Jak toczy się kula?
Nie wiem, czy ktoś z Was – mam na myśli głównie rodziców dzieciom – już dotarł do tej strony, bo pierwsza jej wersja pojawiła się w sieci jeszcze we wrześniu. Kula – w tym wypadku to skrót od kultury – koresponduje też nieco z kolistym kształtem mapy Polski, po której dziecięcy odbiorca podróżuje, wraz z jednym z rodzeństwa, które sobie wybierze – Kulką lub Kulkiem (grupą docelową są dzieci w wieku 4-7 lat). We wrześniu mógł odwiedzić Warszawę, Kraków, Wrocław, Gdańsk, Toruń i Żelazową Wolę. Teraz, od dziś, doszły kolejne miejsca: Zakopane, Białystok, Łódź, Katowice i Gniezno, a zamiast Żelazowej Woli mamy już całą ścieżkę chopinowską.
Z każdym miastem czy miejscem związanych jest kilka tematów, które się z nim kojarzą. W Łodzi są to: Fabrykanci i prząśniczki, Julian Tuwim, Semafor, Film i filmówka, Muzeum Sztuki MS2. W Katowicach: Gwara śląska, Kopalnia, Spodek, Barbórka, Kluski śląskie, Kazimierz Kutz i Akademia Muzyczna (!). W Toruniu oczywiście pierniki, Kopernik i… Centrum Sztuki Współczesnej. W Zakopanem można się spotkać z owszarkiem podhalańskim (tak, wcale nie pod Trubaczem!), ale też posłuchać fragmentów Harnasiów Szymanowskiego (muzyka zresztą jest jakoś za cicho, powinni to poprawić) i zapoznać się ze stylem zakopiańskim. Białystok to teatr lalek, esperanto (Zamenhof urodził się tam) i skansen. W Krakowie obok oczywistych symboli jest też Bunkier Sztuki. Jak widać, w każdym mieście twórcy strony prowadzą dzieci do jakiejś instytucji kulturalnej. W końcu inicjatorem i organizatorem jest Ministerstwo Kultury.
Pomysł jest świetny i wydaje mi się, że rzecz zrobiona jest w dobrym guście. Ma też zakładki dla rodziców (projekty zabawek, które można zrobić z dzieckiem – od smoka poprzez kamerę po fortepian) i dla nauczycieli (materiały dydaktyczne). Powstała i angielska wersja strony, dla polskich rodziców na emigracji, którzy chcą, żeby ich dziecko mogło wejść w kontakt z polską kulturą, nawet kiedy po polsku nie mówi.
Oczywiście ta strona będzie wciąż się rozwijać, będzie można dobudowywać i uzupełniać kolejne tematy. Ciekawam jednak, czy dzieci ją polubią i czy im się przyda. Sprawdźcie!
Komentarze
Mi się wyświetla tylko „moment” – obawiam się, ze cierpliwość dzieci może zostać wystawiona na zbyt ciężką próbę 🙂
ps
Pobutka!!!
http://www.youtube.com/watch?v=Gkx1jz8fIjg&feature=related
No, Owcarek nawet podobny 😆
No fajne. Ale jeszcze nie dla Mika :/
Miko poczeka 🙂
Ale ten Hoko głośno budzi… 🙁
Ty zadecyduj, gdzie najpierw pójdziemy?
No tak, taki kolokwializm. Dokąd powinno być. Ale czy do dziecka się tak mówi? 😉 Fakt, poprawnego języka powinno się uczyć od małego…
Akurat tu nie widzę potrzeby upraszczania…
Czepiam się od rana, bo roboty fura i zły zły jestem.
No to do roboty 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=6T0hzPwwkoU
Hy hy hy tra la la la.
😛
Bardzo podoba mi się ten fragment, który obejrzalam. Oczywiście, polecialam najpierw do Krakowa. 😉
Następne fragmenty obejrzę pózniej, bo teraz nie mam czasu; tak zwane obowiązki wzywają. 🙁
Wymądrzałem się i słusznie zostałem przez łotra ukarany pożarciem tekstu. I dobrze, nie będę powtarzał.
A może szkoda? 🙂
Łotr z tego Łotra. Miło by było pocztać „wymądrzanie” Stanisława 😉
Łajza 🙂
Kochani, to naprawdę było wymądrzanie. Łotr mnie ostrzegł i dałem spokój.
Właśnie myślę o podróży do stolicy na 12-14 marca, ale repertuar teatrów w tym czasie jakiś blady. Chyba odpuszczę i pojadę tylko na 1 dzień bez noclegu.
To może muzycznie?
W filharmonii w piątek i sobotę gra m.in. Viktoria Mullova:
http://www.filharmonia.pl/koncerty_wlasne.pl.html
Bry! 🙂
Ja też byłam gotowa zrezygnować z oglądania i tylko sympatia do PK zatrzymała mnie przy liczniku.
Może ta kula jest i ciekawa, ale za każdym kliknięciem liczyć do 100?
Witam, witam Dorę i wszystkich bywalców!
Myśl przednia ale chyba strona jeszcze jest cały czas „w produkcji”. Np. Kraków – brakuje animacji, filmików, mini – fragmentów spektakli etc. Dziecko nie wysłucha stosunkowo długiej informacji o Rynku mając przed oczyma cały czas tę samą planszę (Hejnał, Odczaruj rycerzy, Co nie pasuje). Strona zbyt statyczna.
Powinien być dział zadaniowy i np. nagroda w postaci „Dyplomu Mistrzostwa” w określonej dziedzinie.
I jeszcze coś – brakuje „story”.
Np. Mała Kuleczka przylatuje na wakacje do Polski. Będzie odwiedzała kolejne miejsca. W każdym mieście ktoś z rodziny się nią opiekuje, poznaje rówieśników, buduje relacje, wspólne zabawy, przenoszenie się w czasie, poznają np. dziecko z obrazu Wyspiańskiego, tańczą wraz z Lajkonikiem, pieką rogale w Poznaniu, wdają się w rozmowę z Kopernikiem, dostają galileoskop, obserwują niebo, komentują, w górach wspinają się i odkrywają etc. Taka podróż z przygodami przez kraj, kulturę, historię i współczesność.
Story – krótkie, zabawne, intrygujące.
Bardzo dobrze, że pierwsza myśl już jest, ale ja bym ją lekko skorygowała.
I to ładowanie się podstron – przecież można tego uniknąć!
