Różne strony mazurka
Dawno nie było o Chopinie, prawda? Ale dziś właściwie nie tyle o nim, co wokół niego. Bo od poniedziałku trwa jeden z najciekawszych festiwali związanych z Rokiem Chopinowskim (prawdopodobnie będzie kontynuowany w następnych latach) – Wszystkie Mazurki Świata. Tytuł oczywiście będzie słuszny tylko jeżeli rzecz naprawdę będzie miała dalszy ciąg, bo mazurki pojawiły się w historii muzyki etnicznej w tak wielu różnych miejscach świata, że za jednym razem się ich nie wyczerpie. W tym roku poza polskimi, wiejskimi mazurkami, a właściwie oberkami czy kujawiakami, pojawią się tańce „polskie” ze Szwecji i Francji, a już pojawiły się mazurki z Wysp Zielonego Przylądka. Na dzisiejszym koncercie zespołu Jon Luz Trio słuchaliśmy ich wersji na klarnet (lub saksofon sopranowy), gitarę, bęben i cavaquinho (mała gitarka). Czy przypominają polski oryginał? Chyba tylko tym, że są na trzy, a pod względem charakterystycznego rytmu (pam para ram pam pam pam) przywodzą na myśl raczej poloneza (albo bolero, w wersji chopinowskiej, nie ravelowskiej), a przy tym mają bardzo latynoski posmak. Zamierzam zajrzeć na warsztat taneczny w Muzeum Etnograficznym, żeby dowiedzieć się o nich czegoś więcej, ale zdaje się, że nie bardzo wiadomo, skąd ten taniec tam przywędrował. Bo tutaj wiadomo, że przez utwory Chopina, ale na Zielony Przylądek raczej nie.
Wieczorne koncerty tego festiwalu mają stałą formułę. Najpierw Chopin grany tradycyjnie, a potem różne rodzaje mazurków; już podczas nich z tyłu sali zaczynają się tańce, a przed godz. 22 z sali w Skwerze (filii Fabryki Trzciny na Skwerze Hoovera na Krakowskim Przedmieściu, koło pomnika Mickiewicza) usuwane są krzesła i zaczynają się tańce na dobre, do późna w nocy. Tego wieczoru parę utworów Chopina zagrał Gracjan Szymczak, a po nim wystąpiły cztery polskie kapele wiejskie, z Kujaw, Radomskiego i Łowickiego, przedstawione przez znanego badacza kultury ludowej Andrzeja Bieńkowskiego. Zwłaszcza imponujący jest 77-letni skrzypek Jan Gaca z Radomskiego, który gra na takim wspaniałym luzie i tak transowo, że tylko pozazdrościć kondycji. W zeszłym roku w Lublinie na festiwalu Kody byłam świadkiem pojedynku Tria Laptopowego z Wrocławia z trójką muzyków z Janem Gacą na czele – wszyscy padli, a skrzypek został sam na polu bitwy…
Ciekawy ogromnie był też projekt z poprzedniego dnia: msza w kościele św. Anny z oprawą muzyczną z czasów Chopina. Zajęło się tą oprawą Bractwo Śpiewacze z Brochowa, miejsca, gdzie chrzczono Chopina. To świetna sprawa, że właśnie tu powstał taki zespół, tak właśnie działający; jego szef, również stamtąd, jest muzykologiem, więc dokłada starań, by jego praca miała naukowe podstawy. Może ktoś z ich przodków spotykał tu rodzinę Chopinów? A nutki wzięto ze źródeł z epoki, część (tzw. msza warszawska) z rękopisu z 1769 r., więc w czasach pobytu Chopinów w tych okolicach mogła rzeczywiście ta oprawa muzyczna funkcjonować. Śpiewacy zaczęli od Bogurodzicy, potem było parę pieśni kościelnych, wreszcie msza po łacinie. Na organach wspominał ich znakomity Ireneusz Wyrwa, który improwizował wokół tych tematów, zręcznie naśladując stylistykę epoki.
