Wymiar irański i zmieniony kwartet
Na Jazzowej Jesieni z podtytułem „Nowe wymiary” jak zwykle króluje repertuar z ECM. Dziś – z dwóch wydanych tego lata albumów: Silk and Salt Melodies (Louis Sclavis Quartet) i Leathe of Heaven (Mark Turner Quartet).
Louis Sclavis, znakomity francuski klarnecista (najlepszy na basklarnecie), niewątpliwie gra jazz, ale często zainspirowany folkiem – afrykańskim, latynoskim, rodzimym francuskim… Tym razem udał się w podróż irańską. Ze świetnymi kolegami francuskimi – gitarzystą Gillesem Coronado i klawiszowcem Benjaminem Moussay, oraz z irańskim gościem Keyvanem Chemirani, który rewelacyjnie gra na bębnach, zwłaszcza na tzw. bębnie pucharowym, inaczej tombaku, przypominającym arabską darbukę.
To jest akurat coś, co odpowiada gustowi Manfreda Eichera: wpływy folkowe wyraźne, acz nie zawsze oczywiste. Muzyka irańska zapewne nie leżała u inspiracji wszystkich zagranych dziś utworów, ale na pewno u paru z nich. Zaczęło się zresztą dość grzecznie, później bywało bardziej dziko i awangardowo, a później znów bardziej tradycyjnie, i tak na przemian. Zarówno współpraca, jak i solowe popisy muzyków, zwłaszcza perkusisty, były imponujące. Bardzo ciekawy występ.
Nad drugą połową wieczoru zawisł pech. Mark Turner, który w tym roku przyjechał w lepszym składzie niż w zeszłym, miał zaprezentować materiał z nowej płyty nagranej ze znakomitym młodym trębaczem Avishaiem Cohenem (nie mylić z basistą o tym samym imieniu i nazwisku!), basistą Joe Martinem i perkusistą Marcusem Gilmore’em. Niestety, dziś Avishai został zawezwany pilnie do domu z powodu nagłej, ciężkiej choroby ojca. Reszta więc zespołu starała się więc, jak mogła, załatać wyrwę – oczywiście nie dało się zagrać materiału całej płyty. Za to na scenie pojawiła się niespodzianka – fortepian. Czy pianista może zastąpić trębacza? Zastąpić nie, ale zrobić coś fajnego z resztą muzyków – oczywiście. Tak więc na parę utworów skromnie wśliznął się na scenę David Virelles, członek nowojorskiego kwartetu Tomasza Stańki (będą grać jutro). Odbywało się to tak: Mark podrzucał Davidowi nuty i coś tam mu przez chwilę tłumaczył („namawiali się”), David kiwał głową, a potem grał tak, jakby występował z nimi całe życie. To naprawdę fantastyczny muzyk i już czekam na jutrzejszy koncert. Zresztą na oba, bo będzie też Tord Gustavsen, którego zawsze warto posłuchać.
Komentarze
Pobutka.
to ja dawny lesio
nie chciało puścić inaczej
Lesiu, a spróbowałeś tylnym wejściem, czyli przez „zapomniałeś hasła”? Mnie też w pierwszym podejściu nie wpuściło ze starym nickiem, bo widocznie jakieś świetlne lata temu gdzieś w „P” się nim zameldowałem i detale oczywiście dawno wypadły mi z głowy, ale wobec tego podałem swoją emalię i kliknąłem na „zapomniałeś hasła?”, maszyna mi mailnęła, zezwoliła zmienić hasło i uznała, że dalej mam prawo być Bobikiem. 🙂
próbowałem, poprosił mnie o adres po czym stwierdził, że takowego ni ma
widać maszyna miała już dosyć starego lesia kolesia 🙂
Ścichapęku, a ja o wczorajszym 200 kantat przypomniałem sobie dzisiaj przeglądając CJG i bardzo żałowałem, ale tylko do przeczytania Twojego wpisu ..
Dziękuję, że się poświęciłeś – ale trudno, taki to zawód 🙂
Dzień dobry 🙂
Widzę, że i PAK nie miał problemów z zalogowaniem się – dzięki temu mamy pięknego Mozarta na Pobutkę 🙂
Ostrzeżono mnie właśnie, że czasem może się zdarzyć zatrzymywanie logujących się w moderacji. Ale lesia bez dwójki w poczekalni nie było. Wydaje się jednak, że sposób podany przez Bobika powinien być skuteczny.
