Zamiast podpalać komitety…
…lepiej zakładać własne, powiedział kiedyś Jacek Kuroń i tak powstał KOR. Toutes proportion gardées, powstaje właśnie projekt nowego pisma muzycznego, jako że to, co jest na rynku, niewielu zadowala.
Brak jest dziś pisma dla inteligentnych czytelników, którzy kochają muzykę. Tych, którzy już wiedzą o niej dużo, i tych, którzy chcieliby się czegoś naprawdę dowiedzieć od kompetentnych i doświadczonych ludzi. Tych, których nie zadowalają fajerwerki, za którymi niewiele się kryje. Tych, którzy owszem, chcą pisma nowoczesnego, ale też treściwego, opisującego idee, a nie układy towarzyskie.
Oczywiście są pisma, które spełniają jakoś swoje funkcje. Coraz ciekawsza jest np. wrocławska „Muzyka w mieście”, ale jest to pismo tworzone wokół jednej określonej instytucji – Narodowego Forum Muzyki. Z ambitnych jest „Glissando”, ale dotyczy tylko jednej działki, choć szeroko pojętej – muzyki współczesnej. Jest jeszcze trochę inicjatyw internetowych, z których najciekawsza chyba jest meakultura.pl.
„Twoja Muza” czy „Muzyka 21” niespecjalnie spełniają powyższe warunki. Nie ma też pism poważnych, muzykologicznych – właśnie, jak się dowiadujemy, Ministerstwo Szkolnictwa Wyższego obcięło fundusze na pisma akademickie, więc nie będzie poznańskiego „Res Facta Nova”.
Osobną sprawą jest wielki niewypał „neo-Ruchu Muzycznego”. Wychodzą kolejne numery i niewiele z tego wynika. Nowy rednacz uprawiał przez półtora roku propagandę sukcesu opowiadając, jak to on podniesie czytelnictwo robiąc nowoczesne pismo. Jak ta nowoczesność w wykonaniu obecnym wygląda, widzimy gołym okiem. A czytelnictwo… Dość powiedzieć, że przy nakładzie odrobinę przekraczającym 1000 egz. sprzedaje się, łącznie z prenumeratą, niewiele ponad 600 egz. Poprzednia wersja „RM” miała taką samą sprzedawalność, ale trzeba jeszcze wziąć pod uwagę, że była dwutygodnikiem, obecna zaś jest miesięcznikiem, czyli jakby nie patrząc, czytelnictwo jest dziś dwa razy gorsze. Nie pomogły więc cuda niewidy, felietony średnich literatów, wydziwione zdjęcia i makieta z wygryzionymi artystycznie literkami.
Potrzeba więc czegoś nowego i na poziomie. Na czele inicjatywy stoi Marcin Gmys, bardzo mądry i kompetentny człowiek. To właśnie jego wymyślili na swojego ewentualnego nowego szefa redaktorzy poprzedniego „RM”, którzy, zdesperowani trwaniem w status quo i niechęcią do zmian poprzedniego redaktora naczelnego Olgierda Pisarenki, chcieli zmienić pismo, unowocześnić je, nadać mu życia. Ale Grzegorz Gauden, dyrektor Instytutu Książki, odmówił jakichkolwiek rozmów z zespołem i zatrudnił swojego protegowanego. Resztę znamy: wszyscy wartościowi redaktorzy odeszli lub zostali wyrzuceni (na ich miejsce przyszły osoby początkujące w zawodzie). Został tylko, o ironio, Olgierd Pisarenko.
Ze „związku wypędzonych” każde jakoś tam żyje dalej, bo to znakomici fachowcy (tyle że ten rynek jest trudny i ubogi). Parę osób rozwinęło się internetowo: swój blog ma Dorota Kozińska i Monika Pasiecznik; Krzysztof Kwiatkowski blogu nie prowadzi, ale można tu też przypomnieć jego teksty. Szkoda jednak tych ludzi na jakąś partyzantkę, warto szerzej wykorzystać ich umiejętności. No i mają wolę stworzenia czegoś nowego i fajnego. Chcemy zwrócić się do MKiDN o poparcie dla tej inicjatywy. A co Wy na to? I czego chcielibyście w nowym piśmie?
Komentarze
Szczerze mówiąc to mi się już nawet nie chce czekać na polskie pismo muzyczne w wersji papierowej, zwłaszcza, że chyba nie sprawdza się na dłuższą metę formuła „dla każdego coś miłego”. Nie bardzo się udaje np. łączenie wokalistyki z muzyką instrumentalną, bo melomani, którzy np. słuchają przede wszystkim opery chcą sięgać po periodyk szeroko i głęboko opisujący życie operowe w całym kraju i, oczywiście, Europie. Dla mnie też ważne jest, żeby krytyk, mając oczywiście pełne prawo do swojego gustu, preferencji i uprzedzeń jednak nie manifestował swojego pogardliwego stosunku do jakiegoś gatunku, repertuaru, okresu w muzyce.
Moim zdaniem powinien się ożywić polski Internet. Istnieją już autorskie blogi profesjonalistów i amatorów – chciałoby się, żeby były w polskiej sieci witryny muzyczne takie jakie są w sporej ilości we Francji czy Niemczech. I dobrze gdyby były one interaktywne, żeby czytelnik-meloman miał możliwość wchodzenia w dialog z krytykiem. To takie moje, być może, niezgrabne tęsknoty. Powiem tak: bardzo cenię jako czytelnik kilku polskich autorów-krytyków muzycznych, ale, szczerze mówiąc, wszystkie pisma o muzyce jakie pamiętam (z odległej przeszłości np. „Studio”) raczej mnie rozczarowały formułą. Starały się pisać o różnych aspektach nie zgłębiając żadnego z nich. O Twojej Muzie czy Muzyce21 to nawet nie chcę wspominać. Pierwszej należy się „ban” za samą beznadziejną nazwę, a drugie pismo wspominam właściwie jako raczej amatorskie z mnóstwem materiałów od wytwórni płytowych co mi się jakoś nie kojarzy z niezależnością recenzencką. To tyle od mnie „na gorąco”.
„…lepiej zakładać własne” tu nie bardzo pasuje, bo to było własne – do czasu… Oczywiście w zaistniałej sytuacji – choć szkoda historycznego tytułu „RM” – lepiej działać, niż wycofywać się do niszy internetowej. Wiem, śmiesznie to brzmi, ale czy wszechwiedzący, nieomylny i nigdy niezasypiający (jak Allah) INTERNET zdoła wyżywić naszych ulubionych redaktorów??? Śmiem wątpić.