Komentarze
To jak, pobutka? 😉
No dobrze, pobutka bez reklamy.
O, a tu tańczą zielonoprzylądkowego mazurka:
http://www.youtube.com/watch?v=2NkWpQTOoHk
A ten bardziej „mazurkowy”:
http://www.youtube.com/watch?v=pD9u1V3z-Lk&feature=related
Zajęty pracą dopiero teraz przeczytałem PAK-a pod poprzednim wpisem. Więc odpowiadam:
PAK-u, podajesz niewątpliwie prawdę obiektywną, ale odbiór muzyki jest subiektywny. Dla mnie takie utwory jak pasje bachowe, wywierają wielkie wrażenie niezależnie od koncepcji wykonania, o ile nie są po prostu schrzanione. Dlatego pasuje mi wyznanie 60Jerzego, że „Mnie chór otwierający “Pasję” – niezależnie czy to wersja JEG czy MM, czy PhH, czy McC – elektryzuje w sposób nieskończony”. Mnie po prostu ciarki przechodzą po plecach i są to ciarki rozkoszy.
Takie ciarki nie przechodzą przy mazurkach Szopena, choć przy niektórych wykonaniach bywa blisko.
Zagonionym psem dziś jestem, więc w pośpiechu wrzucam tylko jeszcze innego zielonoprzylądkowego i lecę dalej. 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=QXnVVWkbKHU
No właśnie, różnica (jedna z wielu) między mazurkami Chopina a tymi wiejskimi: te ostatnie są transowe (z założenia), a te chopinowskie jeśli, to tylko momentami 😉 Zupełnie innego rodzaju – jak się wyrażają muzykologowie – „dyskurs muzyczny” 🙂
Bardzo fajny ten mazurek wrzucony przez Bobika, a krajobraz – tylko pozazdrościć tym mazurkowiczom…
ad Stanisław 11:30:
Absolutna racja. Muzyka Bacha (praktycznie cała) zawsze broni się sama, niezależnie od wykonania. „Schrzaniona” musiałaby być do granic możliwości.
Takich muzyk jest niewiele. Symfonie Brahmsa bronią się same. Nic innego nie przychodzi mi chwilowo do głowy.
Chopin niestety nie broni się sam. Pomimo, że mądrzy ludzie mówią, że utwory napisane idealnie pod fortepian itp., można Chopina grać tak, że szkliwo się od zębów odkleja.
Jak Jaroussky w Wiliczce :)?? zapraszam 14 kwietnia na UMFC :P:P
Stanisławie:
A owszem, są takie fragmenty u Bacha, które zawsze i na mnie działają. Ale fragmenty — Pasja Janowa potrafi trwać od dziewięćdziesiąt minut do dwóch godzin. Tyle czasu, nawet z przerwą, wymaga czegoś więcej niż chwilowego zachwytu. Bach źle wykonany w takiej dawce może nudzić, irytować, przytłaczać, itd., itp., bo lista przymiotników, które tu mogą pojawić się jest długa…
PS.
Ktoś ostatnio polecał Suzukiego na YouTubie — w 12 odcinkach:
http://www.youtube.com/watch?v=QJ0Vgb99tsQ&NR=1
Dzięki, Pani Doroto, za info o festiwalu. 🙂
Paku, wyjątkowo dobra jakość tej pasji, ściągnę sobię. 😀
Tymcasem 25 procentów Roku Chopinowskiego juz za nomi. Pozostało ino 75 procentów 😀
Ale za to jakich procentów 😀 I Chopin i jego Europa, i Rok Chopinowski przed nami…
Bardzo intensywny dzień. Po południu wpadłam na warsztaty taneczne zobaczyć, jak tańczy się mazurkę na Wyspach Zielonego Przylądka (podobno na każdej trochę inaczej) – inaczej niż nasze tańce. Od 19. maraton. Najpierw Maria Erdman zagrała na klawikordzie mazurki Elsnera, Bazylego Bohdanowicza i Chopina. Potem był ogromnie ciekawy projekt Orkiestry Czasów Zarazy: próba odtworzenia tego, co mógł słyszeć w karczmach w podróżach po Polsce Telemann, ale nie na podstawie jego utworów z polskimi motywami, lecz jego notatek, które nie tak dawno odnaleziono w Niemczech (wraz z notatkami słownymi, m.in. wspomina, że raz spotkał kapelę złożoną z 36 dud i 8 skrzypiec!). Temat dud został pociągnięty przez sympatyczną Kapelę Dudziarzy Wielkopolskich, która pokazała tańce z różnych miejsc Wielkopolski, a potem zagrało Reine Steen Trio ze Szwecji – w większości były to tańce zwane polska (przypominające poloneza, ale z harmonicznym posmakiem właściwym bardziej Skandynawii), ale i mazurka się zdarzyła.
