Jaki Chopin?
Słuchając Konkursu Chopinowskiego, czekamy zwykle na ujawnienie się nie tylko nowych znakomitych pianistów, ale też chopinowskich mód.
O ile już po I etapie dowiedzieliśmy się, że technika jest dziś czymś oczywistym i że każdy, kto gra Chopina, musi umieć machać szybko paluszkami, to nie zawsze było oczywiste, do czego ta technika ma służyć poza sobą samą. Bo nie u wszystkich stała za nią muzyka. Teraz wiemy już trochę więcej. To i owo się zmieniło, ale ten obraz często koliduje z decyzjami jury.
Pamiętacie, jak na poprzednich konkursach żartowałam, że powinno się przyznać nagrodę im. Ivo Pogorelicia za wydziwianie? Byli do niej kandydaci, kiedyś Evgeni Bozhanov, na poprzednim konkursie Georgijs Osokins. Gdy jednak ten drugi pojawił się w tym roku, nie przeszedł do III etapu. Przeszedł za to stosujący również specyficzną manierę Alexander Gadjiev, ale on nie uprawia teatru przy fortepianie. Ten trend został więc zignorowany.
Jeszcze jedno co do manieryzmów: zaistnienie konkursu na instrumenty historyczne nie miało wpływu na „duży” konkurs. Myślę, że część ówczesnych jurorów, która funkcjonuje i tu, odetchnęła teraz z ulgą oceniając to, na czym znają się lepiej, a przy okazji odrzucając stylistykę, jaką pokazała laureatka tamtego konkursu, Aleksandra Świgut. Tutaj nie miała szans, choć jej gra nie była wydziwianiem, tylko próbą – dla mnie ciekawą – przeniesienia tej stylistyki na współczesny instrument. Myślę jednak, że takie próby zapewne będą się nadal na estradach pojawiać.
Inna sprawa: już kiedyś ten konkurs bywał bardzo dalekowschodni, jednak trochę inaczej to wyglądało, nie mówiąc o poziomie. Kiedyś dominowali Japończycy, pojedynczo pojawiali się Koreańczycy i Chińczycy. Mamy za sobą zwycięzcę chińskiego i koreańskiego (a także wietnamskiego, ale to szczególny przypadek). Tym razem przybyła do nas naprawdę duża grupa znakomitych pianistów z Chin, trochę mniej tym razem z Japonii i Korei. Zadziwia więc, że w III etapie znalazł się tylko jeden Chińczyk – z największej ekipy! – i to wcale nie z tych najlepszych. Było wśród nich więcej wartych tego zaszczytu, podobnie jak w przypadku ekipy z Korei Południowej. Trochę bardziej poszczęściło się ekipie japońskiej, z której przeszło 5 osób. Azjatycki obraz Chopina może czasem wydawać się złożony ze skrajności – estetyka skrajności to jedna z aktualnych mód, która wynika z potrzeby bodźcowania słuchacza. Żeby zwrócić na siebie uwagę – myśli solista hołdujący tej estetyce – trzeba być wyrazistym.
Jednak byli też w tej dalekowschodniej grupie artyści o zupełnie innej stylistyce gry: dojrzali, opanowani, zrównoważeni i kulturalni. Przeszedł z nich tylko Kyohei Sorita; bardzo brak w III etapie będzie Yuchonga Wu czy Hyongloka Choi. Jury więc wolało bardziej dynamicznych pianistów.
W poprzednim wpisie wspomniałam o pianistach powracających – to też szczególny fenomen w tym roku. Do samych eliminacji przystąpiło ich około trzydziestki. W III etapie znalazło się ich aż siedmioro, w tym dwóch Polaków. Stanowią oni znaczącą grupę: częściowo wymyślają się na nowo, częściowo przypominają nam, jacy byli interesujący już te pięć czy dziesięć lat temu. Bywały już takie przypadki, jak dwóch obecnych jurorów – Philippe’a Giusiano i Kevina Kennera, którzy po pierwszym niepowodzeniu powrócili na konkurs, by zdobyć najwyższe laury (w obu przypadkach II nagroda przy nie przyznanej pierwszej). Jest duża możliwość, że i w tym roku ktoś z „powracających” tak wysoko sięgnie. Ale przecież i wśród nowych nie brak wielkich osobowości. Bój to będzie zażarty i niezwykle ciekawy.
Komentarze
Dla mnie Garcia Garcia w jakimś sensie jest krewnym Bożanowa, czy Osokinsa. Oczywiście cechuje go większa dbałość w wypracowanej teatralności, lepsza poza, jednak maniery grania dość podobne, podobna galopada. Szczerze cieszy mnie nieobecność w dalszych zmaganiach tego ostatniego.
Większości powrotów nie pojmuję, nie znajduję dla nich bowiem żadnego sensownego wytłumaczenia. W jakim celu powrócił taki Nehring? Przyszłość powinna przynieść regulaminowe ograniczenia dla tego typu praktyk. 5 miejsc w 1 etapie dla takich pianistów może byłaby dobrym rozwiązaniem i niech walczą między sobą o te miejsca? Podobnym problemem wydaje się rozrzut wiekowy, rywalizacja 17 latków z 30 latkami to jednak niemałe dziwactwo, stawiające jury spore wyzwanie, bo konkurs to też jednak pewna kalkulacja, zdolność do przewidzenia możliwości rozwojowych konkretnego artysty.
Bardzo cenię grę Leonory Armelini, czy też Kozajnowa, tego ostatniego wprost uwielbiałemw 2010 roku, ich obecność na tym konkursie to jednak większe, czy mniejsze ale jednak kuriozum. To fantastyczni pianiści, wypracowali przez lata żelazny estradowo-koncertowy kanon, zakres środków, który może w szczególe bywa doskonały, jednak jako całość niesie w sobie pewne bardzo widoczne ograniczenia. Stali się lepsi z wiekiem, jednak ich wiek wciąż raczej nie przyniósł im znaczącego przełomu.
II etap obnażył nieprawdopodobnie wady, niedociągnięcia, słabości większości uczestników, nawet tych przez wielu już koronowanych. W mojej ocenie ostało się tak naprawdę dwóch, JJ Jun Li Bui i nieprawdopodobny Bruce Liu, obaj , co piękne, w III etapie sięgną także po młodzieńcze utwory Chopina, po Rondo op. 5 i Wariacje op 2. Czekam na ich występy jak czekałem na Kate Liu, bo to zdaje się podobna wrażliwość.
Dalej kibicuje Gadzijewowi, nie wydaje się on jednak zdolnym do czegoś więcej niż kontrowersja. Ciąży nad nim, trochę jak nad Alexewiczem pewna intelektualna przesada, nadmierne lokowanie kapitału w znakomicie rozplanowanej całości, która jednak rozpada się nie pielęgnowana uczuciem obecnosci na konkretnej scenie, wśród konkretnej publiczności. Bywają wirtuozerscy, nie są jednak zdolni do wielkich emocji, właściwie mogą obywać się bez publiczności, taki typ. Gevorgian z kolei to niestety koncertowo-konkursowe, przepraszam bardzo, ale zwierzę. Fantastyczny potencjał, fantastyczne możliwości w tak młodym wieku, niemniej czuć w niej boleśnie kalkulacje, rachowanie, pewne chyba wyrachowanie w zastosowanych środkach, w wyborach interpretacyjnych. Ona w wywiadach mówiła, że nie miała zbyt wiele czasu na przygotowania do konkursu. Może zamiast tych 40 konkursów warto było zagrać tylko w 10 i mieć jednak czas na najważniejsze wyzwanie w życiu. Bardzo jej grę znielubiłem po tym etapie. Maszynka do wygrywania konkursów, nic niestety więcej w tym ni dostrzegam, a szkoda.
Dużą Ciekawostką III etapu z pewnością będzie dla mnie Hyuk Lee z kolejną sonatą. Z powrotów życzliwie oczekuję występu panny Kobayashi, która chyba najradykalniej dokonała przez te wszystkie lata korekty swojej gry, czy nawet bym powiedział odwróciła w całości priorytety swojej pianistyki, zyskując bardzo na tym. W 2015 roku nie wywoływała była we mnie jakiś większych emocji, jak pamiętam.
Dla mnie Garcia Garcia w jakimś sensie jest krewnym Bożanowa, czy Osokinsa. Oczywiście cechuje go większa dbałość w wypracowanej teatralności, lepsza poza, jednak maniery grania dość podobne, podobna galopada. Szczerze cieszy mnie nieobecność w dalszych zmaganiach tego ostatniego.
Większości powrotów nie pojmuję, nie znajduję dla nich bowiem żadnego sensownego wytłumaczenia. W jakim celu powrócił taki Nehring? Przyszłość powinna przynieść regulaminowe ograniczenia dla tego typu praktyk. 5 miejsc w 1 etapie dla takich pianistów może byłaby dobrym rozwiązaniem i niech walczą między sobą o te miejsca? Podobnym problemem wydaje się rozrzut wiekowy, rywalizacja 17 latków z 30 latkami to jednak niemałe dziwactwo, stawiające jury spore wyzwanie, bo konkurs to też jednak pewna kalkulacja, zdolność do przewidzenia możliwości rozwojowych konkretnego artysty.
Bardzo cenię grę Leonory Armelini, czy też Kozajnowa, tego ostatniego wprost uwielbiałemw 2010 roku, ich obecność na tym konkursie to jednak większe, czy mniejsze ale jednak kuriozum. To fantastyczni pianiści, wypracowali przez lata żelazny estradowo-koncertowy kanon, zakres środków, który może w szczególe bywa doskonały, jednak jako całość niesie w sobie pewne bardzo widoczne ograniczenia. Stali się lepsi z wiekiem, jednak ich wiek wciąż raczej nie przyniósł im znaczącego przełomu.
II etap obnażył nieprawdopodobnie wady, niedociągnięcia, słabości większości uczestników, nawet tych przez wielu już koronowanych. W mojej ocenie ostało się tak naprawdę dwóch, JJ Jun Li Bui i nieprawdopodobny Bruce Liu, obaj , co piękne, w III etapie sięgną także po młodzieńcze utwory Chopina, po Rondo op. 5 i Wariacje op 2. Czekam na ich występy jak czekałem na Kate Liu, bo to zdaje się podobna wrażliwość.
Dalej kibicuje Gadzijewowi, nie wydaje się on jednak zdolnym do czegoś więcej niż kontrowersja. Ciąży nad nim, trochę jak nad Alexewiczem pewna intelektualna przesada, nadmierne lokowanie kapitału w znakomicie rozplanowanej całości, która jednak rozpada się nie pielęgnowana uczuciem obecnosci na konkretnej scenie, wśród konkretnej publiczności. Bywają wirtuozerscy, nie są jednak zdolni do wielkich emocji, właściwie mogą obywać się bez publiczności, taki typ. Gevorgian z kolei to niestety koncertowo-konkursowe, przepraszam bardzo, ale zwierzę. Fantastyczny potencjał, fantastyczne możliwości w tak młodym wieku, niemniej czuć w niej boleśnie kalkulacje, rachowanie, pewne chyba wyrachowanie w zastosowanych środkach, w wyborach interpretacyjnych. Ona w wywiadach mówiła, że nie miała zbyt wiele czasu na przygotowania do konkursu. Może zamiast tych 40 konkursów warto było zagrać tylko w 10 i mieć jednak czas na najważniejsze wyzwanie w życiu. Bardzo jej grę znielubiłem po tym etapie. Maszynka do wygrywania konkursów, nic niestety więcej w tym ni dostrzegam, a szkoda.
Dużą Ciekawostką III etapu z pewnością będzie dla mnie Hyuk Lee z kolejną sonatą. Z powrotów życzliwie oczekuję występu panny Kobayashi, która chyba najradykalniej dokonała przez te wszystkie lata korekty swojej gry, czy nawet bym powiedział odwróciła w całości priorytety swojej pianistyki, zyskując bardzo na tym. W 2015 roku nie wywoływała była we mnie jakiś większych emocji, jak pamiętam.
Z tego wszystkiego znam się trochę tylko na problemie „fortepianu historycznego” i niezmiennie uważam, że organizowanie osobnego konkursu było błędem i skończyło się porażką. Paru pianistom z tej okazji przyklejono etykietkę „historyczności”, chociaż poza faktem grania od czasu do czasu na innych instrumentach nie mają oni wiele wspólnego z tym, co zdarzało mi się słyszeć u ludzi traktujących to zagadnienie poważnie (w sensie, że nie przy okazji). Tak jak „czarna seria” nagrań Chopina – jest, nazwiska godne, sprawa odfajkowana, nadążamy (a nawet przewyższamy). No nie, to tak nie działa, a zwłaszcza nie da się przełożyć z powrotem na instrument podobny do „historycznego” tylko w tym sensie, że też jest ładnie polakierowany. Nie powinno się tego mieszać, dla własnego dobra.
A teraz, kto chce przeczyścić uszy, jako ja codziennie przeczyszczam. Chopinem, a jakże. Pamiętamy straszliwe etiudy z pierwszego etapu? Pamiętamy. No więc można etiudy grać całkiem inaczej niż to wystraszone i śmiertelnie przejęte towarzystwo z konkursu.
Panie i panowie, uczestniczka przybyła z dalekiego Chile i wykona:
https://www.youtube.com/watch?v=cjGYZInrKVw
Rosita Renard – pięknie! Bardzo dziękuję.