O! Bardzo ciekawe uwagi, Alllo 😀 Ja też mam wrażenie, że za dużo gadania na jednym obrazku, i też miałam myśl: czy dzieciak taką długą tyradę wytrzyma 😉
Miko nie wytrzyma 😀 Ale Miko to nie target…
Dziękuję 🙂 Ja też sądzę, że nawet target nie wytrzyma…
Wystarczy włożyć trochę (sporo) pracy i zrobią świetna stronę dla dzieci. Idea jest bardzo, bardzo piękna.
Doro, a może mini – mini zlocik? W przyszłym tygodniu? 🙂
Why not 😉
A może jest w przyszłym tygodniu koncert na tyle poważny, że ty zechcesz wysłuchać, a na tyle niepoważny, że ja dam radę?:lol: To ja bym wybrała się po bilety, a po koncercie „zleciałybyśmy” na kawę i nie tylko?
Z koncertów jest to, co pod linkiem o 13:16; nic innego w tej chwili nie pamiętam.
Jeszcze nie było ani kropli nietylka a Pani Kierowniczka już amnezję ma 😯
Starość nie radość…
Poszukałam i znalazłam. Posłałam mejl. 🙂
Odpisałam 🙂
Associación „Festivals Chopin de Valldemossa” Hiszpania,
Association des Amis de Nicolas Chopin Francja,
Association Lyonnaise Frédéric Chopin Francja,
Association Marocaine des Amis de Frederic Chopin Maroko,
Association Musique au Pays de George Sand Francja,
Associazione Culturale Fryderyk Chopin Włochy,
Associazione Internazionale F. Chopin Włochy,
Australian Chopin Society Australia,
Bangkok Chopin Society Tajlandia,
Bernische Chopin Gesellschaft Szwajcaria,
Centre de Recherche Culturel Chopin Francja,
Chopin Association USA,
Chopin Association, Inc. USA,
Chopin Foundation of the United States USA,
Chopin Gesellschaft Hannover Niemcy,
Chopin Gesellschaft in der BRD e.V. Niemcy,
Chopin Gesellschaft in Vorarlberg Austria,
Chopin Society in Israel Izrael,
Chopin Society in London Wielka Brytania,
Chopin Society of Atlanta USA,
Chopin Society of Finland Finlandia,
Chopin Society of Hong Kong Hong Kong,
Chopin Society of Houston USA,
Chopin Society of Korea Korea,
Chopin Society of Mid-America USA,
Chopin Society of the Thousand Islands USA,
Chopin Society of Uruguay Urugwaj,
Chopin-Associatie Vlaanderen vzw. Belgia,
Chopin-Gesellschaft Taunus e.V. Niemcy,
Det Danske Chopinselskab Dania,
Deutsche Chopin-Gesellschaft e.V. Niemcy,
Drustvo Fr. Sopen Jugosławia,
Florida Chopin Council USA,
Frederic Chopin Foundation of Taipei Tajwan,
Frederic Chopin Society of Canada Kanada,
Frederic Chopin Society of Japan Japonia,
Frederic Chopin Society, Inc. USA,
Fryderyk Chopin Music and Education Society Rosja,
Fryderyk Chopin Society in Moscow Rosja,
Fryderyk Chopin Society of Connecticut USA,
Fyderyk Chopin Society of Texas USA,
Fryderyk Chopinstichting v.z.w Belgia,
Fundacion Chopiniana Argentyna,
Fundacja Międzynarodowych Festiwali Chopinowskich w Dusznikach Zdroju Polska,
Fundacja Wydania Narodowego Dzieł Fryderyka Chopina Polska, >>
Internationale Chopin-Gesellschaft in Wien Austria,
Międzynarodowa Federacja Towarzystw Chopinowskich – IFCS Polska,
Międzynarodowa Fundacja im. Fryderyka Chopina Polska,
Narodowy Instytut Fryderyka Chopina Polska,
New York Chopin Council USA,
Northwest Chopin Council USA,
Organización para Las Artes Francisco Marroquin, Grupo Chopin Gwatemala,
Ośrodek Chopinowski w Szafarni Polska,
Philippine Chopin Society Filipiny,
Polska Akademia Chopinowska Polska,
San Francisco Chopin Council USA,
Schweizerische Chopin-Gesellschaft in Basel Szwajcaria,
Shogata Frederic Shopen Albania,
Sociedad Cultural Frederico Chopin de Mexico Meksyk,
Sociedad Federico Chopin de la Habana Kuba,
Sociedad Frederico Chopin de Chile Chile,
Sociedade Chopin do Brasil Brazylia,
Société Frédéric Chopin Geneve Szwajcaria,
Société Chopin a Nohant Francja,
Société Chopin a Paris Francja,
Spolecnost Fryderyka Chopina KaSS Czechy,
Towarzystwo im. F.Chopina na Ukrainie Ukraina,
Towarzystwo im. Fryderyka Chopina Polska, >>
Vancouver Chopin Society Kanada,
Western Chopin Society USA,
Wielkopolskie Centrum Chopinowskie – Antonin Polska,
ufffff….
zeenie, o co chodzi? 😯
Tak, tyle jest organizacji związanych z Chopinem na świecie. Ma ich więcej niż jakikolwiek inny kompozytor 😀
Wszystkie powyższe zrzeszają się w Międzynarodowej Federacji Towarzystw Chopinowskich.
Nic nie mogę o kuli, zanim tygrys do mnie nie dotrze. 🙁
Bardzo już niecierpliwie na niego czekam, bo się ostatnio czuję internetowym kaleką. 😥
Tygrys? 😯
zeen, masz rację, dawno o Chopinie nie było… 🙄
No, tygrys. Podobno niezbędny, żeby mi wreszcie wszystko zaczęło działać jak trzeba. Bo teraz mam zainstalowaną jakąś panterę i ona strasznie się zołzowata zrobiła. Do tuby nie wpuszcza i w różne inne miejsca… 👿
Co do merituma:
kulka? no, jak cie mogę, kulek to to juz wygięcie. Postaci z jednej strony od kul-tury, a drugiej od kształtu – mało atrakcyjne wizualnie.
Chyba przekombinowane.
Przekaz dosyć infantylny. Przypomina sie rada jak pisać dla dzieci – tak jak dla dorosłych, tylko lepiej…
Widzę to tak: dziecko zajmie sie tym, póki dorosły będzie nadzorował. Jak tylko sobie pójdzie, dzieciak skoczy do http://www.disney.pl
Pomysł znakomity, wykonanie…. nie wiem, jak maluchy, mnie cierpliwości nie starczało. I naprawdę za bardzo przegadane. Koniecznie trzeba wprowadzić formy aktywności dla dzieci.
