Naprawdę gorąco na Suwalszczyźnie
W najgorętsze dni tego lata odbywa się 14. Letnia Filharmonia AUKSO. I o ile wczorajszy koncert był miło chłodzący, to dzisiejszy – intensywnie gorący (łącznie z reakcją publiczności, ale ta i wczoraj była wspaniała).
W sejneńskiej Bazylice wystąpiły wczoraj z recitalem tegoroczne solistki festiwalowe: Jadwiga Kotnowska i Giedrė Šiaulytė. O ile ta pierwsza jest naszej publiczności świetnie znana, to ta druga, młoda harfistka litewska, ma 29 lat, studiowała w Grazu, Paryżu i Salzburgu, a od niedawna gra w NOSPR (bardzo dobrze mówi po polsku). Trudno było uwierzyć, że te artystki pierwszy raz zagrały ze sobą poprzedniego dnia – no, ale kiedy spotykają się znakomici muzycy, musi się udać.
Flet i harfa to połączenie piękne i harmonijne, w południowych upałach przynoszące ulgę, lenistwo sjesty, impresjonistyczne barwy. Najwięcej na ten zestaw pisywali Francuzi, więc nic dziwnego, że muzyka francuska stanowiła większość programu. Nastrojowym początkiem była linkowana przeze mnie wczoraj Fantazja op. 124 Camille’a Saint-Saënsa z pewnym posmakiem hiszpańskim, który pobrzmiewa także w Entr’acte Jacquesa Iberta. Po niej znana Medytacja z opery Thaïs Julesa Masseneta, która w wersji z fletem jest zdecydowanie mniej kiczowata.
Z muzyki francuskiej były też dwa utwory na flet solo: Syrinx Debussy’ego oraz Dwa utwory mniej znanego (bo przedwcześnie zmarłego) Pierre-Octave’a Ferroud (harfistka z kolei popisała się Fantazją c-moll Louisa Spohra) oraz najwspółcześniejszy w tym programie utwór – Narthex na flet i harfę Bernarda Andrèsa (z efektami perkusyjnymi na harfie i grą na samym ustniku fletowym), ale bardzo też francuskie w charakterze, jakby spod ręki Debussy’ego, są Trzy fragmenty Lutosławskiego z 1953 r., będące opracowaniem jego muzyki do radiowych słuchowisk. Francusko-greckie, także jak u Debussy’ego, ponieważ dotyczą też greckiej tematyki (drugi z fragmentów nazywa się Odys na Itace). Publiczność zachwycona wymogła dwa bisy: przeróbkę Habanery z Carmen i banalnego, ale pięknie zagranego Łabędzia na dobranoc.
Dziś orkiestra AUKSO w swoim podstawowym smyczkowym składzie (plus perkusja w jednym z utworów) w kościele w Gawrych Rudzie. Lutosławski jest główną postacią tegorocznej Filharmonii – na każdym z koncertów wykonywany jest przynajmniej jeden jego utwór. Tym razem były dwa: Uwertura smyczkowa (bardzo zgrabny utwór z 1949 r.) oraz Koncert podwójny, który oryginalnie został napisany na obój i harfę (na zamówienie małżeństwa Holligerów: oboisty Heinza i harfistki Ursuli), ale dziś usłyszeliśmy go w wersji z fletem w opracowaniu Jadwigi Kotnowskiej. Muszę powiedzieć, że ta wersja podoba mi się o wiele bardziej. Ogólnie niespecjalnie przepadam za tym utworem, zwłaszcza że nie przepadam w ogóle za obojem; jestem zresztą przekonana, że skład solistyczny był wyłącznie podyktowany zamówieniem. Zagadką jest dla mnie sarkastyczny marsz w finale, jakby cofnięcie się do stylistyki Szostakowicza, a jeszcze dziwaczniejszy jest moment, kiedy obój gra kilka brzydko brzmiących, wręcz turpistycznych wielodźwięków (to też chyba miało mieć posmak satyryczny). Z fletem odnosi się zupełnie inne wrażenie: brzmi to pełniej, instrumenty solowe są lepiej zestrojone brzmieniowo, a i ten fragment „wielodźwiękowy” jest w wersji fletowej złagodzony – efekty brzmią bardziej naturalnie. I tym razem wyproszono bis u solistek, którym był ostatni ze wspomnianych wyżej Trzech fragmentów Lutosławskiego.