Tu w Bielsku jest ciepło tak, że prawie „do figury” można chodzić, ale za to paskudna mgła i smog. Spędzę więc chyba większość dnia w hotelu, przy robocie…
Zdumiewające, jak ci jazzmani szybko się zgrywają. Myślę, że lata doświadczeń z różnych jam sessions tutaj procentują.
Cofnę się, jeśli można, do ostatniego z wczorajszych komentarzy Bobika. Generalnie się zgadzam, że ingerowanie w cudze teksty jest mało wdzięczną pracą, ale z drugiej strony bardzo pożyteczną. Weźmy takie Ministerstwo Historii (może pomyliłem organ, dawno nie czytałem) w roku 1984. Codziennie drukowano stare gazety dostosowując ich treść do dzisiejszej interpretacji. I nie było problemu, że coś przestaje pasować. Po prostu trzeba skorygować wszystkie posty odnoszące się do pierwszego z korygowanych.
Oczywiście, że pokręciłem. To było Ministerstwo Prawdy.
Takie praktyki pamiętamy z okresu słusznie minionego, kiedy tu wyretuszowywano niewygodne osoby ze zdjęć…
Ingerowanie tylko we własne teksty, nie cudze, też może nieźle namieszać. Znowu się odwołam do własnych doświadczeń, bo z jakichś niewyjaśnionych przyczyn one mi są najlepiej znane. 😉 Kiedyś trwała u mnie na blogu bardzo ożywiona dyskusja, która po całym dniu nie wykazywała znamion wyczerpania się. Toteż kiedy noc nastała ciemna i głucha, ludzie się uśpili, nikt już – wydawało się – nie czytał i nie pisał, postanowiłem dorzucić do dyskusji swoje 3 grosze. Zwykle przy dłuższych postach robię to tak, że piszę w dokumencie na boku, tamże poprawiam i tekst po korekcie wrzucam do komentarza. Ale tym razem, w związku z rzekomym „ciemno i głucho”, pisałem bezpośrednio w ramce, dałem „opublikuj” i dopiero wtedy zebrało mi się na poprawki – dość istotne, bo różne nowe argumenty przychodziły mi do łba. Nie minął kwadrans i pod moim ukazał się komentarz Bardzo Zdenerwowanego Czytelnika, o treści mniej więcej takiej: nie jestem w stanie polemizować z postem, którego treść co minutę się zmienia. To jest nieuczciwe i nie daje polemiście żadnych szans.
O matko, jak się zawstydziłem. 😳 Rzeczywiście, przez niewzięcie pod uwagę specyfiki netu, gdzie o każdej porze dnia i nocy ktoś – np. z drugiej półkuli – może czuwać i komentować, wyszedłem na jakieś Ministerstwo Prawdy albo co. 🙁 I od tego czasu przyjąłem zasadę, że choć mam u siebie możliwość autokorekty po wrzuceniu, poza kwestiami literówkowymi nigdy z niej nie korzystam. A skoro sobie takiej możliwości odmawiam, to co miałbym ją innym dawać, nawet gdyby Łotr to dopuszczał. 😈
Rzeczywiście, wyretuszowywania zdjęć Orwell nie musiał wymyślać. Chociaż kto wie, czy rok 1984 nie był w tym zakresie inspiracją.
Mialam to samo co Lesio. Teraz jestem liskiem z kropka 🙂
I mimo zapisania sie, aktywowania i zalogowania czekam na moderacje…
Bobiku, chyba nie czytałeś regulaminu. 4 emotikony w jednym poście to chyba wbrew nowym przepisom
🙂 😉 🙂
No bo liska z kropką jeszcze tu nie było 😉
Witam! 😀
U nas bywało i więcej emotikonów. 😈
Ale faktycznie, może lepiej nie przesadzać.
Argumenty Bobika w sprawie możliwości automoderacji są oczywiście mocne, też o tym myślałem; istotnie automoderujący musiałby się w takim wypadku bardzo (by zagrać tym słowem) automoderować, coby przypadkiem nie otworzyć „puszki z Pandorą”…
Szło mi bardziej o te nieszczęsne, pozostające na wieczność literówki i inne podobne przeoczenia (jak choćby: „o tym samym imieniem i nazwiskiem!” z ostatniego wpisu PK), które komentującym zdarzają się na tyle często, że ich poprawianie zapewne nie należy do ulubionych zajęć prowadzących blogi – lecz w owych zabiegach rzeczywiście łatwo posunąć się za daleko. Wprawdzie ja nie wyobrażam sobie ingerowania np. we fragment komentu, do którego już ktoś się zdążył odnieść, ale trudno przecież uogólniać. Łatwiej (i wobec ryzyka nadużywania takiej możliwości autokorekty – bodaj racjonalniej) postawić ogólny szlaban.