Mnie cierpliwości wystarczyło do ustawienia krasnali według wzrostu. Brawo, brawo!
Protekcjonalny ton lektora, beznadziejna grafika i to dłuuuugie ładowanie za każdym razem 🙄 Skaczące literki MOMENTalnie skojarzyły mi się z dzieckiem, które musi… do toalety 🙁
off topic
ma ktoś może na zbyciu „Ślepą sowę” Hedajata? po polsku…
Foma, tu gość wystawił w lutym, nikt nie kupił.
Możesz napisać do niego, może jeszcze ma:
http://www.allegro.pl/item897443149_sadegh_hedajat_slepa_sowa.html
Wypróbowałam Kulę na odbiorcy docelowym. Według przewidywań – za dużo gadania i skupiania się na szczegółach, które nie mają dla tej grupy wiekowej większego znaczenia, ale koncentrują uwagę, odciągając ją od kwestii, o które w gruncie rzeczy chodzi. Z wizyty na stronie, która miała zanajomić z polską kulturą i zabytkami, moje dziecko zapamiętało … farby gwaszowe. Czy o to chodziło? Nie sądzę.
Foma
mam konto w allegro, mogę zapytać o książkę, jeżeli reflektujesz.
Słucham transmisji z Opera Rara. 😉
Jest do kupienia aktualnie u tego samego:
http://www.allegro.pl/item935468452_sadegh_hedajat_slepa_sowa_osobliwa_literatura.html
Mogę kupić i podać Twój adres do przesłania.
mt, dzięki za zwrócenie uwagi, że aukcja zakończyła się bez sprzedaży, sporadycznie zaglądam, więc nie wiem gdzie patrzeć. a na konto właśnie się skusiłem. ech, wszędzie jakoś nas wciągną, choćby się człowiek latami bronił…
To klikaj w ‚kup teraz’ i masz książkę. 😀
wysłałem mail. to też powinno zadziałać 😀
Jeżeli ktoś Cię ubiegnie i ‚kupi teraz’, to zadne majle Ci nie pomogą.
foma,
sowa jest w antykwariacie Kota Dantego – tyle że „egzemplarz uszkodzony” 🙂
http://www.antykwariat.art.pl/product_info.php/products_id/47818
Teraz pora nie na sowy, tylko na skowronki i inne ptaszki:
http://www.youtube.com/watch?v=kcRfBU59LhM&feature=related
Pobutka!
(A PAK-a nieźle wzięło, nawet u siebie od 1 marca się nie pojawił… 🙁 )
Zeenie, dziękuję za przypomnienie, że to rok szopenowski. Wiem, że Foma już podziękował, ale podziękowań nigdy dosyć. Z zainteresowaniem zauważyłem Association des Amis de Nicolas Chopin. Kto tam czuje się przyjacielem mało znaczacego guwernanta, jak go określił Żuławski ku wielkiemu nieukontentowaniu PK i wielu innych osób.
Z innymi ptaszkami to i pokonwersować sobie można… 😉
http://www.youtube.com/watch?v=PSXSOEiv3N0&feature=related
Jak widać, znowu mam tubę! 😆
Pozdrawiam z Krakowa, przed chwilą padał tu śnieg 🙂 Po wczorajszym wieczorze w Teatrze Słowackiego i pierwszej w tym roku odsłonie Opera rara nadal tkwię a) z głową w chmurach, b) w niemym zachwycie. Mam wątpliwości, czy to wydarzyło się naprawdę. Mimo to spróbuję choć trochę opisać, po powrocie do domu. Było pięknie 🙂
Ale gaduły! 😆 (to filmu)
Słuchałam w dwójce transmisji, dwa razy wyłaczyli dźwięk. (to do Opera Rara)
Tu jest fragment też pod Jean-Christophe Spinosi:
http://www.youtube.com/watch?v=Z8idUftpnO0
Tu sypie gęsto 🙁
Zima wróciła…
A ja wczoraj zamiast na Opera Rara byłam w filharmonii na recitalu Yefima Bronfmana. Znakomity, sprawny pianista, może nie wzrusza, ale na pewno wywiera pozytywne wrażenie. Ciekawy program ułożył: najpierw 32 Wariacje c-moll Beethovena, potem 11 Humoresek wspólczesnego niemieckiego kompozytora Jorga Widmanna (z początku myślałam, że to takie postwebernowskie, ale dalej rozwinęło się trochę bardziej różnorodnie), Schumanna Faschingsschwank aus Wien, a w drugiej części ładnie zagrany Nokturn Des-dur Chopina i Sonata G-dur Czajkowskiego, która brzmiała jak wyciąg fortepianowy symfonii. Bisował trzy razy: delikatną Sonatą c-moll Scarlattiego, Scherzem z II Sonaty Prokofiewa (i to chyba było najlepsze), wreszcie Etiudą rewolucyjną. Publiczności było niewiele, za to doborowa 😉 (łącznie a panią prezydentową 😆 ).
A na kuli nie ma Poznania. A za to jest Białystok. Może i lepiej.
Z czasem pewnie będzie i Poznań 😉
Moje dziecko wkurzyło się w końcu na Kulę 🙂 Bo w toruńskim planetarium, wsród widoczków planet Układu Słonecznego, pominięto Neptuna. Zbulwerowana 4,5 latka poszła więc do pracowni mistrza, pobawić się przyrządami astronoma. Jakież było jej rozczarowanie, gdy nie mogła się nimi posłużyć. Zamiast popatrzeć przez lunetę, musiała słuchać Kulka, który wcześniej insynuował małej miłośniczce astronomii, że nie wie ona, co to jest horyzont 😆
W kulki z dziećmi grają, ot co.
Po tym co słychać na tubie rzeczywiście można się nabawić NINFOMANII.Żałuję,że mieszkam daleko od szosy i nie mogę zbyt często bywać w realu.
Kula przegadana.Żeby choć te momenty były musicaux!Ale kierunek dobry,tylko ten zwrot…
Pobożne życzenie:gdybyż to do końca kadencji Pani Prezydentowa zechciała przesiąść się ze kierownicę…
Error:ZA kierownicę
Foma,
udało się z książką?
Kula w ogóle ok, co do założenia. Wizualnie też całkiem może być, ale trochę nie trafia w target. Dla dzieci wiekiem bliższych dolnej granicy – zdecydowanie za dużo gadania. Wojciech Malajkat, jako Kulek, mówi chwilami z dziwnym, proletariackim akcentem, przeciągając końcówki, zaciągając, na dodatek nie da się Kulkowi czy Kulce podziękować, czy choćby zmienić przewodnika w trakcie. Starsze dzieci może i ten słowotok zniosą, ale z kolei treść i obraz mogą być już nieatrakcyjne. Może Kulka i Kulek powinni prezentować treści zróżnicowane przystępnością (i ilością, na miły Bóg), trochę inne dla czterolatków i trochę inne dla siedmiolatków. Te trzy lata to jest przepaść w rozwoju intelektualnym, percepcji i możliwości skupienia uwagi.