@Berkeley s. – nie umiem Ci pomóc z kupnem biletów on-line, zwykle jednak są bilety do dostania „na rympał”, czyli przed koncertem od ludzi (niekoniecznie od koni (czyli scalpers). Jest to ryzykowna taktyka w Twoim przypadku, ale prawdziwy fan musi wiele ryzykować 😉
@jakób (z wczoraj) ja zostałem ogłuszony w FN raz, przez niejakiego Sokolova, a siedziałem w 10 rzędzie z lewej strony (patrząc na scenę), więc nie byłem w bezpośredniej linii ognia spod klapy.
Przy dzisiejszych technikach myślę, że akustyka w FN jest do zrobienia, ale nie wiem, czy kiedykolwiek się tego doczekam…
Akurat „harfowej” nikt tak szybko nie zagrał, choć było parę na tym konkursie 😛
Pozwolę sobie nie zgodzić się całkowicie ze zdaniem WW w kwestii konkursu na instrumenty historyczne. Był bardzo potrzebny, pasjonujący i mam nadzieję, że będzie miał dalszy ciąg. Owszem, błąd popełniono jeden duży: zatrudniono do jury również takich pianistów, którzy zupełnie się na tej dziedzinie nie znają. Bo to, że dyrektor Leszczyński namówił ich na dotknięcie takiego instrumentu, a nawet na wystąpienie z takim dotknięciem na koncercie na swoim festiwalu, to jeszcze nic nie znaczy. To już jest osobna dziedzina. I – jak niestety widzę – te dwa światy są wciąż hermetyczne. W obszarze muzyki barokowej czy klasycznej zaistniał już trwały wpływ wykonań historycznych na wykonawstwo współczesne. Tu także, ale jeszcze nie przeniknął do świadomości środowiska pianistycznego. Dziedzina wykonawstwa na fortepianie historycznym jest przez pianistów „współcześniaków” traktowana jak ciekawostka przyrodnicza, mała lekcja poglądowa, co też Chopin mógł słyszeć. Ale przecież powstają wielkie kreacje w tej dziedzinie, że przypomnę wielkiego Lubimova czy Staiera (gdy był w dobrej formie), a z młodszych pokoleń np. Tobiasa Kocha czy Huberta Rutkowskiego (ten ostatni wciąż jest w Polsce jakby nie doceniany). Kolejne pokolenie to już uczestnicy tego konkursu: zwycięzca Tomasz Ritter czy wielki niedoceniony Dmitri Ablogin. Jeśli ktoś kwestionuje, że przed takimi artystami jest przyszłość, to chyba jest głuchy.
Tacy pianiści są zresztą o wiele bardziej otwarci niż ci trzymający się kurczowo steinwayów, yamah czy kawaiów. Ale w jednym się z WW zgadzam: że przyszywana jest im łatka. Tak jak właśnie Aleksandrze Świgut, która przecież gra w życiu różne rzeczy, i to na współczesnym fortepianie. Spróbowała eksperymentu z interpretacją Chopina – i współcześni ortodoksi powiedzieli: nie.
To jak już tak sobie przeczyszczamy uszy Chopinem: zaczęliśmy od „harfowej”, a tu i harfa, i gitara: https://www.youtube.com/watch?v=Ic36v5rqDvk
Również nie zgodzę się z Wielkim Wodzem w sprawie Konkursu na instrumentach historycznych. Uważam, że to było wspaniałe, nowatorskie wydarzenie, które dawało moc wrażeń. Będę czekać na dalszy ciąg. Wielki Wódz jest jednak konsekwentny, bo pamiętam, że już w czasie trwania konkursu nie był zadowolony.
Ha! Muszę przyznać, że jako prawdziwa fanka rozważałam kupienie biletu od tzw. Koników, ale jednocześnie nie mając pojęcia nawet jak to wszystko działa, to zdecydowanie mogłabym paść ofiarą takiego konika. Zatem moje ryzyko jest takie, że najpierw postaram się kupić bilety na koncerty finalistów, a dopiero potem w ostatniej chwili bilet lotniczy. Z przesiadką, bo nie mam bezpośrednio. Potem kolejką do centrum i już jestem. Strona internetowa bardzo mnie zawiodła. Bo nawet jak nie było już tych dodatkowych biletów, to owa strona bardzo chętnie mi je sprzedawała (pisząc jednocześnie, że nie ma miejsc). Miałam ten bilet w koszyku. Nie wiem czy doszło by do transakcji, ale wyglądało na to, że tak! I nie ma absolutnie żadnego numeru, gdzie można zadzwonić w przypadku problemów technicznych z zakupem online. Cieszę się, że Państwo mogli być! Pozdrawiam!
@Gostek Przelotem
Sokolov tak umie???:0
Dla Prawdziwej Fanki:
https://www.youtube.com/watch?v=xfQg8GZ_txM
a dla Konkursowiczów:
https://www.youtube.com/watch?v=4LdhwwtebOw
niemało tu uśmiechów… a komunikat taki, że nie mam wątpliwości, że idzie od kogoś kto zna i życie i sztukę. nie wiem czy Joni funkcjonuje np. na instagramie, podejrzewam, że jeśli tak, to od czasu do czasu „instaluje” i tam swój uśmiech, a wszystko inne, z tego co najważniejsze ofiarowuje swym fanom, czy przyjaciołom, czy nieznajomym, by sami do tego docierali… ciekawe nawiasem, czy Konkursowicze „odpoczywają” np. dziś od Chopina? 🙂 i czy szukają jakichś inspiracji płynących z jakichś innych, zdumiewających czasem stron… które nie idą jednak nigdy… ani od Ironii, ani od Drwiny… pa pa m
@Allegro
Niewątpliwie. 🙂
Pani Kierowniczko, bardzo spodobal mi sie dzisiejszy wpis, wiec od reki przetlumaczylam go na angielski, poniewaz mam wrazenie ze pare osob z innych krajow tez powinna miec do niego dostep. Zapraszam Fredzelki do poprawek… 🙂
WHAT SORT OF CHOPIN?
Listening to the Chopin Competition, we usually hope to discover not only excellent young pianists, but also new fashions of playing Chopin’s music.
While it has been evident from Stage One that technical abilities are indispensable and that any pianist attempting to play Chopin has to master the skill of fast playing, it has not always been clear to which ends, beside its own merit, is this technique to be employed. For it has not always been for the sake of music. Now we are wiser. Some things have changed, although these changes not infrequently collide with the jury’s decisions.
If you may remember, during previous competitions I used to joke that there should be a special prize, named after Ivo Pogorelic, for peculiar interpretations. Its candidates would have been Evgeni Bozhanov and subsequently Georgijs Osokins. This year however the latter was not advanced to the Third Stage. Another participant, Alexander Gadjiev, does have his own mannerism, but it is not accompanied by theatrical performance. It appears therefore that this trend has been abandoned.
One more word about mannerisms: the establishment, three years ago, of a Chopin competition dedicated to performance on historical instruments evidently has not influenced the “main” competition. I suspect that those of the present competition’s jurors who had found themselves judging during the former, have now abandoned with relief the principles of HIP, concentrating on what they know best, getting rid along the way of the style presented by Aleksandra Swigut, the winner of the Chopin competition on historical instruments. Here she did not stand a chance, although her performance, rather than being peculiar, was merely an attempt – interesting in my opinion – to apply the manner of playing on historical pianos to modern ones. Despite that, I suspect that such attempts will continue to emerge on concert stages.
Now to another matter: it is not the first competition to host a large number of participants from the Far East, however this one is different in many regards, their high level being only one. In the past many arrived from Japan, with occasional participants from Korea and China; we had winners from Japan, China and in one particular case also from Vietnam. This year we have a large group of truly excellent participants from China, and a somewhat smaller groups from Japan and South Korea. It is particularly surprising therefore that only one Chinese participant (from the largest group!), and not necessarily the best of them, reached the Third Stage. Many more were worthy of this honor, as is the case with the similarly underrepresented in this stage participants from South Korea. The Japanese group have had better luck, as five of them will continue to participate.
The Asian aesthetics of Chopin’s music may appear to be based on strong contrasts, but it is merely one of the current fashions of performance, intended to draw the listener’s attention, in this case by means of over-articulation, “in order to be clear”. Notwithstanding, there were in this group pianists with a different sense of aesthetics: mature, composed, presenting well balanced and nuanced interpretations.* Of those only Kyohei Sorita reached the third stage; Yuchong Wu or Hyonglok Choi will be dearly missed. The jury preferred more dynamic players.
In my previous article I mentioned the phenomenon of participants returning more than once to take part in the Chopin competition; this year about thirty of them attended the preliminaries. In the third stage there are no less than seven, two of them Poles. This time they are a significant fraction; some of them reinvent themselves, others remind us how interesting they were in their previous appearance. Such returns occured also in the past, albeit on a much smaller scale. Two of the jurors – Philippe Giusiano and Kevin Kenner – returned, each after a previous unsuccessful attempt, to win the highest honors (in both cases a second prize with a first prize not granted). It may be that in this year’s competition the winner will also be one of the returnees. However among the young artists there is certainly no lack of strong personalities. We may expect a close and extremely interesting battle.
* [„well mannered” nie pasowalo… „culturally rich” tez nie bardzo…:) Moze „sophisticated”?]
mp/ww: bardzo dziękuję! Świetna piosenka! Będę siedziała przy komputerze gotowa o 2 rano kupić te bilety na koncerty laureatów. Oby mi się powiodło! A potem już tylko bilet lotniczy: opcji jest sporo, miejsca są. Mało kto lata teraz.
Życzę Państwu odpoczynku i spokoju!
A tłumaczenie jest całkiem dobre (część z “nuanced” brzmi naturalnie i nic bym nie poprawiała). Kilka drobnych poprawek co do interpunkcji, ale nie będę się tutaj szarogęsić. Gratulacje! Pozdrawiam!
Pirackie czy legalne? To jest z tak bliska nagrywane, że musiało być chyba za zgodą artysty. Bis z ostatniego koncertu PA w Mediolanie:
https://www.youtube.com/watch?v=pNhOONDU8Vc
Dziękuję, lisku 🙂
@ mp/ww 14:08 – pierwsza z piosenek była przez lata moim „hymnem podróżnika” 😉 Tylko zawsze mnie śmieszyła ta walizeczka i koc.
jako alternatywę proponowałbym tylko pozorną kalkę: cultured.
Ale nuanced brzmi bardziej elegancko i zasadniczo lepiej oddaje wydźwięk tego zdania 🙂
To ja jeszcze o historyczności. Do zgodności nam daleko, ale ustalmy rozbieżności. W sprawie konkursu zdania nie zmienię, ale dobra, sprawa jest prestiżowa i powiedzmy, że ma przyszłość. Może następna edycja mnie przekona, jeśli w jury zobaczę więcej Flamandów. 🙂
I to właściwie jedyna rozbieżność, bo poza tym się zgadzamy – to nie jest zabawa z odtwarzaniem „co Chopin mógł słyszeć”, tylko odrębna (niestety) dziedzina wiedzy. Odrębna, bo do świadomości mas pedagogicznych, a więc i do wychowanków, nie dociera. We Flandrii i różnych takich zadupiach, nieistotnych z punktu widzenia znawców Chopina, jakoś dociera, a tu nie. Tu zawodowy pianista nie wstydzi się powtarzać przy każdej okazji, ostatnio w studio TV Kultura, że gdyby Chopin miał taki fortepian, to ojejku i w ogóle. Może tak, ale bardziej prawdopodobne, że poczułby się jak Gostek na koncercie Sokołowa i uciekł, bo to był człowiek wrażliwy (nie sugeruję tu, że Gostek wrażliwy nie jest, tylko okoliczności byłyby trochę inne).
W pewnym sensie taki prosty pianista ma rację. Gdyby Chopin (Schubert, Hummel, Haydn, Beethoven itd.) dysponował takim narzędziem, to rzeczywiście pisałby i grał całkiem inaczej. Tylko że nie z powodu zachwytu możliwościami, a z powodu oczywistej konieczności – każdego narzędzia używa się zgodnie z przeznaczeniem. Jest różnica między akustyką salonu i paryskiej sali Pleyela (gdzie podobno ci bliżej drzwi nic nie słyszeli), a akustyką dużej sali koncertowej, jakiej i Chopin nie widział na oczy, i producenci ówczesnych fortepianów nie widzieli. Zmiany w konstrukcji instrumentów wymusiła konieczność, rynek, a nie kaprys, żeby było nowocześniej. Warto pamiętać, że właśnie wtedy zaczynało się publiczne koncertowanie jakie teraz znamy, z biletowaną publicznością z ulicy, w Paryżu już za Chopina, ale bez odpowiedniej infrastruktury – czyli sal. Grano po teatrach i wszelkich większych pomieszczeniach, pojawiły się wreszcie pierwsze miejsca specjalnie do tego celu projektowane i co, na środku postawimy Pleyela rocznik 1830? Ludzie płacą, chcą wszystko słyszeć, a tu nic. Nie tylko fortepiany musiały być przekonstruowane, to samo dotyczyło orkiestr, ale nie chcę przynudzać.
Tylko tak w nawiasie – pojęcie „fortepianu historycznego’ niby jest ścisłe, ale jeśli się zastanowić, to trzymanie w jednym worku wszystkiego, od Cristofori i Waltera, przez całe wiedeńskie rękodzieło, do Pleyela i Erarda z całkiem innym mechanizmem (na szczęście Clementi z jeszcze innym nie jest znany w Polszcze, a przecież Chopin był w Londynie i pewnie chociaż coś wybrzdąkał na takim), jest dosyć ryzykowne. Bechstein z 1899 roku jest historyczny czy nie jest? Oczywiście jest, każdy powie. A czy gra na nim ma coś wspólnego z graniem na tych wyżej wymienionych? Ano, już nie bardzo, z przyczyn technicznych. Teraz koneserzy potrafią godzinami rozprawiać, i słusznie, o różnicach między Fazioli i Yamahą, chcą znać numery seryjne, a tam – jeden „fortepian historyczny”.