Ale to ostatni punkt programu był prawdziwą kulminacją tego koncertu (i kto wie, czy nie całego festiwalu): kwartet Śmierć i dziewczyna Schuberta w transkrypcji na orkiestrę smyczkową dokonanej przez Mahlera i z lekka poprawionej przez Marka Mosia. Skrajne emocje, od wstrzymania oddechu w wariacjach na temat tytułowej pieśni po burzliwe części szybkie i finał tak intensywny, że publiczność po nim prawie natychmiast zerwała się z miejsc. Po kilku minutach owacji Marek Moś powiedział, że co prawda wszystkim jest gorąco (muzycy narzekali później, że palce im się ślizgały), ale na bis zagrają temat z wariacji, by „zostawić nas z tym, co boskie w Schubercie”. I zostaliśmy z tym, co boskie w Schubercie.
Komentarze
A już myślałem, że obój, nie mówiąc o rożku angielskim, lubią wszyscy melomaniacy (insza sprawa z fagotem czy waltornią, które, jak poezję, lubią tylko niektórzy). Ja z kolei zawsze zastanawiałem się nad sensem przerabiania kwartetów smyczkowych na orkiestrę – w takiej wersji nie tylko Śmierć i dziewczyna, ale i Goldbergowskie czy Wielka fuga op. 133 są dla mnie po prostu niestrawne.
Pobutka.
O! Dzięki, PAK-u, za Trzy fragmenty! Wczoraj nie bardzo miałam czas szukać przykładów, a to tak miły utwór, że chciałam, żebyście go poznali.
A w ogóle to dzień dobry 🙂
Tu już się zachmurzyło i da się oddychać, i jeszcze nie pada. Ochłodzenie ma podobno przyjść jutro.
Co do instrumentów lubianych czy nie, to oczywiście rzecz gustu i ja mogę nie przepadać za obojem, a ktoś może uwielbiać. Jeśli ktoś naprawdę pięknie gra, to też mi się podoba. Ale ogólnie to dla mnie jakiś mękolący dźwięk (mam nadzieję, że oboiści się nie obrażą). Choć to czasem także kwestia jakości instrumentu.
Ten pan np. pięknie gra:
http://www.youtube.com/watch?v=uoZwu9hqEuI
Goldbergowskich na orkiestrę bym nie zniosła, ale Wielką fugę słyszałam w dobrym wykonaniu (orkiestrowym) i spodobał mi się ten spotęgowany świr 😉
No i burza w końcu 🙂
W najlepszych latach Academy Marrinera grała tam nadzwyczajna oboistka, Celia Nicklin. Trzeba jej szukać po różnych płytach, bo solowej kariery nie zrobiła – co mnie trochę dziwi. Ale jest tutaj:
http://www.youtube.com/watch?v=GK5awD9q_0U
Piekne lato w Skandynawii, oj, dawno, dawnoi nie bylo takiego 🙂
Tempereatura okolo 20, czasami popada swiezutki deszczyk
PS Wczoraj nie odbyl sie koncert Neila Younga (mialem bilet) z powodu wypadku jakiemu ulegl jego muzyk
Off topic, ale wiadomość radosna 🙂
Nasza niezrównana Urszula – Papagena nie tylko ogląda i opisuje dla nas spektakle operowe, ale także wie to i owo o życiu pozascenicznym gwiazd miłych naszemu sercu :
http://operaczyliboskiidiotyzm.blogspot.com/2013/08/gratulacje-dla-aleksandry-kurzak-i.html
Pani Aleksandra potwierdziła oficjalnie tę wiadomość na fb, więc chyba nie będzie nietaktem,jeśli Dywanik przyłączy się do najlepszych życzeń 🙂
Chodziło mi bardziej o podkreślenie, że gdyby wśród melomańskiej braci zrobiono plebiscyt na ulubione dęciaki, to pewnie jednak klarnet z obojem wyprzedziłyby inne, łącznie z wszelkimi odmianami fletu. Choć oczywiście pozostaje kwestia obsługi.
Z Goldbergowskimi od kwartetów zdryfowało mnie w stronę klawiszy, więc dodam tylko, że np. Chopinowskie przeróbki na orkiestrę uważam za jeszcze okropniejsze – nie wiem, jak to się dzieje, ale zawsze wydają mi się kiczem podszyte.
