Sonaty i intermezza
Powyższy tytuł oczywiście nie jest nawiązaniem do utworu Johna Cage’a Sonaty i interludia, lecz po prostu opisem programu, jaki wykonał właśnie na warszawskim recitalu Arcadi Volodos. Głównymi filarami były Sonata a-moll D 784 Schuberta oraz Sonata h-moll Liszta. Gdyby nie trzy Intermezza z op. 117 Brahmsa, zagrane pośrodku, przed przerwą, byłby to identyczny program z tym, jaki ponad trzy lata temu w Warszawie zagrała Yulianna Avdeeva. I to właśnie te Intermezza (poza bisami) były najlepszymi momentami tego wieczoru. Zagrane z zamyśleniem i zastanowieniem, bez śladu sentymentalizmu, subtelnie (tutaj, tutaj i tutaj).
Co do tej przedziwnej sonaty Schuberta, do dziś nie wiem, z jakiej ona jest planety. Trudno sobie poradzić z jej urywanymi frazami, poszarpanym ciągiem (mam na myśli I część), i wydaje mi się, że Volodos nie za bardzo sobie poradził. Tempo wydało mi się zbyt wolne i forma rwała się tak, jak te frazy. Jakoś nie mogę zapomnieć wykonania Avdeevej (szkoda, że tego nie nagrała), która grała to szybciej i potrafiła zrobić z tego logiczny, spójny ciąg. Volodos rozkręcił się właściwie dopiero w finale. Ale tę sonatę naprawdę trudno interpretować. Tu część pierwsza, druga i trzecia.
W Liszcie też się stopniowo rozkręcał. Świetny był sam początek, trochę ściągnięty z Richtera; potem z lekka się pogubił. Dopiero kiedy wszedł we fragmenty liryczne (nigdy nie przesładzane), poczuł się jakby pewniej. Później rozpędzone oktawy przypominały z kolei Horowitza. Tak mocno walił w klawiaturę (choć nie odbierało się tego w ten sposób), że zerwał strunę w górnym rejestrze. Koniec znów przyniósł skupienie, jak początek.
No i bisy. Tym razem tylko trzy razy, ale wiadomo, że Volodos jest artystą od bisów. Przepiękny był En Rêve Liszta, rzeczywiście jak ze snu. To jeden z tych utworów, które wyprzedzają epokę. Drugi bis okazał się Menuetem Schuberta (byłam przekonana, że to jakiś XX-wieczny kompozytor popełnił stylizację na barok), a finalny już nam kiedyś prezentował – to jego stały popis.
Był minizlot: pojawiła się Aga z siostrą, bazylika z mamą i – dawno nie widziany – 60jerzy! Bardzo mnie to ucieszyło, bo dawno nie dawał znaku życia.
Komentarze
Nie wytrzymam, naskarżę. 😉 60jerzy nie dawał znaku, choć miałby o czym opowiadać: nasłuchał się różności i ani pisznął! Że się nasłuchał, to niech mu będzie na zdrowie, ale że nie pisznął… No szkandal. 🙁
Może jakiesz szankczje?
Szankczje? Niech pisze! 😀
No cóż, po części się z Panią zgodzę, ale nie do końca 😉 Ta sonata Schuberta to faktycznie trochę dziwadło, zupełnie inna niż inne jego późne sonaty, w których długie frazy melodii są na pierwszym planie. Zagrana poprawnie, bez udziwnień, trudno ocenić interpretację, jak ma się mało porównań. Brahms zagrany wspaniale, on mu bardzo leży. Sonata h-moll rewelacyjna. Technicznie bez najmniejszych trudności, ten facet jest po prostu największym żyjącym wirtuozem. Bisy również były rewelacyjne, ostatni bis to typowy wirtuozowski numer. Czy to jego własna transkrypcja? To by pasowało… To prawdziwy romantyk, przypomina czasy Liszta, oraz, nieco późniejsze, Horowitza. Ilu jest pianistów, którzy potrafią stworzyć dziś fajną ładnie brzmiącą transkrypcję wirtuozowską? Niewielu…
Dlatego jak dla mnie, jak zawsze, ocena: 5/5.
Dzień dobry. A u Bobika blog zanika…
Ojojoj… Pani Kierowniczko, mogę odrobinę prywaty? Blog mi zanikł, bo znowu się (już podwyższony) miesięczny limit transferu wyczerpał. 🙁
Chyba przed pierwszym nie zdołam zażądać kolejnej podwyżki, ale na szczęście do tego pierwszego niedaleko. 😉 Jutro blog powinien wrócić. 🙂
Pobutka.
