Dzień utworów nieznanych

Po południu w sali kameralnej FN monograficzny koncert Franciszka Mireckiego, wieczorem recital sióstr Pasiecznik z muzyką ukraińską.

Mirecki, powiem szczerze, był dla mnie rozczarowaniem, bo pamiętałam sympatyczną Symfonię c-moll wykonaną tu kilka lat temu. No, ale to było jedno z jego późniejszych dzieł, z 1859 r., dziś natomiast słuchaliśmy wcześniejszych o trzy-cztery dekady. W pierwszej części półrecital utworów fortepianowych dała na erardzie Aleksandra Hortensja Dąbek – uczestniczyła już w I Konkursie Chopinowskim na Instrumentach Historycznych oraz w „dużym” konkursie dwa lata temu; w obu odpadła po I etapie. W tym roku również jest na liście uczestników – zobaczymy, jak się jej powiedzie tym razem. Półrecital sprawiał wrażenie szkolnego, bo też i takie były te utworki – wariacje, sonata, polonezy, fantazja. Proste, wręcz prymitywne harmonie, schematyczność – aż podziwiałam, że pianistce chciało się tego wszystkiego nauczyć na pamięć. Na bis, chyba żeby pokazać się z trochę innej strony, zagrała Prząśniczkę Moniuszki w wirtuozowskim opracowaniu Henryka Melcera, ale nie wyszło to jej olśniewająco. Natomiast utwory z drugiej części – Duo fortepianu z gitarą (na której grał Mateusz Kowalski, tym razem dobrze nagłośniony) i dwa tria fortepianowe (do pianistki dołączył tu Jakub Jakowicz na skrzypcach i Marcin Zdunik na wiolonczeli) – były już bardziej ciekawe, stylistycznie podpadające już pod styl brillant. Fortepian tym razem był współczesny, w przeciwwadze do także współczesnych instrumentów smyczkowych.

Wieczór, tym razem w sali koncertowej FN, był wzruszający. Wciąż poznajemy nowe dzieła muzyki ukraińskiej, której historia była tak trudna i tragiczna (pisałam o niej kiedyś tutaj). Oczywiście są w niej i dzieła pogodne – siostry Pasiecznik również je wykonywały (np. żartobliwy Dożdik Mykoły Łysenki), dziś jednak repertuar został dobrany pod względem nastroju – w większości melancholijnego, nostalgicznego, a nawet tragicznego właśnie. Obok pieśni Kyryła Stecenki, Jakiwa Stepowego, Mykoły Kołessy, Wiktora Kosenki, Borysa Latoszynskiego, Wasyla Barwinskiego i na koniec Wałentyna Sylwestrowa było też kilka utworów fortepianowych: wirtuozowska Ukraińska rapsodia Łysenki (trochę na wzór rapsodii Liszta), Kołomyjki Kołessy, Pocieszenie Kosenki i wreszcie jedna z części Suity Szewczenkowskiej Latoszyńskiego. Te utwory naprawdę są warte wykonywania, bo mam wrażenie, że pianiści zafiksowali się już na Sylwestrowie, gdy chcą wykonać coś ukraińskiego. Sylwestrow był tym razem reprezentowany przez pieśni do słów Iwana Franki i Tarasa Szewczenki, wykonane przez artystki po ciemku, tylko z lampkami oświetlającymi nuty. Niesamowity nastrój został zwieńczony owym słynnym Szewczenkowskim Żegnaj, świecie, żegnaj, ziemio. Ten przejmujący tekst wykorzystany już był przez wielu kompozytorów ukraińskich. Na bis był… Chopin – Melodia z op. 74, która w absolutnie niezwykły sposób pasowała do kontekstu, zwłaszcza, gdy wziąć pod uwagę jej tekst, tak aktualny dla dzisiejszej Ukrainy. Cóż, razem leżymy w takim dziwnym zakątku świata, że aktualność takich tekstów musi powracać…