Mówiąc ogólnie, w opracowaniach orkiestrowych trudno wprawdzie nie doceniać waloru dojmująco praktycznego (w końcu publiczność zwykle lepiej dopisuje przy 40 muzykach na estradzie, niż przy 4), lecz walor artystyczny często bywa jednak wątpliwy. Przynajmniej dla mnie.
Zatem, jako miłośnik mniejszych składów, pozwolę sobie jeszcze odnotować świetny występ Apollon Musagete Quartett parę tygodni temu w Łazienkach (Strefa Ciszy) – dwukrotny i, w przeciwieństwie do Kremeraty, niebiletowany. Porywający Mendelssohn, rzadki Suk, takiż Prokofiew (wybór z Wizji ulotnych – czyli też skądinąd przeróbka, ale ciekawa), a na bis (w niedzielę) Tango Igora Fiodorowicza. Pyszne!
No proszę 🙂 Gratulacje dla Pani Oli!
Celię Nicklin pamiętam, rzeczywiście ładnie grała.
Klarnet lubię o wiele bardziej od oboju 😉
Dzięki, ścichapęku, za relacyjkę z koncertu Apollon Musagete – to świetny zespół, aż żałuję, że tego nie słyszałam.
Zmarła Regina Resnik (90).
http://www.youtube.com/watch?v=zA2_jx9qiqc
W 1975 roku wyreżyserowała Falstaffa w Teatrze Wielkim (wspominała o tym Pani Kierowniczka niedawno) i śpiewała panią Quickly.
Jakie dziwne pozostają w pamięci urywki dawno oglądanych spektakli. W scenie:
http://www.youtube.com/watch?v=ipFMt7bPStg
zagrała w reweransach, jak przy podnoszeniu się strzyknęło jej w krzyżach. 🙂
Taaak… Przemijanie…
Pobutka.
Dzien dobry 🙂
sluchalem niedawno na stacji internetowej Roberta Muczynskiego „Piano Trio no.2 op.36”
Bruce Duffie (producent, recenzent, pisarz) – z kim ten czlowiek nie rozmawial?
http://www.contemporary-classical.com/conversations
przyjemnego swiatecznego wypoczynku
Dzień dobry w rytmie polki. Już chłodniej 🙂
Dziś kończy się Filharmonia AUKSO – piosenkami Derwida, które będzie śpiewać Dorota Miśkiewicz. Dla chętnych powtórzenie koncertu w niedzielę w Warszawie, na dziedzińcu Zamku Ujazdowskiego.
R.R. ze względów choćby metrykalnych kojarzy mi się wyłącznie płytowo, ale przyznaję, że przy tym, co wyrabiała jako Klitajmestra (pod Soltim) albo Mme Flora ciarki ciągle chodzą (skoro już wspomniano coś o krzyżu). Liczę więc na solidną wspomnieniową audycję w Dwójce, i to nie tylko w Dużej czarnej, bo na srebrnej też jest tej Artystki całkiem dużo (choć np. rzeczonego Menottiego – proszę mnie sprostować – chyba do dziś nie ma).
No i odbył się wielki finał w pięknej nowej (zainaugurowanej w maju) sali Suwalskiego Ośrodka Kultury. Dorota Miśkiewicz śpiewała świetnie, kulturalnie i dyskretnie, wczuwając się w poetykę lat 60., ale z przymrużeniem oka. Aranżacje Piotra Steczka na AUKSO – bardzo zręczne i efektowne, bardzo uatrakcyjniające te nie zawsze tak przebojowe melodie. Rytmy latynoskie (bossa nova, tango, samba), ale i też np. walczyk czy slow-fox. Też z przymrużeniem oka. No i to prawdziwa sztuka zrobić taką rzecz bez sekcji rytmicznej (za którą mógł robić tylko kontrabas). W sumie – bardzo udany wieczór. Z czystym sumieniem mogę polecić warszawską powtórkę.
Rano w drogę powrotną do Warszawy.
Zdjęcia z pobytu:
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/FilharmoniaAUKSO2013
Dobranoc 🙂
Pobutka.
[zupełnie z innej bajki]
Wielki Szacun dla Pani Kierowniczki za odróżnianie przeprosin od stanowiska w sprawie.