@Niku, naprawdę uważasz, że Internet to nisza? To chyba raczej inwestowanie w papierowe wersje to dzisiaj głęboka nisza. W Berlinie wychodził przez lata operowy „Orpheus”, który, niestety, się zwinął i teraz nadaje już jako czysto prywatne przedsięwzięcie w Internecie. Generalnie to chyba z samego pisania o muzyce tzw. poważnej gdziekolwiek trudno się wyżywić.
Dzień dobry 🙂
@ Niku – witam. Na temat pierwszego zdania nie będziemy dyskutować, w końcu to ja byłam świadkiem – nie samego powiedzenia, ale historii… Mniejsza z tym, nie rozmawiamy tu o polityce, tylko o muzyce.
Natomiast co do reszty zgadzam się w stu procentach – Internet nie wyżywi nikogo, zwłaszcza w Polsce. Chyba że jest to odnoga pisma papierowego, a to i tak strona internetowa pisma jest traktowana jako odnoga właśnie, jak to jest np. z moim blogiem – to na tekstach papierowych i umowie etatowej z redakcją „Polityki” zarabiam, a nie na blogu. Koleżanki, które wymieniam we wpisie, założyły swoje blogi zupełnie prywatnie i nikt im za to nie płaci. To jest w Polsce działalność absolutnie hobbystyczna. Dziewczyny z portalu meakultura.pl co jakiś czas mnie pytają, jak szukać pomocy finansowej, a ja po prostu nie wiem, co im poradzić, choć bardzo bym chciała.
@ Robert2 – przykład „Orpheusa” nie jest dobry, bo po pierwsze to są Niemcy, gdzie krytyka operowa jeszcze tego i owego obchodzi, więc jak komuś zależy, to zapłaci za dostęp. W Polsce internauta jest leniwy i anarchistyczny (w większości) i chce wszystkiego za darmo. Dobry poziom otrzymuje za to nader rzadko. Internet długo jeszcze nie będzie jedynym źródłem informacji.
Inny problem: czy rzeczywiście system pisma „dla każdego coś miłego” to przeżytek i już zawsze będziemy dzielić się na nisze – operową, instrumentalną, solistyczną, orkiestrową, pieśniową, oratoryjną itd.itp. bo możliwości jest nieskończona ilość? Myślę, że to krótkowzroczne. Wydaje mi się też, że nic się nie stanie operomanowi, jeśli wciągnie go ciekawy artykuł na temat pianistyki, a są też tacy, którzy równie chętnie przeczytają w tym samym piśmie esej o Brahmsie i o Messiaenie. Poszerzanie horyzontów, a nie trzymanie się kurczowo jednej niszy, wydaje mi się bardziej dalekowzroczną postawą. I znam bardzo wielu tak wszechstronnych melomanów.
Jedno słuszne: z samego pisania o muzyce tzw. poważnej gdziekolwiek rzeczywiście trudno się wyżywić. Stąd poszukiwania wsparcia. Całkowicie utrzymujący się z pieniędzy państwowych jest „neo-RM”, który jest jedynym w tej chwili muzycznym pismem patronackim. Po wynikach sprzedaży widać (a dotyczą one zeszłego roku, w tym roku niewykluczone, że jeszcze spadły), że pieniądze te się raczej marnują, zwłaszcza że koszt wydania pojedynczego numeru bardzo wzrósł. Ale swoją drogą zachodzi pytanie, czy może rzeczywiście tak jest, że ludziom już po prostu nie chce się kupować prasy papierowej, nieważne, czy dobra, czy zła. Może warto więc spróbować zrobić dobrą i sprawdzić, czy będzie miała popyt, a potem się zobaczy.
Słusznie prawi Szanowna Przedmówczyni.
Pewnie, że byłoby idealnie gdyby powstało pismo „poszerzające horyzonty”. Ja sam, jako meloman, oczywiście staram się w miarę możliwości czasowych i innych słuchać różnych rzeczy nawet jeśli wokalistyka jest dla mnie bazą. Tylko, że wszystkie dotychczasowe próby zrobienia takiego wydawnictwa jakoś mnie nie przekonały. Nawet, szczerze mówiąc, zagraniczne tytuły „o wszystkim” jakoś prędzej czy później obniżyły loty. Na pewno pisma operowego po polsku, w kraju gdzie mamy (obojętnie jak je tam oceniać) kilka scen operowych, kilkoro światowej klasy śpiewaków i wziętych reżyserów, dyrygentów, mnie brakuje. Jakoś z różnych podejmowanych inicjatyw w Warszawie czy Poznaniu nic się nie przebiło na arenę ogólnopolską. A szkoda 🙁
Ale jasne – próbować warto. Jeśli zbiorą się dobrzy autorzy, ktoś jednak w ten projekt zainwestuje i będzie to redaktorsko innowacyjne to czemu nie. Jako potencjalny czytelnik pierwszy za powodzenie takiego pisma zmówię pacierz.
A ta jakby nowa wersja „Orfeusza” jest zupełnie za darmo. Takie francuskie opiniotwórcze witryny jak Altamusica, Res Musica, Concertclassic, Forum Opera też są przecież za free.
PS. Nie bardzo się znam na rynku prasowym, a już zwłaszcza w Polsce. Ale przyszło mi do głowy, że chyba tylko jakieś duże koncerny medialne w rodzaju Agory byłoby stać na zrobienie takiego ambitnego pisma muzycznego plus jakaś celowa dotacja ministerialna.
Zagraniczne duże pisma muzyczne w sumie też utrzymywane są przez duże wydawnictwa, które wydając, nie wiem, jakieś kolorowe masówki mają gest wydać nadwyżkę finansową na pismo bardziej „niszowe”…
Szanowna Pani Redaktor !
Czasopismo finansowane choćby w części przez MKiDN nie jest dobrym pomysłem… Ponieważ nie można na jego łamach krytykować poczynań Ministerstwa, a te jak wiemy nie jest nieomylne… Nikt nie chce finansować swoich własnych krytyków… Tak więc kółko się zamyka…
Nie tyle „internet”, co „media elektroniczne”. One faktycznie nie są już niszą, ale nie wiem czy ktoś w Polsce robił badania chęci potencjalnych czytelników takich materiałów do korzystania z form elektronicznych.
Pamiętajcie niestety, ile takich pism już zdążyło upaść – ich nie ma komu czytać!
…w tym prestiżowa PWNowska „Klasyka”.
