Nowa orkiestra
Rok temu ją powołano, w marcu zmontowano, potem próby, próby, próby – z różnymi dyrygentami, koncerty „przedpremierowe” w różnych miejscach Polski, warsztaty letnie w Radziejowicach. I teraz – oficjalna inauguracja Polskiej Orkiestry Sinfonia Iuventus.
Impuls do jej powstania rzucił Maestro Jerzy Semkow, zbudowany współpracą ze studentami i absolwentami warszawskiej Akademii Muzycznej, z którymi dwa lata temu wykonał VII Symfonię Brucknera. Najpierw zwrócił się do władz uczelni, żeby zadbała o zdolnych absolwentów, potem razem antyszambrowali u ministra – wtedy jeszcze Ujazdowskiego. Udało się. W orkiestrze mogą grać młodzi muzycy do 30 roku życia, świeżo po studiach. To będzie dla nich taki pierwszy szlif – z nim będą już mogli startować wszędzie. Bez niego niby też by mogli, ale to będzie dla nich świetne doświadczenie.
Koncert odbył się w Filharmonii Narodowej, więc orkiestrą zadyrygował dyrektor Antoni Wit. I tyle na ten temat. Szkoda, że nie był to Maestro Semkow, który był na koncercie; był to zresztą dzień jego 80. urodzin i na spotkaniu po koncercie wszyscy zaśpiewali mu Sto lat. Byli też obecni inni dyrygenci, którzy z orkiestrą pracowali: Gabriel Chmura, Tadeusz Wojciechowski i Jewgienij Wołyński (nowy dyrektor muzyczny Opery Narodowej).
Nie będę – z wielu względów – opowiadać o tym, jaki był ten koncert. Na pewno będzie jeszcze wiele coraz lepszych występów. Chciałam tu napisać o czymś, co zwraca moją uwagę od dawna, a przy oglądaniu składu orkiestry uderzyło mnie tym bardziej.
Otóż kiedy ja chodziłam do szkoły, a było to jednak dość dawno, rzadko się zdarzało, żeby rodzice któregoś z kolegów byli muzykami. Jako pokolenie wojenne czy zaraz-powojenne zajmowali się różnymi rzeczami, muzykę pozostawiając w sferze hobby; może marzyli kiedyś, by zostać muzykami, ale los nie pozwolił (tak było np. z moją matką, która w sprzyjających czasach byłaby śpiewaczką – miała piękny sopran koloraturowy). Teraz jest inaczej – absolutna większość uczniów, a już zwłaszcza studentów to dzieci muzyków (często moich kolegów). Tak jest i w tej orkiestrze, a dotyczy to i solisty koncertu – Kuby Jakowicza.
Tak więc populacja muzyków w Polsce powiększa się w reprodukcji prostej. Sprzyja to pewnemu zamknięciu tego światka (półświatka – zwykłam go nazywać) i różnym układom jak to w rodzinie. Poza tym jest on w jakiś sposób hermetyczny, tak jakby był potrzebny przede wszystkim samemu sobie. To chyba sytuacja specyficzna dla naszego kraju, gdzie społeczeństwo en masse muzyką poważną się nie interesuje – nie miało okazji się przekonać, że to piękna sprawa, bo najpierw były lekcje muzyki takie, jakie pod poprzednim wpisem opisała Alicja, a potem nie było ich wcale.
Może to jednak się zmieni? Musi. Bo inaczej dla kogo ta orkiestra – i inne – będą grać?
Komentarze
Oby.
Widuję młodzież szkolną na koncertach. Choć zwykle się ją prowadza na muzykę łatwą lekką i przyjemną. Potem raczej dziura, słuchacze znowu po 30-tce, 40-tce.
Ostatnio mnie jednak zaintrygowało coś innego — filharmonijny sąsiad opowiada jak wrócił do filharmonii, po paru latach słuchania muzyki z płyt i radia. Stwierdził, że technika wciąż oddala muzykę, że za dużo tej elektroniki po drodze, że chce mieć kontakt z żywym dźwiękiem.
Ciekawe, czy to robi różnicę młodym?
Jestem pewna, że może robić, i to bardzo, tylko często nawet o tym nie wiedzą…
„Technika wciąż oddala muzykę”
Sprzęt domowy gra coraz lepiej, przy filharmonii trudno zaparkować…
Dla wielu możliwość wysłuchania utworu w zaciszu domowym, w „pierwszym rzędzie pośrodku” niejako jest wygodniejsze od siedzenia w trzecim rzędzie na miejscu 3 albo 28, sąsiad z boku zawzięcie wysyła SMSy, pani przede mną ma zaawansowany koklusz, a ja sam, ledwo żywy i bez obiadu prosto z roboty zziajany przybiegłem na koncert.