Dalej jeszcze miały dziać się różne rzeczy, już w klubie festiwalowym, ale wróciłam do domu, bom oklapła…
Cieszę się, że projekt telemannowski, jak mówi Paweł Iwaszkiewicz, jest rozwojowy. No i że festiwal mazurkowy rzeczywiście ma się odbywać co roku – takie są zamiary. Zawsze powielkanocnie. W tym roku nie byłam na rozpoczęciu, które miało miejsce na Bielanach, i tam mazurki nie tylko się grało i tańczyło, ale i jadło – i tak ma pozostać 🙂
Pobutka.
Właśnie słyszałem w radiu, że kulturalni kierowcy dostaną nagrody. Podobno bilety do teatrów, opery, filharmonii…
(Jakiś chochlik mnie pyta, czy zachęcą kierowców, czy zniechęcą do kulturalnej jazdy… Bo przecież, ilekroś słyszę w telewizji, że gdyby nie abonament programu by nie było, to mam ochotę przestać go płacić…)
Cenne inicjatywy należy popierać. Jestem za tym, żeby do każdego festiwalu, ba do każdej imprezy kulturalnej, dołączany był bonus kulinarny. Niekoniecznie bezmięsny. 😉
Jak dobrze prowadzisz samochód, pójdziesz do filharmonii, a żeby nie wydało ci się to karą, dostaniesz tam kiełbasę? 😆
Kiełbasa jest zarezerwowana na wybory…
Idź do filharmonii, nie bój się, będziesz mógł tam zalec na boczku ❗
Pasztetówka już byłaby zbyt chamska… 😉
MM już się przymierza do Halki 🙂
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/91519.html
Kto pasztetówki nie szanuje,
niech Mandarynę konsumuje! 👿
Marcu Minkowski,
nie pytaj co Halka może zrobić dla ciebie, pytaj, co możesz zrobić dla Halki!
Daniel Passent miał kiedyś sugerować, by w filharmonii stawiać wszystkim piwo — to powinno zwiększyć frekwencję 😉
Mnie się już dostało za brak szacunku dla pasztetówki. A z piwem to może przesada, ale przecież kiedyś żadnych trunków w filharmoniach nie bywało, a teraz w Operze Bałtyckiej i w Filharmonii Bałtyckiej na melomanów czekają wczesniej przygotowane baterie kieliszków napełnionych winem białym, czerwonym i wermutami. Co prawda trzeba zapłacić 6-7 złotych za zawartoścć kieliszka, ale na pewno wielu bywalców jest ukontentowanych.
Halkę ktoś u nas wystawia. Czytałem wywiad z reżyserem czy z panią reżyser, nie pamiętam. Ma być, zdaje się uwspółcześniona, jak wszystko obecnie. Jak zrozumiałem, MM suitę jakąś z tego zrobi czy coś w tym rodzaju. Intensyfikacja związków MM z naszym krajem bardzo mnie cieszy.
U nas wystawiają Zaczarowany Flet. Też uwspółcześniony. Zamiast straszliwego węża tłum młodych kobiet. Ponoć wizja ma być równie przerażająca. Może coś w tym jest.
