Początek jak z Hitchcocka

Prawykonanie Fourteen Points: Woodrow Wilson Overture Pawła Szymańskiego pięć już prawie lat temu w Londynie było punktem centralnym koncertu w Barbican Centre. W FN utwór zabrzmiał na początek.

Dyrygent był ten sam – Michał Nesterowicz, ale orkiestra tym razem FN. Na to pierwsze wykonanie utworu w Warszawie mógł w końcu przybyć ten, który go zamówił: Paweł Potoroczyn, dawny dyrektor Instytutu Adama Mickiewicza. Do Londynu na prawykonanie nie mógł przyjechać. Za to byłam ja, co zrelacjonowałam wówczas tutaj, więc to, co najważniejsze o tym utworze, już napisałam wcześniej. Uzupełnię tylko, że ów polski „punkt 13” zaczyna się krótką fanfarą jak początek Warszawianki, symbolem zrywu wolnościowego, który prawie natychmiast gaśnie i wtedy to odzywa się ów krótki cytat z Miałeś, chamie, złoty róg, któremu towarzyszą przygasające, opadające glissanda. Kompozytor wystąpił w tym samym stroju co w Londynie, choć nie planował, ale mówi, że zaraz przed wyjściem z domu usłyszał wiadomość, że PiS przeforsował ustawę o speckomisji do rzekomego badania wpływów rosyjskich (z oczywistą intencją). No i się zezłościł – mam nadzieję, że nie on jeden – i założył tę bluzę.

Każdy punkt programu dzisiejszego koncertu był trochę z innej parafii, ale w sumie po pierwszym, mocnym punkcie napięcie spadło – I Koncert wiolonczelowy Grażyny Bacewicz z 1952 r. jest pogodny i dość zachowawczy, choć bardziej niż z socrealizmem kojarzy się z neoklasycyzmem w typie francuskim. Znakomicie wykonał go Marcin Zdunik, ale jeszcze lepiej pokazał się w bisach – były to dwie improwizacje, jedna na tematy z mazurków Chopina, inna rzewna w charakterze. Inwencja i technika imponowały.

W drugiej części II Symfonia Sibeliusa, jedna z najpopularniejszych, może dlatego, że zaczyna się pogodnie, co nie jest u tego kompozytora częste, a może dlatego, że różne są spekulacje na temat jej treści. Początkowa pogoda dość szybko znika i zaczyna się pochmurnie, potem jest nawet mrocznie i ponuro, jednak na końcu mamy happy end. Zagrane to było przyzwoicie, a na bis był jeszcze Valse triste. Ogólnie Nesterowicz miał najwyraźniej dobry kontakt z orkiestrą. Na marginesie, to jeden z tych dyrygentów, którzy nie potrzebują podium.