No tak…. wizyta w filharmonii to trochę absorbująca jest: umyć się wypada, czyste ciuchy założyć, ogolić też nie zawadzi. Wydałeś forsę na bilet a potem siadasz obok ledwo żywego i bez obiadu, prosto z roboty, zziajanego, który wpadł przelotem… 😆
Ja tam się nie golę 😉
Pani Kierowniczka napisała o czymś, co mnie ogromnie dziwi i smuci -o zamykających się rodzinno – zawodowych kręgach. O tej prostej reprodukcji. Mamy rodziny aktorskie i prawnicze i muzyczne i dziennikarskie, dziedziczone są stanowiska dziennikarzy telewizyjnych, felietonistów, adwokatów itd. Teraz jeszcze muzycy… Czy na pewno talent jest zawsze dziedziczny? Ja wiem, jest łatwiej kiedy zna się środowisko, wie o każdej plotce, wie kiedy i jak układają się stosunki między ludźmi. Boję się tylko, żeby nam gdzieś nie umknęły perełki, w środowisku niemal średniowiecznych cechów zawodowych.
A macie coś do cechu gitarzystów, cechu skrzypków, cechu klarnecistów, gildii harfistów? Nie będzie się jakiś trębacz-partacz błąkał po filharmonii…
Śmichy, chichy 😛
Jak (teoretycznie!) kończę o 17:00, a koncert jest na 19:00, to co mam zrobić? Do domu mam ok. 40 minut, a nie zawsze da się zmyć przed czasem… (nie mówiąc już o umyciu!)
Nie będzie partacz pluł nam w trąbkę 😆
Tak, to właśnie tak jest: za dobrze zna się środowisko, ktoś komuś musi pomóc, bo to przecież córeczka kumpla czy syn kumpeli ze szkoły. Każdy, kto zdaje na wyższą uczelnię, musi mieć „wejście”, jak go nie ma, jest przegrany na starcie. Znam takie przypadki aż za dobrze. Wszelkie objawy raka korporacyjnego. A dalej, już w trakcie nauki i życia zawodowego, załatwianie chałtur i synekur. I co z tym zrobić? Opisywać w prasie? Nic się na to nie poradzi, za daleko zaszło.
Niech się partacz cieszy, że w ogóle ktoś mu trąbkę sprzedał!
Pani Kierowniczko, a czy bardziej się poradzi nieopisywaniem? 😉
Na jedno wychodzi. Już różne rzeczy opisywałam, np. że polskie instytucje muzyczne, filharmonie i opery, nie wyszły jeszcze z komuny – i co, wyszły w następstwie mojego tekstu? Pewnie, że nie…
Nie poradzi się nieopisywaniem, bo partacz sam się opisze, dział marketingu mu pomoże, więc i tak wyjdzie, że to wielka gwiazda jest.
Rak korporacyjny sięga głębiej, niż można przypuszczać. Już w szkołach muzycznych I stopnia są problemy. Dzieci zdające do II stopnia muszą mieć szczęście wychodzić spod „dobrej i słusznej” ręki, inaczej nawet gdy są lepsze, nie dostaną się…
Na szczeblu szkół wyższych to tylko się potęguje. Miałem okazję zapoznać się z problemami, na które trafia student łódzkiej AM. Swoje problemy rozwiązał przenosząc się do Katowic, no zobaczymy….
Znaczy, trzeba zaczynać od razu od II stopnia, a potem fru, bez przystanku do Katowic…
zeenie, touché 🙁
Moja siostrzenica studiuje w Katowicach od początku – dlatego, że:
1. nie miała „wejścia” do Warszawy (ciotka nie zadzwoniła do żadnego znajomego, bo liczyła na ludzką uczciwość 😛 , więc dziewczynę odwalono po pierwszym etapie, choć grała dobrze – słyszałam),
2. jednemu z kolegów, kiedy to zobaczył, zrobiło się głupio i „załatwił” te Katowice. Musiała najpierw zresztą pójść na zaoczne i dopłacać do tego interesu; potem się przeniosła na dzienne, teraz w ogóle ma indywidualny tok.
W Katowicach pod paroma względami jest fajnie: przede wszystkim pod tym, że dużo gra się w orkiestrach i zespołach, że można grać muzykę współczesną i brać udział w zespołach barokowych. Ale z innymi rzeczami bywa różnie. Zależy, na jakich pedagogów się trafi.
Tylko do Katowic. Tam podobno działa sprawny komisarz, który pilnuje porządku, a jak nie daje rady, to chociaż pociesza…
Tak czułem, że w komentarzach zaraz się pojawią złowrogie korporacje prawnicze… 😉
W przypadku prawników rozwiązaniem problemu okazały się państwowe egzaminy na aplikacje i państwowe egzaminy zawodowe. Ale przecież egzaminy dla muzyków (na wyższe uczelnie) już są państwowe a problem – z tego co czytam – i tak nadal istnieje.
Trzeba próbowac z drugiej strony – obowiązkowe egzaminy na słuchaczy. Jak ktoś zainwestuje czas w przygotowanie się, to może coś z tego zostanie…
Siostrzenicy Pani Kierowniczki musi się wieść znakomicie, bo jakoś nie zgłosiła się po komisarskie pocieszenie… A swoją drogą, czy siostrzenica zagląda na ciociny dywanik?
A może by tak Polska Wielka Orkiestra Blogowa pod dyrekcją Pani Kierowniczki?
Już widzę te anonse:
Pierwszy koncert PWOB odbędzie się w sali Filharmonii Wirtrualnej. Każdy z muzyków znajdować się będzie w innym miejscu, ba, w innym mieście!