Dzień dobry z domu 🙂
Nie oczekuję dziś nikogo… cały dzień mi chodzi po głowie. Chyba jednak pójdę do Zamku Ujazdowskiego, zwłaszcza że z AUKSO było tak miło, że aż trudno się rozstawać 🙂 A z Dorotą Miśkiewicz wracałam (jej samochodem) i też było super. Pogoda w sam raz na imprezy plenerowe, więc koncert powinien się udać.
To jeszcze wrzucę innego mojego ulubionego Derwida:
http://www.youtube.com/watch?v=1rp5fH0-An8
Pobutka!
http://www.youtube.com/watch?v=lDxVVTDJQlQ
No, po prostu „szediewr”, jak ktoś napisał pod filmikiem 🙂 Timofiej Dokszycer – kolejna zapomniana wielkość…
Dla porównania oryginał:
http://www.youtube.com/watch?v=aFAd-lGAIKM
Dzień dobry! 🙂
UWAGA, UWAGA!
Specjalny komunikat z ostatniej chwili od TVP Kultura:
Chopin i jego Europa 2011: Martha Argerich gra Kwintet g-moll op. 34 Juliusza Zarębskiego
15 sierpnia br. rozpoczyna się tegoroczna edycja jednego z najważniejszych festiwali muzycznych w Polsce – organizowanego przez Narodowy Instytut Fryderyka Chopina festiwalu Chopin i jego Europa. Z tej okazji w TVP Kultura przypomnimy wyjątkowy, koncert nadzwyczajny, który miał miejsce podczas festiwalu w roku 2011. Było to wykonanie jednego z najpiękniejszych utworów kameralnych polskiego romantyzmu – Kwintetu g-moll op. 34 Juliusza Zarębskiego. Gwiazdą tego wykonania była legendarna argentyńska pianistka, Martha Argerich, której towarzyszyli młodzi muzycy: Bartłomiej Nizioł – I skrzypce, Agata Szymczewska – II skrzypce, Lyda Chen – altówka oraz Alexander Neustroev – wiolonczela.
Koncert został zarejestrowany i wydany na DVD przez Narodowy Instytut Fryderyka Chopina, a obecna emisja w TVP Kultura jest jego telewizyjną premierą!
TVP KULTURA, 15 sierpnia, czwartek, godz. 12. 10
A ja mam Goldbergowskie zorkiestrowane przez Józefa Kofflera i zagrane przez Agnieszkę Duczmal + Amadeus i cenię sobie jako ciekawostkę.
http://sklep.polskieradio.pl/Products/8883-agnieszka-duczmalamadeus-vol-1-bach-koffler-wariacje-goldbergowskie-goldberg-variations-bwv-988.aspx
No tak, też to mam. Ale mnie wkurza… Ciekawostka, i owszem 🙂
Jest też wersja na trio smyczkowe nagrana przez Maisky’ego Rachlina i Imai 🙂
I Uri Caine
I Loussier…
Tak, oczywiście.
Uriego Caine’a wolę Diabellego. To prawdziwy odjazd.
Nie znam Caine’a (Goldbergów ani Diabellego). Mogę natomiast powiedzieć, że o ile Satie i Debussy Loussiera idealnie przekładają się na idiom jazzowy, to Goldbergi znacznie gorzej. Loussier gra „partię” fortepianu, a do tego są doklejone kontrabas i perkusja.
Caine’a Diabellego wreszcie sobie ostatnio kupiłam po paru latach wzdychania, więc w razie co jest w zasięgu 😉
@Gostek
🙂
Eminem wykorzystal w utworze „Kill You” sample z Jacquesa Loussiera „Pulsion” (CBS 1979)
http://www.youtube.com/watch?v=lkMs2YI8x68
Pobutka.
Dzień dobry 🙂
Jutro jeśli ktoś będzie po południu w Gdańsku, niech zadrze głowę do góry i posłucha – wklejam komunikat 🙂
Tegoroczna edycja Festiwalu EUROPA +/- 1700 przebiegnie pod hasłem: STARCIA I POJEDNANIE.