Białystok – to nie stamtąd jest ten Pan, który obiecywał, że „niczego nie będzie”?
Z nietypowych komplementów u AA
Ej, ty, fajno jestes z ryja 🙂 chyba śląskie
Jesteś jak historia Kuby: stara ale ciekawa…
To w ramach szalejącego merytoryzmu oczywiście 😉
No stamtąd, ale chyba to nie powód, żeby trafił do kuli… 😆
To zeen do AA się zapisał? 😯 😯 😯
zeen, przy którym kroku już jesteś?
Tuszę,że nie chodzi o Anonimowych Alkoholików?
mt, udało. dziś kupiłem. tzn mam taką nadzieję 😀
Przepraszam Pani Kierowniczko, już nie będę.
Dzięki tygrysowi (to software jest, Pani Kierowniczko) mogłem sobie wreszcie tę kulę obejrzeć. Wprawdzie sam, bez targetu, bo takowego w domu nie posiadam, ale początkowo ze szczenięcym zaciekawieniem, które jednakowoż dość szybko ustąpiło irytacji. Poszedłem sobie oczywiście pod Kraków, gdzie ze zdumieniem ujrzałem, że Wieża Mariacka stoi nad jeziorem, po którego powierzchni raźno harcuje Lajkonik. No, musi cud. Ale ponieważ wiem, że cuda się zdarzają, to nie przejąłem się nadmiernie i kliknąłem na Wawel. Poinformowano mnie tam, że on również jest pełen cudów, w rodzaju skarbca, szczerbca i arrasów, ale żadnego z tych cudów oko moje obejrzeć nie mogło, bo było samo gadanie, bez obrazków. No, jakaś obrazkowa pszczółka latała i wnerwiała, ale nie było takiej możliwości, żeby ją kliknięciem utłuc.
Wycofałem się z tego Wawelu i poszedłem do Wyspiańskiego. Tam dowiedziałem się, że wielkim malarzem był, bo zaprojektował witraże w Kościele Franciszkanów. Aha, i że malował dzieci. O tym, że np. był również pisaty słusznie nie wspomniano, bo może wychowany w kulturze obrazkowej target wziąłby mu to za złe.
Ponieważ i przy tym Wawelu i przy Wyspiańskim cały czas gadali, a nic się nie działo, to przekliknąłem się z powrotem do Krakowa. A za chwilę przypomniałem sobie, że jeszcze coś u Wyspiańskiego chciałem sprawdzić i wróciłem do niego, ale on się już na mnie obraził i nie chciał działać. Tylko Lajkonik się bujał i ze mnie nabijał, ale poza tym była głucha cisza i żadne klikania nie pomagały. 👿 No to wykonałem ostatnie podejście i chciałem na Wawelu wejść do labiryntu, ale okazało się, że jest tylko labitynt. a co to za zabawa w labityncie i to jeszcze takim, który na ruchy myszą nie chce reagować. 🙁 Tak że w tym momencie powiedziałem „chromolę” i poszedłem do pana Disneya.
O pozostałych napotkanych w trakcie wędrówki po kuli literówkach już nawet nie będę warczał, bo mnie ktoś errarehumanumestem może poszczuć, ale w sumie przyznaję, że mi się już innych miast w kuli za bardzo testować nie chciało. 🙄
Na stronie „Trubadura” donoszą o sprzedaży nagranej „Traviaty”:
http://allegro.pl/item932581701_2cd_verdi_la_traviata_kleiber.html
Ważna uwaga: trzeba przeczytać opis płyty na dole.
Ktoś sobie zrobił jaja 😯
Carlos Kleiber kolaborujący zza grobu z Operą Narodową 😆 Marzenie Mariusza Trelińskiego? 😉
I jeszcze to: „nie było ofert kupna”…
A wracając do kuli, to faktycznie zacina się jak diabli, kładę to na karb rozruchu, ale też nie miałam możliwości ani czasu dotarcia do wszystkiego. W tym do „labityntu” 😆
Teraz w ogóle nie mogłam wejść. Wkurzające to jest 👿
Ja myślę, że to była zakamuflowana oferta sprzedaży nielegalnego filmu, która nie znalazła nabywców.
Ilość ‚trzy i więcej’ sugeruje możliwość rozmnożenia.
Zresztą nie wiadomo, może dogadali się za kulisami allegro.
Wróciłem z bulwersującego posiedzenia. Z trzydniowego wyjazdu do Warszawy już „wróciłem”. W sobotę 13-go całodzienny „zjazd”. Wykręcić się nie da, a nawet nie chcę. A szkoda, bo ja akurat Becia lubię. Przyjmuję do wiadomości, że niektóre efekty uzyskuje z dużym zadęciem i może znawców nut chwilami drażnić, ale wielkości odmówić mu trudno. Rozumienm więc, że niektórzy całkiem mili ludzie go nie lubią, ale złości mnie, gdy się o nim ktoś wyraża z lekceważeniem.
Stanisławie, kto o Beciu śmie z lekceważeniem?! 😯 W moje gusta akurat nie trafia, przyznam że raczej unikam, jeśli mogę, choć za znawcę nut się nie uważam, ale Wielkim Kompozytorem był i basta!
Czytałem nie tak dawno przedpremierowy tekst o Traviacie. Ciekawe, czy ta płyta na allegro nie była rzeczywiście przegraną skądś płytą np. sprzed około 30 lat z Placido Domingo. A można sprzedawać jako Opere Narodową, czemu nie.
A ja – ha, ha! – jutro się wybieram do Miasta Łodzi, gdzie zobaczę… kolejną operę rozgrywającą się w psychiatryku 😯
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/89121.html
To wszystko pokłosie sukcesu „Lotu nad kukułczym gniazdem”. Ciekawe, czy wszystko da się przenieść do psychiatryka. Ale myślę, że prawie wszystko. Np. taka Anna Karenina. Ten Wroński mógł być wymysłem chorej psychiki, więc wylądowała w szpitalu i coraz bardziej tęskniąc do wyimaginowanego kochanka popadła – oprócz obłędu – w depresję i samobójstwo gotowe. Z Panem Wołodyjowskim może byłoby trudniej, ale jakby pójść po linii „Hej, szable w dłoń” to do psychiatryka już niedaleko.