A wszystkim zawiadywać będzie stojąca na serwerze dyrygent Pani Kierowniczka, której wirtualna batuta będzie wskazywać członkom orkiestry jak mają grać.
Wyślij SMS na nr ….. o treści „koncert” (opłata zryczałtowana 100 zł z VAT) i weź udział w epokowym wydarzeniu, o którym będziesz opowiadać wnukom…
Myślę, że dla odmiany batuta może być niewirtualna…
Po sąsiedzku w sprawie muzyki:
Ten sam temat, nawet z tym samym cytatem z Berkeleya, na blogu Doroty Szwarcman.
„To chyba sytuacja specyficzna dla naszego kraju, gdzie społeczeństwo en masse muzyką poważną się nie interesuje – nie miało okazji się przekonać, że to piękna sprawa, bo najpierw były lekcje muzyki takie, jakie pod poprzednim wpisem opisała Alicja, a potem nie było ich wcale.
Może to jednak się zmieni? Musi. Bo inaczej dla kogo ta orkiestra – i inne – będą grać?”
Musi??? Jak pani Doroto?
http://forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=10242&w=85832960&v=2&s=0
Ten nepotyzm to nie jest sprawa tylko Polski i muzyki w Polsce. W Stanach objawil sie zawodowo syn znanego dyrygenta Neeme Jaarviego z Detroit. W nauce mamy dynastie Bohrow (nagroda nobla z fizyki w 20-tych) i Kornbergow (NN w 1960 r.). Pragne rowniez poinformowac, ze orkiestra w Detroit ma nowego dyrygenta, Leonarda Slatkina.
@PA2155:
No tak, Kleiberów też było dwóch, ale jakoś na tego młodszego nikt nie narzekał, że ciepłą posadką przez tatusia sobie załatwił… (chyba żeby?)
W muzyce jak w PZPN-ie… może by tak jakiego kuratora…
PA2155:
‚Dynastia Jaarvich’ (tak o nich (o całej trójce…) czasem pisują) ma to do siebie, że jest dobra.
Gdy słyszę o muzykach-dzieciach-muzyków, to pierwsze co mi przychodzi do głowy, to możliwości edukacji domowej i osłuchania z muzyką; co biorąc pod uwagę stan nauczania muzyki daje im ogromny atut na samym starcie. Ale Pani Kierowniczka wyraźnie wskazuje, że nie chodzi o ten proces, sam w sobie naturalny, ale o kumoterstwo.
Sprawa ciągnie się już od stuleci, w rodzinie Bachów to nawet przez parę pokoleń tylko muzycy i muzycy… Chociaż to chyba nie jest najlepszy przykład. A biorąc pod uwagę, że żaden Beethoven ojciec nie wrył się w pamięci słuchaczy, to dziedziczenie fachu może nie jest takie złe? 🙄
Przychodzi mi jeszcze do glowy dwoch Serkinow, Rudolf i jego syn Peter. Ojciec przerosl latorosl o kilka glow.
Chyba robienie muzyki, zwlaszcza symfonicznej nie jest interesem intratnym. W Kanadzie mielismy kiedys mlodych prezenterow telewizyjnych z koneksjami, syna znanego polityka Avi Lewisa (prywatnie maz Naomi Klein). Moze nie byl to nepotyzm kompletny, bo oboje sa rraczej utalentowani.
foma:
Ojciec Beethovena o ile pamiętam był muzykiem, tyle że słabym. Ojciec Brahmsa też, podobnie jak Mozarta. Tyle, że chyba tylko ojciec Mozarta i paru Bachów przeszłoby do historii, gdyby nie ci najsłynniejsi: Ludwig, Johannes, Wolfgang Amadeusz i Jan Sebastian.
Zresztą Bachowie nie tylko muzyką się zajmowali — już chyba pisałem, że jacyś krewni Jana Sebastiana warzyli piwo we Wrocławiu. (Ale czy nosili oni nazwisko Bach, to nie wiem…)
‚Dynastii’ jest więcej — Ojstrachowie (syn też gra), Szostakowiczowie (syn dyryguje)… (I nawet zostawiam na boku rodzinę Savallów, która się wyraźnie wspiera.)
Heh, nepotyzm i bezinteresowna niechęć ma miejsce wtedy, kiedy krewny jest, ehm uzdolniony inaczej.
Jak synek czy tam jakiś siostrzeniec jest geniuszem, to się mówi „jaka utalentowana rodzina”, czyż nie? 😉
Ojciec Mozarta wcale nie był złym muzykiem. Jego podręcznik gry skrzypcowej jest ponoć bardzo interesujący i dziś 🙂
Słusznie pisze PAK, że edukacja domowa i osłuchanie dają punkty już na starcie, zaświadczam to jako papugująca w dzieciństwie po starszej siostrze 😉
Ale czy dziecko będzie bardziej, czy mniej utalentowane od rodziców – to już loteria (genowa). Bywa tak, bywa siak.
foma pyta, czy siostrzenica zagląda na ciociny dywanik. Czytuje wpisy, ale na śledzenie komentarzy nie ma czasu 😉
Eeeee…, tentego…, może by tak zasiać to na grunt publiczności filharmonicznej…
Z dziada-pradziada wszyscy byli bywalcami filharmonii… no, brzmi nieźle. Ale dla bezpieczeństwa trzeba dodać: lecz na prywatkach tańczył przy Bayerfull i Modern Talking oraz Boney M 🙂
Nie wypada mówić głośno, że siostrzenica traci w ten sposób całą paletę dywanowych smaków… 😉
A do czego mieli tańczyć? Do Święta Wiosny?