Pierwszy koncert – BAROK NAD MIASTEM w wykonaniu Anny Kasprzyckiej zaprezentuje muzykę carillonową z dwóch rywalizujących ze sobą miast – Antwerpii i Leuven. W XVIII wieku zamożne miasta flamandzkie współzawodniczyły ze sobą na wielu płaszczyznach. I – choć to trudne dziś do uwierzenia – jednym z pól tej rywalizacji była muzyka. To właśnie carillon – jego rozmiar, wielkość największego dzwonu – stały się elementem okazywania bogactwa. Antwerpia i Leuven posiadały po trzy monumentalne instrumenty oraz bogatą carillonową kulturę muzyczną. Muzyka z zachowanych ksiąg wieżowych tych miast zabrzmi nad Gdańskiem już 14 sierpnia.
14 sierpnia carillon Wieży Ratusza Głównego Miasta (ul. Długa przy Ratuszu Głównego Miasta), godz. 17.
Tego samego dnia o 14. zapraszamy najmłodszych słuchaczy na grę edukacyjną UKRYTY CARILLON
Gra wieść będzie śladami najbardziej okazałych gdańskich zabytków, której rozwiązanie doprowadzi grających do jednego z najstarszych w Polsce carillonów w Ratuszu Głównego Miasta w Gdańsku. Odwiedzając kolejne punkty na trasie i rozwiązując czekające tam zadania, uczestnicy zawitają m.in. do Domu Uphagena, Domu Ferberów czy Kaplicy Królewskiej i odkryją wiele tajemnic i ciekawostek gdańskich zabytków. Na zwycięzców czeka niecodzienna nagroda – wejście na ratuszową wieżę i przyjrzenie się z bliska gdańskiemu carillonowi! Udział bezpłatny, zgłoszenia pod adresem silva.rerum.pl@gmail.com
Kolejne koncerty Festiwalu 16 i 23 sierpnia.
Aż żałuję, że tam nie będę w tym czasie. Bardzo lubię carillony.
Strona festiwalu: http://www.e1700.pl
Circa trzydziesci lat temu zinstrumentowal to Sitkowiecki.
http://www.youtube.com/watch?v=WigDFSmOcOw
Ciag Dalszy GV
Zinstrumentowal je tez Bernard Labadie dla Les Violons du Roy.
Jakis czas temu byla audycja w CBC- chyba dwugodzinna – w ktorej Bernard wyjasnial swoje pobudki do zinstrumentowania GV – tu jest odnosnik http://www.scena.org/lsm/sm3-1/sm3-1labadie-eng.html
Pobutka.
To jeszcze do kompletu wspomniany Jacques Loussier:
http://www.youtube.com/watch?v=CL5_DIPpNvg
Dzień dobry! 🙂
Zamilkłam na parę dni, bo trzeba różne zaległości uzupełnić. Ale już zaraz, zaraz Chopieje nadciągają! Na inauguracji nie będę, ale od piątku (do 30 sierpnia) – już codziennie.
Przed chwilą SL powiedział w Dwójce, że ta VII Symfonia Becia w transkrypcji Alkana, którą miała grać Martha z przyjaciółmi i na którą mieliśmy tu już smak, i tak nie mogłaby zostać wykonana, bo… nuty gdzieś zaginęły. Habent sua fata notae…
Ja słuchałam carillonu, ale deszcz trochę przeszkadzał 🙁 na szczęście koncertów carillonowowych u nas latem cała masa, ciągle coś dzwoni 😉
No tak, to prawda, że ostatnio coraz częściej wykorzystuje się w Gdańsku te duże 😉 instrumenty, i bardzo dobrze 🙂
Pobutka! 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=ZdeA8Qh-2Bs
http://www.tvn24.pl/zmarl-slawomir-mrozek,347407,s.html
🙁
Nie będę pisać nekrologów – będzie ich wiele.
Wspomnę tylko, że raz zetknęłam się z nim osobiście, na imieninach mojego krakowskiego przyjaciela (gdzie w ogóle przychodzi Toute Cracovie, bo przyjaciel jest cenionym adwokatem). Uprzejmie się przywitał i z powrotem zapadł w siebie. Tak to z nim było.
Przypomnę jeszcze mój wpis Mrożkowo-muzyczny:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2008/12/18/i-znow-traby/
…z powrotem zapadł w siebie. To depresja. I tak dobrze, że wyszedł z domu.
Tak, on miał skłonności do depresji i rzeczywiście nawet dziwiłam się, że wtedy przyszedł.
