Altówka w wielu rolach

W utworach przeznaczonych dla niej, ale także w transkrypcjach partii wiolonczeli, puzonu czy klarnetu – tak wszechstronnie skomponowała program recitalu w Filharmonii Narodowej Katarzyna Budnik z Grzegorzem Manią przy fortepianie.

Był to koncert z cyklu Scena Muzyki Polskiej, który lubię, bo można usłyszeć wiele zapomnianych – nierzadko niesłusznie – utworów. Z dzisiejszego programu nigdy nie słyszałam trzech dzieł wykonanych w pierwszej części, a te z drugiej – owszem, ale na innych instrumentach.

O Wojciechu Gawrońskim wręcz w ogóle wcześniej nie słyszałam – był to pianista i kompozytor, który żył w latach 1868-1910, czyli niedługo, ale przez ten czas wielokrotnie się przemieszczał. koncertował (także jako dyrygent), uczył. Jako kompozytor był uczniem Noskowskiego i Sonata A-dur op. 22, którą usłyszeliśmy dziś, zbyt daleko poza styl profesora nie wychodzi, zresztą to jego dzieło studenckie, napisane w wieku 22 lat. Trochę naiwne, ale miłe w słuchaniu, niezłe warsztatowo, coś jak młody Karłowicz. Ten zresztą zabrzmiał chwilę później – w Serenadzie G-dur na wiolonczelę i fortepian (opracowanej przez wybitnego altowiolistę Mieczysława Szaleskiego), napisanej kilka lat później; kompozytor miał wówczas lat 20. Jeszcze parę lat później powstała Sonata-fantazja g-moll op. 106 Philippa Scharwenki (starszego z braci Scharwenków) – można jej posłuchać w tym samym wykonaniu tutaj. Stylistycznie był to najbardziej zaawansowany utwór z tych trzech i najbardziej eksponujący wirtuozerię.

Fantazję op. 27 Zygmunta Stojowskiego znam w wersji puzonowej – w wersji z fortepianem i z orkiestrą – często w szkole słyszałam przez ścianę, jak któryś z puzonistów ćwiczył ten utwór. Trochę mi dziwnie brzmiał na altówce, bo są tam zwroty ewidentnie wywodzące się z instrumentu dętego blaszanego, ale jest to wersja autorska. Altówka jest tu bardziej liryczna, no i może grać bardziej legato.

Sonata op. 28 Mieczysława Wajnberga jest z kolei przeznaczona na klarnet z fortepianem. Grał ją w zeszłym roku na WarszeMuzik Andrzej Ciepliński z Markiem Brachą; wspomniałam wówczas, że jest to dzieło tak trudne dla klarnecisty, że trzeba było dać mu odpocząć. Dla altówki (transkrypcji dokonała Julia Rebekka Adler) nie jest to aż tak trudne. Kontrast z poprzednimi dziełami był po prostu piorunujący, nie tylko ze względu na styl, ale też na jakość. Wręcz wstrząsający jest powolny, żałobny i bardzo żydowski w brzmieniu finał, w którym mocnym uderzeniem wyróżnia się też pianista. Wykonanie wzbudziło entuzjazm, więc był bis: wolna część z sonaty Gawrońskiego, która zabrzmiała w tym kontekście niewinnie, ale też trochę żałobnie. Ładnie artyści to zaplanowali – bardzo to był w sumie udany koncert.