Do czegoś zmierzałem i trochę mi wywód wymknął się spod kontroli, więc wracam. Chciałem tylko powiedzieć, że jakiekolwiek by nie były umiejętności i doświadczenie w grze na „fortepianie historycznym”, jakiejkolwiek konstrukcji i rocznika, nie da się ich przenieść wprost na współczesny, tak jak nie da się wszelkich subtelności gry na dziewięciochórowej gitarze z XVII wieku przenieść na instrument typu post-Segovia. To trzeba robić całkiem inaczej. Nie deprecjonuję, nie lekceważę, tylko jestem po stronie faktów, a świadkiem mi choćby Ronald Brautigam, który gra równie dobrze na wszelkich fortepianach, ale nic nie „przenosi”. Każdy instrument traktuje tak, jak się to robić powinno i nigdy się nie starał imitować wiedeńskich konstrukcji na Steinwayu. Może dlatego, że się nie da i takiego zdania jestem, zatem uważam usiłowanie tego na bieżącym konkursie za grube nieporozumienie. Nie tu, nie teraz, nie na tym sprzęcie.
(Jeśli przypadkiem zobaczy to profesor Beniamin Vogel, to kajam się za uproszczenia i pominięcia rzeczy istotnych) 😉
To jeszcze dodam, że właśnie uszy mi wyczyścił Arthur Schoonderwoerd przy pomocy fortepianu z 1836 roku. No ten to by nie przeszedł przez eliminacje, nie ma takiej możliwości. 🙂
Chopin w Londynie to raczej na broadwoodzie grywał…
Odmienność fortepianów historycznych (tak, zgoda, że czasem trudno je wrzucać do tego samego worka, jak np. wspomnianego bechsteina z np. grafem) od współczesnego polega nie tylko na innej budowie i głośności. Idzie za tym inny gatunek brzmienia, inne proporcje z innymi instrumentami (Chopina dotyczy ten problem akurat w mniejszym stopniu, ale mamy przecież parę dzieł kameralnych i z orkiestrą), inna artykulacja, by określone brzmienia wydobyć. Na to nakłada się jeszcze odmienna stylistyka epoki, o której co nieco wiadomo. Także dzięki zapisom na temat lekcji Chopina, których mamy od jego uczniów całkiem niemało.
I jeśli dziś zastanawiamy się z kolegami pół godziny np. jak to jest z pedałem pod koniec Fantazji f-moll, czy ma być wciśnięty, czy nie i jaki pogłos ma po nim pozostawać – to trzeba pamiętać, że Chopin pisał na inny instrument po prostu.
Druga sprawa, to właśnie stylistyka – pytanie, czy ją stosować w dzisiejszych wykonaniach. W każdej dziedzinie może być przesada, w tej też i czasem takie bezmyślne naśladownictwo jest rzeczywiście nie do słuchania. Ale jeśli umie się odpowiednio nawiązać, z pamięcią z tyłu głowy o estetyce współczesnej, to można osiągnąć bardzo interesujące efekty. Lubimov gra na współczesnym instrumencie na pewno trochę inaczej, ale też inaczej od typowych „współcześniaków”. U nas można przywołać przykład Huberta Rutkowskiego (który jednak dla niektórych poszedł już w tym za daleko – mnie się to akurat podoba, nie każdy musi tak robić), a w najmłodszym pokoleniu jest bardzo mądry muzycznie Tomasz Ritter. A nawet taki Marek Bracha, który w pewnym momencie ogromnie się zainteresował instrumentami historycznymi, stwierdził, że potem już nic nie jest takie samo. Słyszałam, jak grał Kwartet fortepianowy Mozarta – rzeczywiście jakieś echo w tym było.
No dobra, tak możemy długo, a teraz mazurki i sonaty czas zacząć. Lecę na III etap.
I jeszcze Pobutka 😉
https://www.youtube.com/watch?v=BYaDOWnM6bk
Dzień dobry! Dziękujemy za wspomnienie o nas w komentarzu do wpisu 🙂
Śledzimy konkurs chopinowski z zapartym tchem i mamy też swoich faworytów. Dziękujemy za artykuł, bardzo ciekawe spojrzenie na konkursowe rozgrywki. Pozdrawiamy, ACh Duo
Pisałem ostatkiem sił. Oczywiście, gitara dziewięciostrunowa. Chórów ledwo pięć. 😳
cultured – bardzo dobry termin…
Przepraszam za amatorskie pytanie, ale czy numer serii Steinway’a ma rzeczywisce znaczenie?
@lisek – zasadnicze!!! Jak możesz w ogóle pytać o takie rzeczy?
nr 300 ma dźwięk przystosowany do gry szybszej, wirtuozowskiej w stylu brylant-rozbrykant. Struny są pociągnięte specjalnym lakierem rozjaśniającym co powoduje zniwelowanie tonów w przeciwfazie z dostrojeniem do optymalnego rozproszenia dźwięków w pierwszych dwóch rzędach balkonu.
z kolei nr 479 młoteczki ma pokryte kocimwłosem, co nadaje mu dźwięk bardziej mruczący (smorzando-mruczando).
Ja byłbym gotów zaakceptować brzmienie Kawai i Fazioli, ale (ograniczając się do tego konkursu) tylko w niektórych utworach / gatunkach np. na Kawai ładnie brzmią walce. No ale regulamin chyba nie pozwala na zmianę instrumentu w trakcie występu….
A sami Konkursowicze? Rankiem słuchałem Pana Nehringa – pokora, która jest przeciwieństwem wielu grających na tych igrzyskach Pań i Panów. Jak to się przełoży na dość twarde i mierzalne zasady konkursowe? I na pytania w stylu „po co on w ogóle po raz kolejny tu startuje”? W sonacie u mnie przełożyło się na wzruszenie, które zapamiętuję. Potem słuchałem jeszcze Pana Rao – chwyta ogień z wodą i moim zdaniem skutecznie ze sobą łączy (bursztyn 🙂 jest chyba owocem takiego połączenia). Wieczorem słucham chyba wszystkich i jutro chyba też 🙂 m
@ Gostek
Gostku, Ty z tym kocim włosem na poważnie…? Nieee, żartujesz:-)
Bardzo pouczający ten wpis, bo ja też nie wiedziałam, jak jest różnica.
@Gostek,
czy Steinway 300 czy 479 należy jeszcze pamiętać o tym, aby podczas występu za bardzo się nie ruszać a już broń Boże wstawać („szkoła rosyjska” ), bo może z pudła rezonansowego wydostawać się „zmienna sinusoida słyszenia” . Komentatorzy w TV Kultura dzisiaj nieźle odjechali …
W takim razie do Chopina nalezalo by wyprodukowac serie z mloteczkami pokrytymi konskim wlosiem 😀
A jak było rano? Niestety nie mogłam słuchać ani pianistów, ani omówień.
@ mp/ww
Bursztyn, choć nie jest połączeniem ognia z wodą, choć metaforycznie jak najbardziej (jest zastygłą żywicą drzew), to jest w Chinach szalenie popularny, więc bardzo pasuje:-)
metaforycznie było 🙂 a jakże, takim też „niemożliwym połączeniem” jest też wino 🙂
a bursztyn (bransoleta w sensie z nim chyba) na prawej dłoni gracza tego…
A to nawet nie zauważyłam:-)
Też zastanawiałam się nad tymi numerami seryjnymi! Numer wskazuje na wiek instrumentu, ale to chyba tyle. Na Van Cliburn piano competition w USA chyba nie podawane są numery seryjne instrumentów. Na pewno nie są odczytywane przed występami osób biorących udział w konkursie…
Daje to informacje, na którym Steinwayu konkretnie gra dany pianista. Może wtedy porównania są bardziej dokładne? Ja tej wiedzy nigdy nie używałam.
Z części wieczorowej – Pan Sumino – ten jazz tu niegdyś wspominany chyba mu nie przeszkadza, nic nie odbiera, a raczej coś nawet dodaje. Lekkości… Jest to jeszcze inny pianista, i moim zdaniem dodaje barwy, barw tym igrzyskom. A gdy trzeba słyszy ciszę, tego jazz też może zresztą uczyć… Pan Alexewicz – taki nasz pewniak (chyba)? Muzyka płynie i podmiot liryczny, albo sens dramatyczny, w niej nie ginie… Jutro muzyczny dzień kobiecy o możliwym szerokim spektrum działania 🙂 pa pa m
Wielka jest siła japońskiego Youtubera. Gdy wieczorem grali Sorita i Sumino (Cateen) w relacji na YT słuchało 41 tysięcy osób! Gdy Japończycy skończyli ta liczba spadła do 17 tysięcy. Więcej Japończyków słucha konkursu niż Polaków.
Ja tu się tylko wtrącę na sekundkę: Steinwaye mają sześciocyfrowe numery seryjne i właściwie tylko pierwsze trzy cyfry mogę nam coś o instrumencie powiedzieć. Podawane na konkursie trzy ostatnie służą, jak się zdaje, wyłącznie rozróżnieniu obu dostępnych dla wykonawców fortepianów tej marki. Pierwsze cyfry są ważniejsze, bo bezpośrednio sugerują wiek instrumentu – nowe fabrycznie Steinwaye oscylują aktualnie bodaj gdzieś niewiele ponad 600 000. Piątka na początku to coś między końcem lat 80’, a pewnie przełomem pierwszej i drugiej dekady obecnego wieku.
Pozdrawiam z zaświatów uprzejme towarzystwo.
Hyato Sumino praktycznie im dalej w las tym lepiej. Zaczął od Mazurków wykonanych najlepiej jak umiał, ale rzeczywiście trochę brakowało im charakteru który znamy z nagrań mistrzów w tej dziedzinie.
Sonata b-moll wykonana fantastycznie! Niewątpliwie ukazał swoją wrażliwość. Natomiast scherzo cis-moll to już popis. To duże wyzwanie zagrać to Scherzo po Sonacie.
Pokazał kawał wspaniałej pianistyki.
Nasi równie świetnie – ciężko określić który lepszy. Zarówno Wierciński jak i Alexewicz równe zaliczyli solidne występy. Można się wypowiadać w samych superlatywach.
Wspaniały wieczór!
Chyba po raz pierwszy w życiu nie wynudziłam się na preludiach! A żadne nie przefajnowane. Brawo Piotr Alexewicz!
Dobry wieczór 🙂
Ubawiliście mnie setnie…
Oczywiście mistrz horowitz ma rację 😉 Te numery są podawane wyłącznie po to, żeby wiedzieć, na którym instrumencie dany delikwent gra, a czym się różnią? Poza tym, że w ogóle każdy fortepian jest trochę inny, to ten z końcówką 479 jest filharmoniczny i „pracuje” już od roku, w związku czym gra się na nim łatwiej, jest „rozruszany”. Ten z końcówką 300 został ostatnio zakupiony przez NIFC i jest jeszcze dość świeży w użyciu, ale nadrabia szybko…
Nie pisałam w ciągu dnia, bo przerwę między przesłuchaniami wyjątkowo spędzałam towarzysko. Ale właściwie o czym tu pisać – naprawdę podobali mi się dziś tylko Sorita (choć myślałam, że będzie jeszcze ładniej) i Alexewicz. To zdecydowanie mój polski faworyt.
Aha, i jeszcze Rao dość fajny, widać, że wziął na siebie honor reprezentowania całej swojej ekipy… Strasznie mnie z drugiej strony denerwuje Miyu Shindo, patrzeć na nią nie mogę, wy też tak macie? Kolega SL zachwycony. Fakt, paluszkami przebiera rekordowo, ale niewiele z tego wynika.
Miyu Shindo należy brać za kotarą (chyba był taki pianista Kotaro). A w ogóle to jest niestety przeestetyzowana IMHO
Aha, dostałam dziś mail, który ubawił mnie chyba na równi z kocim włosem w fortepianie. Zacytuję fragment:
„Według analiz BETFAN, legalnego polskiego bukmachera, do finału XVIII Konkursu Chopinowskiego wejdzie co najmniej jeden nasz rodak. Mimo że Polska ma najwięcej reprezentantów w konkursie, żadna z głównych nagród nie trafi jednak w ręce pianisty z ojczyzny Fryderyka Chopina. (…)
Najbliżej triumfu jest obecnie, zdaniem bukmachera, 17-letnia Eva Gevorgyan repezentująca Rosję i Armenię. Jednak dość wysoki kurs na nią – wynoszący 4.50 – oznacza, że nie może czuć się pewna wygranej. Jeśli jednak zwycięży, obstawiający może wygrać 450 zł za każde postawione 100 zł. Tuż za młodziutką faworytką są ex aequo Hiszpan Martin Garcia Garcia oraz Koreańczyk Hyuk Lee (kurs na obu to 5). Pianistka z Korei Południowej Su Yeon Kim (kurs 8.00) ma już mniejsze szanse, ale wciąż jest w grze.
