Wyrzuceni niewolnicy
Wracamy do twardej rzeczywistości. A w niej – kolejne genialne pomysły Alicji Węgorzewskiej i spółki. Wydawało się, że najgorsze już się stało, ale to jednak nie koniec.
Na piątek przed majówką p.o. dyr. zwołała spotkanie pracowników WOK. Celem jego miało być m.in. „omówienie spraw związanych z Festiwalem Mozartowskim i możliwości podpisania stosownych kontraktów z artystami muzykami”. Stawili się na nie przedstawiciele związków zawodowych i kilkoro członków orkiestry, a ze strony dyrekcji – poza Węgorzewską Danuta Bodzek, Andrzej Sułek i jakaś „anonimowa pani z grubą teczką”. Węgorzewska zresztą była uprzejma spóźnić się pół godziny bez podania przyczyn i oczywiście bez przeprosin.
Co miała muzykom do powiedzenia, po tym, jak już wcześniej ogłoszono plany, w których w próbach do Czarodziejskiego fletu bierze udział Sinfonietta WOK – która przecież już formalnie nie istnieje? Otóż, po pierwsze, według niej jeszcze istnieje – do końca lipca, czyli póki nie skończą się wypowiedzenia. Po drugie, chyba jednak nie istnieje, skoro p.o. zaproponowała jej członkom podpisanie specjalnych umów. Krótko mówiąc – umów śmieciowych, sformułowanych w wyjątkowo bezczelny sposób, zatytułowanych równie kuriozalnie: „Umowa o świadczenie usług”.
Wykonawca „zobowiązuje się do artystycznych wykonań (…) podczas prób oraz koncertów, jaki/jakie mają się odbyć w ramach Festiwalu Mozartowskiego w 2017 r. (…) Strony zgodnie oświadczają, że będące przedmiotem Usług artystyczne wykonania utworu/utworów (…) będą rejestrowane oraz mogą być transmitowane (lub retransmitowane) przez stacje radiowe lub telewizyjne”. Paragraf 6 jest już wręcz obraźliwy: „Wykonawca zobowiązuje się do wykonania Usług, w tym do wykonywania zapisów nutowych partytury z najwyższą profesjonalną starannością i zasadami sztuki w zakresie artystycznych wykonań utworu/utworów. W przypadku nienależytego wykonania lub niewykonania stanowiących przedmiot Usług artystycznych wykonań utworu/utworów, Zamawiający ma prawo odmowy wypłaty wynagrodzenia w całości lub części, a także żądania zwrotu wypłaconych już części wynagrodzenia, a nadto Zamawiającemu przysługuje od Wykonawcy kara umowna (…) Strony zgodnie potwierdzają, że kara umowna, o której mowa w ust. 2, będzie należna Zamawiającemu, a dodatkowo Wykonawca utraci prawo do wynagrodzenia w szczególności w przypadku udziału Wykonawcy w trakcie wykonywania Usług w jakiejkolwiek akcji protestacyjnej wyrażającej się w nienależytym wykonaniu Usług lub ich niewykonaniu w całości lub w części”. Czyli: niu niu niu, żadnych protestów, bo w przeciwnym wypadku zarobi strona, przeciwko której się protestuje.
To dopiero początek. Dalej jest coś, czego nie da się określić inaczej niż proklamowanie niewolnictwa. Paragraf 7 głosi: „Wykonawca oświadcza, iż z chwilą wykonania Usług, o których jest mowa w § 1 powyżej, przenosi, na rzecz Zamawiającego, w ramach wynagrodzenia określonego w § 4 powyżej, prawa majątkowe do rozpowszechniania i korzystania z ze stanowiących przedmiot Usług artystycznych wykonań utworu/utworów oraz prawa do rozpowszechniania i korzystania ze swojego wizerunku utrwalonego w związku z wykonywaniem Usług”, po czym wymienia pieczołowicie wszelkie możliwe pola eksploatacji, od utrwalania na nośniku i zwielokrotniania zapisu („w nieograniczonej liczbie egzemplarzy na wszelkich nośnikach, wszelkimi technikami”) poprzez wielokrotne nadawanie w telewizji i radiu po umieszczanie na serwisach internetowych. Te wszystkie prawa pani p.o. życzy sobie od wyrzucanych przez siebie na bruk ludzi po prostu dostać w prezencie.
To wszystko się w głowie nie mieści.
