Specjalny koncert na Dzień Specjalny

Pochwaliliśmy się przed Europejską Unią Radiową w ramach jej Dnia Specjalnego zespołem działającym w Szwajcarii (założonym jednak przez Polkę). Który na koncercie wykonał m.in. – po raz pierwszy w Polsce – repertuar z płyty poświęconej św. Wojciechowi, wydanej trzy lata temu…

Jest czym się pochwalić. Większość Frędzelków zna już zespół Peregrina i wie, jak wysokiej jakości jest to wykonawstwo. Członkowie (bo poza czterema śpiewaczkami jest jeden chłopak, Baptiste Romain, grający na fidelach) są po najlepszej uczelni muzyki dawnej – Schola Cantorum Basiliensis. To szkoła bardzo specjalna, bo całościowa: formująca muzyka i muzykologa zarazem, przy czym nigdy muzykolog nie może przestać być muzykiem, a muzyk muzykologiem. To znaczy: ma być świadom do końca, co wykonuje, znać wszelkie konteksty wykonywanych utworów i być przy tym twórczym, tj. dopuścić do siebie myśl, że nigdy przecież do końca się nie dowiemy, jak brzmiała ta muzyka, i być w stanie dokonać w miarę potrzeby pewnych modyfikacji w stosunku do zapisu, niezbędnych dla bardziej artystycznego – oczywiście wedle dzisiejszego słyszenia – efektu, ale też wiedzieć, jakie muszą być takich modyfikacji granice. A jeszcze trzeba umieć dokomponować oprawę muzyczną w odpowiednim stylu do zapisu jedynie słownego, jeśli tylko on się zachował. Np. Agnieszka Budzińska-Bennett nie ukrywa, że dopisała muzykę do lamentu na śmierć Bolesława Chrobrego, pochodzącego z Kroniki Galla Anonima.

Część o świętym Wojciechu (czyli repertuar z płyty Sacer Nidus) była transmitowana tylko na Polskę. Przed światem zaś chwaliliśmy się tym, jak wiele w XIII w. łączyło nas z Paryżem, z awangardową wówczas Szkołą Notre Dame. Wiemy o tym oczywiście z bezcennych rękopisów zachowanych w klasztorze klarysek w Starym Sączu. Ensemble Peregrina ten z kolei repertuar nagrał na płytę Filia praeclara. Utwory paryskie i nowosądeckie zostały przeplecione tak, by można było dostrzec, że przemawiają jednolitym językiem, a czasem nawet korzystają z tych samych tematów. Średniowieczna Europa była bardziej zjednoczona, niż się nam wydaje. Bardzo też interesujące było przedstawienie utworów, które dobrze znamy, a których wykonanie – jeśli ktoś nie słyszał wcześniej płyt zespołu – mogło być niespodzianką, jak Benedicamus Domino czy Omnia Beneficia, z pierwszej części – Bogurodzica (ze szczególną wymową, dokładnie skonsultowaną przez Agnieszkę Budzińską-Bennett z językoznawcami), no i wykonane na bis Gaude Mater Polonia, tak inne od zwykłych koszmarnych chóralnych produkcji rozpoczynających rok akademicki…

To taki suchy opis tego, co można było usłyszeć, nie oddający w ogóle najważniejszej prawdy: że było to po prostu piękne. Magda Łoś trafiła w sedno mówiąc po koncercie, że to było jakby się napić świeżej, krystalicznie czystej wody. Jest w tym rzeczywiście krystaliczna czystość – nie tylko głosów (choć niektóre ze śpiewaczek były poprzeziębiane, ale nie miało to wpływu na jakość brzmienia – poza dyskretnymi kaszelkami na stronie), ale i muzyki samej. Także tej instrumentalnej, granej zarówno przez samego młodego fidelistę, jak i z Agnieszką Budzińską-Bennett na harfie celtyckiej.

Jak już przy muzyce instrumentalnej jesteśmy, niechcący usłyszałam w przerwie, jak pewien młody gniewny degustował się, że wszystko było nie tak, nie tyle strun, nie takie kołki itp., a ma napisać recenzję do „Ruchu Muzycznego” i nie wie, co zrobić, żeby nie obrazić. Cóż, ma chłopak problem.