Sonaty, sonaty

Beethoven ma pecha. Jest jego rok i nie można grać symfonii ani koncertów. Nawet kameralistyka jest problematyczna, choć w dalszej części roku może mniej. Pozostają soliści.

Dobrze, że Beethoven napisał aż 32 sonaty fortepianowe, bo słuchając ich w sieci można sobie zapewnić większą różnorodność. A że mamy wiele czasu bez publicznych koncertów, a soliści też, wielu z nich postanowiło iść na całość. Pionierem (na ten Rok Beethovenowski) był oczywiście Igor Levit, który zdążył wydać komplet na płytach jeszcze w zeszłym roku, ale podczas swych domowych koncertów (dziś był już koncert nr 47) co pewien czas do nich wraca.

Boris Giltburg też daje koncerty twitterowe z domu i też włącza do nich co jakiś czas Beethovena, ale jego koncerty są rzadsze i być może dlatego nie zdobyły aż takiej popularności (Levit stał się już właściwie celebrytą). Ale ma też bardziej ambitny plan: przez cały ten rok postanowił uczyć się kolejnych sonat, nagrywać je (w odróżnieniu od twitterowych koncertów – na poziomie profesjonalnym) i wrzucać na YouTube. Ten projekt rozpoczął jeszcze przed pandemią, w styczniu, i nazwał go Beethoven32. Wszystko, wraz z komentarzami pianisty, można znaleźć tutaj. Na razie jest już pierwszych osiem. Idzie chronologicznie, więc wciąż jest przy młodzieńczych sonatach (ósma to Patetyczna); jego interpretacje też mają w sobie coś młodzieńczego, a przy tym poetyckiego i subtelnego. Trudno wyobrazić sobie bardziej różne interpretacje niż jego i Levita – tamten czasami zbyt pędzi, ponosi go, ale też mówi przez to jakąś prawdę o tym szorstkim, bezczelnym i przekornym chłopaku, jakim był młody Beethoven. Późniejsze sonaty Levita podobają mi się o wiele bardziej (np. tzw. Burza, czyli op. 31 nr 2). Ogromnie jestem ciekawa, jak późniejsze sonaty zagra Giltburg, bo co prawda potrafi być delikatny, ale i przywalić, kiedy trzeba, a nawet być demoniczny (np. kiedy gra Prokofiewa). Troszkę mnie drażni z kolei jego maniera „gouldowskiego” non legata, choć rozumiem, że stosuje ten zabieg, by uzyskać lekkość. Jest coś kociego, skradającego się w jego grze, co zresztą też do Beethovena pasuje.

Dzięki linkom z „Musical America”, którego newsletter dostaję i które tu wklejam, dotarłam do paru pianistów amerykańskich, którzy również podjęli wyzwania beethovenowskie. David Korevaar, profesor University of Colorado, na swojej stronie pisze: „Moje osobiste wyzwanie w tym czasie społecznego dystansu: udostępnić niewydane wideo wykonań wszystkich 32 sonat Beethovena przez kolejne 60 dni. (…) Nie mogę nastroić fortepianu, więc jest jak jest. Mój sprzęt jest ograniczonej jakości, ale myślę, że wykonanie i muzyka przemówią same za siebie”. Jemu udało się wrzucić już dużo więcej niż Giltburgowi, bo aż do Hammerklavier – walor tych wykonań jest w istocie, by tak rzec, domowy, a interpretacja – do przyjęcia, ale taka trochę profesorkowa (przyznam zresztą, że niewiele jeszcze z tego przesłuchałam). Inny Amerykanin, Jonathan Biss (współdyrektor artystyczny, wraz z Uchidą, słynnego Marlboro Festival), obrał inną taktykę: codziennie wrzuca na swojego Facebooka również domowe filmiki, ale krótkie, np. część sonaty lub bagatelę, z hashtagiem #DailyBeethoven. Te nagrania też oczywiście mają walor domowy, ale Biss jest wrażliwym muzykiem.

Na razie jesteśmy więc skazani na nagrania lub streamingi. Trzech ostatnich sonat miałam słuchać na żywo w Pradze w wykonaniu Sir Andrása – coś przeczuwałam, że to był zbyt piękny plan, by mógł się spełnić. Biedni prażanie, akurat na jubileusz 75-lecia coś takiego im się przytrafiło. Ale właśnie zapowiedziano internetową Praską Wiosnę, która rozpocznie się 15 maja i będzie zawierać 11 streamingów pokazywanych na festiwalowej stronie. Niektóre ciekawe, więc na pewno do nich zajrzę. Na finał miała być IX Symfonia Beethovena, co oczywiście miałoby swój wymiar symboliczny, ale nie zdecydowano się na przedsięwzięcie angażujące tak wielki skład. Beethoven jednak pozostanie – dwa z ostatnich kwartetów w wersji na orkiestrę smyczkową. I będzie polonicum – na jednym z koncertów Adagio Pendereckiego.