Związki zawodowe WOK, wszystkie trzy – jak zwykle w ostatnich wydarzeniach – jednomyślnie, poinformowały w oświadczeniu, że przekażą ten projekt umowy prawnikom, którzy go ocenią. Dalej piszą: „Powyżej opisane działania Dyrekcji świadczą o tym, że p. o. dyrektor, nie radząc sobie z organizacją pracy WOK, chce – poprzez dramatyczną sytuację, w jaką sama nas wpędziła – udawać przed opinią publiczną, że nic się nie stało i wszystko jest w porządku. Takiej pozorowanej grze mają służyć proponowane nam umowy śmieciowe, poprzez które dyrekcja próbuje pozbawić nas godności pracownika i artysty. Wszystkie powyższe kwestie mogą dotyczyć również solistów i dyrygentów, którzy dostali wypowiedzenia, a okażą się ponownie niezbędni. (…) Cały czas walczymy. Walczymy o pełnoprawny, pełnowartościowy powrót do pracy. Idąc na układ z dyrekcją postawilibyśmy pod znakiem zapytania sensowność wielomiesięcznych walk i dalszych działań, które powoli zaczynają przynosić efekty. Zapewne dotarła do Państwa informacja o idei powołania nowego miejsca dla wypędzonych z WOK artystów, które kontynuowałoby misję śp. Dyrektora, Stefana Sutkowskiego. Informacje te, choć nieoficjalne, dotyczą działań już prowadzonych na wysokim szczeblu ministerialnym”. Informacja ciekawa, do mnie akurat wcześniej nie dotarła, więc jak by to miało wyglądać, nie wiem.
Centrala Związku Zawodowego Polskich Artystów Muzyków Orkiestrowych wydała jednocześnie oświadczenie solidaryzujące się z muzykami WOK i wzywające solistów wokalistów, instrumentalistów, dyrygentów, pracowników i studentów Akademii Muzycznych, do tego, by nie zgadzali się na współpracę z p.o. dyrekcji. Hm… czy na obecnym trudnym rynku taka solidarność jest możliwa? Oby, choć w to nie wierzę.
Ja ostatnio postanowiłam okazać swoją solidarność rezygnując z uczestnictwa w kapitule Nagrody im. Cypriana Kamila Norwida, której członkiem byłam przez kilka lat. Jest to nagroda przyznawana przez Samorząd Województwa Mazowieckiego w różnych dziedzinach kultury, którą wręcza laureatom osobiście marszałek Struzik. Stwierdziłam, że czułabym się źle biorąc w tym udział. Poza mną to samo uczynili też inni członkowie kapituły, p. Monika Strugałowa oraz przewodniczący Polskiej Rady Muzycznej prof. Krzysztof Knittel.
Komentarze
Może ministerstwo stworzy nową narodową instytucję kultury z zespołu WOK po to tylko, żeby ominąć urząd marszałkowski i panią W. Tymczasem niech pani W. sama coś zagra albo zaśpiewa w duecie z Jackiem Laszczkowskim i udostępni to na wszystkich nośnikach.
A na fortepianie powinien im akompaniować oczywiście Andrzej Sułek… 👿
Pobutka 4 V A nie mozna by uzyc czarodziejskich dzwoneczkow, zeby wszyscy 👿 zatanczyli jak trzeba? 😉 😆 https://www.youtube.com/watch?v=lfWBjxzXPsw
O tak, przydałby się Papagenowy Glockenspiel 🙂 A jakie ładne wykonanie!
Właśnie powiadomiła mnie p. Monika Strugałowa, że z tego samego powodu wypisała się również z kapituły Nagrody Norwida, więc ją dopisałam powyżej. Pozostali jeszcze pp. Małgorzata Komorowska i Grzegorz Michalski i nie myślę, żeby i oni w niej zostali – zobaczymy. Może być tak, że nagroda w dziedzinie muzyki nie zostanie w tym roku przyznana, chyba że marszałek zrobi sobie kapitułę z Węgorzewskiej, Sułka i Laszczkowskiego 😛
Dzień dobry,
Pierwszy raz wpisuję się u Pani na blogu, szkoda że ten pierwszy raz jest w takich okolicznościach.
Dwie sprawy:
Po pierwsze – nawet jeśli solidarność będzie wśród nas (zawodowych etatowych muzyków) to studenci wezmą wszystko i na większość warunków się zgodzą żeby coś zarobić.