Lesiu (1 i 2) – może nie było tak źle, żeby mówić aż o poświęceniu (zwłaszcza jak się udało usiąść!); miejscami mogło się podobać, ale po prostu poprzednie odsłony Bachowskiego cyklu wysoko ustawiły poprzeczkę…
Ha, to jednak ktoś przeczytał wpis 🙂 Dzięki za korektę!
Co do merituma – Sclavisa widziałem na koncercie tylko raz, ale znam go trochę z płyt; bardzo mnie bierze takie granie.
Jeśli ta odsłona cyklu, którą słyszałem (jakoś w lecie, zespół Burzyńskiego), wysoko ustawiła poprzeczkę, to podzielam Lesiowy brak żalu. 🙂
Ja już nie chciałem tego tak wprost, Ścichapęku, ale w sumie właśnie o to mi chodziło, że nie na zdyscyplinowanie automoderatorów nie zawsze można liczyć, więc już lepiej tej puszki z Pandorą nie otwierać. 😉
A emotikonów daję dokładnie tyle, ile potrzeba i niech mi regulamin udowodni, że jest inaczej. 😆
Na szczęście odsłona, na której był WW, mnie ominęła (albo może ja ją, nie pamiętam), lecz istotnie należała przecież do cyklu. Coś mi się zdaje, że wczoraj było jednak w sumie lepiej…
W kwestii zaś automoderacji – można by pomyśleć o czymś pośrednim, np. dać taką możliwość, ale tylko do czasu pojawienia się nowego postu (innego autora). To pewnie również rodziłoby jakieś techniczne problemy, lecz przy rozważaniu ewentualnych „za” i „przeciw” pamiętajmy i o tym, że po wrzuceniu do sieci układ graficzny komentarza odbiega jednak w istotny sposób od tego, jak wyglądał przed wysłaniem – co ułatwia(łoby) wyłapanie niezauważonych byków.
A może ktoś ma lepszy pomysł, jak to w miarę bezkolizyjnie rozwiązać?
Ale nie wydaje mi się, żeby Łotr dawał techniczną możliwość tego rodzaju automoderacji, a wbudowanie takiej opcji w łotrowy schemat jest wprawdzie teoretycznie możliwe, ale w praktyce, zwłaszcza przy tak rozbudowanej strukturze jak politykowa, mogłoby być przyczyną niezliczonych problemów. Bo taka dodatkowa opcja musi się gładko wpasowywać we wszystko, co jest w wersji Łotra, a to wcale takie proste nie jest. Widzę, ile się mój Pan Administrator (oby żył wiecznie!) musi nabiedzić z wprowadzeniem jakiejkolwiek zmiany do tego, co Łotr zapodaje, bo jak się polepszy w jednym miejscu, to się niespodziewanie popieprzy w innym i znowu trzeba przysiadać fałdów i to jakoś koordynować, czasem nieomal ad infinitum. A u mnie w końcu trochę prościej niż w „Polityce”. 😉
Bardzo przepraszam, nie mam nic do powiedzenia, nawet niemerytorycznie, bo mnie ten tydzień jakoś wyjątkowo sponiewierał 😉 i w głowie mam pustkę, która na dodatek wrzeszczy: Mam prawo być! i nigdzie się chyba w najbliższym czasie nie wybiera, ale już nie wytrzymam: chcę sprawdzić, czy też muszę być z kropką, cyferką albo innym cósiem.
Ścichapęku,
po obejrzeniu publikacji, zawsze możesz poprawić tekst (zachowany w pamięci myszki – nie zapominając o ponownym wprowadzeniu znaków przestankowych bo Politykowy WP przekształca je (niemal hurtowo) w pytajniki) – i wysłać ponownie poprawioną wersję, prosząc PRed o zastosowania brzytwy pana O. lub czegoś w podobie.
Teraz nie musi usuwać spamów, więc niech ze szczętem nie zapomni co to precyzja cięcia. Redaktorka, nie brzytwa 😀
off topic
Ogląda ktoś na mezzo nowa sale Radio France?