Rozglądałam się za Kierownictwem, gdzie zobaczę główkę z rozwianym włosem, a tu nic.
Zamiast Danga Thai Sona Koncert e-moll grał Nelson Goerner.
Doszłam do dziwnych wniosków, że muzyka Pendereckiego na żywo robi na mnie wrażenie.
Ten Barry Douglas, to jakiś niesamowity jegomość, dał koncert. 😀
Dobry wieczór!
Za nami pierwszy koncert CHiJE 2013 – Lutosławski, Chopin i Penderecki.
Przywitał wszystkich bardzo ładną mową Pan dyr. Szklener, a potem była muzyka.
„Muzyka żałobna” Lutosławskiego wcale mi się nie podobała – mało wyrazista, melancholijna, Prolog w mojej opinii najłatwiejszy w odbiorze, reszta – bardzo dziwaczna…
Koncert op.11 Chopina to jeden z tych utworów, które wielbię: grał niezrównany Nelson Goerner – klasycznie, choć z pomysłem i zaangażowaniem, nie w starym stylu, ale ożywczo.
Rosyjska Orkiestra Narodowa chyba trochę nie odnalazła się w tej, tak bardzo z ducha polskiej, kompozycji.
Goerner przyjęty bardzo ciepło, bisował jeszcze solo. Wzruszająco i pięknie!
A po przerwie „Zmartwychwstanie” maestro Pendereckiego: niesłychanie eklektyczny to utwór, zmieszanie muzyki do azjatyckich filmów z Brucem Lee, delikatnych i urokliwych melodii z bajek Disneya, wielkich motywów z hollywoodzkich superprodukcji lat 50.i 60. …
Słuchało się nawet dobrze, choć niektóre części „Koncertu” zaskakujące nad wyraz…
Podsumowując, całkiem niezły początek, choć muzyka XX wieku jeszcze wciąż dla mnie zbyt trudna.
Pozdrawiam ciepło
🙂
Dzień dobry!
Zamiast Pobutki – może to wykonanie będzie lepsze?
http://www.youtube.com/watch?v=oqi3TsR-esU
(to też pasuje do żałobnego tematu – Mrożka. Zresztą ostatnio odeszło też parę ważnych dla kultury, może mniej znanych ogółowi osób. Np. pani Danuta Wróblewska, która swego czasu przez wiele lat kierowała Kordegardą – już tam takich dobrych wystaw nie będzie…)
Na inaugurację Chopiejów nie poszłam z powodów zewnętrznych, ale też z pewną premedytacją. Jakoś czuję się zawsze zażenowana Koncertem fortepianowym Pendereckiego. Chłopecki tak się oburzył po prawykonaniu, że napisał o socrealizmie w tym utworze. Ja nie uznałam akurat tego epitetu za celny, ale dobrze rozumiałam wzburzenie. Zrobiła się z tego wielka heca, koledzy muzykolodzy z Krakowa dalejże bronić skrzywdzonego wielkiego kompozytora naszego, a ja i na to patrzyłam z zażenowaniem – ludzie, czy naprawdę nie widzicie, że nie ma czego bronić? Podobne odczucia miałam też wcześniej, przy Credo, ale wtedy nikt na Pendereckiego nie „napadł”, a ja miałam prawdziwy kłopot, co napisać w „Gazecie”, w której jeszcze wówczas pracowałam… Wybrnęłam jakoś dyplomatycznie, że to „credo wątpiącego” czy coś w tym rodzaju 😉
Dzięki mt7 i Marcinowi D. za relacje! Wzajemnie pozdrawiam ciepło i od dziś już wiernie towarzyszę festiwalowi. Do 30 sierpnia, bo wtedy wyjeżdżam.
Nie jest Pani Kierowniczka odosobniona, niektóre osoby w czasie przerwy opuściły filharmonię, a człowiek obok mnie popatrywał na mnie ze zdziwieniem, czemu tak klaszczę na koniec.
Klaskałam głównie pianiście, bo setnie się napracował i należało mu się. 😀
Barry Douglas rzeczywiście ma pewien sceniczny wdzięk. Pani Penderecka go ogromnie lubi, odkąd pojawił się jeszcze jako młody obiecujący na jednym z pierwszych Festiwali Beethovenowskich 🙂