Po drugie – zapis paragrafu 7 jest zapisem który pojawia się w każdej umowie o dzieło (etatowcom też zdarza się grać projekty poza miejscem pracy także wiem co piszę), jest to coś co w głowie się nie mieści, ale tak wygląda rzeczywistość.
Z pozdrowieniami
Wiolonczelista TWON
@Dorota Szwarcman,
Pani Redaktor, zgadzam się całkowicie z ogólna tezą, że to co dzieje się w WOK jest szkodliwe, natomiast na zasadzie ,,amicus Plato…” chcę zauważyć, że cytowany przez Panią Paragraf 7 nie jest niewolnictwem. To standardowy zapis umowy z przeniesieniem praw majątkowych, stosowany powszechnie w umowach pracodawców czy producentów z twórcami. Gdyby takich zapisów nie było, roszczenia twórców były by teoretycznie nieograniczone, a praktycznie likwidujące jakąkolwiek opłacalność. Przeniesienie praw odbywa się za wynagrodzeniem, co jest oczywiste z cytowanego przez Panią paragrafu, a nie ,,w prezencie”.
Tu trochę poniosła Panią werwa polemiczna – w słusznej skądinąd sprawie.
Owszem, to prawda, że jeśli ktoś, z kim zawiera się umowę, zgadza się na to, to prawa zostają przeniesione, ale wtedy wynagrodzenia są odpowiednio wysokie. Prawa do moich artykułów publikowanych na łamach „Polityki” należą do „Polityki”, ale też redakcja mi za to odpowiednio płaci. Wątpię, by na odpowiednie sumy było stać panią Węgorzewską, i to wiadomo już na wyjściu. Ponadto muzycy WOK są w zupełnie innej sytuacji niż ja – ich wizerunkami i ciężką pracą mają kupczyć ci, którzy ich wyrzucają.
@ artysta_muzyk – witam, też żałuję okoliczności. Dlatego też we wpisie wspomniałam, że w taką solidarność niestety nie wierzę, i to zresztą dotyczy nie tylko studentów… 🙁
Tak dokładnie rzecz biorąc:
https://www.arslege.pl/prawa-artysty-wykonawcy/k442/a36822/
Wynika z tego, że artysta może, ale nie musi się zgadzać na przeniesienie praw.
@Dorota Szwarcman – mam nadzieję że w przyszłości okazje do wymieniania poglądów będą pogodniejsze, nie ukrywam że biernym obserwatorem oraz czytelnikiem bloga jestem od dawna.
A z tą solidarnością… Wszyscy wiemy jak jest, a raczej – jak bywa, czas pokaże…
@Dorota Szwarcman
Jasne, jeżeli rozmawiamy o wynagrodzeniu i jego adekwatności to ja się wypowiadać nie mogę. Na ogół w życiu jest tak i dotyczy to nie tylko artystów, że w umowach dobrowolnie godzimy się na wynagrodzenia, które uważamy za niskie w stosunku do naszych talentów i pracy, ale żyć trzeba :-). Oczywiście wykonawca może ale nie musi się zgadzać na przeniesienie praw i na podpisanie umowy. Różni pracownicy mają różną zdolność negocjacyjną. Muzyk z WOK ma inną zdolność negocjacyjną niż Krzysztof Penderecki. Bowiem jako ludzie jesteśmy zawsze równi przed Bogiem, czasami przed prawem, ale nigdy na rynku. C’est la vie.
A tak w ogóle, to jako wieloletniemu i wdzięcznemu widzowi-słuchaczowi szkoda mi WOK.
To się już zrobił trochę nudny lokalny temat warszawski. Rozumiem, że bliższa koszula ciału, ale…
Panie Robercie, ja rozumiem, że z punktu widzenia Berlina to jest nieistotne i prowincjonalne, ale jak widać nie wszystkich ten temat nudzi…
To może chwilowo coś bardziej berlińskiego, choć też niestety smutnego. Dwa dni temu zmarł w Berlinie wspaniały rosyjski skrzypek (a czasem i altowiolista, gdy było trzeba), Grigorij Żyslin. Znany u nas może najbardziej z wieloletniej współpracy z (wyżej wspomnianym) Krzysztofem Pendereckim, ale także z występów w innym repertuarze, bodaj głównie kameralnym. Do dziś mam w pamięci jego recital w FN z Fridą Bauer; niedługo potem wyszła nawet polska płyta kompaktowa obojga artystów. Od tamtych czasów Żyslin (później już zresztą świata obywatel) stał się jednym z moich najulubieńszych skrzypków.