MM daje z SV koncert 13 kwietnia w Warszawie, ale tylko z Beciem – Drugą i Piątą.
Stanisławie:
O! To już byłem kiedyś na koncercie, gdzie wino stawiał sponsor za darmo! (Przedkryzysowym koncercie, że dopowiem.) A i tak frekwencja była średnia… Cóż, chyba Schnittke i Becio w programie zniechęcili… (Swoją drogą, ja miałem okres radykalnie abstynencki, a koleżanka brała jakieś leki i też nie mogła — nie dowiedzieliśmy się więc, czy wino było dobre.)
PS.
Chochlik mi podpowiada arcynowatorski zabieg reżyserski, za który PK mnie chyba ten, tego… Zabieg prosty — na scenie nie ma nic, za to widzowie dostają odpowiednie „dopalacze” przy wejściu…
Jakie „ten, tego”? To wcale nie tak nowatorski zabieg 😉 A swoją drogą czasem kiedy człowiek musi zostać na wydarzeniu do końca, pije w przerwie, żeby dotrwać… 😆
Bobisławie! 😆
Siedzę i tłumaczę instrukcję obsługi.
Dla siebie.
A im więcej, tym mniej wiem i rozumiem. 🙁
PAK-u, taki pomysł był u Lema, z dobrynami. Tyle że dotyczył całej rzeczywistości, nie tylko jej muzycznej części. 🙂
Wiadomo, Lem wszystko wymyślił… 😉
Bobiczek już przyfrunął 😀
Lietuczaja sobaka???????
Eto nieobycznaja sobaczka 😉
Tak toczno!
Kolejny intensywny dzień mazurkowy. Świetny koncert Kapeli Brodów z gościnnym skrzypkiem z Rzeszowskiego Janem Cebulą oraz z Mariusem Petersonem i Sofią Joons z Estonii. Marius zapowiadał po polsku, niestety jak dla mnie było ich za mało (grupy polska i estońska grały na przemian, a parę rzeczy razem). Pamiętam Mariusa, kiedy jeszcze jako dziecko przyjeżdżał z zespołem Linnamuusikud na Pieśń Naszych Korzeni – najpierw do Starego Sącza, potem do Jarosławia. Teraz robi wiele różnych rzeczy, zwykle znakomicie: jest aktorem, reżyserem, ma swój teatr, mimochonem śpiewa w zespole Graindelavoix, ostatnio dostał jakąś wielką nagrodę estońską dla młodych artystów, a poza tym jest propagatorem kultury polskiej w Estonii. Ożenił się ze Sławką Borowską, bywalczynią tego festiwalu; ona dziś pracuje w ambasadzie w Tallinnie i właśnie mi opowiadała o licznych imprezach chopinowskich tam organizowanych:
http://www.tallinn.polemb.net/?document=290
m.in. o tym, że w maju sadzą 300 róż „Fryderyk Chopin” 😀
Ale o muzyce: Marius i Sofia grali i śpiewali tańce szwedzkie – polska (pochodzące z jakiejś wyspy estońskiej, której nazwy nie zapamiętałam, a na której mieszkali Szwedzi i przechowali dawną muzykę).
A potem byli szaleni Bretończycy, którzy wszystkich kompletnie ogłuszyli z wielkim wdziękiem – bombardy i tamtejsze dudy tak hałasują, że żałowałam, że nie wzięłam stopperów 😉 Ale mazurki też były. Najlepszy był koniec, bo zespół wstał i wyprowadził publiczność z sali do foyer, a potem na ulicę, żeby przejść kawałkiem Krakowskiego Przedmieścia do Skweru, gdzie był klub festiwalowy.
