W 60 lat później

Dokładnie 21 lutego 1955 r. odbył się pierwszy koncert orkiestry warszawskiej filharmonii w odbudowanej siedzibie, będący zarazem inauguracją Konkursu Chopinowskiego. Tego dnia otrzymała ona status Filharmonii Narodowej.

Dziś też był koncert. Nie nawiązywał do tamtego w żaden sposób. Po prostu był Mozart, dyrygował młody i energiczny Nicholas Collon, a jako solistka wystąpiła pianistka Ingrid Jacoby. W programie znalazła się muzyka baletowa z opery Idomeneo, Koncert B-dur KV 525 i Symfonia g-moll KV 550. Nie będę się nad samym tym koncertem rozwodzić, powiem tylko, że ciężko już mi się słucha takiego masywnego Mozarta; pani Jacoby też grała dość masywnie. Rozumiem w tym momencie, co miała na myśli wybitna klawesynistka Elżbieta Chojnacka, kiedy mawiała, że dźwięk współczesnego fortepianu jest dla niej „za tłusty”…

Ale ważne dziś było coś innego: przybyli muzycy z owego składu orkiestrowego z 1955 r. Było ich czworo: skrzypek Zygmunt Palczewski, altowiolista Stefan Kamasa, puzonista Juliusz Pietrachowicz i harfistka Jadwiga Kotońska. Plus – ale za to jaki plus! – solistka, która wówczas wystąpiła, przez lata etatowo pracująca w Filharmonii Narodowej Wanda Wiłkomirska. Podczas przerwy w tzw. gabinecie rządowym zostali uhonorowani: wręczono im kwiaty oraz pierwsze egzemplarze płyty z rejestracją owego koncertu, wydanej właśnie przez Warner Music Poland. (Prof. Kamasa wspomniał na tym spotkaniu czasy nawet jeszcze o parę lat wcześniejsze, kiedy to nie mając mieszkania koczował w gabinecie dyr. Witolda Rowickiego „po czwartej”…)

Płytka dostała się i mnie i natychmiast po powrocie do domu wrzuciłam ją do odtwarzacza. Oczywiście rewelacyjnej jakości dźwięku nie było co się tu spodziewać, ale temperaturę sali ta rejestracja oddaje. Koncert rozpoczął się hymnem granym i śpiewanym (jakiś mikrofon chyba musiał wisieć koło czyneli…), potem były przemówienia ministra kultury Włodzimierza Sokorskiego, który ogłosił nadanie orkiestrze nowego staturu i nazwy, oraz Jarosława Iwaszkiewicza, który zwracając się do obecnych na sali uczestników i jurorów Konkursu Chopinowskiego mówił o Chopinie.

Potem pod batutą Witolda Rowickiego zabrzmiała Bajka Moniuszki, I Koncert skrzypcowy Szymanowskiego (interpretacja 26-letniej Wiłkomirskiej – genialna!), wreszcie świetne wykonanie Koncertu na orkiestrę Lutosławskiego, dość wówczas świeżego, ponieważ jego prawykonanie odbyło się w listopadzie poprzedniego roku, w tej samej interpretacji (utwór został dedykowany właśnie Rowickiemu). Uderza precyzja wykonania, efektowność i młodzieńczy entuzjazm – bo przecież ci muzycy byli wówczas w większości młodzi, nawet bardzo młodzi! Taki prof. Kamasa miał 25 lat i już był koncertmistrzem altówek. Także Rowicki miał wtedy swój najlepszy chyba okres. Ja go już niestety pamiętam ze schyłkowego okresu, z lat 70., kiedy to było mu chyba jakoś coraz bardziej wszystko jedno.