😆
Vesper, nie tylko Szymon w ostatnich dniach wspominany „czule” przez PK wyrażał się o Beciu z lekceważeniem. Paru stałych bywalców całkiem kulturalnych pozwalało sobie na to.
Psychiatryk jest dobry na wszystko? 😆
No nie, Stanisławie, ale tak do końca tego serio nie trzeba brać. Z fomą to już dawno stało się konwencją; przyznał zresztą kiedyś, że są i takie kawałki Becia, które mu się podobają 😉
Stanisławie, mnie się zdaje, że różne żartobliwe podgryzanki niekoniecznie oznaczają lekceważenie. W przypadku Becia raczej wskazują, że można go lubić lub nie, ale trudno w ogóle pominąć. A gdyby ich zakazać, nudno by się strasznie zrobiło. 😉
Dość istotne też mi się widzi, że Becia jakiekolwiek podgryzanie już nie dotknie, w przeciwieństwie do osób żyjących, które podgryzać należy z wiele większą ostrożnością. I że był podgryzany w sposób zabawny, a nie chamski.
No i poza tym – w ramach swobody poglądów i wypowiedzi beciożercom zawsze można się odgryźć. 😆
Może to taki duch czasu, że jak się chce publiczność ściągnąć do teatru, czy nakłonić do przeczytania książki, to trzeba wykreować jakiś skandal(ik) lub inne bezeceństwo.
Publiczność ma wtedy poczucie, że bierze udział w wydarzeniu.
Niech se tam będzie, jeżeli nie niszczy samego dzieła, czy nie przysłania nachalnie.
Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby twórcy opowiadając różne wzniosłe komunały o nowym odczytaniu dzieła, odkrywając dziesiąte dno, nieźle się przy tym bawili, natrząsając wewnętrznie z publiczności.
Jak dobry na wszystko, to powiem, że wcale tam nie tak wesoło, jak w umieszczonych tam dziełach literackich lub muzycznych. Mój brat psychiatra opowiada czasem coś ciekawego. Wiele lat pracował w Norwegii jako dyrektor szpitala i polikliniki. Twierdzi, że odsetek osób cierpiących na depresję w Norwegii jest dużo wyższy niż w Polsce czy państwach bardziej południowo położonych. Przyczynę widzi w braku lub niedoborze słońca przez znaczną część roku.
Inny ciekawy przypadek depresji. Wielu Norwegach mieszka nad brzegami fiordów pod zboczami skalnymi. Na przedwiośniu ze zboczy spadają lawiny śnieżne i kamienne. Od czasu do czasu spadają na jakiś dom niszcząc go i nierzadko zabijając lub okaleczając mieszkańców. Strach przed lawiną wywołuje depresje. Gminy opracowują programy przenoszenia swoich mieszkańców spod lawiniastych zboczy w inne miejsca – na koszt gminy oczywiście. Jednak nadzwyczaj mało mieszkańców jest skłonnych z takich programów korzystać. Skarżą się na depresję, ale wolą pozostać na swoim zagrożonym miejscu.
Errata: Norwegów
Pędzę do szpitala dziecięcego na rozmowę. Pozdrawiam
W takim razie za podgryzanie Becia też się muszę w pierś uderzyć (kufa bijąca się pierś). Mało kąśliwe było, umiem mocniej, ale było. Postanowienia poprawy jednak nie zadeklaruję 😉
Gryzu gryzu, moje gryzonie 😆
Jak to w tym wypadku będzie z tym psychiatrykiem czy szpitalem w ogóle (zdaje się, że realizatorzy do końca nie precyzują), ocenię sama jutro. Ale dopiero co był podobny przypadek z gdańską Ariadną na Naxos w reżyserii Marka Weissa. Pisałam tu o tym, do pewnego stopnia się to broniło, ale tylko do pewnego stopnia. Natomiast całkowicie, jak dla mnie, bronił się szpital w ostatnim akcie Króla Rogera we wrocławskim wystawieniu Trelińskiego. Nie tylko się bronił, ale dodał kontekstów. Może będzie tak i tym razem – nie przesądzam.
W sumie, na więszość zjawisk społecznych na świecie, gdyby spojrzeć z perspektywy psychiatryka, to i nowych kontekstów nabierają, i bardziej zrozumiałe mogą się wydać 🙄
Oj, tak… 😎
Tym razem ja będę kąśliwa, trzeba się najpierw w tym szpitalu dla pogubionych ludzi znależć, żeby mówić o jakiś perspektywach.
Nie mogę nawet o tym myśleć.
A nie macie Państwo wrażenie, że z tym lubieniem i nielubieniem Becia (ja tam jestem z nim na Beethoven) oraz innych panów – to jest kwestia temperamentu? Ja go na ten przykład bardzo uwielbiam, ale jestem wariatka i Strzelec jak on. Może dlatego ta muzyka do mnie gada. A Chopina słucham z przyjemnością, ale sama po niego rzadko sięgam. Po Bacha częściej, albo po Mahlera i po kilku innych też. Ale ja tu reprezentuję tylko punkt widzenia słuchacza, nuty jako takie nie mają dla mnie znaczenia, podobnie jak litery i wyrazy w poezji czy inszej beletrystyce.
Mówiłam,że ta neurologia nas wykończy.
Neurologia – prawie przyjemny eufemizm.
O Beethovenie muszę Wam jeszcze coś opowiedzieć.
Historyjkę poniższą dedykuję Bobikowi…
Ponieważ ja tego Beethovena naprawdę kocham, chciałam sobie kupić jego biuścik mały do postawienia na pianinie albo czymkolwiek. Szukałam w antykwariatach, bez skutku. Zajechałam kiedyś do takiego sklepu z antykami w Książu, popatrzałam – na oko nie było, ale na wszelki wypadek spytałam panią antykwariuszkę, czy mają figurkę Beethovena. Pani zrobiła duże oczy, więc jej mówię: taki nieduży Beethoven do postawienia… W końcu zabłysło jej zrozumienie w tych oczkach, zaczęła w charakterystyczny sposób kołysać głową i powiedziała, że niestety, takich piesków na tylne okno samochodu nie mają.
Był to zapewne jedyny B., o jakim słyszała.