A jego uczniem (notabebe najbardziej chyba utalentowanym) jest Siergiej Chaczatrian, który 12 i 13 maja wystąpi w Warszawie z Koncertem Sibeliusa.
Oj, tak, Grisza… bardzo smutna wiadomość 🙁 Znałam go, oczywiście przez Krzysztofa Pendereckiego. Przyjeżdżał do Polski często, nawet mówił po polsku. Moja siostrzenica była u niego na kursach i twierdzi, że miał dużo do przekazania.
Na altówce też pięknie grał. Mam wrażenie, że nie ukazał swego talentu na tyle, na ile ten talent był wart.
O Sierioży (wspominając go jako chłopaczka) tu pisałam przy okazji jego poprzedniego występu w Warszawie. Szkoda, że nie wysłucham go tym razem, bo będę w rozjazdach, ale pocieszam się, że nie lubię Koncertu Sibeliusa…
@Robert2 – jak długo, uważa Pan, powinniśmy wspierać WOK i jej artystów żeby nie było nudno? W dzisiejszej kulturze migających obrazków wystarczyłoby pewnie ze dwa, trzy dni, a tu rzeczywiście trzeci miesiąc … nuuuuda. I tak też chyba kalkuluje droga sercu muzycznej Warszawy pani AWW. Może ma Pan jakiś pomysł na import? Jest kilka szacownych instytucji muzycznych w Berlinie. Przestało by być nudno.
Szanowna Pani Gospodyni! Ta forma umowy, którą nazywa Pani „obrzydliwoscia” funkcjonuje bardzo powszechnie od co najmniej 10 lat z okladem w świecie tak zwanych przetargów publicznych i dotyczy wszelkich twórczych wytworów umysłu ta ustawa objętych. W tym przypadku Pani Wegorzewska jest tylko jedna z biurokratycznych kapłanek chorego systemu, który bezprawnie zmusza twórców do zrzeczenia się praw, które im się należą, zgodnie z prawem powszechnie obowiązującym. Jest to wyższa forma leninizmu, która homosovieticusy najpierw z PIS, potem bardzo kreatywnie z PO i znów ambitnie z PIS wprowadzają pod polskie strzechy. Talent, jakość, innowacja, kreatywność, dla utrzymania siebie i rodziny twórca zgodzi się o tym wszystkim zapomnieć i zaśpiewa wysokie c dla miski ryżu. Fatalnie, że dyryguje tym ktoś, kto równiez uważa się za artystę. A klasyk mówi slusznie:”proletariusze wszystkich krajów łączcie sie” – bo … zginiecie.
Pobutka 6 V ciagnac watek wczorajszej pobudki – czy taki bedzie koniec tych jak przedstawiony – a kto jest kto, to juz dopasuje sobie czytelnik 😉 https://www.youtube.com/watch?v=7cb1QmTkOAI
Dzień dobry,
coraz więcej dostaję głosów, że takie umowy są czymś w gruncie rzeczy powszechnym. @ delfin (witam) podsumował, że to „wyższa forma leninizmu”, ale ja bym powiedziała, że to raczej coś z wręcz przeciwnej strony, czyli „wyzysk człowieka przez człowieka”, jak to się kiedyś mówiło.
Jako muzyk wykonawca nie działałam od dobrych parudziesięciu lat, więc nie wiedziałam, że jest to teraz aż tak powszechne 😯 🙁 Kiedyś zresztą nie wchodziło w grę aż tyle nośników, a i Internetu nie było…
Z drugiej strony wciąż się słyszy, że jakiś solista czy zespół – zagraniczny najczęściej – nie zgodził się na rejestrację swojego występu z powodu praw autorskich, które trzeba byłoby zapłacić, a na które to „dodatkowe” wydatki organizatora koncertu czy festiwalu nie było stać.
Paranoja.
