareszcie mogłem sobie posłuchać tego Coltrane’a, ale zamiast zasnąć, nabrałem ochoty na ciąg dalszy 😯 Tak to Kierownictwo przyczynia się do zmniejszenia liczby morfeuszogodzin przypadających na jednego szczeniaka. 😉
A jo z kolei musiołek sie dzisiok rozstać z ponem Morfeuszem duzo wceśniej niz byk fcioł. Cóz… nie kozdy mo tak dobrze jako koala, co przez 20 godzin na dobe z tym ponem na M. baluje 🙂
Dzień dobry. Pietrek – proszę wybaczyć, że nie podjęłam tematu w środku nocy 😉 , ale wskakiwałam tu tylko w małych chwilach przerwy w robocie, a potem wreszcie trzeba było trochę się wyspać. O muzyce filmowej bywało już na tym blogu nieraz, np. tu:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=27
ale ciekawe jest ujęcie od tej strony: miejsce muzyki filmowej w twórczości wybitnych kompozytorów. Też może tym się zajmę. A co do LvB, widzę, że z fomą możecie rączki sobie podać 😆 Ja co do Egmonta pozwolę sobie nie do końca się zgodzić, on nie jest jeszcze taki tragiczny (a uwerturę lubię bardzo) w porównaniu z takim cudem jak Cisza morska i szczęśliwa podróż albo Msza C-dur. A są u niego przecież i karty genialne. Ale o tym też tu było nie raz i nie dwa 😀
Pietrek, posłuchaj Egmonta jeszcze raz i jeszcze raz – a z pewnością nie powiesz hmmm lecz mmm. Sztuka Schillera się zestarzała – ale muzyka LvB prztrwała. Uwertura to arcydzieło, a są tam jeszcze inne świetne fragmenty, np. pieśń „Die Trommel…”
Pani Kierowniczka blog swój zaniedbuje a na innym blogu kota zagłaskuje…
Właśnie myślę intenZywnie, co też Wam za temacik zaserwować… 😉
A po co zeen był na tym innym blogu? I co tam chciał zrobić kotu? 😉
Pani Kierowniczko, może coś o zwierzętach? 😆
Oczywiście słoń a muzyka polska…
O, słoń należy do ulubionych, o ile się zdążyłem zorientowć nie tylko moich. 😀
No już nawet myślałam o tych zwierzętach, ale tyle razy już było… o kotach oczywiście przede wszystkim, ale i np. o buldogu u Elgara 🙂
Na razie duży głask świąteczny dla Bobiczka 😉
Bobiku, lepiej zapytaj, co kot chciał zrobić zeenowi 😆
Przesłuchanie słoni w filharmonii,
Jak drzeć pierze w operze,
Na kozetce w operetce,
Jak mieć wzięcie na koncercie…
Znaleźć dziurę z całym chórem…
Smażę na gitarze…
Serdeczne dzięki, Pani Kierowniczko, ale ja obchodzę nie indywidualnie (jeżeli kochać…), tylko zbiorowo, z całą Zwierzyną. Dlatego wpis o zwierzynie dziś aż się prosi. 😆
A co kot chciał zrobić zeenowi? 😯
Ale chyba na głaskaniu nie poprzestaniemy…
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/3/33/A_jolly_dog.png/407px-A_jolly_dog.png
ps
zeenowi
chciał zrobić kot
omłot
😆
A może
ten kot
chciał zrobić
hotspot? 😉
Hoko, nie wiedziałem, że masz dostęp do moich rodzinnych archiwów 😯 😀
kot zeenowi chciał
zrobić tylko miau
lecz na tym nie poprzestał
przed omłotem siał
po omłocie ział
w końcu przeszedł w cwał
i zwiał 😆
Dzisiaj 85 urodziny obchodzi swiatowej slawy polski dyrygent i kompozytor Stanislaw Skrowaczewski.Nie wiedzialbym o tym gdyby nie to,ze od rana sklada mu zyczenia Bayern-Klassik.