Spośród Polaków najwyższe notowania ma pochodzący z Warszawy Andrzej Wierciński (kurs 8,50). To wychowanek katowickiej Akademii Muzycznej oraz Uniwersytetu Mozarteum w Salzburgu, który o wstęp do konkursu musiał walczyć w eliminacjach. Tuż za Wiercińskim jest reprezentujący Włochy i Słowenię Alexander Gadjiev (kurs 9.00). Zdaniem BETFAN główną stawkę konkurentów o złoty medal zamyka inny Polak, Szymon Nehring (kurs 10.00), który startował w konkursie z pozycji polskiego faworyta oraz laureata prestiżowych konkursów pianistycznych. Szanse pozostałych uczestników z Polski na zwycięstwo są mniejsze i BETFAN ocenia ich pozycję w kolejności: Piotr Alexewicz (kurs 13.00), Jakub Kuszlik (kurs 15.00), Kamil Pacholec (kurs 16.00) oraz Mateusz Krzyżowski (kurs 18.00)”.
Boki zrywać. Kto im typuje, diabli wiedzą, ale ktokolwiek by to był, jest bez pojęcia.
Pani Kierowniczka jest już duża, a jak dziecko. 🙂 To przecież nie chodzi o typowanie kto wygra czy będzie czwarty, tylko o zanęcenie łosia. Stawki układa się tak, żeby wygrał bukmacher, a łoś żeby za to zapłacił i widzę, że kierunek jest dobry.
Dzieje się:
https://www.plotek.pl/plotek/7,154063,27692085,nietypowa-sytuacja-w-studio-tvp-kultura-bardzo-niegrzeczne.html
PK, koci włos w fortepianie jest jak najbardziej poważny. Kota się goli, włosy się liczy, a potem w każdy młotek wbija się po trzy hufnale na mikron kwadratowy. Niniejszym fortepian alibo miauczy, alibo mruczy (znaczy z włosem czy pod włos). Czasami ma swoje 5 minut szaleństwa fortepianowego, i wtedy się odbywa ostra jazda bez trzymanki. To bardzo poważna sprawa ten koci włos.
A serio – czy pianista to już koń (kuń znaczy), czy jeszcze nie? I czy potrzebuje dżokeja, czy sam się ogarnie?
@Gostku, rewelka. Zawsze marzyłam o tym, żeby KCH pojawił się na plotku! Bingo!
@ 22:59 Między nami pianistami, hehe…
@tjc cieszę się, że Twoje marzenia się spełniły
A czy pamiętacie kapłana św. Idiomu? Odnalazł się i w tym roku, i to solo. Ale nie w Dwójce, tylko zupełnie gdzie indziej…
https://idmn.pl/index.php/aiovg_videos/marek-dyzewski-gra-o-laur-chopina-1/
Mamma Mia! Niezapomniany!
O naszym pewniaku powiem tylko „jak zachwyca, kiedy nie zachwyca”.
Jakby nie to, że komplety preludiów były ostatnio w Warszawie wykonywane naprawdę wspaniale (Abłogin na Pleyelu w 2019, Chloe Jiyeong Mun na Steinwayu w 2021 – oba koncerty w sali kameralnej, a jeszcze pamiętna interpretacja, bardzo intymna – Julianny Awdiejewej w S1 w 2014) to musiałbym poprosić Wielkiego Wodza o kurację czyszczenia uszu, albo nawet samemu udać na youtube do np Shury Cherkassky’ego. Jednak na wszystkich trzech koncertach byłem i wciąż dobrze je pamiętam, więc mogę iść się wyspać. Wypoczynek się przyda bo plan występów jutrzejszego dnia wygląda jakby układał go sam Hitchcock.
Słuchałem tylko po południu, więc tylko o tym.
O drugim z Japończyków nie wiem co powiedzieć, żeby nie wyszło niekulturalnie. Tak olśnił etiudami i walcami, że jury dało się nabrać? Teraz zaczęły się schody no i spadł z tych schodów. Sonata złożona z kilkudziesięciu części mających bardzo luźny związek, choć zagranych bardzo dobrze technicznie, to nie dla mnie, ja wolę w całości. Scherzo może i efektowne, ale to się nadaje na bis po udanym koncercie, a po porażce wychodzi tak sobie. Może niech spróbuje kiedyś impresjonistów, tam powinien dać radę.
Pierwszy natomiast, ten wyglądający normalnie, bez anoreksji, to jest kandydat do finału. Spokój samuraja, że nawiążę do sportowych, lotnych komentarzy eksperta Pawła Kowalskiego. Spokój, siła, myśl przewodnia od początku do końca. Słuchało się tego z przyjemnością i uznaniem.
Potem, w osobie reprezentanta Polski, pojawiło się coś znajomego – tak, to był św. Idiom, polska szkoła pianistyczna. Nad kartofliskiem brudna mgła, zapada wczesny, zimny wieczór, chłopi piją w karczmie na smutno. To mazurki, jakże narodowe. Dalej jeszcze lepiej – stęchła sadzawka gdzieś na Mazowszu, dokładnie porośnięta rzęsa, może jeden zwiędły nenufar, żab nie ma, zdechły z głodu czy wyniosły się gdzieś, diabli wiedzą, nad sadzawką siedzi chory na depresję artysta i szkicuje ponurą jak okolica pieśń. Ludzie!!!
Zrezygnowany czekałem na drugiego z naszych orłów. Zagrał te same mazurki. Podkreślam – zagrał!!! Nie bał się, nie wstydził, jakby nigdy nie przeczytał uczonej książki o Szopenie, jakby się uczył na obczyźnie. Nie rozwlekał, nie kulminował i nie akcentował nagle, a bez sensu, narodowo. Ładne to było, więc się rozsiadłem i czekam, co młody będzie wyrabiał z preludiami, no i od początku do końca nie mogłem ucha oderwać, ani jednego zgryźliwego komentarza, ani kawałka westchnienia „no do czego to ma być podobne”. Wciągnął mnie, kurczę. Wiem, szanowny Jakóbie, że mistrzostwo świata jest trochę dalej, ale chłopak ma 21 lat jeśli się nie mylę i nie objechał wcześniej wszystkich kontynentów z wyszukanymi recitalami, więc dałbym mu szansę.
Zatem panowie Sorita i Alexewicz zrobili na mnie wrażenie bardzo dobre, a każdy inaczej. Jeśli to ma jakieś znaczenie, pewnie nie ma, bo się nie znam, ale nie obrażę się widząc któregoś z nich w następnym etapie.
Dziś uszu nie czyszczę, przeczyściłem tymi preludiami. 😛
Kiedy w 2017 NIFC wydal na CD debiutanckie nagranie siedemnastolatka Piotra Alexewicza, ktorego solowy recital uslyszalem zarownow Krakowie, jak i kilka dni pozniej na prestiżowym Festiwalu Chopinowskim w Dusznikach Zdroju, pomyslalem, ze dyr. Leszczyński bycmoze sie pospieszyl, ze moze to zbyt wcześnie na debiutancka plyte.Byc moze. Dzis, ponad cztery lata pozniej zaczynam widziec, ze dyr.SL potrafi troche lepiej niz wielu widzieć przyszłość i rozpoznawaćniepospolity talent, jeśli na taki talent natrafia. a przestrzenie tych czterech lat Alexewicza miałem szanse i przyjemność usłyszeć kilkarazy i zasadniczo każdy raz byl lepszy.O dzisiejszych Preludiach , ja cyniczny krytyk i obserwator pianistyki z obu stron oceanu, mogę powiedzieć jedynie to, ze niezmiernie rzadkozdarza mi sie byc wzruszonym podczas koncertu, a co dopiero wszechobecnego w moim życiu recitalu fortepianowego. Prawda, dzis byla to wielka stawka, nie normalny występ, po którym pakuje sie walizki i jedzie na kolejny koncert. Tutaj, jak wiemy wszyscy, kazda pomylka , kazda usterka jest brana pod uwagę, kazda wpadka pamieciowa moze zawazyc na konkursowych losach mlodego pianisty, ktory albo przechodzi do nastepnego etapu, albo odpada. Napiecie musi byc dlanich wszystkich potworne, a jury bezlitosne, bo konkurs polega na odrzucaniu, a nie akceptacji. Nie chce mi sie wierzyc, iz bylem jedyna osoba na sali która doznała podobnego wzruszenia ta piękna, szlachetna pianistyka.Tym bardziej wiec zjawiskowe wykonanie tego niezmiernie trudnego cyklu, dzisiejszego wieczoru granego przez Piotra Alexewicza bez przerw pomiędzy preludiami, musi byc uwazane za wielki sukces. Z punktu widzenia opanowania klawiatury, zademonstrowania najróżniejszych subtelności dynamicznych, uderzenia i pedalizacji bylo to wykonanie którego nie powstydziłby sie żaden wielki nawet pianista. Komentarze typu, ze brakowało w tych 24 klejnotach „dojrzałości” i tym podobne trudne do udowodnienia osady, zaliczyłbym do niekoniecznie faktualnych lub nawet rozsadnych, choc oczywiscie kazde ma prawo do swojego osądu….i mojego zdania.
. Przyznaje sie do haniebnego zachowania , ale jeszcze podczas wykonania, SMSem zapytałem innego arch-szyderce ( być moze gorszego jeszcze ode mnie!) czy sie myle oceniając owo wykonanie jako zjawiskowe. Otrzymana niemal natychmiast odpowiedź utwierdziła mnie w moim własnym przekonaniu. Wydaje mi sie wiec, ze po swoim wykonaniu Piotr Alexewicz moze , jeśli tylko pragnie, moze sie wciaz niepokoić , czy zostanie zakwalifikowany finału Konkursu( ja bym sie na jego miejscu NIE martwil) , natomiast bez wątpienia nie musi zdejmować czapki przed innymi wykonawcami tego cyklu, usłyszanymi bądź to w Warszawie bądź poza nią. W naszych sercach moze zawsze pozostac miejsce dla Cherkassiego, dla Polliniego, dla innych warszawskich zwycięzców(Argerich!) lub jurorów konkursu, ale w tej zacnej grupie powinno moim zdaniem znaleźć sie takze miejsce dla tego dzisiejszego wykonania demonstrującego nadzwyczajna koncentracje, maestrie techniczna i rzadka muzykalność.
Słucham bardzo wyrywkowo konkursowych produkcji, ale intryguje mnie temat owacji np. po występie Wiercińskiego , bo dla mnie to był jeden wielki ziew a tymczasem sala się zerwała do frenetycznej owacji…
Z patriotyzmu? 🙂
Cieszę się, że tym razem zgadzam się zarówno z WW, jak z Romkiem. Nie zgadzam się natomiast z Jakóbem w kwestii Chloe, której wykonania nawet nie zapamiętałam – nie było dla mnie jakimś wydarzeniem. Alexewicz – tak, i w moich notatkach zapisałam: świetne każde z osobna i jako całość. A już szczęka mi opadła przy B-dur – takiego jeszcze nigdy nie słyszałam.
To nie był popis, to była muzykalność taka od spodu, intuicyjna. I spokój. Co może nie do każdego repertuaru pasuje, ale tu – tak.
Alexewicz – to uzupełnienie do Romka – miał też trzy lata temu recital na Chopiejach: https://szwarcman.blog.polityka.pl/2018/08/13/niedziela-mlodych/
Niestety zmuszony byłem słuchać jednym uchem wczorajszych występów: jakoś do mnie nie „gada” (w sensie tak, jak plakat ma „gadać”) prawa ręka p. Alexewicza: trochę to za dosłowne i za mało ożywione, całościowo. No i po sąsiedzko było trochę. Podoba mi się podejście p. Sorita, takie zalotne. „spinka na wizji”, hmmm, odnoszę wrażenie, że komentatorzy w studio siedzą jak na szpilkach wobec poprzednich edycji, współczuję.
Rano ze smiechu prawie wpadlam do tej porosnietej rzesa sadzawki 🙂
Piotr Alexewicz dla mnie wybija sie swoja powaga. Robi wrazenie bardzo dojrzalego pianisty, nie przelotnego zjawiska jak niektorzy z uczestnikow, i gra prawdziwie, bez proby przypodobania sie sluchaczom.
Niestety! Sprzedaż miała zacząć się o 12:00 (u mnie środek nocy). O 11:59 zawisłam z palcem gotowym do zakupu. I portfelem. Natychmiast sprzedaż online zawiesiła się (rozumiem, dużo chętnych), po czym o 12:01 zaproszono mnie “do kasy”. Czyli z zakupu biletu online nici.
O 12:02 już brak miejsc. Trudno, za 3 czy 4 lata namiot chyba postawię przed FN .
Pozdrawiam!
Dzień dobry 🙂
Dziś Leonora bardziej niż Lwica była spiewna, belcantowa, ale też epicka. Podobała mi się taka wersja Poloneza-fantazji.
A Bui mnie strasznie zmęczył. Zdolny chłopak, przebiera paluszkami, ale zbyt mała paleta środków. Może ją jeszcze poszerzy, ale jego rówieśnica, którą usłyszymy wieczorem, ma jednak bez porównania większą.
Ledwie żyję już. Dobrze, że jeszcze tylko jutro to poranne wstawanie, bo mnie to wykańcza.
Rozkoszny opis idiomu polskiego Wielkiego Wodza. Bardzo obrazowe:-)
@ Berkeley special
Jutro o 12.00 uruchamiają sprzedaż na finały i koncerty laureatów w Filharmonii. Pewnie będzie tak samo, ale może uda.
Będę próbować, ale strasznie mnie to zniechęciło. Myślę, że większość biletów sprzedano w kasach. Nie miałam po prostu szans. Dziękuję za pocieszenie i szukam rynku wtórnej sprzedaży…
Jeszcze w nawiązaniu do kociewłosów 😛 – na jutubowym czacie mignął taki oto komentarz: „300 is lyrical”.