@Gostek Przelotem:
Drogi papier, dołączane płyty, chęć dystrybucja ‚papierowa’ (co oznaczało, że w miejscach gdzie mniej była wzięta, widziałem numery leżące w kiosku ‚od nowości’ przez dobry rok)…
Takich problemów pismo ‚elektroniczne’ nie ma. (Z drugiej strony, rynek reklamowy dużo gorszy niż w końcu XX wieku.) Za to problemem byłyby opłaty. Ja się nie zgodzę z Panią Kierowniczką, że problemem jest sama anarchizm odbiorców, bo pewne przyzwolenie na opłaty istnieje. Ale nie mogą być one wysokie. A medium niszowe oznacza, że nie mogą być jednocześnie niskie… Bez sponsora to się nie może udać.
PK brakuje mi podstawowej tutaj informacji dotyczącej projektowanego pisma do MKiDN. Mianowicie częstotliwości ukazywania się proponowanego pisma. Częstotliwość owa ma niebagatelny związek z zawartością – jeżeli miałby to być dwutygodnik, to udział materiałów omawiających mniej więcej na bieżąco aktualne wydarzenia byłby zapewne większy. W przypadku miesięcznika rzecz wymagałaby burzy mózgów i przedyskutowania, czy to miałyby być klasycznie recenzenckie teksty, czy raczej eseje z recenzenckimi akcentami (mniej lub bardziej licznymi). Krótko mówiąc: czy to ma być pokazanie jak powinien być właściwie wydawany Ruch Muzyczny, czy też rzecz idzie o stworzenie nowej koncepcji.
Dla mnie osobiście poza dyskusją jest szeroka formuła pisma. Drugą rzeczą jest spowodowanie, aby sięgnęła po nie ta grupa, która nie sięgała zarówno po stary RM, jak i po jego nową mutację – czyli uczniowie i studenci szkół muzycznych. Zdumiewające było i jest dla mnie, że przy tej ilości akademii muzycznych, szkół I i II stopnia sprzedaż jest jaka jest. Zapewne jest to tylko fragment większej niedoczytującej i nieeksplorującej całości uczącej (się) – dlatego tylko to sygnalizuję.
Poza dyskusją jest również strona graficzna i format pisma – ale w tej chwili są to kwestie drugoetapowe.
I jeszcze jedno pytanie o zwrot „poparcie” – należy zapewne rozumieć je jako jednoznaczną prośbę o dofinansowanie. Bo bezprzelewowego poparcia słownego pani Minister można być pewnym.
Do śp. „Klasyki” wracając, rozmawiałam ostatnio ze znajomym biznesmenem, który nawet chciał wesprzeć to pismo, ale PWM zbyt szybko (po roku) zrezygnował z jego wydawania. Jemu „Klasyka” bardzo się podobała. Co stało się nawiasem mówiąc z PWN-em, to osobny rozdział 👿
Co do częstotliwości, to rzeczywiście warto byłoby to określić, bo to wiązałoby się oczywiście z profilem. Natomiast jest to w tej chwili dzielenie skóry na niedźwiedziu, który chodzi po lesie, bo pytanie w tym momencie pada zasadnicze, na jaką częstotliwość można sobie pozwolić.
Pana Krzysztofa Korzenia rozumiem aż za dobrze 😈
Obawiam się, że wydawanie pism o profilu takim czy innym to jedno, a praca od podstaw to drugie, bo naprawdę nie będzie komu ich czytać, jakie by nie były.
Fantastyczna wiadomość! Trochę się dziwię, że tyle wątpliwości ten pomysł budzi. Moim zdaniem to pewniak. I to nie z powodu tematyki, częstotliwości, objętości, ujęcia specjalistycznego czy popularyzatorskiego ale ludzi, którzy tworzyli stary RM i którzy mogą się znaleźć w jego reinkarnacji. Ja czytałbym RM nawet gdyby pisano w nim wyłącznie o wyższości kalafonii z Pernambuko nad pastą do butów z Montrealu. To nie znaczy oczywiście, że muzyka w RM mnie interesowała, ale tam po prostu byli ludzie, którzy potrafili pisać! I to jest konkretna wartość. Trzymam kciuki!
Piotr K.
P.S.
A w ramach spamu: VI tom Lekcji muzyki Piotra Orawskiego w przyszłym tygodniu.
P.S.P.S.
miało być NIE interesowała
Hej, Piotrze, miło Cię widzieć razem z Twoim entuzjazmem 😉 Orawski, mam nadzieję, dobrze się sprzedaje? Podejrzewam, że tak, bo jego audycje miały wielu fanów.
Dobry wieczór,
A czy grupa inicjatywna przewiduje wysoce prawdopodobny scenariusz, w którym MKiDN otrzymawszy wniosek o wsparcie odpowie mniej więcej w ten sposób: „Ależ my przecież dajemy piniundz na takie właśnie czasopismo, jakie Państwo chcecie wydawać. Nazywa się Ruch Muzyczny. Przecież p. Grzegorz i p. Tomasz zapraszali wszystkich do współpracy.”
Nie wydaje mi się, żeby można było wbić dwa wenflony w jedną żyłę, że się tak medycznie wyrażę…
Oczywiscie nalezy brac pod uwage taka mozliwosc. Ale lepiej sprobowac na wszelki wypadek.
Tym bardziej, ze muzyka ma tylko jedno pismo patronackie, a np. teatr – ze cztery.
Lekcje muzyki się sprzedają, a jakże, głównie dzięki wąskiemu ale oddanemu gronu wielbicieli Piotra. Może dobrze by było też inne osoby zainteresować, bo jestem pewien, że tekst broni się sam w sobie, a z tym trochę gorzej nam idzie. Ale mamy czas, jeszcze kilka tomów do końca.
Ale wracając do RM nouveaux, jako etatowy digitalizator nie wyobrażam sobie już dziś takiego przedsięwzięcia tylko na papierze, każda nowa inicjatywa wydawnicza musi przebijać wszystkie pozostałe także technologicznie.
A to nie wiedziałem („teatr – ze cztery„).