I to jest chyba najlepszy dowod,ze emigracja nie wyjalawia,tylko my musimy sie bardziej interesowac tym co robia nasi emigranci.
Pietrek!
Dobra muzyka filmowa to taka,ktora nie pcha sie przed obraz,a jedynie go wspomaga odpowiednio sterujac nasza psychika w zaleznosci od akcji danego filmu.Jezeli zaczniemy na filmie sluchac swiadomie muzyki to mozna powiedziec,ze producent wyrzucil pieniadze w bloto.
…a ja posłuchałam sobie z rana Wielkie Utwory Muzyki Klasycznej od Kierowniczki… Zeskanowałam okładki i pokazałam Szwedu mojejmu (wiolonczelista) i teraz on chce Rafała Kwiatkowskiego, który gra kawałek „Szosty”, ulubionego kompozytora Szweda. Szwed kiedys grał na urodzinach Roztropowicza, jako młody zdolny wiolonczelista.
Niestety, karierę zakończył 10 lat temu. Załamanie nerwowe, depresja i takie tam. Nie umiał grać w zespole, jest perfekcjonistą, więc ciagle były jakieś konflikty w orkiestrze. A było zostać solistą, wyjechać do Sztokholmu czy Goeteborga, a nie siedzieć w niezbyt wielkim mieście i użerać się w niewysokich lotów orkiestrze.
Ta refleksja niestety, przyszła za pózno.
A skoro o emigrantach mowa, mój Szwed studiował z Polakami. Zapamietałam nazwiska – Dorota Zarowiecka (chyba fortepian) i Wojtek Wybraniec, bodaj skrzypce. Oboje mieszkają w Szwecji i chyba cos działają na niwie muzycznej, kiedys ich wyguglałam. Dorota to była skryta miłość Szweda. Nie dziwię się, piękna kobieta.
Witold, dobrze prawisz o muzyce fimlowej – pamietacie moment z filmu „Szczęki” ?! To był czas, kiedy chodziłam do kina z drutami i cos tam przy okazji „na ślepo” dziergałam w jednym kolorze. W TYM momencie druty wypadły mi z ręki 🙂
Spytałam Szweda na okoliczność, napisał;
Quite: i have played with Rostro once, me and some other pupils at the academy, when he visited Gothenburg once, it was his B-Day, yes.
O proszę, jest Dorota 🙂
http://dorotaz.se/
No przystojna, nie powiem 😉
Tak, i u nas w Dwójce wspomnieli o Skrowaczewskim, a także o pianiście jazzowym Włodku Pawliku, który też ma dziś urodziny 🙂
P. Witold pisze: Pietrek!
Dobra muzyka filmowa to taka,ktora nie pcha sie przed obraz,a jedynie go wspomaga odpowiednio sterujac nasza psychika w zaleznosci od akcji danego filmu. Jezeli zaczniemy na filmie sluchac swiadomie muzyki to mozna powiedziec,ze producent wyrzucil pieniadze w bloto.
Szanowny Panie Witoldzie – nic dodac, nic ujac – to samo mozna powiedziec o muzyce operowej – opera jest przedstawieniem teatralnym w ktorym muzyka – reszte prosze przeczytac we wlasnym komentarzu.
Pani Doroto przepraszam – istotnie dzialam w zupelnie innej strefie czasowej +9 GMT. Uwerture do Egmonta uwielbiam – to jeden z tych utworow ktory katowalem z Ojcem na cztery rece.
Panie Piotrze (Modzelewski) – bez bicia przyznaje ze calego Egmonta sluchalem chyba dwa-trzy razy, dosyc nieporzadnie, przez radio – strasznie duzo nie tyle gadania co wrzasku po niemiecku. Moze to mnie zniechecilo. Sprobuje jeszcze raz 🙂
Skrowaczewskiego slyszalem raz w Stanach – przez dlugi czas byl zwiazany z Minneapolis Symphony