Bretończycy mają specyficzne poczucie humoru. Wykonali dwie mazurki-ballady z surrealistycznymi tekstami. Jeden feministyczny: kobieta mówi, że przywiązuje męża na noc w nogach łóżka i że żony, które słuchają mężów, są frajerkami. Drugi antyklerykalny (?): pewna pani obudziła się rano bez koszuli nocnej. Szukała jej i zamiast niej znalazła kapelusz księdza. Potem ksiądz poszedł odprawiać mszę w koszuli tej pani, a cała wieś się z niego śmiała 😀
Pobutka.
Ciekawe, dlaczego Moniuszko dobry na Płock, a na Studio Lutosławskiego nie za bardzo. Czy może ścisłe ramy czasowe transmisji wymusiły ograniczenie repertuaru w tym dniu.
Ależ niesamowitym szczeniakiem był ten Kissin…
Ja też jestem ciekawa 😉 Ale nikt o tym jakoś nie mówi…
Nie potrafię się oderwać o d polityki. Nie chcę wchodzić w spory, czy Putin w Katyniu mógł lepiej lub gorzej. Nie będę analizował, co mówił, bo to dla mnie bez znaczenia. W tym sensie, że zawsze trzeba patrzec na to przez pryzmat uwarunkowań polityki wewnętrznej i zagranicznej.
Ale widok Putina klęczącego przed grobami polskich oficerów, to wydarzenie wielkie. Nawet przy założeniu, że może to być pusty gest. Taki gest wymagał przełamania paru tabu dotychczas nieprzełamywalnych. M.in. tabu nadrzędności polityki imperialnej nad wszystkim innym a także tabu poważnego traktowania polaczków, wiecznych mącicieli w rosyjskim imperium.
Bardzo mnie to cieszy, bo zawsze byłem rusofilem pomimo bardzo antysocjalistycznych poglądów. Jakoś można te sprawy oddzielić.
My tu specjalnie o polityce nie mówimy, ale też uważam, że to gest w dobrą stronę 🙂
Najlepszy performens Kissina to koncert Czajkowskiego z uberfuhrerem dyrygentów (znaczy się HvK).
Kissin sztywny, jakby kij połknął, ale gra świetnie. Zresztą gdzieś potem mówił, jaką miał wtedy potworną tremę. Karajan za to ledwo trzyma się na nogach. Ze srebrnej grzywy i groźnie zamkniętych oczu został mamlający dziadek. Aż żal patrzeć.
Komunikat dla chomiko-wiewiórek:
Bardzo ciekawie wyglądająca seria „85 Koncertów na 85-lecie Polskiego Radia”.
Dziś POK z Maksymiukiem z 1996 (zapomniałem wstawić nagrywanie. Jeśli ktoś nagrywa, będę wielce dźwięczny).
Za tydzień recitale Richtera z WJ 1980 – solo i w ansamblach.
Latającym psem jestem bardzo chętnie. One mają takie piękne łacińskie ksywki – Pteropus vampyrus albo Pteropus giganteus. Zastanawiam się właśnie, którą z nich będę się przedstawiał w sytuacjach wymagających dostojności, na przykład podcas spotkań z królową angielską lub z Pierwszym Psem w Waszyngtonie. 🙂
Chyba Pteropies… 🙄
Przecież to zwykłe latające myszy są…
Latający pies w odniesieniu do nietoperza to chyba germanizm. Mnie bardziej pasuje w odniesieniu do Bobika Glaucomys volans. Jako mały szczeniak (według własnych oświadczeń) nie może być Giganteusem, chyba, że Giganteusem rozumu.
Gostka pomysł dobry. Jeszce ornitopies
Germanizm? Fledermaus? Chauve-souris?
Wyskoczyło mi, gdy wstawałem od biurka. Myślałem najpierw o ornipsie, ale Bobik jako pies orny w ogóle nie wchodzi w rachubę.
Miałem na myśli Flughunde, który jeszcze występuje w paru rozwinięciach
Jeszcze pomisteryjnie w Dwytygodniku: http://www.dwutygodnik.com.pl/artykul/1035-misteria-paschalia-2010-wielki-tydzien.html
Całe szczęście, że już słyszałam Uwerturę do Halki i Tańce góralskie na koncercie MM z SV w Warszawie, bo by mnie chyba w poniedziałek zupełnie skręciło, że nie jestem w Płocku (a tak skręci tylko do pewnego stopnia).
