Chopin, Schumann, dwa bratanki?

W naszym Opusie Zbiorowym pozwoliłam sobie (akt IV, scena I, na melodię fragmentu Chopin z Karnawału Schumanna) na zwięzłe satyryczne ujęcie relacji Schumann-Chopin. To były oczywiście żarty, ale jak to było naprawdę między Chopinem a jego rówieśnikiem Schumannem?

W 1831 r. w piśmie „Allgemeine Musikalische Zeitung” Schumann opublikował literacki esej, w którym jego dwa alter ego: porywczy Florestan i flegmatyczny Euzebiusz rozprawiają na temat Wariacji na temat „La ci darem la mano” Chopina. I to właśnie Florestan wypowiada te słynne słowa: Hut ab, meine Herren – ein Genie!  Schumann od początków swych działań na rynku muzycznym szedł w dwie strony – dźwięku i słowa. Działał później przez wiele lat jako krytyk muzyczny i wielokrotnie omawiał dzieła Chopina w wydawanym przez siebie piśmie „Neue Zeitschrift für Musik” (coraz bardziej zresztą ich nie rozumiejąc; nie umiał sobie np. poradzić – nie on jeden zresztą – z finałem Sonaty b-moll). Chopin zaś, choć miał niezwykły talent językowy, wrodzoną elegancję wypowiedzi i cienkie poczucie humoru, pozostawiał te wszystkie skarby wyłącznie dla rodziny i przyjaciół, o czym możemy się przekonać czytając jego listy. Pisaniem dla szerszych mas czytelników nigdy nie chciał się zajmować, zresztą dobrze wiedział, czego od niego chciano – z całą pewnością nie tego. Był w ogóle oszczędny w wymowie, obca mu była egzaltacja. Klasyk, nie romantyk.

Tak więc mimo talentów w tych samych dziedzinach Chopina i Schumanna dzieliło niemal wszystko. A już zwłaszcza upodobania w kwestii relacji między słowem a muzyką. U Chopina wszystko było raczej w domyśle, Schumann był za literackimi inspiracjami. Chopin był człowiekiem niuansu, Schumann – opowieści. Dwa różne aspekty, dwa bieguny nawet, romantyzmu. Nic dziwnego, że nie mogli się zrozumieć. Spotkali się parę razy w życiu, ale choć Schumann był wielkim entuzjastą muzyki Chopina, nie było to wzajemne, a kontakty nie wyszły poza kurtuazję. Lepiej już Chopinowi porozumiewało się z Mendelssohnem – łączyła ich pewnie miłość do klasyki, choć też byli zupełnie od siebie różni i obaj mieli tego świadomość – po wspólnym muzykowaniu Mendelssohn napisał w liście do siostry Fanny: „…było tak, jakby spotkali się i prowadzili rozmowę Kafr z Irokezem”. Ale muzykować razem mogli. Z Schumannem – już nie bardzo.

Smutne są zdania, które można przeczytać w jednym z przypisów w ciekawej książce prof. Jean-Jacquesa Eigeldingera pt. Chopin w oczach swych uczniów:

„Chopin pozostał całkowicie zamknięty na sztukę Schumanna, zaś dedykacja Ballady op. 38 – A Monsieur Robert Schumann – była jedynie formą kurtuazji, oficjalnym podziękowaniem za dedykację Kreislerianów op. 16. (…) Nie wydaje się, żeby spotkania z Schumannem i dowody jego nieskrywanego zachwytu zmieniły pełną rezerwy postawę Chopina wobec kompozycji Florestana-Euzebiusza. Smutkiem napawa też relacja Mathiasa [Georges Mathias, uczeń Chopina – DS]: ‚Innego dnia, gdy Chopin będąc chorym przyjął nas […], ujrzałem na jego stoliku nocnym pierwsze wydanie Karnawału Schumanna z kartą tytułową ozdobioną litografią. Gdy ojciec mój zapytał go, co sądzi o tym utworze, Chopin odpowiedział z taką obojętnością, jakby tylko pobieżnie znał to dzieło Schumanna. Było to w roku 1840, a Karnawał powstał w roku 1834 [wydany był de facto w roku 1837] i, jak już powiedziałem, Chopin nie tylko sprawiał wrażenie, iż nie znał dziewiątego opusu Schumanna, ale wydawało się też, że nie ma najmniejszej chęci zapoznać się z nim’ (s.6). Zdarzenie to potwierdzają wspomnienia S. Hellera (Niecks II, s. 112-113), zwłaszcza podane przezeń stwierdzenie Chopina, według którego ‚Karnawał nie jest bynajmniej muzyką’. Nie wiemy, co myślał polski kompozytor o sugestywnym portrecie muzycznym, jaki nakreślił Schumann w roznamiętnionej kantylenie op. 9!”.

Czyli – biedny Robert…