Trzy nieznane koncerty

Rolą festiwalu Chopin i Jego Europa jest, jak z tytułu wynika, także przedstawianie kontekstów, w jakich tworzył nasz główny bohater. Z tego punktu widzenia takie koncerty jak dzisiejszy są szczególnie cenne, pokazują bowiem nie tych najwybitniejszych twórców epoki, lecz jej codzienność, przeciętność. A codzienność była taka, że szczególnie ceniło się wówczas wirtuozerię. Powstawała więc masa literatury, dziś słusznie czy niesłusznie zapomnianej, której głównym celem był popis wirtuoza-instrumentalisty. W związku z tym Jacek Kaspszyk i Sinfonia Varsovia mieli dziś zadanie szczególne – poza wykonaną na wstępie uwerturą do Cosi fan tutte musieli zagrać aż trzy akompaniamenty (tu nie wzdragam się przed tym słowem, ponieważ rolą orkiestry jest tu głównie robienie tła soliście) i, od razu powiem, wywiązali się z tego zadania świetnie.

Najpierw więc utwór, który powstał, gdy Chopin miał lat zaledwie 8: II Koncert fortepianowy Es-dur Franza Xavera Mozarta, zwanego „lwowskim Mozartem” (dużą część życia spędził we Lwowie, koncertował w Polsce, pisał nawet polonezy; pochowany zaś został w Karlovych Varach). Syn geniusza co prawda nie poznał wielkiego ojca, ale muzycznie znał go na wylot i mimo studiów u Hummla, ucznia Wolfganga, ale zwróconego już w stronę nowego stylu brillant, wciąż miał jego twórczość w tyle głowy, był więc na swój sposób rozdwojony. To się słyszy choćby w temacie finału (jedynym zresztą, który da się zapamiętać i który nuciliśmy wychodząc na przerwę), w pierwszej połowie mozartowskim, a w drugiej – już brillant… Poza tym wiele się nie da zapamiętać, głównie pasaże i biegniki, a także ogólny gest wyraźnie wzorowany na Wolfgangu Amadeuszu. Ale ciekawie było posłuchać. Grał Sebastian Knauer, porządnie, ale nie na tyle olśniewająco, by publiczność domagała się bisu.

Bisowali za to obaj soliści po przerwie. A zapanował wówczas, można powiedzieć, nastrój militarny. W programie nie podano daty powstania Variations de bravoure sur une Romance militaire op. 22 Karola Lipińskiego, ale Koncert Wojskowy op. 21 został wydany w 1826 r., można więc przypuszczać, że było to w pobliżu. W latach 1827-29 Lipiński kilkakrotnie występował w Warszawie (i jest duże prawdopodobieństwo, że młody Fryc bywał na tych koncertach) i niewykluczone, że grał i to. Utwór ogromnie karkołomny, ale skrzypek Laurent Albrecht Breuninger, który zresztą nagrał swego czasu koncerty Lipińskiego z warszawską Radiówką i Wojciechem Rajskim, poradził sobie z tą gimnastyką, choć chwilami intonacja szwankowała. Wymęczony, na odpoczynkowy bis zagrał pięknie Sarabandę z IV Sonaty Ysaÿe’a (jest to jeden z jego ulubionych kompozytorów).

Przy militariach pozostaliśmy, a nawet były one wyraźniejsze w finale Koncertu wiolonczelowego Offenbacha (1847, czyli na dwa lata przed śmiercią Chopina). Słynny twórca operetek był wcześniej wirtuozem-wiolonczelistą. Dlatego i ten utwór jest piekielnie trudny, a wykonano tylko jego ostatnią, zabawną część o marszowym, lecz skocznym rytmie (z dużą ilością werbla i sygnałów dętych blaszanych), ponieważ całość trzyczęściowego koncertu trwa ponad 40 minut. Koncert ten znalazł się na pamiętnej płycie Offenbach romantique w wykonaniu Les Musiciens du Louvre (wówczas jeszcze nie Grenoble) pod Markiem Minkowskim; solistą jest tu prawdziwy wirtuoz Jérôme Pernoo. Młodziutki, zaledwie 21-letni Yan Levionnois nie całkiem mu dorównywał, ale miał zaiste bardzo trudne zadanie. Za to i on dołączył piękny bis, był to utwór dwudziestowieczny z pewnością, nawiązujący do Bacha – nie dosłyszałam zapowiedzi (może ktoś dosłyszał?).

Z takich koncertów wychodzi się z przyjemnością i ze świadomością, że posiadło się nową wiedzę.