Ale do Rubika chyba się da…
Do kogo?
Muzyka Leopolda Mozarta, ojca WA jest wciaz nagrywana, przynajmniej jeden koncert.
Pora obiadowa! Czy ktoś tu mówił o kostce? 😉
Bobik:
Ja jeszcze przed poranna kawa. W Kanadzie obchodzimy dzisiaj Thanksgiving Day i mam wolne. Stad moje lenistwo.
A czy Ciocia Siostrzenicy wybiera sie na bardzo ciekawie zapowiadajace sie wyklady Mamy Siostrzenicy? Ja zaluje, ze nie moge z Londynu, ale temat mnie BARDZO interesuje.
Chyba Pani Kierowniczka o 14:42 napisala to co mi chodzilo po glowie podczas czytania zarowno Slowa jak i Komentarzy.
Mysle, ze dzieci idace w slady rodzicow maja pewna przewage. Moze to byc uwarunkowanie genetyczne, ale chyba czesciej jest to po prostu zestaw zachowan i osluchanie sie w temacie, ktore przyszly lekarz, muzyk, prawnik, naukowiec, czy inzynier, musi dosc mozolnie rozpoznawac sam.
A zle nawyki korporacyjne nalezy zwalczac. Kiedy filharmonicy postanowili sprobowac zatrudniac kobiety, komisja sluchala zza kotary, a na dodatek przesluchiwani(ne) szly po bardzo grubym dywanie, bo szanowna komisja bystrym uszkiem rozpoznawala panie na obcasach i je poczatkowo ulewala.
Mysle, ze typowo polski zwyczaj szukania dojsc za wszelka cene jest najwieksza grozba. Nie bez kozery sluzba cywilna byla pierwsza ofiara kolejnych rzadow a i system przetargow jakos dziwnie w Polsce nie moze zaczac funkcjonowac podobnie do innych krajow.
Ja nie wiedziałam, że w szkołach w ogóle usunięto lekcje muzyki. No to jak wyłuskać talent? U nas nawet były kółka muzyczne i były zajęcia pozalekcyjne dla chętnych (inna rzecz, że mało chętnych) – mówię o latach 60-tych i do połowy mniej więcej siedemdziesiątych. Kłopot był z instrumentami, moja siostra chodziła na kółko muzyczne, chciała grać na gitarze, szkoła miała tylko parę rozstrojonych mandolin i pan Kierownik postanowił uczyć mandolinistów, był to człowiek-orkiestra i grał na wielu instrumentach. Poza tym to był jedyny nauczyciel (i to w małej wsi!) który miał zapał i traktował serio to, do czego się zabierał. Z wykształcenia był polonistą i dziwiło mnie, co taki elokwentny, inteligentny pan robi w naszej szkole – jednocześnie jestem wdzięczna za to, że był.
Ja niestety, nie miałam pociągu do grania na żadnym instrumencie, chociaż mam dobry słuch – Baśka próbowała mnie uczyć na tej mandolinie, ale szybko się zniechęciła. Drewniana byłam okropnie – ona natomiast potrafiła wszystko zagrać ze słuchu, bez nut. Teraz grywa czasami na skrzypcach, też „samouk”, ale wychodzi jej to.
PA, za kostki z Thanksgiving niestety muszę podziękować odmownie, bo drobiowe mi podobno szkodzą. 🙁 Ale przyjemnej laby życzę. 🙂
A pora obiadowa dla mnie może być kiedykolwiek, również przed poranną kawą 😀
Bobik:
A propos kostek drobiowych musze sprzedac Ci pewien przepis. Tu panuje obyczaj, ze po mozolnej konsumpcji czesci miesnej indyka (czasami zajmuje to wiele dni i przyjmuje forme „tasty turkey sandwiches”, prywatnie, moja zmora) niektorzy gotuja z resztek indyczych tzw. zupe szkieletowa . Nigdy tego nie probowalem, musi byc naprawde miam miam. 🙂
Miłego Thanksgiving tym zza Wielkiej Wody 🙂
Witam Aranę. Jak? Ja ciągle mam nadzieję, że w końcu coś się ruszy – trzeba mądrze przeprowadzić tę reformę w szkolnictwie ogólnym…
NTAPNo1 – to o filharmoników berlińskich chyba chodziło?
Heleno – ja staram się chadzać na wykłady mojej siostrzycy, jak tylko mam czas (nie zawsze niestety miewam). Nie tylko ciekawe tematy, ale i ona fajnie gada 🙂
Dziękuję za życzenia thanksgivingowe 🙂
Darowalismy indykowi i teraz nie wiem, co gotować 🙁
Może by tak do knajpy? Dobry pomysł!