PS.
Z 60Jerzy spotkaliśmy się na Concerto Koln, kilka tygodni temu. Ale nie doniosłem na blogu…
Następny kandydat do szankczji i konszekwencji! 😉
😆
Dzień dobry. Widam adama – oczywiście każdy odbiera po swojemu 🙂 Tak, ten ostatni bis to transkrypcja Volodosa. A ja go cenię za to, że już wyrósł z epatowania techniką ponad miarę, co mu się w młodości zdarzało, i potrafi pomuzykować…
Fajny ten Ives. Właśnie dlatego wkurzyłam się na Hilary, bo mając tak ciekawy repertuar (w dziedzinie koncertów też) do nas przyjechała z ogranym do bólu Mendelssohnem…
Bobiku, a ile Ty masz tego transferu, że Ci tak brakuje? A może ktoś Ci podbiera po kryjomu? 🙂
W kwestii wyglądu bloga – poprawiłem to i owo i teraz można to sobie automatycznie zainstalować na tej stronie
http://www.userstyles.org/styles/57191/blog-polityka-pl
I jeśli będą jeszcze zmiany, będę to tam wrzucał. Działa to teraz dla wszystkich blogów Polityki, z tym że jeśli gdzieś jeszcze skórka jest nie zmieniona, to będzie rozjazd, wtedy trzeba styl wyłączyć – jest opcja pod przyciskiem. 🙂
W dzisiejszej „Polityce” minirecenzja PK z płyty Kwietnia. Tak mini, że włąściwie nie wiem – podobała się, czy też nie? Może coś więcej?
Kto się wybbiera na DG do TWON?
Ja – we wtorek 🙂
Urszulo, ja się wybieram 8 grudnia. 🙂
@PK 11:35
@Aga 11:36
Fajnie macie, zazraszczam życzliwie 🙂
A ja się tu wybieram,a jak było – opowiem 😉
http://www.grotcenter.art.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1243&Itemid=219
W kwestii k(K)wietnia – 4 grudnia, będzie zatem pełny przegląd.
Wracając do Schuberta – po raz pierwszy usłyszałam sonatę niedawno, przyznaję się, był to szok niemały, ale też natychmiast jej absolutnie uległam. Do tego za tym pierwszym razem trafiłam w idealne dla mnie wykonanie – Richtera z 1979 roku. Wczorajsze – niekoniecznie, zwłaszcza część pierwsza. Ale Brahmsem absolutnie mnie kupił (Volodos).
Kombinacje związane z drugim bisem 🙂
Hoku, ja w obecnym pakiecie mam tego transferu miesięcznie jakieś 12300 MB, z czego w tym miesiącu wykorzystałem, jak widzę, 112%, czyli i tak nie od razu odcięto mnie od źródełka. 🙂
Uwaga, że może mi ktoś podbiera, dała mi do myślenia. Zastanówmy się, kto tu jest taki sprawny w te internetowe klocki… 😈
ew_ka – może być tam fajnie 🙂 Pozdrowienia dla Rafała!
A ktoś się wybiera na Opera Rara 8 grudnia?
bazyliko – to? 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=9B6aqlA0-Ok
Nie wiem czemu w oczach mi stanęła rosyjska zima 😯
Pani Kierowniczko, byle to nie była przepowiednia pogody na najbliższe miesiące. 😉
Tfu! 🙂
Podsłuchałam teraz tego Schuberta Volodosowego z Brukseli – jakoś bardziej mi się to podoba niż to, co słyszałam na sali. Może sugestia, a może rzeczywiście tam mu to wyszło lepiej…
Jeszcze tylko jedno zdanie prywaty, a potem już nie będę. 😉 Dzięki nieocenionemu serwerzyście Panu Kudłaczowi dosypano mi jeszcze garść transferu i blog znowu działa. 🙂
@12:14
To, zupełny przypadek, po linii najmniejszego oporu poszłam, ale mi pasuje.
Jaka tam zima… Mi tam zrobiło się wewnętrznie dość gorąco.
Ja 2 grudnia na Kwietnia.
A teraz chodzę po mieszkaniach i namawiam ludzi (raczej bezskutecznie) do wydzielenia się w małą spółdzielnię.
I dlaczego ja się tak szarpię, nie wiem.