Mi się w ten sposób udało kupić bilety na pojedyncze koncerty we wszystkich etapach, jak do tej pory. Choć nie mam złudzeń, że na finały i koncerty laureatów będzie o niebo trudniej. Zwłaszcza, że jutro jest sobota, więc ludzie nie są w pracy.
Dzień dobry 🙂 Pani Kierowniczka uprzedziła moje pytanie – kiedy może przyjść powiedzmy załamanie… percepcji… czujności, no i w ogóle takiej samej pełnej gotowości do słuchania każdego z taką samą też czułością, no bo kiedyś przyjść musi 🙂 w godzinach śniadaniowych i gra i słucha się na pewno gorzej… Pani Michelle z tą / za tą / samą mgiełką… Mnie się to podoba… Pani Lwica też konsekwentnie, acz zgoła inaczej
Granie/słuchanie Sonaty b-moll o 10.00 jest zbrodnią przeciwko ludzkości. Zresztą przed 12.00 Pani Muzyka dopiero się budzi ze snu. Przeciąga leniwie, robi pazurki, je śniadanko… Leonorę podziwiam, ze udźwignęła. Ale to pełna profeska już.
Chemou75 – właśnie o to chodzi. „za dosłowne i za mało ożywione”. Otóż to. O ile w poprzednich etapach nie raziło to tak bardzo, to w preludiach decyduje to o tym, czy interpretacja uniesie te utwory w powietrze gdzie rozpłyną się jak rozwiany dym, czy będą stały twardo na ziemi niczym przęsła mostu. Miałem nie kontynuować już wątku, bo akurat w tym temacie nie chodzi chyba tylko o muzykę, ale ponieważ dzisiaj rano wystąpiło dwoje pianistów, którzy potrafili tworzyć melodię zupełnie bez konturu oraz ożywiać materię to jeszcze napiszę dwa słowa.
Chcę postrzegać niektóre preludia tak jak postrzegamy spadające gwiazdy – nie spodziewamy się ich, dostrzegamy je kątem oka, przypadkiem, a ich piękno uświadamiamy sobie kiedy już zgasną. Co znaczy grać bez konturu, dźwiękiem, który zdaje się nie mieć początku, ani końca pokazał dzisiaj JJ rozpoczynając pierwszego mazurka. Melodia zaistniała jak zapach. Do tego jednak trzeba mieć nieskończoną skalę dynamiczną skierowaną w kierunku ciszy. Co znaczy ożywienie pokazała Leonora w doppio movimento sonaty b-moll, to wręcz filmowa scena (przepraszam za te dziecinne ilustracje) – spiesznym krokiem posłaniec, ciężko łapiąc oddech oznajmia, że przynosi wieść. Nie wiemy czy dobrą, czy złą. Jest niedopowiedzenie, nasza wyobraźnia pracuje, mamy wątpliwości, się domyślamy się. Nawet marsz żałobny u Leonory był utrzymany w takim klimacie. Jeśli jedyną zmianą agogiczną jest zwalnianie w ckliwych momentach, ale narracja tyle samo razy nie pójdzie się do przodu nawet w preludiach nasączonych erotyzmem gdzie pewne rozchwianie tempa powinno oddawać przyspieszone bicie serca w sytuacjach intymnych, to interpretacja, nawet ładna staje się jednowymiarowa i przyciężkawa. Całe szczęście, że i taka prezentacja może wywoływać wzruszenia, to świadczy też o tym, jak wspaniałą kompozycją jest ten cykl.
Ktoś powie, że się czepiam. No jasne, że się czepiam! Interpretacja wczorajsza była w pełni poprawna, miała dobre momenty i gdybym był profesorem takiego studenta to byłbym dumny z niego i z siebie. Ale ponieważ jesteśmy w III etapie, tuż przed finałem konkursu, których chciałby uchodzić za najbardziej prestiżowy na świecie (lub chociaż jeden z), to ocena moja musi być adekwatna do okoliczności. Szukam ideału i artyzmu najwyższej próby, interpretacji ponadczasowych, które wytrzymają próbę czasu, do których z chęcią będę wracał. I kilka takich interpretacji innych utworów już usłyszałem, ale nie jest to opus 28. Może innym razem? Bardzo chętnie dam się pozytywnie zaskoczyć.
Hm. Rzecz gustu, ma się rozumieć 🙂 A już preludia nasączone erotyzmem… 🙂 W życiu nie miewam z nimi takich skojarzeń. Ale może to ja jestem zboczona, bo muzykę myślę muzyką, a nie odczuciami pozamuzycznymi 😉
JJ, a jeszcze Candotti, byli dziś dla mnie uosobieniem mody, której nie rozumiem. Oboje grali Balladę F-dur i, nie umawiając się przecież, oboje zaczynali ten utwór, jakby melodia tam nie istniała. Wszystko skąpane w jakiejś dziwnej mgle, na jednym planie. Tworzy się jakaś nuda. Nie są zresztą oni pierwszymi pianistami na tym konkursie, którzy takie rzeczy robią. Musi być jakiś powód, ale nie wiem, jaki.
Natomiast bardzo – stwierdzam to po raz kolejny – podoba mi się Yasuko Furumi. Z Japonek ona jest najlepsza, najwszechstronniejsza, rozumiejąca. I logiczna – pięknie zbudowała Sonatę h-moll. A i humoru jej nie brakuje, co pokazała w Rondzie Es-dur.
Po południu się zacznie… a z tej popołudniowej sesji piszę jeszcze dla „Kuriera” i nie wiem, czy będę tu dziś jeszcze jakoś szerzej gadać… Byłoby szkoda, bo ciekawe rzeczy piszecie i warto podyskutować.
Ale dobiła mnie jeszcze jedna informacja: jutro nie mam metra do FN, więc będę musiała udać się do autobusu zastępczego. Co oczywiście trwa dłużej, więc trzeba wcześniej wyjść z domu. Szlag by trafił… 🙁
Nie no, sluchając też nie mam takich skojarzeń. To chyba nawet lepiej. 😉
@PK – Uber?
Współczuję braku wygodnego dojazdu, jako osoba mało mobilna wiem, co to znaczy 🙁
@Jakób
Szukanie ideału może skończyć się niebezpiecznie, jak pokazuje los Gustawa 😉 A tak serio: czy to nie nazbyt wygórowane oczekiwanie? Gdyby rzeczywiście ktoś zagrał już całkiem idealnie, co wówczas jeszcze by pozostało?… Czy warto byłoby słuchać kogokolwiek dalej, skoro to już nie byłyby ideały? J abym nie chciała
Do zgody z opinią PK w kwestii p. Furumi dodam zachwyt nad blechaczowskimi (?) pasażami w ognistym tempie, brzmiącymi jak perełki sypane ciurkiem na lustro. I można wydobyć ze Steinwaya dzwonienie Kawai? Ha, i to jak!
PS. Takie małe zaduszki mamy w tym etapie: dzisiaj tych pogrzebów odegrało się w rozmyślaniach i refleksjach słuchaczy co niemiara 😉 Teraz rączki na kołdrę i zanurzenie w chopinadę (cichych) faworytów.
Bardzo interesujaca recenzja w New Your Times nowego wydania zbiorowego nagran Furtwanglera i rozwazania na tematy moralne: jednostka vs. totalitarianizm.
https://www.nytimes.com/2021/10/14/arts/music/wilhelm-furtwangler-classical-music.html
Zapłaczcie wierzby
(Pół serio, pół żartem)
Wyspy samotne…
Szlaki utarte…
Dotyka okolic
I skroni, i mostka
Ms. Gagliano
(Jabłoni Gałązka).
W tej sonacie (w ujęciu Pani Gagliano) – przynajmniej w moim pokoju – zapaliło się światełko Góreckiego. Pa pa m
Kiedy pomimo konkursowego przesytu muzyką Chopina wykonanie wciąga mnie od pierwszych dźwięków – jest to mój bardzo osobisty miernik wykonawczy.
Nie szukam wtedy plusów i minusów. Muzyka sama ” niesie”.
Tak słuchałam dziś Evy Gevorgyan. ( i nie tylko dziś). Dla mnie wspaniała narracja i pretendentka do nagrody głównej.
Mnie dziś zdecydowanie przekonał Garcia Garcia. Finezja dźwięku idealnie (wreszcie!) dopasowana do instrumentu.
Natomiast Gevorgyan przykro mi, zbyt ciężka, dźwięk zbytnio „in your face”, nawet jej piana były głośne.
Wrażenie dodatkowo spotęgowane kontrastem z Garcią.
Na sali dokładnie odwrotnie 😉
Cóż 🙂
Eva Gevorgyan to absolutny talent. W takim wieku tak wspaniale zagrać.
Fantazja f-moll wykonana najlepiej spośród wszystkich które do tej pory słyszałem, a było ich kilka-kilkanaście.
Sonata b-moll wywarła gigantyczne wrażenie. Przepełniona żalem, powagą.
Finał murowany.
ta „lodowa księżniczka” to podobnie zresztą jak „szara mysz” (bo dziś w przerwach i w nerwach przeczytałem sobie i takie sformułowanko z tym, że na temat Pani Avery) to nietrafione wystrzały, by nie powiedzieć mocniej 🙂 fajnie jakby w finale starczyło miejsca nie tylko dla „pewniaków”, no i by zaskoczył nas tam jeszcze zwycięzca. w swym byciu w muzyce, swym ale tym razem już wraz z orkiestrą. Pa pa m
@basia.n
Zgadzam się całkowicie. Ale znając ten konkurs to raczej nie dostanie I miejsca na podium. Nawet nie jestem pewien czy ją przepuszczą do finału.
To chyba będzie moja ostatnia albo przedostatnia prywata. Wszystkich przesłuchałam, niektórych dwukrotnie. Nie wiem komu przyznałabym pierwszą nagrodę. Cieszę się, że to nie jest mój obowiązek.
A teraz: zaczynam myśleć, że ta dodatkowa pula biletów to fikcja. I że po prostu przylecę do Warszawy przed 21 i postaram się kupić bilet od kogoś (od konika). Tylko teraz: gdzie takich osobników szukać? W dniu koncertu przed Teatrem czy przy kasie Filharmonii przy Sienkiewicza? I jeszcze jedno: czy ktoś wie ile mogą sobie liczyć (bo muszę być przygotowana z gotówką). Będę chyba trochę zdenerwowana, ale może mi się uda. A jeśli nie, to będzie mi smutno, może pojadę do Żelazowej Woli. Dziękuję za uwagę i za wszelkie ewentualne podpowiedzi co do tego, jak działać.
I trzymamy kciuki za uczestników!
Zrobiłam mały eksperyment: przesłuchałam jeszcze raz Leonorę. Wieczorem. I usłyszałam trzy razy więcej niż rano. Rano był dobry recital. Wieczorem – wspaniały recital.
Eva wspaniała. Bardzo żałuję, ze nie przyjechał na przesłuchania z Australii (prawdopodobnie przez Covid) jej nieco starszy konkursowy kolega Shuan Herrn Lee. Oni tak się wymieniają nagrodami. Bardzo ciekawa postać.
A teraz pójdę się zastanowić, kogo CHCIAŁABYM posłuchać w koncercie. Bo „na nie” mam już kilku kandydatów, być może nawet pretendentów do czołowych nagród, to bez znaczenia.
Dziś popołudniu na sali. W ciemno kupowałam bilet. Miałam szczęście. Udało mi się trafić na najlepszy możliwy zestaw. Bo osoby na „G” w tym konkursie uważam za najciekawsze. Od czego zacząć, tyle wrażeń. Może od słabostki. Wymęczył mnie i siebie chyba też Garcia Garcia. Miałam poczucie, że udział w konkursie to dla niego ogromny wysiłek, który ledwie jest w stanie udźwignąć. Grał, sapał, podśpiewywał, pot lał się z niego (siedziałam w V rzędzie, wiec co nieco dało się podejrzeć).
Nawet, jeżeli grał lekko i finezyjnie, a były takie momenty (choć raczej momenty), to wrażenia wizualne sprawiały, że wszystko stawało się ciężkie. Poza tym miałam poczucie bałaganu. Na początku zdarzyło się trochę „sąsiadów”, które nawet ja usłyszałam.
Avery Gagliano bardzo podobała mi się w drugim etapie. Teraz się trochę wynudziłam. Miałam wrażenie, że wszystko jest poprawne, ale takie szkolne.
Panna Eva, cóż, piekielnie utalentowana osoba. Bardzo duży kontrast z Garcią Garcia, po którym występowała. U niej gra to była lekkość, lecące na wietrze piórko. Myślę, że powinnam zmienić zdanie na jej temat. Nawet, jeżeli to nie jest jej własne, jeżeli jest nauczona tak genialnie grać, to musi mieć w sobie ogromne pokłady muzykalności, by to przyswoić. To jest trudne do uwierzenia, że tak młoda osoba tak potrafi grać, bo to nie jest tylko technika, sprawne machanie paluszkami, ale głębia, którą ona wydobywa z muzyki. Może musiałam jej posłuchać na żywo, żeby się przekonać. Na koniec, a właściwie na początek, mój faworyt – Alexander Gadjiev.
Jestem całkowicie kupiona jego interpretacjami, wyobraźnią, z jaką traktuje utwory.
Trochę dziwaczy, ale to nie jest kiczowate. To jest kreatywne i takie uroczo osobne.