PA, odszepnę Ci coś, bardzo cichutko, żeby Kierownictwo znowu nie krzyczało, że blogi pomyliliśmy 😉 – zupy szkieletowej z indyka nie znam, ale robiłem kilka razy w życiu chińską zupę bankietową i może nie uwierzysz, ale była naprawdę smaczna. To jest właściwie głównie kapusta pekińska, z chili i innymi przyprawami, ugotowana w wywarze z pobankietowego szkieletu kaczego. Mniam, mniam 😀
Przyłączam się do życzeń Thanksgivingowych!
Leopold jest ceniony, nie tylko jako współautor niektórych młodzieńczych dzieł syna… Ale, skoro o nagrywaniu mowa, to syn Mozarta (W.A. Mozarta) też doczekał się nagrania na płycie, choć podobno, nie było warto…
Bobik:
Moze zrobimy przedluzenie Food Channel ? 🙂 Korzystam, pomimo stanu meskiego, z inspiracji roznych tradycji, rowniez indyjskiej (glownie curry) i chinskiej (stir-fries). Cos sie tam zawsze pichci. Moja zona czasami cos przynosi ciekawego z kuchni wietnamskiej (wlasciwie tajskiej lub tajlandzkiej). Jemy ryz przynajmniej raz w tygodniu. Unikamy jedynie frutti di mare, czyli malzy i krewetek, bo to trudno przyrzadzic.
PAK & Pani Dorota:
Dzieki za zyczenia Thanksgivingowe. Obiecuje wzniesc toast za zdrowie wszystkich tutejszych blogowiczow autentycznym zinfandelem kalifornijskim.
PAK:
W sprawie Leopolda M. zapomnialem wspomniec, ze w tym utworze (chyba koncert na rog) uzywa sie dziwnego instrumentu. Brzmi to jak bat.
PA, frutti di mare trudno przyrządzić? 😯 Ich tylko nie wolno za długu męczyć – krewetki na patelni minuta z jednej, minuta z drugiej, małże króciutko w białym winie i chytrych ziółkach, a długo to już tylko łapy oblizywać. Gdzie tu trudność? 😆
Bobik:
Zacheciles mnie swoim entuzjazmem i moze wkrotce sprobuje. Wracajac do kaczek. Kaczki polnocnoamerykanskie sa jak klientki GAP, czyli szczuple i zgrabne. Po upieczeniu niewiele zostaje d zjedzenia.Czy kapusta pekinska to „bok choy”?
PA2155,
bok choy to nie to samo, co kapusta chińska/pekińska, a jeszcze bardziej polecam „baby bok choy” po mojemu:
http://alicja.homelinux.com/news/Food/B-B-Q-stuff/Baby_bok_choy/
Pogooglaj za kapustą pekińską/chińską, PA2155 , na pewno się spotkałeś w każdym naszym sklepie z warzywami, można jeść na surowo, przyprawiając jak ulubiona sałatę (ja raczej skłaniam sie ku surowemu) i pewnie coś ugotować.
Alicja:
Dzieki za rade. Chyba wiem, o czym mowisz. To przypomina chyba kapuste wloska. Mam nadzieje, ze dokonalas wyboru dania na Thanksgiving.
Serdecznie pozdrawiam
PA, no to jeszcze szybko, póki nie ma Kierownictwa 😉 – kapusta pekińska to zdecydowanie nie jest bok choy, raczej rzeczywiście przypomina wychudłą i wydłużoną włoską, która dawno się nie opalała. Ja też ją najbardziej lubię w surówkach, ale i w tej zupie bankietowej nieźle się sprawdza.
A krewet nic się nie bać, tylko na godzinę do marynaty (oliwa, cytryna, czosnek, chili i co tam jeszcze), a potem króciutko na patelnię. I obowiązkowo zaprosić mnie na ucztę! 😀
Oj, chyba rzeczywiście pomyliliście blogi – choć i ja dobre jedzonko lubię 😆
Kierownitwo ma za dobre ucho! 🙄 Szeptaliśmy przecież tak cichutko, że teoretycznie nikt nie miał prawa słyszeć. 😆
Swoją drogą, ktoś o inicjałach PA byłby na kulinarnym jak najbardziej na miejscu. 😉
Bo PA2155 nie zaglada na sąsiedni blog kulinarny, a my z Bobikiem z rozpędu… 😉
Alicjo, a jak nas wezmą za agenturę kulinarnego na muzycznym i jakieś oświadczenia każą podpisywać? 😯
Może lepiej nie, bo na kulinarnym ostatnio trolle grasują… 😉 😆
Musze sie przyznac, ze istnieje zwiazek miedzy gotowaniem a moja wlasciwa profesja. Wiele technik, ktore uzywam ma swoje zrodlo w przepisach kuchennych. 🙂
Bobik:
Jak zawsze nie rozumiem Twoich skomplikowanych aluzji. 🙂
PA, jak nie rozumiesz wszystkich, to byłoby za dużo tłumaczenia 😉 Ale jak Ci na którejś specjalnie zależy, to mogę wyjaśnić. 😆
Chemik? 🙂
Trollom kiszki grają Beethovena…
Ten troll z kulinarnego to raczej w kierunku disco polo 🙁
A, właśnie! Czy Komisarz nie mógłby go wytropić i spacyfikować w ramach bratniej pomocy? 😉
Bobik:
Sort of. Chemia to byl poczatek mojej kariery.