To każde z nas idzie na Kwietnia kiedy indziej. Pełny wachlarz 🙂
A to ja z tym Rafałem się kłócę?? Dobre 🙂 To ja może też pójdę na te instrumenty…
O kompozytora Rafała Augustyna chodzi 🙂
@Tadeusz 14:11
Chyba warto się wybrać,bo może być ciekawie.Poprzednia edycja była w 2003 (łomatko ,to aż tak dawno ?! ależ ten czas za … ucieka 🙁 ) Wtedy pożenili elektronikę z jazzem – wspominam to bardzo,bardzo … To był jeszcze czas przed sukcesami Agaty Zubel i Czarka Duchnowskiego,a teraz tacy utytułowani 🙂
A Macieja Kazińskiego warto słuchać zawsze, bez względu na to,co (i na czym) gra – to oczywista oczywistość, że zacytuję klasyka gatunku 😉
Ja na Kwietnia 4. Sądząc po wymownym milczeniu PK w sprawie płyty raczej nie zachwyca.
Ja bardzo przepraszam, ale nie w temacie, ale wątek mnie zaintrygował wielce. Otóż szukając prezentów mikołajkowo-gwiazdkowych natknąłem się na dość świeżą płytę Anne-Sophie Mutter z nowojorskimi filharmonikami, gdzie grają Rihma, Curriera i Pendereckiego. I taki detal – na pierwszej stronie okładki nie ma nazwiska Pana Krzysztofa. To rzecz jasna żaden spisek, ani nie doszukuję się tutaj działania sił wszelakich 🙂 tyko pytam Szanownych Państwa z czystej ciekawości dlaczego tak jest? Czyżby nasz mistrz był ceniony ostatnio tam mniej niż tutaj? Poważnie pytam… I jeszcze raz przepraszam, że nie w temacie, ale z kimś chciałem tą dziwną myślą z kimś się podzielić.
Aha – a ta okładka wygląda np. tak: http://www.amazonka.pl/penderecki-duo-concertante-per-violino-e-contrabbasso-rihm-lichtes-spiel-currier-time-machines_new-york-philharmonic-orchestra-anne-sophie-mutter,99902089197.bhtml
No rzeczywiście ciekawe 😯
Kursywa, widzę, poprawiona na trochę większą. Choć w tytule wciąż mniejsza od głównej czcionki. I dlaczego to ma byc inna czcionka? Nie rozumiem.
W komentach, widzę, jest OK 🙂
PK, jakoś jakiegoś czasu (ło jezu ile to czasu było..) znam kompozytora i polonistę RA! I jeżeli to ów Rafał, znawca audiofilizmu, to dość zabawne.
Ewko: chętnie się zbiorę, jak wyjdzie…
Nie, to na pewno nie on.
O RA mawiało się: najlepszy kompozytor wśród polonistów i najlepszy polonista wśród kompozytorów…
Kursywa urosła za to znów się pojawiły reklamy w formie najeżdżającego paska. 🙁
Hę? A u mnie odwrotnie. We wpisie kursywa zmalała, a w komentach dalej mini. 😯 W Safari i w Lisie tak samo.
O, teraz i w komentach trochę urosła. Ale coś jeszcze muszę sprawdzić. Test, test – gąska gęgawa.
Nie mylił mnie wzrok, chociaż marny. W kursywie ę oraz ą jest o połowę mniejsze od reszty.
Zgaduję, że za mało Penderone na tej płycie, żeby wszedł na okładkę – jeden utworek trwający 5 minut.
Teraz wyślipiłem swym marnym wzrokiem, że to nie tylko w kursywie z tym ę i ą. To specjalnie tak w tym piśmie, że niby cudnie? 😯 Bo mnie w tej chwili cały czas przed krótkowzrocznymi ślepiami przewija się film o pijanym zecerze… 🙄
🙂 Kursywa urosła i tu i tam, choć nadal we wpisie niby ociupinkę mniejsza ( a może to złudzenie?), ale żeby ogonki zmniejszały o połowę? Nie, u mnie jest w porządku.
Ja od miesięcy „zapytowuję” kogo się da, dlaczego „Messenia” jest we czwartek??? Ktoś może zna odpowiedź? I jak osoba spoza Krakowa i to z dość daleka, pracująca na etacie codziennie od ósmej rano może na tym być? Uważam, że to jest nieludzkie 🙁
W IE wcale ę i ą nie są mniejsze 😯
Słuszna racja, notario. Rozumiem, że boski Fabio nie mógł inaczej…
A, to co do RA wszystko wyjaśnia.
Ja używam hokowego stylu (dzięki dzięki!) i nie wiem co Wy widzicie… 😆 Troszkę może teraz nagłówki komentarzy za małe, ale nie przeszkadza.
PK, a czemu nie można jakiegoś normalnego czegoś zainstalować, jak FiFoxa?