Poza tym uważam, że ma boskie piana, co mógł dzisiaj pokazać w Polonezie i Sonacie. W drugim etapie trochę pędził. Teraz udowodnił, że potrafi też grać delikatnie. Niestety nie wiem, jak jury go potraktuje. Trochę się martwię, czy dostanie się do finału. Jeśli nie to będę miała cichą prośbę do kogo można np. do pana SL, żeby zaprosił go do nas na jakiś koncert.
Są też już płyty, które gdy tylko skończy się konkurs, postaram się zdobyć:
https://www.alexandergadjiev.com/en/cd-recording-journey/
No dla mnie u Gadjieva często był kicz. Ale nie zawsze 😉 I tak zresztą tym razem mniej wydziwiał. Ale bałagan w Polonezie-fantazji moim zdaniem zrobił straszny. Może to i jakaś koncepcja zbioru osobnych scenek. Ale mnie to piekielnie zmęczyło.
O Evie właśnie usłyszałam ciekawostkę: przez pewien czas chodziła równolegle do szkoły baletowej. Ale w pewnym momencie kazano jej wybierać – i słusznie. Trzeba się cieszyć, że wybrała muzykę 🙂
Dowiedziałam się też, skąd do ormiańskiego nazwiska takie blond włosy. Mama Evy jest Rosjanką.
Szkoda, że akurat dzisiaj dyżur Pani Kierowniczki w Kurierze, bo wielce ciekawa jestem opinii, a Kurier jutro będzie tylko dla wybranych…
Współczuję braku metra, to na szczęcie chyba tylko jeden dzień.
O Łajza prawe:-) Cieszę się, że PK napisała choć kilka słów:-)
Wczoraj najlepsi wg mnie : Sorita, Rao, Alexewicz.
Dzisiaj najbardziej podobali mi się : JJ Li Bui i zjawiskowa Eva Gevorgyan.
Rano usłyszałem najlepsze do tej pory wykonanie Sonaty ( może nagroda za Sonatę dla Bui?), a wieczorem dodałem do swoich pewniaków Evę Gevorgyan. W jej wykonaniu najlepsza była Fantazja, ale i pozostała część jej występu była tak przykuwająca uwagę, że chciałbym ją usłyszeć w Finale.
A jutro ? Może być jeszcze ciekawiej. Czekam przede wszystkim na Bruce’a Liu i Kobayashi, poza tym Kuszlik, Khozyainov.
Czy ktoś się orientuje, o której trzeba stanąć rano w kolejce aby mieć szanse na wejściówkę?
Dziś doszły mnie słuchy, choć nie wiem, czy to prawda, że niektórzy po wejściówkę na sesję popołudniową stali od 13.00. Jedno jest pewne, gdy weszłam do FN musiałam przedrzeć się przez ogromny tłum kolejkowiczów. Może rano jest trochę lżej.
Hmmm…. Zabieram koc i leżaczek i wyruszam 🙂
Eva jest najprawdopodobniej z tych ortodoksyjnych Rosjanek, które nie ścinają włosów. Znałam niegdyś córkę popa, żonę wybitnego adwokata, który swoje odsiedział na białych niedźwiedziach. Zawsze uczesana w koronę albo w pleciony kok, a włosy miała do samej ziemi. Przepiękna kobieta.
Ja dziś po południu spasowałam, odebrałam bilet i weszłam przez wejście techniczne na plakietkę. Chyba już do końca będę tak działać. Z frontu działo się… najgorzej, że musi być kolejka, bo sprawdza się nie tylko bilety, ale też paszporty covidowe. Albo wypełnia się oświadczenia. Wszystko to wydatnie zwalnia proces wchodzenia.
Rano jest lżej w dni powszednie, w sobotę może być inaczej.
Chopinowska ciekawostka dla warszawiaków:
https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,27694343,chopin-wybrzmial-w-metrze-w-rocznice-urodzin-tramwaj-z-pianinem.html?_ga=2.203427856.1414058554.1634334592-734792207.1599823612#S.lokale_warszawa-K.P-B.1-L.4.maly
Jedno sprostowanie: Aleksandra Dąbek nie przeszła do II etapu.
Zgłaszam zdania odrębne, o tak, bez żadnego trybu (tylko co do popołudnia, rano mam co robić 🙂 ).
Najpierw zdanie odrębne od chóru zachwyconych profesjonalnych komentatorów. Otóż zgadzam się, że pan Gadjiev bardzo precyzyjnie (choć w kawałkach) pokazał harmonię, polifonię, głosy, akcenty, tylko pytam – po co? Czy byłem na seminarium doktoranckim dla pianistów, którym pozostała już tylko kariera akademicka i, docelowo, habilitacja z problemów wykonawczych na przykładzie własnym? Nie, nie byłem na takim seminarium i się nie wybieram. Usłyszałem dokładną dekonstrukcję bez śladu muzyki, hałaśliwą sieczkę przykładów dla studentów, którzy nie potrafią sami odczytać wszystkiego z nut i trzeba im pokazać palcem, objaśniając. Gdyby to zrobił w domu, a dzisiaj zebrał tę wiedzę do kupy, to co innego, ale nie był w stanie, co zresztą zwiastowały poprzednie etapy. To tyle.
Może jeszcze o tych komentatorach z telewizji, bo niestety słyszałem ich. Drodzy moi półbogowie, dysponujący wiedzą i świadomością niedostępną dla mas. Jeśli ktoś rzeczywiście musi grzebać palcem w partyturze aby pojąć, że harmonie u Chopina są takie jakie są, jeśli musi je widzieć głośno i osobno, to nie nadaje się ani do tej roboty, ani do słuchania efektu końcowego. Bo to albo się słyszy i wie, albo zostaje wspomniana habilitacja jak wyżej.
Jeszcze mi taka myśl przemknęła, że może oni na wszelki wypadek, słysząc występ tak niekonwencjonalny, nie chcą okazać się bandą zmurszałych sarkofagów i zabezpieczają sobie tyły? Gdyby się okazało, że to taki Pogorelić light, w stopniu akceptowalnym dla jury? No nie wiem, może jestem po prostu zmurszały, ale wydaje mi się taka przebiegłość mało prawdopodobna.
Podsumowuję tę część – skoro dotąd tabelki jury wypychały pana Gadjieva wysoko, obawiam się, że mamy tu kandydata do jednej z głównych nagród.
Dalej już z górki. Wspomniane tabelki mają widać skłonności do sadyzmu, skoro w trzecim etapie znalazł się pan García García. Nie chcę się znęcać, on na pewno coś grać potrafi, tylko był dzisiaj (i przez poprzednie parę dni) w miejscu dla siebie nieodpowiednim. Preludia, mazurki, sonata, wszystko jedno – on grał wyłącznie ciąg nieskładnych preludiów własnych, wszystko tak samo, bez sensu, bez życia. To było jak tradycyjny, wigilijny, czysto polski kisiel z owsa, bez smaku, o jednolitej, lecz nieciekawej konsystencji. W stronach, gdzie się wychowałem, powiedzieliby: to je metłe. Kiedy chciałem bardzo nieprzychylnie skomentować pierwszą część sonaty, rozejrzałem się po izbie, a tam wszyscy słodko spali i mój komentarz zmarnował się.
Pani Gevorgyan. Tu mam problem, bo doceniam, a jakże. Tylko że to wlatuje jednym uchem, wylatuje drugim, nie jest interesujące, jakieś takie sztuczne. Starała się bardzo skutecznie o jakąś spójną wizję, zwłaszcza w sonacie, ale to jest wizja wyuczona, wytrenowana i precyzyjnie wykonana. Założę się, że gdyby tę sonatę (i mazurki, i fantazję) miała zagrać jutro, zagrałaby dokładnie tak samo, i tak samo za dwa tygodnie. Chyba nie o to mi chodzi, w tym nie ma życia.
Pani Gagliano. Tu problemu nie mam. Chcę ją usłyszeć w finale, lecz jeśli znam życie, nie usłyszę, bo gra biedactwo bardzo pięknie i dla ludzi, a to błąd straszliwy. Na ogół. Może zdarzy się błąd w matriksie tabelek jury?
Przy mazurkach rozważaliśmy przez chwilę, czy ona aby nie ma jakiegoś genu z okolic Rzeczycy nad Pilicą. Może mieć, w tej Ameryce to się zdarza, bo skąd nagle takie mazurki, przecież nie ze szkoły.
Jutro też postaram się skompromitować. 👿
Muszę przyznać, że mazurki Avery Gagliano to naprawdę coś pięknego. Zawirowania i zawijasy i przytupy. Bardzo zdolna i pracowita pianistka. Czy wiedzą Państwo, że za wyjazdy na konkursy i warsztaty pianistyczne w wieku 14 lat szkoła obciążyła ją mianem wagarowicza? Bo opuściła zajęcia 9 razy – bez usprawiedliwienia (te rozjazdy nie były usprawiedliwione). Szkoła uparła się i mimo próśb rodziców, nie zmieniła stanowiska. Rodzice dziecko ze szkoły zabrali i zaczęli uczyć sami. Nawiasem mówiąc, panienka miała same tak zwane piątki (tutaj oceny „A”). Bardzo to nieładne.
uwielbiam Państwa komentarze. proszę jednak o wyjaśnienie @gevorgian : „jest wizja wyuczona, wytrenowana i precyzyjnie wykonana. Założę się, że gdyby tę sonatę (i mazurki, i fantazję) miała zagrać jutro, zagrałaby dokładnie tak samo, i tak samo za dwa tygodnie. Chyba nie o to mi chodzi, w tym nie ma życia.”
czy mam rozumieć (ja laik zupełny) że pozostali nie trenują i za każdym wykonaniem prezentują to co przysłowiowa ślina im na palce przyniesie?
A ja naprzyklad doskonale rozumiem ten komentarz o @gevorgian. Gdybym miała kupić bilet na koncert, kupilabym na Sorite i @”Bruce’a Lee”. Albo na Malofieeva, ktory nie przypadkiem jest upominany ..on ma tylko troche więcej lat, niz Ewa
Znów odniosłem to wrażenie, schłuchając gry Gieworgian, gry w której przecież wszystko było tak jak należy, że to co próbuje nam przekazać nie znajduje się jak w przypadku innych pianistów tu na sali, dostępne dla nas, ale oddzielone jest szybą, jak towar na wystawie sklepowej.
Szyba pozornie znikała tym bardziej im więcej przy aktualnie granym fragmencie utworu stało określeń „f” w nutach.
Z niewiadomego powodu zostalam zmoderowana 😳
Sprobuje po raz trzeci…
@Trowator, jako drugi laik jednak sprobuje odpowiedziec. Jest pewien balans, lub napiecie, miedzy wykonaniem wypracowanym a spontanicznoscia, z tym ze spontanicznosci oczekuję u dojrzalych muzykow na koncercie (bardzo widoczna np u Argerich), u mlodych na stresujacym konkursie raczej nie.
Problem nad ktorym sama sie zastanawiam to do jakiego stopnia prezentowane na konkursie interpretacje sa wynikiem rozumienia samego wykonawcy a w jakim jego nauczyciela, i tu moze byc duza roznica miedzy starszymi uczestnikami, juz samodzielnymi, a mlodszymi nadal studiujacymi np u takiego czy innego szopenisty… Tu moze byc takze roznica miedzy wypracowaniem utworu przez pianiste, tz jego wlasna rozumna analiza – jak dana fraza powinna brzmiec (Zimmerman w jakims wywiadzie mowil o tym ze dlugo zastanawial sie nad jednym specyficznym dzwiekiem), a wlasnie wyuczeniem sie interpretacji nauczyciela do stopnia automatyzmu.
Z tym ze to rozroznienie takze ma swoje granice – przynajmniej z wlasnego doswiadczenia fraza zagrana w pewien sposob kilka razy wchodzi w faze automatyczna i trzeba sie wysilic by ja z niej wytracic.
Ciekawym przykladem byl dla mie Cho, zwyciezca poprzedniego konkursu – po konkursie zagral poloneza lepiej niz w trakcie (drugie wykonanie odebralam to jako jego wlasny, swietny wyraz swojego zwyciestwa), ale z drugiej strony przy powtarzajacych sie czesciach utworu robil te same miny…
Nie wiem, gdzie niby miałaby być ta szyba, Ja jej nie odczuwałam, do mnie to trafiało bezpośrednio, i nie było uzależnione od dynamiki. W wypadku innych słuchaczy myślę też, że tak nie było, Skąd by się wzięła taka cisza między utworami, cisza, jakiej nie było w przypadku innych pianistów? I to po mazurkach, które były w większości w piano, zwłaszcza obłędne dwa ostatnie.