W sprawie odpłatnych treści w internecie – prenumeruję „Politykę cyfrową”, bo wspieranie ostatniego (czy przedostatniego) na rynku tygodnika opinii uważam za swój moralny obowiązek. Wydaję na to niecałe 16 zł miesięcznie, czyli 190 zł rocznie. Załóżmy, że znajdziemy trzystu prenumeratorów chcących wydać tyle samo rocznie na opiniotwórcze czasopismo muzyczne redagowane na wysokim poziomie. Mamy 57 tysięcy złotych. Za to, przepraszam za dosadność, można zorganizować najwyżej niezbyt wystawne wesele, a nie dwutygodnik. Nawet jeśli będziemy mieli dwukrotnie czy trzykrotnie większy budżet, nie zmieszczą się w nim nawet najbardziej dziadowskie etaty, nie mówiąc już o innych kosztach. Nawet jeśli stanie się cud i namówimy wszystkie instytucje muzyczne w Polsce (12 oper, 27 filharmonii, itp) do solidarnego reklamowania się w tym piśmie (typu 2-3 tysiące rocznie w zamian za informacje repertuarowe, rzetelne recenzje, coś w tym stylu), to i tak jesteśmy poniżej minimum potrzebnego do przetrwania. O ile dobrze pamiętam, dotacja ministerialna do „RM” była na poziomie 750 tysięcy złotych rocznie. Podejrzewam, że przy rezygnacji z wersji drukowanej można by przymierzyć się do budżetu rzędu 500 tysięcy w skali roku. Poniżej będzie trudno.
Prenumerata swoją drogą, a reklama swoją. Przecież muszą być reklamodawcy.
…komercyjni reklamodawcy, nie biedujące filharmonie (których występy jeszcze zostaną obsmarowane przez niezłomnych recenzentów 😛 )
Czasopisma patronackie poświęcone teatrowi, wydawane przez Instytut Książki:
– „Teatr”,
– „Dialog”,
– „Notatnik teatralny”,
– „Teatr lalek”.
Literacko-interdyscyplinarne: „Nowe Książki”, „Literatura na świecie”, „Twórczość”, „Akcent”, „Odra”.
Ponadto jest „Ruch Muzyczny” i „Nowaja Polsza”.
Ciekawy status ma miesięcznik „Kino”, zwłaszcza w świetle niezależności od Instytutu Książki:
http://kino.org.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=2151&Itemid=1355
Teatralne „Didaskalia” także mają inne umocowanie:
http://www.didaskalia.pl/
„Odra” jest współfinansowana przez Instytut Książki i wrocławski OKiS.
Może to szalony pomysł, ale zbudować przy ‚Dwójce’ coś takiego jak BBC Music Magazine przy radiu BBC3. Więcej: kombajn medialny o muzyce – portal z dźwiękiem, tekstem, obrazem. Przy tym miejsce również na teksty treściwe, nie tylko wstępy I wyciągi z dźwięków. Era dziennikarstwa jednomedialnego kończy się. Nie oznacza to, że Pani Kierowniczka teraz ma mieć w jednej ręce pióro, w drugiej mikrofon, a na czole kamerę :-), ale przecież już multimedialnie tworzy, inkrustując bloga linkami do dźwięków i obrazów. Papier byłby częścią kombajnu, czemu nie. Mógłby mieć redakcję częściowo styczną z radiowo/internetową. W tym kierunku też Państwo myślą?
Obawiam się, że PR2 ledwo starcza na czynsz, never mind na luksusowe pisma i inne wodotryski.
Malutka Pobutka, bo już dawno nie było 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=_Chq1Ty0nyE
Dzień dobry!
Jolu, taka inicjatywa mogłaby leżeć wyłącznie w gestii Polskiego Radia, które raczej na coś takiego by nie poszło. Choć obiektywnie rzecz biorąc, byłoby to pewnie niegłupie.
Tak się jednak składa, że ta „grupa inicjatywna” nie jest formalnie związana z Polskim Radiem (a ono nie ma interesu wspierać „nie swoich”).
Gostek ma też rację z wyjątkiem tego czynszu, bo budynek jest całego Polskiego Radia i to ono całe płaci, nie mam pojęcia ile.
Pobutka!
https://www.youtube.com/watch?v=5053qKZQ5kg
Lekcje muzyki chętnie widziałbym w ebookach. A jeśli już to nowe muzyczne pismo powstanie, to też zamawiam wersję elektroniczną, i to czytnikową, a nie tylko pdf 🙂
Co do wsparcia, to można by było już na tym etapie spróbować pozyskać kogoś z biznesu. Taki mecenat nie jest u nas zbyt popularny, ale może akurat. Dotacja z ministerstwa nawet jak będzie, to opieranie się tylko na niej może na dłuższą metę nie wyjść na zdrowie 🙂
To była przenośnia literacka.
Łajza Pobutkowa 😆 Ale dwie też mogą być 😀
Czytam sobie tę dyskusję i, chcąc nie chcąc, dokonuję porównań między najbliższymi mi dziedzinami kultury: sztuką i muzyką klasyczną. Jakoś wydawało mi się, że muzyka ma się jednak lepiej. Inna jest dynamika prezentacji tych dziedzin. Łatwiej być melomanem, gdyż koncerty odbywają się bardzo często. To sprzyja podtrzymywaniu zainteresowania. Wystawy, jako przedsięwzięcia bardziej rozbudowane, dużo rzadziej. Wydawałoby się zatem, że choć niszowe wśród zalewu kultury popularnej, czasopisma muzyczne powinny mieć się dobrze. A tu wychodzi na jaw niestety bolesna prawda o współczesnym świecie. Te dziedziny mają się dobrze, w których jest możliwość zarobienie pieniędzy. I dlatego, jak mi się wydaje, czasopisma branżowe dotyczące sztuki, mają się dużo lepiej niż te muzyczne. Gdyż istnieje bardzo prężny rynek kolekcjonerski. Nie mam szczegółowiej wiedzy na temat rynku czasopism sztuki, ale patrząc na chociażby bogatą szatę graficzną Art&Business, takie wnioski wysuwam. I tak już niestety jest. Dlatego nie liczyłabym specjalnie na reklamy w czasopismach muzycznych. Kto miałby się tam reklamować? Uważam, że muszą być dotowane centralnie. Inna sprawa, że uważam, że czasopism specjalistycznych (choć mam tu na myśli raczej te naukowe) jest w Polsce za dużo. Nie wydaje mi się, ale może jestem w błędzie, żeby istniały mechanizmy weryfikacji jakość ich zawartości, np. na wzór weryfikacji poziomu kształcenia na uniwersytetach. Mam wrażenie, że jak już ktoś ma dotację, to potem trudno ją stracić.
Co do „Ruchu Muzycznego” i „Muzyki w Mieście”, to zaciekawiona dyskusjami na tym blogu zakupiłam obecnie już kolejny numer powyższych. Co też oznacza, że poprzedni był na tyle ciekawe, że chciałam kupić następny. Merytorycznie i ideologicznie nie mi się wypowiadać. Natomiast nie rozumiem narzekań na szatę graficzną „Ruchu”. Podoba mi się, Uważam, że jest nowoczesna i wyrazista. Czy może przyciągnąć nowych czytelników? Nie wydaje mi się, żeby to miał być argument. Natomiast chyba też nie podraża kosztów. Sam papier to tak i można by rozważyć, czy aż tak szlachetnie gruby jest niezbędny. Ale layout to chyba się raz projektuje i potem już jest.