😆
Może coś w tym jest, Nisiu. Pozostając przy terminologii literackiej, do Becia mam zarzut, że po metafory w jakieś zupełne Himalaje sięga i nie może się zdecydować, kiedy skończyć. Jest często zbyt górnolotnie, a po ostatnim rozdziale epilog za epilogiem. Na końcu jeszcze jeden epilog. Cierpi na tym styl i dramaturgia. Traktuję to z życzliwością, jak opowieść dziadka po raz setny opowiadaną, ale nie mogę udawać, że nie widzę i że mi się to podoba. Zgadzam się jednak, że jego miejsce w historii muzyki jest nie do zakwestinowania, wielkości odmówić mu nie sposób. Do umysłów i serc lubiących większy porządek i ceniących sobie powściągliwość, Becio może nie trafiać, może nawet chwilami niecierpliwić, czy drażnić. Kwestia i gustu, i temperamentu, jak zauważyła Nisia.
To przyznam się, co mnie wykończyło. Wczorajsza Ninfa. Słuchałam tylko do przerwy. To sezam jakiś niewiarygodny, bez chwili oddechu. Gęstość i intensywność nie do ogarnięcia. Nie byłam w stanie więcej wchłonąć.
Idąc tokiem rozumowania pani z antykwariatu,na każdym fortepianie powinno stać również pół litra…
Haneczko, to trzeba było słuchać od przerwy, wtedy zaczęła się jazda – wg. mnie, a ja się nie znam. 😆
Dziękuję, Nisiu, za dedykację. 😆
Mnie się też zdarza na różne rzeczy główką pokiwać albo pokręcić, ale raczej nie pod szybą w aucie, bo tam mi trochę ciasno. 🙄
Mogę za to leżeć i kiwać na fortepianie, tuż koło tej półlitrówki. 😉
A czy w tym psychiatryku będzie basen ?
Baseny chyba każdy szpital ma na składzie. 😉
Leżeć, kiwać, półlitrówka, AA
Bądź tu człowieku mądry i nie kojarz wypowiedzi na opak
Marzyciel z tego Bobika!
To marzycielstwo w związku z basenami? Że jednak łatwiej je spotkać w operze, niż w placówkach opieki zdrowotnej?
To ja mam proste rozwiązanie. Niech opery będą wystawiane w szpitalach, a wtedy forsa na baseny się znajdzie. 🙄
Gostku, w obecnej, złożonej rzeczywistości najbezpieczniej jest nie kojarzyć w ogóle. 😉
Stąd to ogólne rozkojarzenie?
Pomysł Bobika – wystawianie oper w szpitalach – jest doskonały, poza tym jaka to pomoc w terapii pacjentów. Co się zaś tyczy wystawienia Rusałki w szpitalu – nie jest on świeży. Przed około 10 laty Renee Fleming w Paryżu śpiewała Rusałkę w szpitalu ( i tę prawdopodobnie widział reżyser na DVD, wtedy w Paryżu psychiatryki były modne na scenie operowej: Dama pikowa, Opowieści Hoffmanna i ta Rusałka). Z kolei paręlat wcześniej – Fleming zaczęła swą światową karierę Rusałką w Londynie, wystawioną bardzo porządnie. Miejmy tylko nadzieję, że ta łódzka Rusałka nie stanie się Usrałką.
Siostro, basen! 🙄
do kontekstów szpitalnych i przenoszenia tam akcji dzieł scenicznych dodam jeszcze balet Giselle w choreografii i inscenizacji Matsa Eka w którym wiejskie dziwcze Giselle po zdradzie ukochanego nie umierało jak w oryginale ale trafiało do koszmarnego psychiatryka. rzecz genialna, psychologicznie umotywowana i nawet to pasowało bo w 2 akcie Giselle jako duch czy zjawa – Wilida oraz jej zjawowe (zjawiskowe?) kolezanki nosza się jak to w balecie romantycznym – na bialo – w psychiatryku takoż 🙂
Widziałem tę Giselle ze 20 lat temu w czasie występu Culberg Ballet w Hadze. Było to wstrząsające, pokazanie Giselle jako wiejskiego głupka i późniejsze umieszczenie jej w szpitalu było przemyślane i zgodne z ideą tego baletu, nadto zupełnie genialna choreografia zapierała dech. Ponieważ ten spektakl był ogólnie przyjęty z zachwytem – myślę, że to właśnie on zapoczątkował serię naśladownictw, które nigdy nie były w stanie wspiąć się na poziom Matsa Eka. Co więcej – umieszczenie obecnie akcji opery w szpitalu od razu budzi podejrzenia pójścia na łatwiznę, korzystanie z cudzych (już zużytych) pomysłów i brak wyobraźni.
Inny szczegół dotyczący dekoracji, także przeczytany na e-teatrze:
„Jednym z elementów dekoracji będzie tatra 603. Tę czechosłowacką limuzynę, produkowaną w latach 1956-75, udało się zdobyć po wielkich staraniach. Teraz w Teatrze Wielkim nabiera scenicznej formy, ale tajemnicą jest rola, jaką zagra w inscenizacji”.
Była ta Giselle w telewizji też:
http://www.youtube.com/watch?v=b4YyI6_-fLU
Wróciłam na Pyrlandii łono. Po drodze nie obyło się bez opóźnień, ataku zimy i niespodzianek. Wszystko zniosłam z podniesionym czołem. Czas na sprawozdanie.
La Fida Ninfa w Krakowie
Veni, vidi Vivaldi! A teraz próbuję to opisać. Nadal jeszcze jestem w stanie wskazującym na spożycie opery barokowej w dawkach upajających. Na szczęście jest to stan na tyle rzadko występujący, że nie pojawił się pomysł zorganizowania izb wytrzeźwień. Gdyby mnie tam zamknęli, chyba szybko bym nie wyszła. Wczoraj miałam poczucie, że siedzę sobie, ot tak, blisko serca opery, jej żywej istoty (dokładnie w trzecim rzędzie) i na przemian, to ogrzewam się w jej cieple, to kąpię się w skondensowanych emocjach, wysyłanych do mnie za pośrednictwem głosów i instrumentów, rezonując tym, co dzieje się na scenie. Tak jak napisała haneczka: „sezam jakiś niewiarygodny, bez chwili oddechu. Gęstość i intensywność nie do ogarnięcia.” Właśnie pierwsza część była zagęszczona do granic możliwości i jakże przez to uszczęśliwiająca, ale i wymagająca – dla wykonawców i słuchaczy. Po przerwie akcja musiała się już kulać sprawnie do szczęśliwego zakończenia i to dzianie stało się priorytetem, choć nadal było gęsto i intensywnie, to już inaczej.