E, pewnie raczej Griega…
http://www.youtube.com/watch?v=KS036Cq49qU&feature=related
PA, czy potem przeszedłeś na siekanie kwasów enzymami, czy na coś całkiem innego?
Bratnia pomoc kierowniczego aktywu sytuuje się o kręgach Politykowego wsparcia informatycznego. Komisarz ani myśli wchodzić na nie swoje podwórko 😛
Bobik:
Jestes prawie bliski prawdy. 🙂
No to jeszcze jeden trollik od Griega:
http://www.youtube.com/watch?v=F7c0HWTLQdU&feature=related
Czy ja w związku z tym trollem dostałem kod afee? 😉
PA, wciągnąłem się w rozwiązywanie zagadki. 🙂 Dałbyś jakieś wskazówki, żeby ominąć to „prawie”. Jakąś strzałkę, nadłamaną gałązkę, wzór z kamyków na ścieżce… 😉
Bobik:
Tylko bez posadzen, ze jestem prozny 🙂
Rzeczywiscie jest to rodzaj chemii.
Moze nie enzymy, ale o 2 oczka w gore, czyli to cos, co je tworzy.
Uzywa sie w tym rowniez drozdzy (kiedys je uzywalem).
Uzywa sie metod kuchennych.
Pani Kierowniczko, te trolle i trolliki od Griega to na sto procent nie te z Gotowalni. Za sympatyczne 🙂
PA, czyżbyś się zajmował robieniem jajecznicy z samych białek? 😀
Swoją drogą ten Arielek niesamowity – co za pasja 😀
Bobik:
A skadze! 🙂
A przy tym wymiękłam:
http://www.youtube.com/watch?v=zWe3YQhLfKU&feature=related
I jeszcze:
http://www.youtube.com/watch?v=0BRZ9xNr4nI&feature=related
Uuuuu…
PA, najwyraźniej poszedłem złą ścieżką. Jak nie białkowo, to może trzeba wrócić do tych kwasów? 🙂
Bobik:
Na powaznie, zajmuje sie czyms na styku biologii, chemii i medycyny.
Dobranoc
PA, bardzo miło było z Tobą niepoważnie posekwencjonować. 🙂 Dobranoc!
Chyba o Arielku jeszcze bardzo duzo uslyszymy?
Pod warunkiem, że on jest prawdziwy. Bo na przykład mój Tata jak go posłuchał i zobaczył, to stwierdził, że czegoś takiego nie ma. 😀
To prawda. Ja tam takich szesciolatkow jakom zywa nie spotkala 🙂 .
A teraz Bobik, na poslanko! Ostatni raz przypominam.
Są, są nawet młodsi… Jerozolimski Arielek powinien się spotkać z gdańskim Igorkiem:
http://www.youtube.com/watch?v=857_jfW2sU4
Tu o nim:
http://www.igorfalecki.com.pl/
Dzien dobry! (Kolejny muzyczny kod do kolekcji – eeef)
Kapitalne malolaty, ciekawe, co z nich wyrosnie?
A „nasza” muzykalnosc jest rzeczywiscie dosc smetna. Wracam wlasnie z Poznania. Odbywal sie tam w ubieglym tygodniu festiwal choralny. Mialam sporo zajec, ale udalo mi sie pojsc na jeden z koncertow. Spiewal Thomanerchor z Lipska. Wydawalo mi sie, ze Poznan – miasto chorow – tlumnie przybedzie posluchac tej legendy, ale fara swiecila pustkami! Zalujcie Poznanczycy – koncert byl piekny, chorzysci dali z siebie wszystko, a maja wiele do dawania…
Dodam jeszcze, ze wstep byl bezplatny, a wiec cena biletu nie mogla nikogo odstraszyc…
No nie, z Bachowskiego kościoła i nikt nie przyszedł? W Poznaniu? Rzeczywiście, wstyd 🙁
Nie wiem, jak było w tym przypadku, ale czasem zawalą organizatorzy – nie rozreklamują dostatecznie i w takich kręgach, które byłyby zainteresowane. Dać ogłoszenie na 15 stronie w gazecie i przykleić dwa plakaty gdziekolwiek, to nie zawsze wystarczy. 🙁
wirtualna orkiestra blogowa to bylo by ciekawe. Pierwszy wirtualny spektakl baletowy wystawiony siłami forum balet.pl odbyl się już ze 3 lata temu, warto aby ktoś poszedł w te ślady. Moze będą to kiedyś odnotowywane w encyklopedich muzycznych pierwsze przejawy nowego gatunku czy wręcz nowej SZTUKI ;))))
Mnie się to też podoba! Ale z tym baletem to bardziej karkołomne… jest po tym jakiś wirtualny ślad? 😉
Z ta reklama to pewnie masz racje, Bobiku! Gdyby to bala jakas Netrebko, albo – jak przed laty (kto dzisiaj o nim jeszcze pamieta?) Andrea Bocelli, to pewnie media przekrzykiwalyby sie. 🙁
Przepraszam – nie „bala” tylko „byla”!