@Frajde
Kiedy pojawił się pierwszy Neo-RM wytknięto tu na blogu pewne błędy merytoryczne w jego layoucie – niektórych rzeczy się po prostu nie robi.
Natomiast projekt layoutu jak najbardziej się zminia – „modernizuje” itp.
Co do pism dotyczących sztuki, to proszę zauważyć, że nie ma wśród nich w ogóle czasopism patronackich 🙂 Jest parę pism akademickich. No i te dotyczące rynku sztuki, ale to biznes.
Natomiast trochę im brakuje płaszczyzny do dyskusji w sprawach poważniejszych, ale też chyba środowisku średnio się chce takich płaszczyzn używać. Choć niedawno skarżył mi się ktoś, że np. nikt z krytyków sztuki nie prowadzi blogu podobnego do tego 😉 O sztuce współczesnej nie ma chyba nic. Kiedyś był „Obieg”, z którym nawet dawno temu bywałam zaprzyjaźniona; potem znikł, co jakiś czas wraca, ale trudno powiedzieć, żeby dziś odgrywał jakąś rolę. Kończy się na jakichś pojedynczych wydaniach „Krytyki Politycznej” 🙂
Dzień dobry 🙂
Jestem za, bo moja obserwacja jest taka, że dziś trzeba sobie po pierwsze odpowiedzieć na pytanie – czy my budujemy świadomość odbiorcy sztuki (w tym muzyki) w Polsce?
W tym, również internetowym, jakże często tak pustym a tak hałaśliwym bełkocie „wszystkich ze wszystkimi”, byłoby super jakby periodyk ów miał swoją podmiotowość i ją zachował. Jestem też za jego otwartą muzycznie strukturą, której nie nazywałbym jednak „dla każdego coś miłego”, tylko może lepiej, już konsekwentnie, „dla każdego coś ważnego”.
Dodam, że w tej grupie „każdy” znaleźli by się pewno i muzycy, bo to nie jest tak, że oni wcale nie potrzebują do rozmowy partnerów…
Jeśli zaś chodzi o biznes, naszym problemem jest przecież cieniutki udział przedsiębiorców w takich właśnie inwestycjach długofalowych. Pamiętając, że przecież i wielkie światowe kolekcje sztuki, czy szkoły wzornictwa, zostały stworzone w sposób bardzo zintegrowany przez artystów i biznesmanów, szukam właśnie teraz i melomana polskiego biznesu, który byłby świadom takiej inwestycji i zawierzyłby ludziom, którzy o muzyce mogliby i jemu trochę opowiedzieć. Kogo z „asów” rodzimego biznesu spotykamy na koncertach? Pozdrowienia M
@ mp/ww – dzięki za ten głos, bo rzeczywiście raczej powinno się mówić „dla każdego coś ważnego”. Jednak są ludzie, dla których to bywa ważne 🙂
Pani Doroto, jeżeli przez pisma patronackie rozumie Pani takie wydawane przez np. Instytut Książki, to może pod tę kategorię można by podciągnąć te wydawane przez Muzea Narodowe? Choć faktycznie mają one charakter bardziej akademicki i promują swoją działalność. Nie są płaszczyzną wymiany poglądów.
W przypadku sztuki wyraźniejsze niż w przypadku muzyki są podziały chronologiczne na tych, którzy zajmują się sztuką dawną i współczesną, uproszczając. Blogu dotyczącego sztuki dawnej, o podobnym zasięgu jak ten, chyba nie ma. Co do sztuki współczesnej nie wiem. To zwarte środowisko, które skupia się wokół różnych galerii. Raczej bym obstawiała, że coś by się znalazło.
To jest trochę tak, jakby środowisko dzieliło się na akademików, wielbicieli sztuki współczesnej, którzy mają swój świat, a szersza publika dyskusji i omówień wystaw nie potrzebowała. Może dlatego, że wystawy zapewniają wystarczającą ilość wiedzy dla widza muzealnego/galeryjnego poprzez różne publikacje i wykłady towarzyszące. A może też dlatego, że sztuka nadal ma swoje miejsce w prasie codziennej, tygodnikach, w odróżnieniu od muzyki. A ma to miejsce moim zdaniem dlatego, że istnieje również rynek sztuki. No niestety.
Ale nie czytam przyznam czasopism związanych ze sztuką. Nie wiem, czy istnieje coś na wzór RM.
Pisma tzw. patronackie nie ja wymyśliłam 🙂 tylko system. Po prostu coś trzeba było po upadku komuny zrobić z wydawanymi wcześniej pismami, które, jak na czas centralizacji przystało, były finansowane po prostu przez ministerstwo. Po latach ministerstwo zapragnęło się ich pozbyć – to zresztą w ogóle jest trochę dziwna sytuacja – więc formalnie przekazało je pod egidę Biblioteki Narodowej, gdzie przez pewien czas funkcjonowały (a finansowane były tak samo, tylko poprzez księgowość BN). Merytorycznie BN się nie wtrącała, ale pisma były dla niej trochę kulą u nogi i chciała się ich pozbyć, co się udało parę lat temu i czasopisma przeszły do Instytutu Książki, dzięki czemu Grzegorz Gauden mógł się uznać za Wielkiego Wydawcę, którzy Rządzi i Dyktuje Warunki 😉 Ale zwróćmy też uwagę, jak zgrabnie znalazło się w tej sytuacji „Kino”, które uniknęło wtrącania się w swoje sprawy osób niekompetentnych i założyło fundację, jednocześnie zdając się na wsparcie PISF. To może też nie do końca zdrowe, bo trochę trudno zachować niezależność; tak by może też było, gdyby pismo muzyczne finansował IMiT…
Ale ogólnie widzę, że gdy chodzi o finansowanie pism kulturalnych, brak jest dobrego wyjścia 🙁
Celna uwaga Frajde, jeśli chodzi o prasę codzienną. Tak, to jest tak u nas właśnie widziane. Jest biznes – pisze się o tym. W „Polityce” jest podobnie: kolega od plastyki ma wolną rękę w opisywaniu wystaw, także zagranicznych; moja dziedzina jest uważana za niszową.