No, nie można było samemu nic instalować na kompach służbowych. Teraz ponoć zezwalają na inne przeglądarki, ale nie próbowałam ściągać – zwykle robią to nasi komputerowcy.
Ja już wszystko wiem! Ten nowy layout wcale nie jest do czytania! On jest do tropienia, porównywania, obracania na ekranie, zadziwiania i (brawo Hoko!) przerabiania wg najlepszej tradycji Adama Słodowego! A ktoś tam siedzi i przygląda nam się jak laboratoryjnym myszom wpuszczonym do labiryntu. 😆
Okej, wszystko rozumiem, ale gdzie jest ser? 👿
Myszom nie powinno się dawać sera – przynajmniej nie takiego żółtego z dziurami. Zawiera za dużo tłuszczu i jest zbyt ciężkostrawny jak na mysie możliwości – krótko mówiąc, szkodzi tym sympatycznym gryzoniom.
Wygląda na to, że Anna jest wielbicielką Don Giovanniego i myszy 😯 😀
Nasza Pręgowana też jest wielbicielką myszy. Po prostu przepada za myszami. 😈
Na temat Don Giovanniego się nie wypowiadała. 🙄
Pani Doroto, czytam bloga od dłuższego czasu, ale dopiero teraz komentuję. Z wieloma rzeczami się zgadzam, a nade wszystko z podejściem podziału muzyki na jedynie dwie kategorie – muzyka dobra i zła. Szkoda że czasem muzycy klasyczni (a przede wszystkim nauczyciele) zamykają się na inne gatunki.
Richter chyba lepiej sobie poradził z interpretacją ten dziwnej sonaty Schuberta.
Volodos najlepiej wypada moim zdaniem w repertuarze wirtuozowskim, ale też w Rachmaninowie. Potrafi śpiewać na fortepianie pełnym donośnym głosem i jego dźwięk nigdy nie jest przebity, pomimo że siły sobie nie żałuje. To rzadkie zjawisko. No i ma genialny słuch, to on w końcu wyciągnął ponownie na światło dzienne zapomniane nieco transkrypcje Horowitza spisując je z jego starych nagrań.
Gra Volodosa przypomina mi grę ś.p. Aleksieja Sułtanowa… Szkoda, że to dziś tak zapomniany pianista, największy niedoceniony na konkursie chopinowskim. On również potrafił śpiewać na fortepianie pełnym głosem, co jak już powiedziałem, uważam za rzadkość.
Pozdrawiam!
Ja w Chrome mam wszystko dobrze, poza ściśniętą Panią Kierowniczką. 🙂
Reklam nie mam z żadnej strony.
Dzięki Ci Wielki Googlu!
U Hoko widziałam taki przekladaniec od lewej: biały pas, szary pas, treści bloga,i znowu szary pas, biały pas.
Treści bloga takie, jak u mnie.
Ładnie mnie PK podsumowała. 😀
Nie tylko Don Giovanniego , ale wszystkiego, co się z Don Juanem Tenorio wiąże, chociaż jemu samemu bym najchętniej oczy wydrapała. 👿 Wiadomo, za co, a raczej – za kogo…
adam – tak, Sułtanowa żal. Pech, choroby… no i nie zdążył – może to byłoby przed nim? – dorosnąć artystycznie, by móc powiedzieć coś więcej od siebie (Volodos już coś mówi). Wielki talent, który poszedł na marne…
Już nie śmiałam powiedzieć, że Anna identyfikuje się z Donną Anną 😉
oooo… jak tu inaczej… O_O O-O
misie najbardziej nie podoba że nie widać, o której dodany wpis – taż to tyle mówi o stylu pracy Autorki/-ra! 🙄
po drugie misie nie podoba, że na mię samą idzie wewnętrzna presja, by zmienić skórkę* – a elegancko i godnie byłoby dociągnąć na oryginalnej, niezmienia(l)nej, funkcjonalnej aż do tysięcznego wpisu (na które mam coraz mniej czasu – więc to poootrwa… :eek:)
i w chromie i w firefoksie widzę dobrze i kursywę i ogonki. wielką białą plamę też widzę, ale – skoro nie mogę zmienić – polubiam ją natychmiastowo na zasadzie ‚białe plamy są wśród nas – niech owa będzie dla cię memento-wezwaniem-zadaniem’ 😎
******************
uciekając, zanim mię najdzie niepodobawcze wzmożenie…
…pozdrawiam Wszystkie Drgające Dusze i Ich Szefową; ósmy grudnia już za tydzień i jeden wieczór… tylko tyyyyle jeszcze do zrobienia, doznania, przeżycia … O Sapientia!** [nie tylko westchnienie, lecz i ostatnio naumiany utwór… wstępnie naumiany ;)]