Dopiero teraz zajrzałem tutaj i chciałbym skorygować jeszcze jedną sprawę. 10 stycznia 2017 r. Sąd Najwyższy wydał wyrok w sprawie sygn. akt III UK 53/16, który dotyczy całego środowiska muzyków w Polsce. Wyrok jest bardzo kontrowersyjny, ponieważ na gruncie przepisów prawa cywilnego oraz ubezpieczeń społecznych określił, że muzyk orkiestrowy nie wykonuje dzieła. Pomijam mój stosunek do tego wyroku, moim zdaniem świadczący o totalnym niezrozumieniu istoty wykonywania pracy muzyka. Pewnie niedługo pojawi się kilka glos i z całą pewnością krytycznych. Jednakże z tego wyroku wynika, że muzyk orkiestrowy wykonuje usługę, a nie dzieło, przynajmniej w zakresie przepisów dotyczących ubezpieczeń społecznych. Podejrzewam, że prawnik, który przygotował wzór umowy dla muzyków, zapoznał się z uzasadnieniem wyroku i dlatego wybrał taki tytuł umowy i nadał jej taką treść w zakresie istotnych elementów umowy. Zresztą nie ma w tym tytule nic uwłaczającego. Art. 750 Kodeksu cywilnego chociażby używa takiej nazwy i każe stosować do tego typu umów odpowiednie przepisy o zleceniu.
Inna sprawa, że z jednej strony traktowanie wykonawstwa jako usługi, a później stosowanie aparatu pojęciowego z zakresu prawa autorskiego, dotyczącego utworów, a więc dzieł, to pewna schizofrenia… No ale tak jest niestety. Jeśli chodzi zaś o wyliczankę pól eksploatacji, to niestety znów wymogi prawa się kłaniają. Bo jeśli się jakiś pominie, no to właściciel prawa autorskiego (bo jest jedno, reszta to już pokrewne) można swobodnie na nim hulać, więc warto się zabezpieczyć. Klauzule takie są typowe w umowach z muzykami.
Czy pamiętają państwo niedawną historię z umowami o dzieło za wykonanie koncertu w Szczecinie, które zakwestionował ZUS, a Sąd Najwyższy orzekł, że ZUS ma rację i że w istocie powinny być te umowy oskładkowane, bo nie miały znamion umowy o dzieło a umowy zlecenie…
Tu nie o wyzysk ale o finanse chodzi… Muzycy i nie tylko – również wszyscy inni artyści zaangażowani w twórczość, której efektem jest koncert, spektakl, widowisko, od lat podpisują umowy, w których są takie zapisy jakie przytoczyła Pani Redaktor, bo dzięki takim zapisom o prawach autorskich zarabiają więcej bo nie płacą składek i płacą mniejszy podatek (50 proc. kosztów uzyskania przychodu, art. 22 ust. 9 pkt 3 ustawy o PIT). Ja sama należę do tych osób i wolę żeby takie zapisy były bo inaczej to mam obawę, że wkroczy ZUS tak jak w Szczecinie, gdzie organizator nie zadbał o odpowiednie przygotowanie umów.
Mnie co innego by niepokoiło w przywołanych przez Panią Redaktor tekstach z umów z WOK – już sam ich tytuł: „Umowa o świadczenie usług” i ten zapis: „Wykonawca zobowiązuje się do wykonania Usług, w tym do wykonywania zapisów nutowych partytury z najwyższą profesjonalną starannością i zasadami sztuki w zakresie artystycznych wykonań utworu/utworów.” sugerują, że to jednak są umowy zlecenie a nie umowy o dzieło a więc czemu artyści mają się zrzekać swoich praw autorskich skoro umowa dotyczy świadczenia usług a nie wykonania dzieła? Nie mówiąc już o tym, że brzmi to fatalnie „świadczyć usługę” – to nie to samo co być „wykonawcą dzieła”. To drugie dla artysty brzmi dumnie to pierwsze… no cóż…
No otóż to właśnie. To nie są umowy o dzieło!
@ legat8 – wspominaliśmy tu swego czasu o tym wyroku, który – dokładnie tak, jak Pan pisze – świadczy o całkowitym niezrozumieniu istoty zawodu muzyka. Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze…
Ten wyrok zapewne byłby do podważenia, ale nie wiem, czy zostały podjęte w tym kierunku jakieś działania prawne. Wydał go co prawda Sąd Najwyższy, ale jeszcze Strasburg pozostaje (?).