A sztuka na ten blog też zawita czasem przecież:-) A propos, w Krakowie (MNK – Pałac Szołayskich) otworzyła się wystawa Maurycego Gottlieba. Malarz mi do tej pory zupełnie nieznany. Znany jest jego brat Leopold, ale jakże inny i mniej interesujący według mnie. Zobaczyłam jedną z reprodukcji obrazu towarzyszącą wystawie i się zachwyciłam. Te obrazy mają w sobie to coś, jak tutaj mówimy np. o pianistach, którzy wciągają swoją grą. Choć w tych w obrazach akurat emocji nie ma, ale jest jakaś głęboko ukryta treść, zamyślenie.
Chciałabym pojechać, ale wiem, że mi się to nie uda. PK często sobie podróżuje, do Krakowa pewnie na Misteria. Może chciałaby Pani pójść obejrzeć i napisać parę słów wrażeń? Myślę, że spodobają się Pani, też z racji tematyki. Bardzo bym była ciekawa. Wcześniej wystawa była w Łodzi, więc bliżej, ale przegapiłam. W ramach rekompensaty zamówiłam sobie katalog i muszę przyznać, że wyjątkowo elegancko wydany. Wystawy to nie zastąpi, ale jest to jakieś pocieszenie.
„Nowy Ruch Muzyczny” w porównaniu ze „starym” jest kompletnie nieczytelny – to do pani Frajde. Mniemam zatem iż nie czytywała go Pani dawniej… Co do budowania przy Dwójce pisma muzycznego… Ależ przecież „Ruch Muzyczny” jest jak najbardziej dostawką do Dwójki… Nawet ta sama osoba jest Wiceprezesem Dwójki i szefem działu recenzji w Ruchu… Jeśli nagracie płytę dla wytwórni, która ma odwagę mieć inne zdanie niż Ministerstwo Kultury – jesteście na indeksie w obu tych redakcjach… Niektórzy nie zauważyli, że socjalizm się skończył 25 lat temu i wciąż oczekują finansowania tego i tamtego z państwowego budżetu… Natomiast jak ktoś zaczyna znajdować środki pozabudżetowe, zaczynają się problemy w państwowych instytucjach… bo wolne zdanie „biznesowe” niekoniecznie jest spójne z interesem „około państwowym”… Ot polskie piekiełko muzyczne… Uciekajmy z nowym pismem jak najdalej od zależności budżetowej…
No dobrze, Panie Krzysztofie, ale wyżej wyliczyłem, że z prenumeraty cyfrowej będzie „na waciki”. Śmiem wątpić, czy proponowani przez Gostka (wczoraj 21:14 – 21:16) „komercyjni reklamodawcy” będą zainteresowani pismem niszowym o kilkuset odbiorcach. Choć z drugiej strony nie wykluczam, że firmy typu KGHM czy jakieś duże banki mogą mieć fanaberie mecenackie. Pytanie w jakim zakresie i na jak długo. Z tego, co Pani Kierowniczka wyszczególniła (dziękuję!) wynika, że MKiDN mogłoby jednak finansować drugie czasopismo muzyczne, skoro finansuje po kilka teatralnych czy literackich. Jednakże – i to już moja uwaga – „ścieżka dostępu” do budżetowych pieniędzy powinna przechodzić jak najdalej od p. Gaudena i jego instytutu. Szczerze mówiąc, nie odkrywałbym w ogóle tego pomysłu, zanim grupa inicjatywna (vel związek wypędzonych) nie byłaby po jakimś bardzo wiążącym słowie wypowiedzianym w gabinecie ważnej osoby, no bo trudno rozmawiać o tym, jakie ma być to nowe pismo, nie ustaliwszy wpierw stabilnych źródeł finansowania. Przepraszam, ale przy całej sympatii do pomysłu i byłej redakcji RM wciąż uważam, że należy mierzyć „zamiary podług sił”.
Ja po prostu rzucam myśl w celu wybadania opinii, zresztą na prośbę kolegów.
A na wystawę Gottlieba w Krakowie już się oblizuję 🙂
Ale kto tu mówi o niszowym piśmie? Ja nie chcę, żeby ono było niszowe. Sprzedaż powinna być na poziomie kilkadziesiąt tysięcy.
Rozumiem, Doroto, że Polskie Radio musiałoby się przekonać do pomysłu na czasopismo muzyczne i samo zdecydować. Nota bene ciekawe, czy Dwójka kiedyś myślała o wydawaniu magazynu. Może z jakichś burz mózgów czy badań im wyszło, że nie warto. A taki mają potencjał merytoryczny! Starczyłoby przynajmniej na bardzo porządny muzyczny portal, żeby newsy były świeże, informacje z całego kraju – kompletne. I żeby zmieściły się tam dłuższe, pogłębione teksty, wywiady audio, video i tekstowe. Mantra: oczywiście trzeba na to pieniędzy.
Gosteczku, dobry żart 😆
Szanowni Państwo !
Ja nadal się upieram przy tezie, że jedynym gwarantem obiektywności tez głoszonych przez jakąkolwiek redakcję czy to radiową czy prasową czy telewizyjną jest warunek podstawowy – nie może być ta redakcja finansowana przez podmiot czynni działający na przedmiotowym rynku… To nie ma sensu… Tak jak i nie ma sensu wydawanie gazety motoryzacyjnej przez firmę np. Opel, bo nigdy nie znajdziemy w tej gazecie ani słowa krytyki na temat Opli…
Sprzedaż BBC Music Magazine i Gramophone jest na poziomie (małych) kilkadziesiąt tysięcy.
Jeżeli dajmy na to instytucja kultury wystąpi do Ministerstwa z prośbą o dofinansowanie jakiegoś projektu. Ministerstwo rozpatrzy prośbę pozytywnie i przeznaczy duże środki na ten projekt. Wyobrażacie sobie, że redaktor pisma finansowanego przez to samo Ministerstwo będzie mógł napisać, że ten dofinansowany projekt okazał się kompletną klapą… ?!
Gostek, Gramophone i BBC Magazine – podajesz całkowitą, światową sprzedaż, czy tylko w Wielkiej Brytanii? Po angielsku się sprzeda wszędzie, wiadomo.
Yyyy, słuszne pytanie. Nie wiem.
Tak, Panie Krzysztofie, nie czytałam wcześniej. Mam w ręku dopiero drugi numer „Nowego Ruchu Muzycznego”. Napisałam to zresztą. Jednak wrażenia, co do szaty graficznej i jej czytelności, mam odwrotne niż Pan.
W powodzenie finansowe nowego czasopisma muzycznego nie wierzę. Z żalem nie wierzę, ale nie wierzę.
