Jaki Chopin?

Słuchając Konkursu Chopinowskiego, czekamy zwykle na ujawnienie się nie tylko nowych znakomitych pianistów, ale też chopinowskich mód.

O ile już po I etapie dowiedzieliśmy się, że technika jest dziś czymś oczywistym i że każdy, kto gra Chopina, musi umieć machać szybko paluszkami, to nie zawsze było oczywiste, do czego ta technika ma służyć poza sobą samą. Bo nie u wszystkich stała za nią muzyka. Teraz wiemy już trochę więcej. To i owo się zmieniło, ale ten obraz często koliduje z decyzjami jury.

Pamiętacie, jak na poprzednich konkursach żartowałam, że powinno się przyznać nagrodę im. Ivo Pogorelicia za wydziwianie? Byli do niej kandydaci, kiedyś Evgeni Bozhanov, na poprzednim konkursie Georgijs Osokins. Gdy jednak ten drugi pojawił się w tym roku, nie przeszedł do III etapu. Przeszedł za to stosujący również specyficzną manierę Alexander Gadjiev, ale on nie uprawia teatru przy fortepianie. Ten trend został więc zignorowany.

Jeszcze jedno co do manieryzmów: zaistnienie konkursu na instrumenty historyczne nie miało wpływu na „duży” konkurs. Myślę, że część ówczesnych jurorów, która funkcjonuje i tu, odetchnęła teraz z ulgą oceniając to, na czym znają się lepiej, a przy okazji odrzucając stylistykę, jaką pokazała laureatka tamtego konkursu, Aleksandra Świgut. Tutaj nie miała szans, choć jej gra nie była wydziwianiem, tylko próbą – dla mnie ciekawą – przeniesienia tej stylistyki na współczesny instrument. Myślę jednak, że takie próby zapewne będą się nadal na estradach pojawiać.

Inna sprawa: już kiedyś ten konkurs bywał bardzo dalekowschodni, jednak trochę inaczej to wyglądało, nie mówiąc o poziomie. Kiedyś dominowali Japończycy, pojedynczo pojawiali się Koreańczycy i Chińczycy. Mamy za sobą zwycięzcę chińskiego i koreańskiego (a także wietnamskiego, ale to szczególny przypadek). Tym razem przybyła do nas naprawdę duża grupa znakomitych pianistów z Chin, trochę mniej tym razem z Japonii i Korei. Zadziwia więc, że w III etapie znalazł się tylko jeden Chińczyk – z największej ekipy! – i to wcale nie z tych najlepszych. Było wśród nich więcej wartych tego zaszczytu, podobnie jak w przypadku ekipy z Korei Południowej. Trochę bardziej poszczęściło się ekipie japońskiej, z której przeszło 5 osób. Azjatycki obraz Chopina może czasem wydawać się złożony ze skrajności – estetyka skrajności to jedna z aktualnych mód, która wynika z potrzeby bodźcowania słuchacza. Żeby zwrócić na siebie uwagę – myśli solista hołdujący tej estetyce – trzeba być wyrazistym.

Jednak byli też w tej dalekowschodniej grupie artyści o zupełnie innej stylistyce gry: dojrzali, opanowani, zrównoważeni i kulturalni. Przeszedł z nich tylko Kyohei Sorita; bardzo brak w III etapie będzie Yuchonga Wu czy Hyongloka Choi. Jury więc wolało bardziej dynamicznych pianistów.

W poprzednim wpisie wspomniałam o pianistach powracających – to też szczególny fenomen w tym roku. Do samych eliminacji przystąpiło ich około trzydziestki. W III etapie znalazło się ich aż siedmioro, w tym dwóch Polaków. Stanowią oni znaczącą grupę: częściowo wymyślają się na nowo, częściowo przypominają nam, jacy byli interesujący już te pięć czy dziesięć lat temu. Bywały już takie przypadki, jak dwóch obecnych jurorów – Philippe’a Giusiano i Kevina Kennera, którzy po pierwszym niepowodzeniu powrócili na konkurs, by zdobyć najwyższe laury (w obu przypadkach II nagroda przy nie przyznanej pierwszej). Jest duża możliwość, że i w tym roku ktoś z „powracających” tak wysoko sięgnie. Ale przecież i wśród nowych nie brak wielkich osobowości. Bój to będzie zażarty i niezwykle ciekawy.