Dwa dni na Paschaliach

Włosi wrócili do Krakowa. Tym razem kuratorem Misteriów Paschaliów jest Antonio Florio, znany nam dobrze z występów zarówno na tym festiwalu przed laty (2009, 2010), jak na Actus Humanus (2012).

Jego zespół nazywał się kiedyś Cappella della Pietà de’ Turchini, potem I Turchini, teraz nosi prostą nazwę Cappella Neapolitana. Sam Florio pochodzi z Bari, ale z Neapolem związał swoją drogę artystyczną, także w dziedzinie repertuaru. Poszukuje i odgrzebuje rzeczy zapomniane i niesłyszane autorstwa neapolitańskich twórców, np. Francesca Provenzale oraz jego ucznia Gaetano Veneziano. W tym roku na inauguracji Misteriów Paschaliów w Kościele św. Katarzyny pokazał Pasję wg św. Jana tego ostatniego. Jest to dzieło dość proste, podobnie jak to, którego prawykonania dokonał w Gdańsku, ale o jeszcze prostszych harmoniach, nie urzeka więc tak jak tamto. Ale tym razem wykonanie podnosiło wrażenie, przynajmniej jeśli chodzi o solistów. Nie spotkałam się jeszcze z tym, by Ewangelistą (Testo) była kobieta (zapewne po prostu alt) – świetna Dalma Krajnyak z Węgier. Znakomici byli też panowie: tenor Luca Cervoni (Chrystus – też nietypowo, zwykle jest barytonem) i bas Marco Bussi (Piłat). Do tego Chór Polskiego Radia w bardzo kameralnym składzie oraz oczywiście Cappella Neapolitana.

Później w Kościele św. Krzyża (mały gotycki koło Teatru im. Słowackiego, po raz pierwszy jest miejscem festiwalowym) wystąpił Micrologus – w komplecie, z Patrizią Bovi, wciąż piękną i żywiołową, ale i panowie byli znakomici. Repertuar – średniowieczne laudy, najpierw maryjne, potem pasyjne, wreszcie o zmartwychwstaniu. Śpiewali i grali na różnych instrumentach, w tym dwóch pasyjnych: strasznie głośnej drewnianej terkotce oraz, jak by to nazwać, kołatce – do zwykłej deski przymocowany pałąk z grubego drutu, którym potrząsając uderzało się o deskę. Poza tym dudy, szałamaje, flet podwójny, fidel i rebec, harfa oraz dwie metalowe trombity (na jednej z nich grała Patrizia). Na początek, w środku i na koniec koncertu przechodzili przez kościół procesyjnie.

Drugi koncert w Kościele św. Katarzyny miał inny kształt niż zapowiadany. Kontratenor Filippo Mineccia (w gdańskim koncercie omówionym pod linkiem powyżej śpiewał z Floriem) miał wystąpić z {oh!} – Orkiestrą Historyczną Martyny Pastuszki; w specjalnie zamówionym programie miały się znaleźć arie i uwertury pisane przez różnych kompozytorów do libretta Pietra Metastasia Pasja Chrystusowa. Ale solista się niestety rozchorował. Za to zastępstwo było bardzo atrakcyjne: Sonia Prina. Dzięki temu, że miała w repertuarze część tych arii – z oratoriów Antonia Caldary, Niccolo Jomellego, Stanislao Mattei i Diego Nosellego, można było je zachować w programie; ponadto zespół dodał instrumentalne utwory Johanna Georga Pisendela, Filippo Benny i Alessandra Scarlattiego, więc mógł też pokazać się sam (jak również szefowa-skrzypaczka), A na koniec Stabat mater Vivaldiego i tu wielka kreacja Soni, przy wzmocnieniu nastroju poprzez przygaszenie świateł. Entuzjazm był wielki, więc nastąpiły dwa bisy – jeden Vivaldiego, drugi – powtórzenie arii Stanislao Mattei (w stylu prawie mozartowskim – wydana w 1792 r.).

Na nocnym koncercie w Kościele św. Krzyża wystąpił ze swoim triem I Bassifondi stary znajomy – gitarzysta i lutnista Simone Vallerotonda, którego Cezary Zych zaprosił kiedyś na nieodżałowany festiwal Poznań Baroque, a później był w Gdańsku jako członek Sonatori de la Gioiosa Marca i w Krakowie z Academia Montis Regalis. Program miał znów pełen muzyki taneczno-transowej – passacaglie, gagliardy, tarantele, od Kapsbergera po Santiago de Murcia. Wykonany w stylu popowym, coś a la L’Arpeggiata. Można i tak. Program zdecydowanie się podobał, więc i bisy były dwa mimo późnej pory.

Odwiedziłam też tradycyjnie ekspozycję rękopisów w Jagiellonce oraz wielką wystawę Wajdy w Muzeum Narodowym. Na dobrą sprawę można by tam spędzić cały dzień – ja spędziłam dwie godziny i mam wrażenie, że obejrzałam ją „po łebkach”. Warto. A na I piętrze i przed muzeum stoi Henry Moore.