A te mazurki świata smakowite… Skubnęłoby się 🙂
Nie wiedziałam, że Marius śpiewa w Graindelavoix.
Znam zakaz tematów politycznych, ale wydawało mi się, że to akurat nie powinno budzic kontrowersji specjalnych. Tymczasem polityka wciska się drzwiami i oknami. Karajana wielbiono powszechnie. Zaraz po wojnie dostał zakaz publicznego występowania. Co prawda zakaz cofnięto już po roku, ale odium pozostało i chyba miało pewien wpływ na ocenę artystyczną. Po prostu bardziej krytycznie do wszystkiego podchodzono. Niektórzy nadal czczą go jako artystę, inni uważają za dyrygenta utalentowanego, ale z bardzo licznymi niedostatkami. W sumie wyszedł na dyrygenta najbardziej kontrowersyjnego. Mnie się zastrzeżenia artystyczne wydają nieco przesadzone, ale odbiór muzyki jest przeciez bardzo subiektywny.
Karajan doprowadził do perfekcji brzmienie Berlińczyków. To jest główny powód, dla którego lubię płyty z nim – brzmienie orkiestry 🙂
Bardzo dobrze ogarniał strukturę utworu jako całości, ale różne szpanerskie zabiegi wykonawcze powodowały, że niektóre wykonania brzmią histerycznie (9 symfonia Schuberta na przykład) albo przyduszone – byle dalej do przodu.
Mazurki smakowite, ale ja dziś z nich rezygnuje na korzyść innych smakowitości:
http://www.mazoviabaroque.pl/projekt.php?id_harm=2
Mój kolega z pokoju tal lubi słuchać symfonii Becia pod batutą Karajana, że każde inne wykonanie wydaje się nie takie, jak trzeba. Ja też z płyt Karajana jestem zadowolony, ale nie mam ich dużo. Bardzo mi sie podoba Requiem Mozarta. Wielkie wzięcie miał w operach, szczególnie Wagnera. Opinia, że niektóre rzeczy były odegrane – byle dalej do przodu, wcale mnie nie dziwi. Przy tak wielkiej ilości nagrań w tym samym mniej więcej czasie, ilość nie może przechodzić w jakość.
PK to ma dobrze.
Podstawa to urozmaicone menu 🙂 Dobrze, że będzie można też poskubać w niedzielę w eterze: http://www.polskieradio.pl/dwojka/audycje/artykul150811.html
Requiem Mozarta w wykonaniu HvK z kolei brzmi jak Brahms, ale ma swoje zalety.
Z „brzmieniem nie tak” to jest często „symptom pierwszego wykonania” – Tak bardzo przyzwyczajasz się do wykonania utworu, który słyszysz po raz pierwszy, że wszystkie kolejne wydają ci się dziwne.
Ja tak mam z I symfonią Mahlera z Walterem na przykład.
Informacja złośliwa:
Bilety na Antona pod Semkowem wyprzedane! Wczoraj kupiłem 2 ostatnie (!!!) na sobotę 29 V.
A i tak wiem, że będzie exodus publisi po drugiej części symfonii. Wiem to, bo już raz to widziałem pod Skrową, a wtedy jeszcze głośne fotele w FN były i skrzypiała podłoga 😛
Przepraszam – jeszcze kilka w pierwszym rzędzie zostało, ale piątek wyprzedany.
To jest myśl, poczekać przed drzwiami, odebrać bilety od wychodzącej publisi i darmo załapać się na drugą część koncertu ❗
Z publicznością jest tak, że na niezłe, ale nie elektryzujące największymi nazwiskami, koncery bilety można dostać i słuchać komfortowo. Przy dużych nazwiskach trzeba się zabijać w sprawie biletów, a potem VIPy przeszkadzają w słuchaniu.