Jean-Christophe Spinosi znalazł przepis na Vivaldiego poza sztampą, schematem, nudą powierzchownej i przewidywalnej powtarzalności, z wyrazistymi i zarazem niejednoznacznymi, a przez to bliskimi ludzkiej naturze postaciami. Słyszalnie zgłębił tę partyturę po najdrobniejsze szczegóły, przepuścił przez swoją wrażliwość, nie tracąc przy tym dramaturgicznego oglądu całości. Właśnie: „całość” to kluczowe słowo. Wszyscy, którzy weszli wczoraj na scenę, stanowili jeden sprawnie działający, poruszający się w tym samym tempie i kierunku organizm. Kunsztownie grający i śpiewający, dysponujący mnóstwem odcieni artykulacyjnych i emocjonalnych. Organizm o ambicjach wyrafinowanego kameralnego muzykowania. Trochę tylko martwiłam się, na ile te subtelności, które z bliska chłonęło się z każdym taktem, można odebrać w dalekich rzędach. Kolega, który przesiadł się na drugą część z tyłu na przód sali, stwierdził że to jakby trafić z ziemi do nieba.
Jean-Christophe Spinosi ujął mnie swoim buzującym entuzjazmem. Jego mina i całe ciało mówiły donośnie: „Rany, ludzie, patrzcie i dziwcie się, jakie to piękne!” Chwilami miało się wrażenie, że z trudem powstrzymuje się, by nie wyskoczyć z butów, a mikrofon, który za nim stał, też nie wydawał się być bezpieczny.
Świetnie prowadził wokalistów – wychodził do nich, dosłownie i w przenośni, wsłuchiwał się w niuanse, symultanicznie tłumaczył rękami orkiestrze, co wysłyszał. Takie przykładanie ucha do duszy postaci. Śpiewacy chętnie się w to bawili, odsłaniając głosami coraz to nowe meandry charakterów. Dzięki temu zrobił się z tego film bardzo kolorowy, nie czarno-biały. Zresztą kiedy miny dyrygenta mówią: „Ale świetnie śpiewasz / wiem, że zaraz mnie zachwycisz / ale ci wyszła fraza / co za barwa / chyba cię ozłocę”, to jak zapał śpiewaka może nie urosnąć?
No właśnie, śpiewacy. Świetny, wyrównany zespół, słabe ogniwa: brak.
Maria Grazia Schiavo wiła się wczoraj na scenie jak wąż, ale wąż zaklinający otoczenie, bo przecież nie zaklinany. Całe ciało jak zwykle w akcji, łącznie z kolanami, biodrami i rękami – efekt równie wszechobejmujący. Z jednej strony to rasowe wokalne zwierzę (wspaniały instynkt, brak wątpliwości na scenie i wynikająca z tego siła przekonywania), z drugiej strony – postępujące wyrafinowanie środków wokalnych. Maria Grazia śpiewa coraz lepiej, coraz lepiej kreuje, coraz więcej w niej odcieni. Wczoraj to wyrzucała nas w kosmos prądotwórczymi ariami, to koiła aksamitnym liryzmem. Przy arii zamykającej część pierwszą napięcie rosło z każdym taktem, Jean-Christophe purpurowiał z emocji, a publiczność eksplodowała owacją. Głos ma w świetnej formie, wbrew temu, co próbowała zasugerować przed jedną z arii dramatycznie odkasłując i kręcąc głową, że jest źle. Było świetnie. To urodzona zwyciężczyni – gwałtowny gest, jakim przewraca nuty, jej wzrok po odśpiewaniu arii mówią same za siebie. Bardzo mi się podobało, że jako męski bohater nie próbowała pójść w sztampę – tzn. ręce w kieszeniach, nogi rozstawione, srogi wyraz twarzy i oto z kobiety mamy faceta. Pokazała, że wszystko można wyrazić głosem.
Robercie Invernizzi wczoraj rola szczęśliwie dała sporo momentów, w których mogła emanować swoim najszlachetniejszym wokalnym aksamitem. Aż było mi szkoda, że każda dramatyczna aria, którą wykonuje, też bardzo dobrze zresztą, nie jest arią liryczną. Bo to nie jest głos, który chciałby ciąć powietrze, on żyje z nim w idealnej symbiozie, wydając na świat niewiarygodną wręcz liczbę odcieni liryzmu. Słuchanie Roberty to jak subtelne strojenie duchowego potencjometra, człowiek robi się od tego wrażliwszy. Jej właśnie zawdzięczam najwięcej wzruszeń.
Kontratenor David DQ Lee, Koreańczyk, pokazał przepiękny dźwięczny głos, zachwycający w momentach lirycznych, ale i z potencjałem dramatycznym. Niezwykły kunszt śpiewania długich dźwięków – chciałoby się, by trwały i trwały, takich nigdy dosyć. Z CV wynika, że to śpiewak bardzo wszechstronny. Z jednej strony kusi mnie, by napisać, że rodzaj obecności na scenie wskazuje na duży talent komiczny, z drugiej trudno zignorować przekonujący liryzm i momenty bardzo eteryczne. Jednoznacznie za to mogę napisać o jego radości śpiewu, na którą bardzo przyjemnie było patrzeć. Podobnie jak na radość Jennifer Holloway, mezzosopranistki. Dysponuje ciemnym głosem i to dzięki niej po raz kolejny uświadomiłam sobie, jak dobrze w operze działa umowność. Dorzucając nieco szorstkości, wyczarowała postać kobiecą pełną gębą, z tych dziarskich, zwartych i aktywnych. A jak już jesteśmy przy szorstkości, to w tej kategorii przodował bas, Christian Senn. Wspaniały, wyrazisty, szorstki jak gruboziarnisty papier ścierny. Dał w swojej postaci popis bezwzględności, despotyzmu i wredoty. Jakby tego było mało pod koniec, nie dostawszy czego chciał, na chwilę wysubtelniał – i słuchanie tego też było nie lada przeżyciem!
Rolę ojca śpiewał natomiast emanujący wrażliwością, momentami nawet pewną kruchością, tenor Tilman Lichdi. W jego wydaniu był to mężczyzna dojrzały, w którym równoważą się z pożytkiem dla niego i otoczenia cechy męskie i żeńskie. Mądry, empatyczny i wrażliwy.
Ale te wszystkie te wokalne i orkiestrowe wspaniałości byłyby niczym, gdyby nie porywający całokształt. Obie części minęły mi jak chwila, choć całość trwała ok. 2 h + 1,5 h (niepełne). Od pierwszego do ostatniego dźwięku było to przebywanie w innym wymiarze, w poczuciu bezczasu, zagęszczonego i zintensyfikowanego istnienia. Wszystko dzięki wehikułowi opery.