Pani Kierowniczko, prosze o wypuszczenie mnie z poczekalni 🙂
Pojęcia nie mam, lisku, czemu ten komentarz utknął. Może było w nim jakieś słowo niedozwolone? 😯
Dziekuje 🙂
Pewnie dlatego ze napisalam Zimermana przez dwa ‚m’ 😆
😆
Pobrzmiewa rozdźwięk między odsłuchem z sali i sprzed tiwi. Jakbyśmy doświadczali równoległych rzeczywistości. Wczoraj dla mnie przed tiwi bywały fragmenty przenoszące w inną rzeczywistość, ale tylko fragmenty u p. Gagliano i p. Gevorgyan. Zwierzęcość czy tam jej odmiana źrebactwo ponosi tą ostatnią pomimo wielkiego talentu. Mogła wyjść ubrana w strój Ateny z włócznią. Przy koncercie p. Gevgoryan, niewątpliwym dla mnie, obstawiam rywalizację z dyrygentem o prowadzenie powozu orkiestrowego. Ma niezwykle, takie sercowe wyczucie tempa. Jakby serce z miliona serc. Kundera o tym fajnie pisał w Powolności: o zabiciu przez perkusję naturalnego rytmu tanecznego w człowieku. A Eva to ma. Pan Garcia Garcia mam nadzieję, że już nas pożegna. Zaraz Nikoszka, czuję, że będzie pięknie.
wielkie pozdrowienia (choć literkami małymi) dla Pana Wielkiego Wodza 🙂
to z granicy idzie 🙂 tak to czuję i kibicuję (choć teraz już inaczej)*
dziś słucham / oglądam tylko Pana Kuszlika, w sensie zaczynam od sesji wieczorowej i może zostanę dłużej, do końca, choć ten koniec jest przewidywalny dość… pa pa m
Dziś prawdziwe szaleństwo. Próbowałam kupić bilet na finał. Strona zawisła już w minucie rozpoczęcia sprzedaży biletów i jak się odwiesiła biletów już nie było. Oblężenie:-)
Dokładnie to samo miałam. Czuję, że przylecę do W-wy i będę szukać w kasach. Czy dzisiaj widzą Państwo puste miejsca?
Byłam wczoraj. Na parterze nie ma pustych miejsc, bo wszystkie zajmują osoby, które stoją godzinami po wejściówki. Na balkonie są chyba puste miejsca, ale nie wiem, czy tam nie wpuszczają tylko z akredytacjami prasowymi.
Widzę, że jestem w opozycji do p.t. Frędzelkowstwa.
Niech tak będzie. To nie ja jestem głuchy tylko cały świat 👿
Żeby nie było, ja doceniam kunszt Ewy Gevorgyan, ale wolałbym usłyszeć w jej wykonaniu np. koncert Czajkowskiego, Rachmaninowa. Wczorajsze mazurki były muskularne, napakowane po prostu. Cisza między utworami może z przyczyn podobnych do ogłuszenia boksera po celnym wyprowadzeniu…
A wykrzywiona facjata Garcii – cóż, sam się z tego tłumaczył po występie – to jest silniejsze od niego. Zawsze można zamknąć oczy albo słuchać z radia. Avery Gagliano też się pociła, a jej gra była najspokojniejsza na świecie. Nie liczę oczywiście, że Hiszpan dostanie główną, ale pomarzyć można 🙂
Co do skąpania we mgle – czy to nad kartofliskiem, czy też innej, moja teza: czy to nie jest trynd? Muzyka quasi-ambientalna (Sławek Jaskułke solo), proszę posłuchać Vikingura Olafssona „Mozart & Contemporaries” – odległe, stonowane brzmienie, pogłos instrumentu ze zdjętą górą…
ups, przepraszam – kursywa miała być tylko do „tryndu”.
No, ten jest mój.
Co za preludia…
Któren?
Ja dziś słucham bez zrozumienia niestety 🙁 – tzn. robota do zrobienia.
Krzyżowski. Pierwszy raz go dzis sluchalam.
Po II etapie myślałem, że Khozyainov przesłyszał na uszy i przejrzał na oczy i przestanie akcentować głosy oraz tempa schowane intencjonalnie przez Chopina jako polifoniczne tło. No i udało się jakoś przebrnąć, ALE całość wykonania, poza wspaniałym nokturnem, wydawała mi się dzisiaj, jakby to ująć, ilustracją do np. malarstwa marynistycznego Turnera. W tle morze to rozhuśtane, to spokojne, ale bryza wyczuwalna do końca. I co ciekawe – zdaje mi się intencjonalnie: jeszcze trochę i pójdzie w interpretacji w „Możdżeryzmy”. Jakby znudziły go wykony tradycyjne i na konkursie zdecydował zmienić paletę barw muzycznych na własną. Kompletną, odpowiedzialną, ale własną. To było spójne, ale nie do końca na temat. Zatkał mnie komentarz w studio, że szkolnym błędem jest akcentowanie na „raz” mazurków, gdy uczy się akademicko akcentowania na „trzy”. Tego nie wiem i nie usłyszałem… Jeśli Jury Szanowne przepuszcza kogoś takiego jak Garcia Garcia, to nie wiem jaki może być finał. Koncert z Nikoszką byłby wspaniały.
Su, jak i w poprzednich wykonaniach, fantastycznie operuje techniką, jednak nie wiem czy wydobywa głębię sonaty. Trochę to niejako wszystko brzmiało, bez polotu.
P. Kobayashi podobnie, jednak lepiej rozumie ujęcie całości, liczę na finał. P. Krzyżanowskiego nie mogłem odsłuchać przez efekty zewnętrzne, ehh.
Obstawiam mocno rozbieżne Państwa opinie 😉
Na występ Choziainowa szybę dzielącą mnie od wykonawcy zdjęto najwyraźniej, bo już preludium cis-moll zrekompensowało mi wszelkie emocjonalne niedostatki występu wczorajszej gwiazdy wieczoru. Cały recital Nikołaja mimo drobnych potknięć w kluczowych momentach largo był bardzo interesujący i satysfakcjonujący. Choziainow jest narratorem i tak jak Leonora przychodzi ze swoją własną opowieścią i stylem. Myślałem nawet, że najrozsądniej jest po występie Rosjanina wyjść i wrócić dopiero po 20 na Bruce’a. Zostałem.
Nie chce tego analizować co wydarzyło się po przerwie, takimi chwilami trzeba się cieszyć i pozwalać im w sobie wybrzmieć jak najdłużej – to odpowiedź na pytanie @notaria co pozostaje po odnalezieniu ideału. Przy czym, czy to był ideał? To zupełnie nie ważne. Jeśli podczas XIII preludium wilgotnymi oczami zobaczyłem łzy w oczach ludzie siedzących obok, to jakie ma znaczenie to, jak się zaszufladkuje taki występ? Dla takich momentów, kiedy to niebo (i piekło, i piekło!) się otwiera chodzę na te wszystkie koncerty. Ale że czegoś takiego doświadczę podczas przesłuchań konkursowych? Nie uwierzyłbym. A jednak. Wydawnictwo nifc o błękitnej okładce z napisem „Aimi Kobayashi – 24 preludes op. 28, live” będzie jedną z moich najważniejszych pamiątek po przeżyciach koncertowych i będzie mogło stać dumnie obok innych legendarnych albumów z chopinowskimi preludiami.
Gdy oklaski nie cichły, jedynym rozsądnym wyjściem było pozwolić artystce wyjść, ukłonić się i zagrać 6 bisów. Po czym przerwać przesłuchania do sesji popołudniowej.
Żal mi jest pana Mateusza. Gdyby on zagrał wczoraj, to możliwe, że nawet niektórzy zawodowi krytycy byliby wzruszeni. A tak to pozostaje mi z całego serca kibicować mu i podziękować, że starał się jak mógł.
Słuchałem przez radio a nie na sali od której mnie dzieli setki kilometrów. Ja w grze (także w mazurkach) E.G nie słyszałem niczego muskularnego czy „napakowanego”. Widzę, że zaczęły po sieci krążyć jakieś takie opinie, że niech gra Czajkowskiego czy Rachmaninowa a nie naszego delikatnego chorowitego Chopina. Eh…
Ja jako nieznający się zapytam, czy może wejść taki zestaw do finału, który mi się podobał:
Z Azji: Rao, Sorita, Kim, Kobayashi
Z Ameryki: Bui, Liu, Gagliano
Z Europy: Candotti, Gadjiew
Z Polski: Kuszlik
ponieważ nie wiem, czy z góry nie musi wejść więcej Polaków. Tak jak pchali tego Nehringa.
Każdego dnia, także dziś, widziałem sporo wolnych miejsc na balkonie, i nie są to z pewnością miejsca prasowe… Dlaczego zatem trzeba tyle odstać w kolejce po wejściówki, limitowane zapewne? Czy zdarza się, że kolejkowicze wracają do domu?
Na balkonie są również miejsca prasowe. Gdy tam siedziałam, widziałam wokół mnie wiele osób z identyfikatorami. Przemknęłam tam, gdy na dole nie było już miejsca, w przerwie. Nikt mnie nie zatrzymywał, ale nie wiem, czy mogłam tam być.
Robert2
Wielki talent obroni się sam. Mazurki były urokliwe , a cały wykonany program to była po prostu MUZYKA…
Niezależnie od wyników konkursowych i od wszystkich wypowiedzianych i napisanych opinii na estradach pozostają tylko nieliczni. Czas jest sprawdzianem każdego artysty. Arkadii Volodos nie potrzebował konkursów i nagród. Ale takich artystów jak on jest bardzo niewielu. Myślę, że Eva Gevorgyan z całą pewnością będzie zdobywała słuchaczy pod każdą szerokością geograficzną 🙂
prawdziwy kibic kibicuje / już coraz mniej da się ukryć / żeby tak jeszcze móc podwędzić punkty 🙂 m
No to dziś szukam biletu lotniczego i będę czyhać w W-wie z napisem Kupię bilet. Jak mnie Państwo zobaczą, to ja. Na pewno zmęczona. To już 3 konkurs, na który nic mi z biletami nie wyszło, tak, chyba 3. Więc – raz kozie śmierć!
Pozdrowienia i miłych wrażeń! Moja trójka to: Hao Rao, Wierciński, Gagliano. Nie zazdroszczę jury! A bardziej precyzyjnie, to myślę, że Hao Rao będzie w pierwszej trójce na pewno!
Marcin Zdunik powiedział prawdziwą prawdę. Przed konkursem i po konkursie jest się tym samym człowiekiem, tym samym muzykiem. Tyle ze trzeba po pierwsze stawić czoła wszystkim koncertom, które nagle spadają, a po drugie – za każdym razem potwierdzać swe zwycięstwo (czy swa nagrodę). Innymi słowy nagrodę trzeba udźwignąć. Nie każdemu się to udaje.
No to kto z dzisiejszych kandydatów jest na tyle silny, żeby udźwignąć taką nagrodę? (Tylko błagam, proszę nie dawać za przykład Zimermana, bo on zaczynał prawdziwą karierę w kilka lat po konkursie. Najpierw skończył studia.)
Bruce Liu
Chyba jednak nie on jeden. I tu nasuwa się pytanie – czy dać kredyt młodemu talentowi i poczekać, aż okrzepnie, czy dołożyć jeszcze jedna nagrodę do palmaresu, czy wybrać kogoś dojrzałego, ale bez wielkiego życiorysu. Na każdy scenariusz jest kandydat. A może jeszcze inna koncepcja?
Mam wrazenie ze mocnym wkladem dla dalszej kariery jest nie tylko pierwsza nagroda, lecz mozliwosc pokazania sie bardzo szerokiej publicznosci podczas ostatnich etapow konkursu. Z ostatnich najbardziej chyba sie wybil Trifonow, ktory dostal trzecia.
No po dzisiejszym występie Bruce Liu to mój główny faworyt do zwycięstwa.
Sam program zaplanowany ryzykownie, żeby po Sonacie zagrać Wariacje, ale w tym przypadku trafił z tym idealnie, bo po prostu świetnie wszystko wykonał.
Sądząc po reakcjach większości w FN – zelektryzował publiczność.
Właśnie zakończył swój występ Bruce Liu. Nie słyszałam go w pierwszym i drugim etapie, ale wiem że nie mam ochoty słuchać go więcej…
Ale ” dużo i głośno” otrzymuje aplauz publiczności.
@ lisku
A Boris Giltburg ?? 🙂
„Bruce Lee” – będzie pewno zamykał finałową 10, a i zamykał tegoroczny konkurs. „z wierzchu skał w kaskadach grzmią potoki”. Tak, to nie idzie tylko z ćwiczeń… myślę więc, że zna przeróżne kraje – ich uwodzicieli, i dzieci, i poetów. w sumie zaskoczka, że pewnik, który jednak mnie dziś zaskoczył 🙂
Basiu, napewno nie az taka jak Daniil.
@lisku, przypominam, ze Trifonov w 9 miesięcy wygrał w pokera. Tel Aviv i GP Czajkowskiego. KCH był tylko przygrywką.
@tjc
Racja 🙂
lisku
Bardzo cenię Daniila ( słyszałam go dwa razy na koncertach) ale wiem, że Boris będzie tą ” trwałą wartością ” na estradach. To dla mnie artysta formatu Murray’a Perahii. On będzie zawsze pokazywał wielką muzykę. Oczywiście bardzo chciałabym żeby Daniil rozwijał się w podobny sposób.
Ale mam wrazenie ze na KCH dostal trzecia bo mimo widocznego talentu i osobowosci byl „niedoskonaly”, podczas gdy Avdeeva byla dokladnie jak trzeba, wiec moze kryteria wyboru sa troche chybione? Ze nie wspomne o Wunderze.
Bruce Liu – żarty z pogrzebu 😉 ale zmiotl Koreańczyka.
Niemniej jednak wychodząc z sali powiedziałam do kolegów: A teraz niech mnie wszyscy pocalują w Des-dur…
@lisku, Avdeeva zasłużyła na te nagrodę. Była (i jest) naprawdę wspaniała. Nagrania z konkursu wiszą, wystarczy porównać.
@PK i co było dalej???? Wiedzieli, co to Des-dur? Plotek czeka 😉
@basia.n
Wszystko można powiedzieć o Bruce, ale nie za gra głośno.
Serdecznie pozdrawiam wszystkich komentujących na blogu i Panią Kierownik.