Zgadzam się z panią Jolantą, że potencjał merytoryczny „Dwójki” niewykorzystany. Zanim jednak zaczną się jakieś działania, oby:-) w kierunku stworzenia portalu muzycznego, myślę, że dobrze by było zainwestować w istniejącą technologię. Dość utrudnione jest odsłuchiwanie audycji archiwalnych. Jeżeli przerwie się w którymś miejscu, nie ma możliwości powrotu do tego miejsca, tylko trzeba słuchać całości od początku. Czy ktoś się spotkał z tym problemem? Wydaje mi się, że to kwestia ubogiej technologii, ale może to ja robię coś źle.
Ale niestety ma rację Krzysztof Korzeń, że „neo-RM” bywa dostawką do Dwójki. Pisują tam nie tylko Hawryluk, ale i Szczecińska, i Majchrowski, i Suprynowicz… I co, takie świetne te teksty? Nie każdy radiowiec umie pisać.
Wyobraźmy sobie przeciwną sytuację… Redaktor pisma finansowanego przez Ministerstwo pisze takie oto słowa : „projekt złożony przez instytucję dofinansowany z budżetu Ministerstwa czyli pieniędzy podatników okazał się kompletną klapą w przeciwieństwie do projektu sfinansowanego przez prywatnych sponsorów i darczyńców…” Jaki to ma sens… ??!! Mniej więcej tak właśnie działają publiczne stacje radiowe, telewizyjne i prasowe… Tyle w nich obiektywnego oglądu sytuacji… Nie muszę wspominać, jak dobrze i korzystnie sprzyja to zdrowej konkurencji i wyplenieniu korupcji z życia publicznego… 😉 Szkoła demokracji po prostu…
Frajde, jest pani chyba odosobniona w swojej opinii na temat układu graficznego neoRM. Mnie on po prostu przeszkadza w czytaniu. Proszę porównać z oryginałem, trąci myszką (i nie chodzi tu o mus triton), ale jest CZYTELNY i nie wydziwiony. Zresztą pomijając eksperyment formalny co do – za przeproszeniem – layoutu, merytorycznie jest równia pochyła. Ta dyskusja już tu była i nie ma sensu jej wskrzeszać. Skądinąd, nie wszystkie przedsięwzięcia p. Cyza są równie nieudane: dwutygodnik.com jest ciekawą pozycją w formule „o wszystkim i o niczym” (ale niestety powielenie tego formatu w RM kończy się spektakularną klapą). Przekształcenie dwutygodnika (RM) w miesięcznik (neoRM) powoduje też, że zdejmujemy rękę z pulsu wydarzeń bieżących, a nie zyskujemy źródła jakiejkolwiek refleksji, czy pogłębionej analizy. Zresztą: to już wszystko było napisane tutaj (i gdzie indziej) nie raz i nie dwa.
Gramophone: średni nakład w 2014 roku 24 380 – cały świat, w tym także wydanie internetowe. Szczegółowe dane można znaleźć tutaj: http://www.abc.org.uk/Certificates/46936961.pdf
Analogiczne informacje dla BBC Music Magazine: 37 530 http://www.abc.org.uk/Certificates/46944584.pdf
Z zupełnie innej beczki i nie jestem pewien, czy przypadkiem już nie było. Ale jeśli ktoś będzie przypadkiem w Poznaniu w dniach 19-26 IV, warto wpaść chociaż na jeden koncert.
http://www.qartomondi.com/pl/harmonogram.html
W związku z informacjami zawartymi w jednym z komentarzy, jakoby ta sama osoba była „Wiceprezesem Dwójki i szefem działu recenzji w Ruchu”, chcemy poinformować, że kierująca działem recenzji w czasopiśmie „Ruch Muzyczny” Marta Januszkiewicz nie jest w żaden sposób związana funkcyjnie z Polskim Radiem. W przeszłości kierująca działem płytowym Ewa Pikulska (używając pseudonimu Ewa Utratna), była równocześnie sekretarzem redakcji radiowej Dwójki, ale w redakcji „Ruchu Muzycznego” przestała pełnić tę funkcję w październiku 2013r.
Wyrażamy zdziwienie, że nieprawdziwe informacje znajdują się na blogu redaktor „Polityki” bez jakiegokolwiek komentarza z jej strony, choć wiedza na temat pracowników „Ruchu Muzycznego” jest powszechna, dostępna choćby na stronie http://www.ruchmuzyczny.art.pl.
Z wyrazami szacunku,
Redakcja „Ruchu Muzycznego”
Witam,
przyznaję, że nie zwróciłam uwagi na nieścisłość w komentarzu internauty – widzę, że w tej chwili recenzje traktowane są zbiorczo. Marta Januszkiewicz, jak rozumiem, zajmuje się obecnie wszystkimi recenzjami w ogóle. Domyślam się, że piszący powyżej miał na myśli recenzje płytowe, które były nadzorowane – przynajmniej tak było przez jakiś czas – przez Jacka Hawryluka.
@ RM „[…] wiedza na temat pracowników ‚Ruchu Muzycznego’ jest powszechna, dostępna choćby na stronie…”
Przykro mi, ale z zalinkowanej stopki nie wynika, kto szefuje w RM działowi recenzji; na tej – przyznajmy, wątłej – podstawie równie dobrze można by obstawiać Martę Januszkiewicz (Relacje, koncerty), jak Olgierda Pisarenkę (Książki).
A stale goszczący na łamach RM (przynajmniej w pierwszych numerach, które przeglądałem…) Jacek Hawryluk nie jest wprawdzie wiceprezesem Dwójki, ale wicedyrektorem już tak. Jest więc niewątpliwie kimś, kto może zdecydować o umieszczeniu np. autorskiej audycji naczelnego redaktora RM na dwójkowej antenie (i to w porze najlepszej – jak się mawia – słuchalności)…
A w kwestii układu graficznego pisma i tego, że zwyczajnie źle się to czyta (nawet abstrahując od poziomu merytorycznego) – trudno coś dodać do opinii babilasa z 16.16.