No i co ona przypomina…
Berlin w Paryżewie? 😛
http://www.diapasonmag.fr/actualites/a-la-une/l-auditorium-de-radio-france-ouvrira-ses-portes-en-novembre-2014
Że zacytuję KZ: „wszyscy upierają się na vinyard zamiast shoebox. Taka moda i publiczność chce być dookoła”. 😈
Przedrzewili. Tu też. https://c2.staticflickr.com/4/3564/3291129348_9ccbdc0784_z.jpg?zz=1
Ale panel pod sufitem jak w NOSPR 🙂
Łabądku: oglądali i słuchali (blacha w pierwszej części dawała ciała) – ale ten plafon to jednak ubogi krewny katowickiego. A na balkonach (w radiówce paryskiej) to można siedzieć chyba tylko po aviomarinie. Lada moment zresztą Paryżewowi przybędzie (w styczniu) jeszcze jedna sala – siedziba Philharmonie de Paris.
Czy PK coś wiadomo może o tej stronie:
http://www.krystianzimerman.eu/
Uri Caine w styczniu gra w Rzymie taki program wespół z wiolonczelistą Mario Brunello:
http://www.santacecilia.it/en/concerti_e_biglietti/schedaEvento.html?i=1000010855&d=20150130&o=20.30
No tak, to jest ta strona, którą KZ zapowiadał już od roku, że ją uruchomi.
„Taki trynd” i już.
Chór dostał aviomarin z przydziału??
Ale na detalu w foyer nie oszczędzali,oni chyba mają obligatoryjny procent na dzieła sztuki w takich obiektach.U nas pod koniec tnie się nawet po oczach.
No śliczności KZ!
A cappello, oczywiście wiem, że można do upojenia wysyłać kolejne wersje postu (z nadzieją, że PK się w tym nie pogubi), ale nie wypada przecież, przyznajmy, nakłaniać Kierowniczki do machania brzytwą przy lada okazji – nawet ważniejszej niż jakaś tam zakichana literówka.
Moje ogólne uwagi właściwie były skierowane bardziej w przyszłość – widzę, jak szybki rozwój techniki zmierza do ułatwienia ludziom życia w różnych dziedzinach (np. wyszukiwarki w e-sklepach ogólnie rzecz biorąc działają coraz sprawniej, jak zauważyłem), więc może w takich drobiazgach też wypadałoby już zacząć próbować… Podniosłem wcześniej problem automoderacji, lecz nawet ważniejsza wydaje mi się np. możliwość korzystania na blogu (zwłaszcza tak obszernym) ze stosownej wyszukiwarki, która dodatkowo upraszczałaby i porządkowała lekturę. Wpisanie powiedzmy nazwiska artysty czy kompozytora odsyłałoby do wszystkich postów, w których zostało użyte. Jeśli nawet na razie się na to nie zanosi, warto chyba o tym pomyśleć pro futuro(a przy okazji i pro publico bono).
Ścichapęku, (wiem, że można do upojenia wysyłać kolejne wersje postu) – nie, nie kolejne, tylko tę jedyną poprawioną, incydentalnie, gdy zajdzie konieczność ważniejsza, niż literówka i dwa-trzy przecinki 🙂
Automoderacja czy choćby możliwość usuwania całych własnych komentów to diabelska pokusa 🙂 Na przykładzie wymian pod fotkami umieszczonymi na Picasa* widać dowodnie, iż po krótkim czasie wiele logicznych sekwencji mogłoby przybrać surrealistyczną postać.
Co najzabawniejsze, te malownicze „sery szwajcarskie” albo „głuche telefony” są wszystkie do uzupełnienia, zrekonstruowania w ich pełnej, oryginalnej formie — ot, trzeba wiedzieć, jak je odszukać. Treści raz wpuszczone w sieciową domenę publiczną są w niej na zawsze… 🙂
Co do wyszukiwania „wewnątrzblogowego” – póki co można osiągnąć wszystko, czego się potrzebuje, wpisując w Google stosowne trafne hasło + nazwę blogu. Nie wiem, czy „Politykę” stać na wprowadzanie w akcję dodatkowych (potężnych) maszyn, skoro jak dotąd nie udaje jej się nawet apgrejdować wordpressa tak, by nie kaleczył tekstów przy kopiowaniu (sławetne pytajniki – na prywatnych, darmowych wordpressach nigdy nie było takiego problemu), a redaktorzy niektórych blogów „nie mogą” usunąć z ustawień zapisów na niecenzuralne słowa/cząstki… anglojęzyczne… 😀 (nie mogli – być może się to zmieniło wraz z nowymi zasadami logowania).