Nooo, w Niemczech Bocelli jeszcze tu i ówdzie straszy, zwłaszcza przy okazji medialnych mordobić. 😉
uuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu
To straszy duch pustych miejsc!
A jakie wrazenie takie straszenie robi w ciemnych wnetrzach starych kosciolow!
Ja się przestraszyłem i na blogu! 😯 Czy Komisarz nie ma na tego ducha jakiegoś paragrafu?
Dlaczego „pustych miejsc”? 😯
Bo fara świeciła pustkami…
Myślałam, że chodzi o ten blog i „puste” godziny 😆
Pani Kierowniczko, czyżby „uderz w stół”? 😆
Wracam wlasnie z wizyty z bloga kulinarnego (zachecony wczoraj przez Bobika i Alicje) i konstatuje, ze jest to niezly bigos z tym byznesem trollowym. Zainspirowany reklamamami przedwyborczymi z telewizji amerykanskiej (w innych telewizjach to nie wystepuje) proponuje konczyc sekwencje autentyzujaca (ale dziwolag) zdaniem „I am ….. and I authorize this message”. 🙂
Pusto wszędzie, głucho wszędzie
a na dębach śpią żołędzie… 🙄
A co będzie, jak żołędzie
Zerwą się wnet w wielkim pędzie? 😯
Jak się zerwą w wielkim pędzie
To na dębie ich ubędzie…
PA, trafiłeś na kulinarny w, powiedzmy, takim sobie momencie. Szkoda 🙁 Tam nie zawsze trolle grasują, czasem się mówi i o jedzeniu. 🙂 Mam nadzieję, że się nie zraziłeś na amen i zajrzysz jeszcze.
And I authorize this message! 😀
Bobik:
Pani Kierowniczka pewnego dnia za kare, za zasmiecanie Jej blogu zesle nas jak Krola Maciusia I na bezludna wyspe na Tr(i)obriandach. Z gory mowie, ze nie chce byc Pietaszkiem. 🙂
Blog jest fajny.
Zeena poprzeć chcę orędzie,
bo on chyba nie jest w błędzie!
PA, jak Kierownictwo ześle wszystkich zaśmiecających, to na tej wyspie może się zrobić tłoczno. 😀
Babie lato nitki przędzie,
Kierownictwo nikogo tu nigdzie zsyłać nie będzie! 😆
Jedynie trolli. Ale nie tych od Griega 🙂
Jak juz o tej mitycznej wyspie bezludnej. Pamietam, ze w PRLu byl taki program telewizyjny, w ktorym prlowskie celebrities typowaly jaka ksiazke, utwor muzyczny film, wzieliby ze soba w drodze na te Ultima Thule. Ciekawe jakie bylyby nasze typy, gdy chodzi o muzyke?
PA, upiekło nam się! 😆
Oddaję swój typ muzyczny na bezludną wyspę. Jutub! 😀
Pa zadal pytanko i blog popadl w zamyslenie, wszyscy sie zastanawiaja?
A ile plyt wolno zabrac? 🙂
Babo, najpierw trzeba się upewnić, czy wolno zabrać odtwarzacz. 🙂
A kto teraz zabiera płyty, babo?! Wszyscy maja iPody czy takie tam (ja staroswiecka, zabieram komputer).
Potrzebna taka muzyka, która w duszy gra 🙂
Aha, to znaczy, że wystarczy na tę wyspę zabrać Panią Kierowniczkę? 🙂
Zdaje mi się, że już kiedyś nad takimi ulubionymi płytami deliberowaliśmy tutaj. Albo nad kompozycjami 🙂
Hoko, ale jak coś chwyci, to zaraz powstaje sequel 😀
Pani Kierowniczka bedzie nam spiewac, Bobiczku? 😀
Wedle życzenia Miłego Blogowiska… 😉
Tylko nie miejcie pretensji, jeśli to nie będzie bardzo piękne…
Pani Kierowniczka w razie czego i zagra, i zaśpiewa, i skomponuje, i batutą pomacha, a potem jeszcze wszystko to opisze.
A, i gotować też potrafi.
No, czy nie dobrze mieć kogoś takiego na tej bezludnej wyspie? 😆
Hoko ,
niejeden raz deliberowaliśmy nad ulubionymi, i pewnie niejeden raz będziemy 😉
No zaraz, zaraz: co to jest za bezludna wyspa jeśli są na niej jacyś ludzie? 😉
Bobik (jezeli tam jestes): mam pytanie. Wracam z tego bloga o gotowaniu, co to mi poleciles, a tam awantura na calego. Czy wy zawsze jestescie tacy pryncypialni? Dla mnie dyskusje blogowe to forma zabawy, oczywiscie z zasadami, ale zabawy. Nie liczac, oczywiscie pewnym blogow z GW, gdzie nalezy miec skore slonia lub nosorozca, wzmocniona dodatkowo blacha pancerna.
Pani Doroto: sorry za prywate. Mea culpa. Kajam sie i posypuje glowe popiolem.