Trudno poważać wyroki Sądu Najwyższego, bo nie ma proceduralnie żadnego środka odwoławczego. Są jednak sposoby, żeby zmienić linię orzeczniczą, to znaczy zmienić sposób rozumowania. Komentować, pisać glosy, zamawiać opinie prawne. Kropla po kropli… Sąd Najwyższy wydał ten wyrok w Izbie Pracy, Ubezpieczeń Społecznych i Spraw Publicznych, sam w wyroku zaznaczył o rozdźwięku pomiędzy cywilistycznym pojmowaniu dzieła a dziełem na gruncie prawa ubezpieczeń społecznych. Sam uczestniczyłem jako pełnomocnik w kilku kontrolach przeprowadzanych przez ZUS, gdzie urzędnicy chcieli tylko i wyłącznie naliczać składki od umów świadczenia usług, chociaż były ewidentnymi umowami o dzieło, a ich rozumienie, czym jest dzieło, wołało o pomstę do nieba. Chodziło tylko, jak to Jagna zgrabnie ujęła w „Chłopach”, o te morgi…
I dlatego potrzebni są dobrzy i rozgarnięci, także w dziedzinie kultury, prawnicy, czego wiele osób nie docenia 🙁
W FN zmiana w koncercie 17 maja – będzie solista zamiast solistki (która jest przy nadziei) 😀
http://filharmonia.pl/koncerty-i-bilety/repertuar/orkiestry-swiata–radio-sinfonieorchester-stuttgart-des-swr
Solista znakomity, tylko utwór banalny… ale i tak miał być.
A ja będę w tym czasie wciąż w Katowicach 🙂
Droga Gospodyni, prawnicy są doradcami do wynajęcia. Dużo lepiej pracuje się dla firmy budżetowej, płacącej co miesiąc za doradztwo i ekstra za zastępstwo procesowe, niż dla twórców, którzy szczególnie w Polsce żadnymi bogaczami nie są. Skutkuje to tym, że na prawników ich zazwyczaj nie stać. Wyrok SN w sprawie muzyków jest absurdalny i niestety dyskwalifikujący edukację humanistyczną, która takich sędziów wychowała. Słyszałem także o innym kuriozalnym wyroku. Otóż okazuje się, że nadzór autorski nad realizacją dzieła architektonicznego według biurokratów i związanych z systemem zamówień publicznych prawników, niekoniecznie musi być prowadzony przez jego autora. Może być sprawowany przez „projektanta”, czyli kogoś według nich kto posiada uprawnienia budowlane i należy do zawodowej izby branżowej i może nie mieć nic wspólnego z dziełem, które w realizacji będzie nadzorował. Absurdalność tych przykładów nie mieści się w głowie, ale niestety dowodzi kompletnego upadku nauczania humanistycznego na przestrzeni lat. Idiokracja, niestety nie tylko w kulturze, górą.
@legat8 wspomniał Jagnę. To też ciekawy wątek poruszany zarówno w literaturze jak w życiu i niestety dotyczący też tematu. Przywilejem, ale też stygmatem jest wykonywanie w życiu czegoś ciekawego, innego od codziennego podchodzenia do biurka i przerzucania przez lata podobnych papierów. Piękną Jagnę wywieziono na gnoju, szczególnie urodziwą wdowę w Greku Zorbie zamordowano, malowanego ptaka rozdziobują ptaki jego własnego gatunku, a twórcę żeby mu się za dobrze nie działo, trzeba pozbawić tantiem, przywalić podatek, no bo czym się od nas różni, my byśmy też tak umieli …….(właściwe wstawić). Fakt, że przy okazji zajmujemy jedno z ostatnich miejsc w innowacyjności…”nam nie trzeba we wsi ruchu”…”polska wieś zaciszna, polska wieś spokojna”.
Chyba legat8 trochę co innego miał na myśli wspominając Jagnę… Ale też to prawda, że dowalanie wyróżniającym się jest nader częstym, rzekłabym coraz częstszym zjawiskiem 🙁
Dziś o 20.00 Paul Lewis gra drugi koncert Beethovena na żywo z Monachium w BR Klassik, gdyby ktoś miał ochotę.
A na Konkursie im. Rubinsteina Szymon Nehring w finałach. Reszta „znajomych”, łącznie z Erikiem Lu, poodpadała…
Eric miał sporo omsknięć, może to zaważyło… choć z drugiej strony precyzja nie była chyba specjalnie premiowana (zdumiewający dla mnie awans koszmarnie rąbiącego w fortepian, za to często „po sąsiadach” Ciobanu…). Szymon Nehring podobał mi się we wszystkim oprócz Chopina 😉 Dałabym mu też nagrodę za obowiązkowy utwór współczesny, nie podszedł do niego katorżniczo.
Bardzo cieszę się, że przeszli Park i Liu, a jeszcze bardziej, że mogę znów posłuchać tego pana. Jego gra zawsze trafia mi wprost do serca.
https://www.youtube.com/watch?v=LzM5ML0UFCs&feature=youtu.be&t=21m50s