____
*Ilustracja (jak wygląda po czasie kikucik konwersacji): tu były zachwyty w stylu „protestuję, skoro komórką można zrobić takie super-fotki…” etc, etc. Zachwyty usunięto, bo może autor komcia z czasem powziął wiedzę na temat naprawdę jakościowych fot, lub chciał „ukarać” autorkę okadzonych ujęć za nie-rewizytowanie, bądź żona mu kazała pod groźbą rozwodu, albo też… (możliwości jest legion) 😉
Miałam również przypadek natarczywych listów elektronicznych poganiających do reakcji na komentarze. Po roku autor skasował cały swój album/profil => wszystkie jego uwagi „na cudzym” też znikły 🙂
➡ Co działoby się na eksponowanych forach, gdzie pod z lekka zawoalowanymi nickami pojawiają się ważne persony z danej branży, przepojone nie tylko kompetencjami, ale i miłością własną — można przewidzieć per analogiam 😎
On topic (z ktorym mozna skojarzyc wszystko 🙂
– moja Bywsza Dziewczyna, Perka z Maszhedu, otworzyla przede mna swiat perskiej muzyki klasycznej, szczegolnie jej bogata tradycje wokalna z tahrir (perska koloratura) – podejrzewam ze pasowala Sclavisowi jak ulal. Pamietam go (bo to chyba byl on?) 10 lat temu w fabryce u Trzciny(?) jak przeskakiwal z Messiaena do passacaglii c-moll Bacha i z powrotem jak jaki forelle (a raczej le truite). Ciekawy jestem czy te iranskie wplywy juz sa uwiecznione na plycie?
Off topic – automoderacja, rozumiana jako “ingerowanie we wlasne teksty” (vide Bobik et al) nie ma sensu nie tylko dlatego ze namiesza w porzadku chronologicznym ale chyba przeczy duchowi bloga rozumianego jako wirtualna konversacja. A poprawianie pliterowek i przecinkow? Odkad po dluzszej przerwie zaczalem czytac polska prase z przerazeniem widze jak wciskaja przecinki w kazde swiatelko w druku i nie mozna dojechac do konca zdania zeby sie nie nadziac. A przeciez interpunkcja powinna byc oddechem mysli, nie hamulcem (tak jak doswiadczeni carmen wiedza jak hamowac silnikiem i klada stope na hamulec tylko w ostatecznosci). Nigdy wczesniej nie bralem udzialu w blogu i dopiero rozgladam sie po szkole. Widze ze wpuszczam za wtopa wtope i jak tak dalej pojdzie zostane jakims Zatopkiem wtop. Ale chyba juz lepiej skupic sie na tym co pomysli glowa niz ciagle lapac sie za jezyk – ?
Zatopik – czy temat swiatowego repertuaru po polsku juz nie poplynie? 🙂
@ fishneck – w leadzie wpisu wspomniałam, że nowa płyta Louisa Sclavisa została tego lata wydana przez ECM.
Automoderacja jest bez sensu z powodów podanych przez a cappellę i fishnecka (choć wyznam, że zdarza się, że jeśli komuś bardzo zależy na poprawce w swoim komentarzu, rzeczywiście pisze mi o tym w mailu). Ale co do przecinków, są pewne zasady w języku polskim, choć często lekceważone. I trzeba pamiętać, że to są zupełnie inne zasady niż np. po angielsku czy francusku.