Pozdrawiam do poniedziałku
W weekend mam jeszcze inny problem, bo dziś też zaczyna się to.
@foma:
Problem w tym, że jedyny punkt programu to VIII symfonia Brucknera.
80 minut muzyki bez przerwy. Nie ma zmiłuj…
Hi, hi… A propos linku od Beaty z 13:28, taki cytacik z bliżej mi nieznanej pani Katarzyny Kuszyńskiej:
„Trzeba mieć wrażliwość słupa soli albo Doroty Szwarcman” (żeby się nie zachwycić Jarousskym). Na szczęście pod moim nazwiskiem jest link i można przeczytać, co na moim blogu było na ten temat napisane naprawdę.
Pani Kuszyńska na dodatek wielbi „wielkość Christiny Pluhar” pisząc jej nazwisko przez ch 😉
A w najbliższy wtorek, akurat w dzień koncertu MM w Warszawie i to też od 19, retransmisja „Pasji Janowej” z Misteriów Paschaliów w Dwójce
http://www.polskieradio.pl/dwojka/audycje/artykul153246.html
Gostku,
nie mówię, że to rozwiązanie załatwia wszystko, ale w części przypadków…
foma, moja koleżanka uprawiała to przechwytywanie biletów pasjami na stypendium w Berlinie. Oj nasłuchała się ona wtedy wielkich artystów scen światowych w Filharmonii Berlinskiej i poznała kawał repertuaru, nie wydając przy tym ani grosza…
PK, no bo przecież „nie może nie zachwycać nas, a więc zachwyca” 😉
A teraz MM z japońskimi napisami: http://www.youtube.com/watch?v=1DIOWpL0GqQ
Nie wiem, czy wypada o tym mówić, ale podczas przerw w FN, duża część melomanów wychodzi na zewnątrz przewietrzyć sobie płuca świeżym dymem.
Kiedy wracają, nikt już nie sprawdza biletów…
A propos „nie może nie zachwycać nas”, to ciekawa dyskusyjka wywiązała się pod tekstem Jacka Hawryluka:
http://forum.gazeta.pl/forum/w,904,109715809,,Misteria_Minkowskiego.html?v=2
Coś takie mam wrażenie, że vigneto.monty to nasz monty, a jentyk12 – to nasz PMK (rodzaj argumentów i emocjonalność za tym przemawia), ale o ileż tu język mniej, hm… elegancki… Anonimowość podkręca 🙁
A chce ktoś iść we wtorek na MM/SV z Beciem? 🙂
Ja „chcem, ale nie mogem” 🙁 , bo akurat mam cały dzień szkolenie.
Ja się wybieram, ale nie wiem, czy dotrę…
Bo w razie czego mogę wprowadzić 🙂
Bardzo dziękuję, mam wypracowane własne wejście 😀 ale nie wiem czy będę miał czas dotrzeć, po prostu… 🙁
Ja chcę! 🙂
Bede wdzieczna. 🙂
OK 🙂
Dzięki serdeczne! 🙂
Tymczasem PK zniknęła z recenzji w Dwutygodniku…
Efekt Dywanu…
A ja sobie siedzę i słucham płyt. 😀
Nie pamiętam już, kiedy miałam taką możliwość.
Mam zamiar przegrać wszystko na dysk i podłączyć się liniowo do radia w celu nagrywania również radia.
Ha, jak niewiele mi do szczęścia potrzeba, przynajmniej w tej chwili.
Gostku, byle nie „nalot Dywanowy” 😆
Ale PluCHar jest nadal 🙁
Wróciłam z koncertu, bardzo urodziwego, tylko z niewielką ilością publiczności 🙁 Ale nie dziwię się, jak już wspomniałam, sama miałam trudność, gdzie dziś iść, mam też problem, gdzie iść jutro i pojutrze…
Napiszę potem, teraz muszę się posilić.
A ja mam problem, że muszę iść tam, gdzie muszę 😉
No to współczuję 😉