Okazało się po raz kolejny, że by zadziałał, nie potrzeba basenów i armatury. Za to stanowczo potrzeba świetnego, zgranego i oddanego muzyce zespołu wykonawców.
Na deser kilka zdjęć: http://www.operarara.pl/pl/7/128/141/galeria-zdjec
I krótka relacja filmowa: http://www.youtube.com/watch?v=tcHoKgJE9S0
Oho… 😀
Dzięki za obszerną i zachwyconą relację 🙂 Ja miałam dziś też ustną od moich pań. Szczególnie zachwycone Robertą i kontratenorem. Róża, jak to fachowiec, narzeka, że coś tam z intonacją nie tego i w ogóle zespół był za duży 😉 😆
Ja tam nie wiem, ci skrzypkowie to ciągle by tylko o tej intonacji 😉 Coś tam się przecież zdarzało, ale toż to żywa muzyka była.
No, ale tak ogólnie to są zadowolone 🙂
a propos Becia, żeby nie powtarzać tego co napisała vesper i z czym w pełni się zgadzam, dorzucę tylko jeszcze jedno porównanie: jakoś nie przekonuje mnie, kiedy ktoś jedzie walcem drogowym do sklepu po marchewkę i seler, choćby walec był piękny, lśniący i nie w leasingu.
co oczywiście nie znaczy, że ów ktoś nie ma zgrabnego kroku i źle jeździ na rowerze…
Też Ci, Beato, dziękuję. 🙂
Słuchać przez głośniki to zupełnie inna bajka.
A czemu Foma do leasingu się przyczepił?
Mój syn ciągle opowiada, jaki to inters życia robią różni ludzie na tej formie finansowania inwestycji.
mt, a w tym kontekście specjalnie zaznaczam własność walca, bo leasing oznacza zależność od leasingującego, biznesplany trzeba pokazać, na raty zarobić itd, a własny walec to ho ho, może bezczynnie stać w szopie i nikt się nie przyczepi, że coś. chyba, o jeżdżenie do zieleniaka.
Foma,
zapraszam Pana do walca 😎
foma jak zwykle w sedno 🙂 O to samo się ostatnio przyczepiłam do Kieślowskiego, bo on też zamach brał wielki, żeby opowiedzieć prostą historię i dojść do oczywistej konkluzji. No ale to jednak mniejszy format niż Becio, cokolwiek by o Beciu sądzić.
Nie wiedziałam, że walec może być taki prześliczny jak stara lokomotywa 😀
Takim walcem to i do opery nie wstyd 😉
A traktor jaki piękny bywał… 🙄
Dlaczego na ślicznym walcu stoi Ziegler?Przecież on od tanga?
Katarynka też niczego sobie… 😉
Tak oto Łabądek znalazł się na tropie muzykologicznej zagadki, by nie powiedzieć spisku 😯
Ależ zazdroszczę tego „rarowania”.A Invernizzi znowu przymroziła.
To niech będzie inny Ziegler 😉
Bo to jest walec do asfaltu 😎
Spisek w walcu! Natychmiast powołać Komisję Walcową / nie mylić z Kongresem Wiedeńskim /.
O rany, takiej łajzy jeszcze nie było 😆 😆 😆
😯 😆 😆
Kod: dddd 😯
Niezły refleks!
Do PK:w tym asfalcie to Daniel z Michałem na dwa fortepiany robią,w FN też pewnie dwupasmówkę uskutecznią.
W cztery d…
łabądku, mam nadzieję, że jak lody ostatecznie puszczą, to przypłyniesz i porarujesz 🙂
Avec plaisir!
Dawno mnie tutaj nie bylo. Chcialem tylko zdac relacje z dzisiejszej premiery Carmen w Krakowie. W glownej rolii Walewska. Jednak tylko pierwszy akt, bo po Habanerze i Seguildzie spiewanych z „kogutami” i oddechami co trzy takty, odjechala na sygnale z obrzekiem pluc… Zastapila ja Ledzion (bez srednic ale z pieknymi gorami). Rutkowski pieknie urzekal glosem. Bankiet odwolany ze wzgledu na MW. A bilety z okazji jej wystepu i premiery „zaledwie” od 100-250 zl. Zobaczymy jak bedzie jutro
A wiesz Ty, łabądku, że za tydzień, w sobotę, w Filharmonii Krakowskiej zagra nasz dawny przyjaciel Attila? Jako członek międzynarodowego Goldberg Trio z Wiednia, z polskim skrzypkiem Michałem Maciaszczykiem i austriacką pianistką Barbarą Moser. 🙂
Właśnie myślałam,co się z nim dzieje!I co z Mamusią oczywiście.I czy się wypłacił po tym zjeździe na Amatim.Cieszę się bardzo,że jest na fali.Niestety z różnych powodów nie ruszę,ale chyba kogoś wyślę.Dzięki za cynk!
Łabądku, dostałam co prawda od Ciebie przyzwolenie, ale wolę się upewnić – mogę Ci chwilę pozawracać głowę?
Jasne!
O, witam Brunneta powróconego. Ale heca 😯 Bóg strzegł, że nie pojechałam, a namawiano mnie…
Wieczorową porą tylko brunet!
Ale to jest taki specjalny Brunnet przez dwa en. Choć brunetem jest faktycznie w realu 😉
Ja tam nie wnikam.W nocy wszystkie koty czarne,nawet przez dwa en!
A jak zdrówko leczone głównie muzykoterapią?
No, chyba lepiej. Jeszcze nie olśniewająco.
Zrobiłam nowy wpis i mówię dobranoc 🙂
A ja troche ni z gruszki ni z pietruszki wrócę do Bronfmana: bardzo mi się ten jego Schumann podobał, tym razem calkiem znany, cieszył ucho. Chopina Nokturn wolałam u Barenboima. A Czajkowskiego Sonaty nigdy nie słyszalam. Miałam wrażenie że sala kameralna FM za mała dla niej i dla solidnego uderzenia Bronfmana. To w ogole był program na dużą salę.
Co nie?
A Bronfman jest poza tym świetnym i subtelnym akompaniatorem. Mam taką płytę sprzed 3 lat gdzie akompaniuje Znajderowi w sonatach Brahmsa. Bardzo pięknie grają, polecam (RCA Red Seal)
Jedno mi się w Kuli nie podoba — sprowadzenie Polski do miast, które reprezentują i siebie i regiony. Może uproszczenie dla dzieci tego wymaga, ale wydaje mi się, że to bardziej sposób w jaki się przedstawia informacje o Polsce i regionach (czyżby styl myślenia łączącego nazwy dawnych 49 województw z ich stolicami?).