Trochę fortepianu

Trzy albumy z recitalami pianistycznymi, każdy z nich zupełnie inny.

Krystian Zimerman – Szymanowski: Piano Works (Deutsche Grammophon). Płyta stworzona wokół nagrania Masek op. 34 z 1994 r. Ciekawe, czy pianista zagrałby je dziś jakoś inaczej – być może, zresztą gra inaczej za każdym razem (np. płyta z ostatnimi sonatami Schuberta nie ma wiele wspólnego z wykonaniem, które słyszałam na żywo). Maski rzeczywiście stanowią centrum – to niezwykłe, porywające wykonanie, trzy wyraziste sylwetki i opowieści. Szeherezada zaczyna się delikatnie, ale opowieść, którą snuje, ma ogromny diapazon, momentami bywa wręcz brutalna; sama opowiadająca mogła się wystraszyć swych bajek. Błazen Tantris jest kanciasty i ironiczny, swoją topornością próbuje przykryć namiętność (to przecież Tristan w przebraniu). Wreszcie Serenada Don Juana, portretująca piramidalnego bufona. Aż widzi się te postacie.

Reszta została nagrana w tym roku. Cztery z Preludiów op. 1 na początku – kapryśne dziełka romantycznego nastolatka, grane są z młodzieńczą egzaltacją i charakterystyczną chwiejnością (czyli rubatem). Cztery Mazurki chopinowsko-góralskie z op. 50, bardzo po chopinowsku zagrane. I na koniec znów powrót do romantycznego, studenckiego jeszcze okresu – Wariacje na temat polskiej pieśni ludowej op. 10, pełne młodzieńczej dezynwoltury i swoistego napuszenia. Nie wiem, czy nie wolałabym na tej płycie szyku chronologicznego zamiast tego powrotu do przeszłości na koniec – ale to też jest ciekawa koncepcja.

Grigory Sokolov at Esterhazy Palace, Deutsche Grammophon. Tak tu lubiany pianista (będzie znów w Warszawie 27 listopada) został nagrany na żywo podczas recitalu, który odbył się 10 sierpnia 2018 r. w wieloletnim miejscu pracy i zamieszkania Josepha Haydna. Tu także słuchaliśmy paru sonat kompozytora, o którym zbyt często myśli się jako o poczciwym i wesołym „papie” i o jego gagach typu rąbnięcie kotłów w symfonii Niespodzianka czy też tykanie w Zegarowej. Ale Sokołow upodobał sobie te minorowe, smutne sonaty -g-moll, h-moll, cis-moll – o niezbyt szybkich pierwszych częściach i nostalgicznym nastroju. Może więc to miejsce pracy wcale nie było sielanką? Pianista grał je w Warszawie wcześniej i zachwycał aksamitnym dźwiękiem, ale i tego z płyty słucha się z przyjemnością. Ciekawie zestawione są te utwory z cyklem czterech Impromptus D 935 Schuberta – pierwsze z nich, f-moll, brzmi niemal po haydnowsku. Pozostałe już są całkiem schubertowskie. Na koniec zwyczajowe sześć bisów: oczywiście Schubert (Impromptu As-dur z D 899, Melodia węgierska D 817), oczywiście Rameau (tym razem Le Rappel des oiseaux), Deszczowe Chopina (straszny dramat z tego zrobił), zgrabny walczyk Aleksandra Gribojedowa (tego od sztuki Mądremu biada; był też kompozytorem) i wreszcie Des pas sur la neige Debussy’ego. Można trochę odetchnąć atmosferą koncertu, choć to oczywiście nie to samo.

Keith Jarrett, Bordeaux Concert, ECM. I na koniec w inną stronę. To rejestracja ostatniego publicznego solowego występu wybitnego jazzmana, który odbył się 16 lipca 2016 r. w Audytorium Opery Narodowej w Bordeaux, na dwa lata przed udarem, który wyłączył go ostatecznie z życia koncertowego. Tu mistrz improwizacji jest jeszcze w znakomitej formie, subtelny, błyskotliwy i migotliwy, wywołujący salwy braw na teatralnej widowni. Kto był kiedyś na jego koncercie, ten pamięta jego charakterystyczną postawę wręcz stojącą za klawiaturą – w tym momencie myślę z nostalgią o Sali Kongresowej PKiN, która chyba nigdy nie zostanie wyremontowana, a z której mam właśnie to i wiele innych pięknych jazzowych wspomnień… A to, co gra Jarrett – czy to jest jazz? I tak, i coś dużo więcej. Dobrze, że to nagranie do nas dotarło.