Pozwolę sobie wrócić do tematu pism dotyczących sztuki (nie rynku sztuki), które właśnie powstały z potrzeby tworzenia płaszczyzn do dyskusji. Jednym z nich jest powstały w 2013 kwartalnik SZUM, który działa niezwykle prężnie w necie i w princie i oczywiście w mediach społecznościowych. Redaktorzy Szumu bywają czasem bezwzględni, wywołuja zażarte dyskusje, recenzują, krytykują, pytają. Dodam, że magazyn z roku na rok otrzymuje coraz to większe granty z MKiDN i w błyskawicznym tempie zyskuje czytelników. Możnaby było wykorzystać ich doświadczenia z obszaru sztuki i przełożyć go na pismo o muzyce. Bo oba te obszary są niszowe. 😀
Ja tylko na chwilę, z jedną uwagą: może tego nikt nie zauważył, ale trzy lata temu pojawiło się na rynku Presto. Różnie to z nim na początku było i sam byłem mocno sceptyczny. A przede wszystkim nie wierzyłem, że się utrzyma. Mamy w domu parę archiwalnych numerów Klasyki, więc spodziewałem się rychłego końca Presto. Ale tak już my Polacy mamy – zamiast wspierać, wieszczymy upadek i dramat, pół biedy, jak do tego nie przyłożymy ręki, bo czasem jeszcze potrafimy kopnąć leżącego. Jednak od kilku numerów widzę, że Presto się wyrobiło. Ciekawe, dobrze pisane, całkowicie apolityczne. Miejscami tylko z odrobiną goryczy, ale zawsze uzasadnionej. Wersję on-line też mają całkiem całkiem, a już od ich FB praktycznie się uzależniłem. Proszę wybaczyć – takie pokolenie 🙂 Co ważne, u nas czytają Presto trzy pokolenia, to starsze, wyrobione muzycznie (babcia, ojciec) i ja – z tych początkujących raczej, bo czuję, że jeszcze mam sporo do nadrobienia. A nadrabiam z każdym numerem. Nie przeszkadza mi, że w jednym numerze jest muzyka instrumentalna, wokalna i taniec, bo i słuchając – sięgam po różne utwory, czasem po symfoniczne, czasem po arie lub pieśni. Miało być krótko, więc już kończę. A, jeszcze jedno pytanie: skoro czytelnictwo prasy, a w szczególności prasy muzycznej jest takie słabe, to czy pięć czasopism o klasyce nie jest jakąś koszmarną przesadą? I o czymś to świadczy…
@ przed30tką – witam. Rzeczywiście zapomniałam wspomnieć o „Presto”, może dlatego, że wychodzi dość nieregularnie. No i przeznaczony jest raczej dla początkujących właśnie melomanów, ale to oczywiście bardzo dobrze!
Problem, który ja tu sygnalizowałam, polega raczej na tym, że bardziej wyrobiony muzycznie czytelnik nie ma godnego siebie czasopisma. A dlaczego na rynku jest pięć czasopism… no, dlatego, że wydający chcą je wydawać 😉 Też uważam, że to za dużo. Dokładniej: za dużo produktu bardziej bylejakiego, a za mało dobrego. Ale przecież mamy wolność, więc jak ktoś chce, niech wydaje.
@ Takablada – dzięki za wzmiankę o „Szumie”, to ciekawa propozycja i chyba w sumie rzeczywiście bardziej netowa, bo w kwartalniku papierowym trudno o śledzenie aktualności.
Pytanie o pięć tytułów i szósty w drodze to nie pytanie o wolność ale o możliwość komunikacji wewnątrzśrodowiskowej. Jej brak jest poważnym problemem. Bo zamiast zawalczyć wspólnie o słuchacza, czytelnika, każdy sobie rzepkę skrobie. No, ale może tak po prostu musi być w tym kraju nad Wisłą, Odrą i Bugiem. Presto czy „Muzyka w mieście” się rozwijają – dlaczego nie uderzyć z propozycją współpracy do nich i rozwijania tych czasopism także z myślą o wyrobionym słuchaczu – skoro porozumienie z RM jest niemożliwe, czytelnik Twojej muzy chodzi do szkoły muzycznej/baletowej lub jest nauczycielem, a Muzyka 21 to katalog wydawniczy Acte Preable? Może jestem zbytnim optymistą, a może po prostu widzę pomosty tam, gdzie inni widzą bariery. Gdybym był redaktorem naczelnym któregoś z powyższych tytułów, z pewnością rozważyłbym współpracę z taką postacią muzykologii jak Marcin Gmys czy gwiazdą samą w sobie, jaką jest Gospodyni tego bloga 🙂 I to nie współpracę na poziomie napisania artykułu czy felietonu, ale programową!
Dzięki za miłe słowo 🙂 ale mnie nawet radiowa Dwójka czy TVP Kultura praktycznie nie zaprasza do współpracy. No i niech im tam, ich strata 😉 Mam swoją „tubę” i dobrze mi z tym.
Z „Muzyką w mieście” współpracuje regularnie z „grupy inicjatywnej” Dorota Kozińska.
„Presto” jest chyba dość środowiskowo-młodzieżowym przedsięwzięciem, ja w każdym razie tych ludzi nie znam.
Myślę, że środowisko okołomuzyczne jest w ogóle dość rozproszone. Każdy sobie rzepkę skrobie. Może to jest też tak, że czytuje się „swoich”, więc dlatego to się tak rozkłada i każde pismo czytywane jest przez niezbyt wielką grupę ludzi? Choć o czytelnictwie „Presta”, „MwM” czy „Twojej Muzy” nic nie wiem.
Nie bądźmy drobiazgowi – sięgając po „Ruch Muzyczny” i szukając recenzji płytowych od razu widzimy „Hawruluk na tyle znaków”(podana ilość), obok „Hawryluk na tyle znaków”(podana ilość)… Osoba pana Hawryluka, będącego wiceszefem Dwójki jest na tyle wyeksponowana w dziale recenzji, że można odnieść wrażenie iż to on jest Recenzentem nr 1 w „Ruchu Muzycznym”… Jeżeli kogoś obraziłem, Przepraszam ! Pozdrawiam muzyczne środowisko !
i przepraszam Panią Redaktor za kłopoty… 😉
!6.10.2014 otrzymałem maila zwrotnego od pani red. Januszkiewicz, w którym przekazano mi informację, że recenzja płyty, którą wysłałem do „Ruchu Muzycznego” z premierowym nagraniem Kwintetu smyczkowego „Kartki z nienapisanego dziennika” Krzysztofa Pendereckiego ukaże się w grudniowym numerze tego czasopisma… (maile przechowuję do wglądu tak na wszelki wypadek gdyby ktoś nie wierzył) Czy skoro redaktorzy „Ruchu Muzycznego” czytują tak wnikliwie ten blog, co widać powyżej, mogliby wyjaśnić dlaczego recenzja ta nie ukazała się ani w rzeczonym grudniowym numerze, ani też żadnym innym do dnia dzisiejszego ? Na moje pytanie wysłane dwukrotnie mailem do red. Januszkiewicz w dniach 20.12.2014 i 9.01.2015 do dziś nie otrzymałem żadnej odpowiedzi… Pozdrawiam !
miało być 16.10.2014 literówka…