Temat światowego repertuaru po polsku? Jeśli ktoś podejmie… 🙂
A Cappella słusznie prawi, a argument konwersacyjny Fishnecka też jest bardzo istotny. 🙂 Choć oczywiście i w konwersacji zdarzają nam się pomyłki, przejęzyczenia czy wtopy, które na żywo trochę łatwiej od razu sprostować. Na blogu, kiedy chodzi o pomyłkę bądź literówkę mało istotną, niekompromitującą i niezmieniającą sensu, zawracać głowy Kierownictwu nie warto (można się autopoprawić w następnym poście), a kiedy jest coś we własnym odczuciu naprawdę ważnego, można faktycznie poprosić o korektę mailowo. Ja się przyznaję, że najczęściej proszę o to, kiedy się rąbnę w wierszyku, bo np. kiedy wskutek pomyłki gubi się rytm, poprawka w późniejszym poście już go nie ratuje. Ale staram się Kierownictwa nie nadużywać, bo podejrzewam, że ma oprócz mnie jeszcze wiele innych spraw na głowie. 🙂
Fishnecku, w sprawie światowego repertuaru po polsku ja przecież robię, co mogę i starzy bywalcy mi świadkami. 😆
Wprawdzie nie wychodzi mi z tego poważka, tylko zawsze jakaś niepoważka, ale to wszystko przez mój ogon, który mnie notorycznie w niepoważnych kierunkach popycha. Nie da się ukryć, mam taki ogon, który kręci psem. 😳
@ Dorota Szwarcman – sorry, znowu wtopa 🙁 za szybko przelecialem wstep. Chcialem sie tylko upewnic ze wlasnie plyta z iranskimi wplywami jest dostepna. Szarpnalem za iranska linke i juz wiem. Dziekuje!
A apropos przecinkow to nie mam nic przeciwko nim jako takim, uwazam tylko ze sa one ostatnio w polskim druku zdecydowanie naduzywane, wciskane bardziej jako podporki w zle zlozonym zdaniu albo puszczone na wypas przez redaktorow stosujacych na wszelki wypadek za duzo zasad. Ale przede wszystkim jestem za tym zeby tak jak wlasnie w angielskim czy francuskim, przecinek przestal byc uzywany jako czesc zdania pod kara ortograficzna a bardziej jako narzedzie kontrolujace klarownosc mysli wyrazonej zdaniem pisanym. Ale to moze zostac moja misja na przyszlosc. Tak jak opera po polsku 🙂
@ Bobik – pewnie ze powazke trudno utrzymac, szczegolnie w stratosferach humoru na jakie wznosi sie blog co w duszy gra 🙂 Sam od rana widze teatr swoj ogromny: Car Men, czyli Kierowcy: na srodku sceny pies po byku, aria TIReadora – wychodzi facet w laczkach i spiewa cienkim glosem – Chytre to, ale go dorwe! Senior, senior itd…) Ale ile mozna? Chocby dla oddechu musze zmienic powazke na powage 😉
Oczywiscie zbyt smiale to marzenie zeby w Polsce jutro powstal teatr ktory pokazuje repertuar swiatowej opery po polsku razem ze stara i nowa opera polska, gdzie graja, spiewaja i dyryguja slawni muzycy, gdzie premieruje sie dziela wielkich polskich kompozytorow. Ale moze maly teatrzyk na boku – np. mala sala TW? – gdzie od czasu do czasu mlodzi i starsi akurat bez angazu wystawiaja dla wprawki klasyke czy jacys nieznani jeszcze polscy Mozarcki z Szykanedrem probuja cos kompletnie nowego – ? Podejrzewam ze w Polsce bedzie sie produkowac coraz wiecej muzykow i artystow ktorym coraz trudniej bedzie wyrwac sie na wielkie sceny, wiec przydaloby im sie miejsce gdzie moga sie otrzaskac z publika – ? A snobizm na opere rosnie (i chwali mu sie) wiec moze przy okazji taki teatrzyk by wychowal nowa publike chetna otrzaskac sie z wyrafinowa sztuka opery? Byc moze byloby to nadal polskie piekielko (pace Wielki Wodz) ale wlasne i nikt by sie w nim nie marynowal (vivat literowki! 😉
Spolszczanie na poważnie to już by była grubsza robota, zabierająca dużo czasu tudzież atłasu i ja przyznaję, że nie brałbym się do czegoś takiego bez jakichś solidnych gwarancji – nawet nie tyle finansowych, co że to zostanie w jakiejś dającej się przewidzieć przyszłości wystawione. Tak sobie, muzom a blogowi to mogę się tylko niezobowiązująco wygłupiać, bo z tego mam nie tylko robotę, ale i szpasu sporo. 😉
@Bobik – wiadomo, rozumiem, bo tez nie mam za duzo czasu ani atlasu a tez chcialbym zeby bylo wystawione. Ale oczywiscie gwarancji nie ma. ENO tez powstalao z inicjatywy entuzjastow, powstawalo dlugo (poczatki w 1889), tez nie bez sporej ilosci atlasu ze strony victorianskich filantropow ale tez podejrzewam sporej ilosci szpasu. Podejrzewam ze kulczem (po wegiersku – kluczem) jest bogaty sponsor 🙂