Przyznam, że trudno mi wskazać jedną faworytkę/ faworyta tegorocznego Konkursu. Gdybym miał stawiać pieniądze u bukmacherów to pewnie obstawiłbym zwycięstwo Bruce’a Liu, ale to trochę nie moja bajka. Dla mnie – w dużym uproszczeniu – zwyciężczynią pierwszego etapu była Leonora Armellini, drugiego Nikolay Khozyainov i Every Gagliano, a trzeciego Aimi Kobayashi – dzisiejsza interpretacja 24 preludiów to dla mnie najlepsze wykonanie tego konkursu, absolutnie wstrząsające.
No i za kogo teraz mam trzymać kciuki 🙂 ?
@Jakób
Wystarczy jeszcze raz posłuchać chociażby pierwszej części sonaty….
@ tjc
Koledzy z Dwójki, więc znają listy Chopina. Ale tu pewnie nie wszyscy znają, więc wrzucę. Śliczny on jest zresztą w całości.
https://pl.chopin.nifc.pl/chopin/letters/detail/page/5/id/708
W jednym możemy się chyba zgodzić – poziom konkursu jest chyba najwyższy od lat. Można być znużonym, ale raczej na pewno nie znudzonym, zwłaszcza teraz, gdy koniec już blisko 🙂
I jeszcze na marginesie, czy dobrze widzę, że w tym konkursie fortepian Yamahy ma mniejsze wzięcie niż w poprzednich?
Jeśli kogoś interesują „Kuriery Chopinowskie”, to są tutaj: https://chopin2020.pl/pl/about/press
Zanim poznamy tajemnicę tabelek.
Znów słuchałem tylko po południu. Tak już zostanie, że poznałem tylko połowę i tylko o tej połowie coś mogę powiedzieć, zatem mówię.
Tak jak w drugim etapie, podczas gry pana Lee rozglądałem się za guziczkiem z napisem „już dziękujemy”. Wprawdzie wypadł dużo lepiej niż poprzednio, ale do „dobrze” jeszcze został kawałek. Ode mnie otrzymuje nagrodę im. Gustawa Morcinka za prawdziwie górniczy trud, czyli zagranie dwóch sonat. Co prawda bez wyraźnej potrzeby, ale żeby nie było, że nie zauważyłem.
Pana Liu z kolei oczekiwałem z ciekawością. Czy on ma jakiś pomysł na nie-brillant? Nie miał. Zdekonstruował mazurki, zdekonstruował sonatę. Dało się słuchać tylko tych najbardziej melodyjnych fragmencików, gdzie nie ma nic do dekonstruowania. Za to w swojej specjalności nie ma konkurencji i gdyby mógł się tylko do tego ograniczyć, musiałby dostać pierwszą nagrodę. Jeżeli są gdzieś konkursy Hummla czy podobne, wszystkie nagrody powinni wysłać mu zaraz pocztą. A tu musi zagrać w finale i zmiażdżyć konkurencję, jak zmiażdżył biednego Koreańczyka jego własną bronią, czyli wariacjami. Reszta w rękach tabelek.
Pan Kuszlik wreszcie – naprawdę dobry. Taki typ, który gra interesująco. Nic nie udziwnia pod pretekstem prezentowania osobowości, bo nie musi, ma osobowość. Gdyby jeszcze nauczył się na zmianę wytrzeszczać i zamykać oczy, skakać i śpiewać, fakt mania osobowości mógłby nawet dotrzeć do mas. A tak – gdybym to ja decydował, dostałby szansę, ale bądź my realistami.
Teraz idę czekać na wyniki. 😎
„bądźmy” 😳
DOROTA SZWARCMAN
Dzięki za link do Kurierów.
Podążylam szybko za nim, żeby przeczytać Uchem recenzenta i ogromną radością stwierdziłam kolejny raz, że odbieram interpretacje podobnie jak Pani 🙂
🙂
Co do mojego zdania o dniu dzisiejszym, nie podzielam totalnego zachwytu preludiami Kobayashi: z początku była niepewna, cykl się trochę rozsypywał, dopiero po jakimś czasie zaczęło się to kleić i niektóre preludia były nawet interesujące (choć z pewnością nie na łzy w oczach 😉 ). Ale trzeba powiedzieć, że wykpiła się z budowania dużej formy. Krzyżowski odwrotnie: zbudował formę, ale raczej z grubo ciosanych klocków, choć jego naturalność budzi sympatię.
Khozyainova podziwiałam podobnie, jak wczoraj Armellini – grać o tej porze, i to dobrze, to jest wyczyn. A najbardziej podziwiam go za to, w jaki sposób wyszedł z jakiegoś totalnego odjazdu w III części sonaty – zaczął grać coś zupełnie innego w lewej ręce, ale fantastycznie to zamaskował. Wiele osób pewnie w ogóle nic nie zauważyło.
Moją sympatię budzi również Kim. A z popołudniowych oczywiście Kuszlik. Też miał moment niepewności w sonacie (ale w I części), ale z niego wyszedł. Liu to prestidigitator, nie artysta. Ale różnych takich kawałków z przyjemnością by się słuchało na Chopiejach.
@basia.n
Nie można posłuchać drugi raz bo w filharmonii już pana Liu nie ma. A tylko siedząc na sali można o tym się przekonać, bo poziom głośności w transmisji zależy przede wszystkim od realizatora i tego ile odkręci pokrętło „levels”. I tak pianista grający cicho w rzeczywistości może być głośny w transmisji i na odwrót. Podczas przesłuchań konkursowych jednego z pianistów realizator wzmacniał fragmenty pianissimo ballady F-dur a ściszał te grane forte. Tak więc takie cuda też się dzieją. Te same wariacje op. 2 Lee grający wcześniej grał na ucho średnio z 10-15 dB ciszej. Liu właściwie rzadko kiedy używał fortissimo. Skalę dynamiczną ma nieograniczoną, ale w dół.
Edit. Lee grał 10-15 dB GŁOŚNIEJ.
No właśnie. Ok, niech będą te preludia, ale jak się to ma do dużej i bardzo skomplikowanej formy sonaty?
@Gostku
Jak podaje fb NIFCu:
„Największą popularnością wśród uczestników XVIII Konkursu Chopinowskiego cieszą się instrumenty marki Steinway – wybrało je aż 64 uczestników (czyli blisko 75 % wykonawców). Na fortepiany marki Yamaha zdecydowało się 9 osób, na Fazioli zagra tylko jedna mniej. Najrzadziej wybierane były fortepiany Kawai – usłyszymy je podczas pierwszego etapu jedynie 6 razy.”
W trzecim etapie zostły 3 Fazioli, 4 Kawai, 3 Steinwaye 300 i 13 Steinwayów 479.
Mnie się ten pomysł nie podobał od początku.
Tzn. pomysł preludiów zamiast sonaty. Bez sensu.
@Jakób
Jakiekolwiek środki techniczne i skalę dynamiczną posiada pan Liu, niestety są one u niego sztuką dla sztuki. A muzyki brak…
@Jakób – dzięki. Wychodzi, że po prostu częściej trafiałem na Fazioli i Kawai, kiedy oglądałem transmisje.
Ani jedna osoba z tych grających na yamasze nie weszła do III etapu. Być może to o czymś świadczy…
Czy ja wiem? Avdeyeva wygrała grając na Yamasze chyba?
Fakt. Wtedy yamaha królowała, strasznie dużo osób na niej grało. Chyba mój dawny kolega ze studiów, Stan Zielinski, był takim dobrym menedżerem 😉 Teraz już jest na emeryturze…
„Prestidigitator” – mocno powiedziane, a takich graczy w zasadzie nie lubię 🙂 ale dziś Pan Liu mnie uwiódł, dziecka i poety może bym tak nie bronił, ale uwodziciela tak 🙂 idą wyniki chyba…
Armellini Bui Gadjiev Garciax2 Gevorgyan Kobayashi Kuszlik Lee Liu Pacholec Rao Sorita
No nie… chyba ktoś upadł na głowę.
A bo to pierwszy raz…?
Nie pierwszy, nie ostatni 😛
Jest Pan Kuszlik i to mnie cieszy chyba najbardziej, ale smuci mnie też coś najbardziej… znowu chyba punkty… to są dopiero sztuczki… pa pa m
No oby te punkty i sztuczki nie spowodowały, że pan Garcia Garcia wygra cały konkurs, to by było dopiero śmieszne.
Faworyci przeszli Liu, Gevorgyan, Armellini.
Skoro Jury przyznało aż 12 miejsc w finale, to co najmniej 3 lub 4 osoby bym zamienił, bardzo mi brakuje naszego Piotra Alexewicza.
Tę dwunastkę ewidentnie wybrali z klucza geograficznego, choć i tu nie do końca zrozumiale.
Żal mi trochę Avery Gagliano, bo gra sympatycznie, nie męczy, ale podejrzewałem, że nie przejdzie.
Całkiem spora grupa uwodzicieli 🙂 za Rao trzymam kciuki i za bursztyn w takim razie 🙂
A ja trzymam kciuki za tych, którzy w panice będą się douczać koncertu. Cale szczęście jutro urodziny Chopka.
To jest chyba też efekt tego, że Jury tak naprawdę do ostatniej chwili nie wie koniec końców kto zostaje promowany do ostatniego etapu. Tak jak mówiła w wywiadzie prof. Popowa-Zydroń, że widzą tylko wyniki i ewentualnie mogą zadecydować o awansie 12, a nie 10 tak jak teraz do finału, ale i tak widzą ciągle tylko punkty.
Teoretycznie jest to sprawiedliwe, ale wyklucza to jakąkolwiek interakcję pomiędzy jurorami.
Ciekaw jestem, czy w momencie gdy poznaliby tą listę nazwisk przed ogłoszeniem wyników to wywiązałaby się jakaś dyskusja, nastąpiłyby jakieś zmiany? Zapewne takie coś musiałoby być ujęte w regulaminie.
@Jan144
Skoro zakwalifikowano do finału aż 12 uczestników, to wydaje mi się, że zadziałał XIX punkt Regulaminu: „Po III etapie postępowanie [kwalifikacyjne] będzie analogiczne do opisanego w poprzednim paragrafie z tą różnicą, że na życzenie
większości Jurorów przed podjęciem decyzji o kwalifikacji do finału mogą zostać ujawnione Jurorom nazwiska wraz ze wskaźnikami i średnimi uczestników w obszarze granicznym listy rankingowej ‒ tj. miejsc 9.‒12. Jury, po ewentualnej
dyskusji, podejmie decyzję o wyłonieniu grupy finalistów. Decyzja o kwalifikacji do finału wymaga akceptacji 2/3 obecnych Jurorów”.
Żal Gagliano i Kim. Pasowało mi ich granie znacznie bardziej niż promowanej Armellini.
Dziwię się, że błąd nie zdyskwalifikował Rao. Nie puścili Sumito mimo oglądalności.
Garcia Garcia przeszedł jako element humorystyczny.
W 12 więcej faworytów niż niefaworytów: Armellini, Gadjiev, Gevorgyan, Kobayashi, Liu, Kuszlik, Sorita.
Wiadomo jakie będą proporcje e-molla do f-molla?
Nie będę ukrywać, jak bardzo się cieszę z Gadjieva. Żal mi Khozyainova.
Gadjiev gra f-moll. Więcej jest w książce programowej, ale nie mam.
Zadziwiające te wyniki – Kuszlik lepszy niż Gagliano, czy Khozayinov? Wiem, że sprawa gustu, ale jakoś trudno mi się z taką decyzją pogodzić.
Zapraszam do nowego wpisu.
Jeśli chodzi o wybór Polaków, warto poczytać, kto jest ich nauczycielami. Tutaj, jak mi się wydaje, w grę już wchodzą umowy wewnątrz jury. Pacholca nie słyszałam, więc się nie będę wypowiadać. Dla mnie Gagliano i Khozyainov też lepsi od Kuszlika.
chyba ktoś upadł na głowę
Tak, ale najpierw zamienił się z koniem.
Bardziej uczony komentarz mogę zamieścić po odtajnieniu tabelek. Na razie mam robocze hipotezy, które tłumaczą obecność sympatycznego Sancho i nieobecność paru innych. Oparłem je na znajomości matematyki w stopniu podstawowym i amatorskim kontakcie z naukami społecznymi. 😛
@ Frajde – to nie tylko Polaków dotyczy. Bui jest od Danga.
Tak, faktycznie. Liu też jest zdaje się od Danga. Nie chcę zresztą tak stygmatyzować. Może pan Kuszlik okaże się w koncercie wspaniałym pianistą.
Można zatem przyjąć, że najuczciwiej w finale są Ci, którzy nie mają nauczycieli wśród jury.
Tak, Liu też jest od Danga. I myślę też, że np. Candotti nie byłaby w III etapie, gdyby nie była od Alexeeva.
Ale Kuszlik jest akurat fajny.
Kuszlik dzisiaj zagrał bardzo dobrze. Miał i piękny dźwięk i prawdziwy impet (drive)
Update: no to wiadomo już, że przyjadę. Kupiłam bilet (lotniczy), zabukowałam hotele. I będę liczyć na cud w sprawie biletów na koncerty finalistów.
Może uda się. Konkurs jest bardzo piękny, z mojej pierwszej trójki przeszedł tylko pan Hao Rao. Wolałam p. Wiercińskiego od p. Pacholca. To wszystko bardzo subiektywne. A w ogóle to ja się tutaj uaktywniam tylko co 5 lat, a w międzyczasie PK czytam, bo lubię…
Pamiętam 🙂 i dziękuję bardzo!