PA, nie zawsze, tylko ostatnio, w związku z różnymi zajściami na blogu, których osoby nie posiadające skóry nosorożca nie zechciały puścić płazem, albo udać, że ich nie było (tak przynajmniej ja widzę sprawę). Na pewno nie był to najlepszy moment do odwiedzania Sąsiedztwa. Zaczekaj, aż zostaną wniesione bukiety i położona odświętna zastawa.. 😉
A na razie można się bawić tutaj, bo tu Kierownictwo czuwa i w dodatku ma cały Komisariat do pomocy. 😆
Bobik: Biore Cie za slowo i poczekam na te bukiety. Moze i szampan sie znajdzie (przynajmniej sowietskoje igristoje)? Czy nie sadzisz, ze pazdziernik po Oktoberfest jest przytloczony brzemieniem Halloweenu?
Quake, mnie w to nie mieszaj. Jak tylko ja jestem na tej wyspie, to ona dalej jest bezludna. A za innych nie mogę odpowiadać. 😀
PA, sądząc po sklepach, to Halloween się tu zaczyna chyba już we wrześniu, a teraz to lecą dekoracje i artykuły bożonarodzeniowe. 😯 Ale może gdzieś w duszach rzeczywiście ten Halloween się tłucze?
Szampana na kulinarnym mogę osobiście postawić, jak się to wszystko nareszcie przewali. 🙂
Spoko, jeszcze trochę tego wyprzedzania i w sklepach będzie przyszłorocznie-bożonarodzeniowo przy okazji aktualnego Bożego Narodzenia…
Następnym krokiem będą napisy z którego roku w przyszłości Boże Narodzenie jest aktualnie reprezentowane w dekoracjach. 😀
Ja już teraz mam myśleć o Paszportach Polityki 😆
To Polityka się gdzieś wybiera i potrzebuje paszportów? A czemu jeden jej nie wystarczy? 😀
Odkurzylem moje horrory na DVD. Ale jak pomysle, ze w TV bedzie niedlugo tylko „It’s a wonderful life” to sie nieco wzdrygam. No i Christmas party. Nie wiadomo, co gorsze.
A! Rzecywiście Paśporty Polityki sie ryktujom! My z kotem mojej gaździny nawet zastanawiali sie, cy nie wybrać sie do Warsiawy, coby obejrzeć, jak rozdawanie takik Paśportów wyglądo. Ino w tym roku to chyba nie domy rady. Ale za to w przysłym… fto wie? 🙂
Droga Pani Doroto. Dziś, skoro świt zajrzałem do blogu i przeczytałem bardzo ciekawy wpis o koncercie, na którym muzycy jazzowi improwizowali na temat Chopina. Wszystko to dało mi do myślenia – i teraz w wolnej chwili siadam przed komputerem. Spodziewałem sie ciekawej dyskusji – bo tekst był bardzo inspirujący. Sam chcialem wtrącić trzy grosze. A tu – jak w horrorze. Nie ma śladu. I teraz nie wiem – czy to ja mam omamy, czy to mi się tylko przyśniło. Jak to było?
Ojejku – to chyba sen był? 😯 Chyba że to był jakiś stary wpis…
Tak, to jedyne wytłumaczenie, wprawdzie nie mogę być tu obiektywny, ale wydaje mi się, że jestem jeszcze przy zdrowych zmysłach. Ale dyskusja była i tak ciekawa i zabawna. Dobranoc.
Dobranoc 😀
Ja też chcę mieć takie ciekawe sny jak Piotr! Piotrze, co trzeba jeść albo pić, żeby tak się śniło? 😀
Bobiku! podobno wystarczy zapalić, żeby tak się śniło! 🙂
Alllo, psy jedzące i pijące zdarzają się w przyrodzie, ale palące? 😯 Chyba żeby… tego… eee… no…ciasteczka! 😀
Z marihuaną? 😉
Pani Kierowniczko, nie słyszałem, żeby ciasteczka z kremem waniliowym miały jakiś zdecydowany wpływ na treść snów 😀
Z kremem waniliowym?! A czy ów krem nie przypomina budyniu?! Bo w takiej sytuacji koszmary nocne murowane!
Ja też regularnie piekę ciasteczka! Zapraszam! Dotąd co prawda nie odkryłam by ich spozycie wpływało na sny ale po tej sugestii postaram się znależć logiczne powiązanie między smakiem ciasteczek a treścią nocnych fantazji A jak dobrze poszukam to i znajdę! Wyniki badań oczywiscie tu opublikuję.:-)
Mogą się komuś przyśnić – czego Wam życzę 😀
Na prośbę Pani Kierowniczki podsyłam wirtualny ślad po wirtualnym spektaklu baletowym czyli zapis przedstawienia:
http://www.balet.pl/forum_balet/viewtopic.php?t=2103&start=0
gamzatti – śliczne! 😆
Odpowiadam ufoludkowi, który zadał mi pytanie, którego jednak nie wpuszczę tu, ponieważ złośliwie i poniekąd obraźliwie (acz niestety trafnie 😉 ) wyraził się o kimś, a ja tu unikam obraźliwych określeń międzyludzkich. Osoba się zgadza, natomiast „pomoc” tej osoby ograniczyła się do dopisania na listę zdających na studia zaoczne, i to naprawdę w ostatniej chwili – egzaminy na tej uczelni były chyba najpóźniej. Dalej już „bohaterka” poradziła sobie sama – jak zwykle zresztą 🙂
Pozdrawiam 😉