_______
*której archaiczną archaiczność widziałam od początku… samego (2007) – ale sobie perswadowałam ‚Polityka wie co najlepsze, a skoro takie trzyma – skórka jest więc good a nawet git’ 😐
**nagranie takie-sobie lecz nie mam czasu by sprawdzić, czy znajdę coś lepszego 🙂
eee… okienko komentarzowe z okolicami – do kitu… to już lepiej uciekam na dobre zanim się dobrze rozejrzę… 😀
ale gwiazdki ładniejsze…
/uczy wszak ludź młodziaków, by się zawsze starali wysilić na obiektywizm… i nie wolno przesadnie dołować innych się-wysilających młodziaków :roll:/
Podsłuchałem właśnie po powrocie do domu brukselskiego recitalu Volodosa – sonata h-moll tam i wczoraj w W-wie to po prostu różne interpretacje. Począwszy od artykulacji – tamta jednak bliższa tekstowi. Ja po koncercie wyraziłem jednak zdanie odrębne, które po wysłuchaniu tej tuby jeszcze bardziej podtrzymuję. Propozycja warszawska była dla mnie koncepcją „sandwicza” z nadrzędną ideą kontrastu. Co może ułatwiało – że tak powiem – lekturę sonaty, ale poszatkowało skutecznie jej formę. Uprzedzając oczywiście wszelkie uwagi – formę niedookreśloną. Co rzecz jasna jest wyzwaniem. Kissin, którego interpretacji sonaty słuchałem wiosną tego roku we Wiedniu – rzecz ogarnął, przemyślał, poukładał i wykonał – mój Boże. Olśniewająco.
Może jednak piszę bzdury. Może podejście Kissina jest nie takim, o które chodziłoby Lisztowi. Może właśnie Volodos jest bliższy XIX-wiecznemu, romantycznemu idiomowi. Gdy nade wszystko i przede wszystkim liczyło się wirtuozostwo – któremu wczoraj składał hołd i dawał wyraz Rosjanin. Największy współczesny pianista – jak twierdzi Adam.
Żyjemy w czasach, gdy na brak świetnych pianistów nie ma co narzekać. Gdy jednak przychodzi podać jedno nazwisko – bo ktoś czasem zadaje takie pytanie – zazwyczaj zaczynam od milczenia. Potem rozpocznam: bo wiesz, to jest skomplikowana sprawa. Później podaję – z zaznaczeniem, że to grupa w kolejności alfabetycznej – i cholera, zawsze alfabet zaczyna mi się na S (chociaż są tam nazwiska i na A – zresztą ta litera jest wyjątkowo licznie reprezentowana, o innych literach nie wspominając i na Z rzecz jasna kończywszy). Ale cały czas – i im dłużej słucham, jeżdżę, myślę i wspominam – tym bardziej uświadamiam sobie, że czasy nam służą. Jednakowoż współcześni Lisztowi mieli łatwiej: był Liszt, Chopin, Thalberg. Chociaż wdowa po Hummlu, gdy usłyszała w Weimarze Liszta grającego koncert jej śp. męża skomentowała jego grę słowami: „Tego jednak mój stary tak zagrać nie potrafił”. No, ale to byli inne czasy – gdy miasta wylegały na powitanie i pożegnanie artystów.
Na zacnym tym dywanie padło jakiś czas temu pytanie: czy Paul Lewis dobrym pianistą jest?
Odpowiadam: Paul Lewis dobrym pianistą jest. Nawet bardzo dobrym. A tak po prawdzie – jak możecie, to wybierzcie się na niego. Po wysłuchaniu w jego interpretacji Fantazji Wanderer Schuberta – nieprędko sięgnę po płytę lub skuszę się na inne wykonanie. Pianista z techniką budzącą podziw – ale w żadnym momencie nie nadużytą (a Fantazja prowadzi w tej kwestii wcale liczne grono pianistów na manowce). Powściągający emocje – ale ich nie duszący. Bardziej epik niż liryk (w repertuarze schubertowskim wszakże lirycy często wpadają w tony rzewliwe). Skupiona od początku do końca koncertu twarz Lewisa zapadła mi w pamięć.
Milczenie 60jerzego wynika z prostego faktu. Przepracowania. I uświadomieniu sobie, że niezbyt mądry jest. I że woli z pokorą czytać znacznie mądrzejszych od się. Nad czym boli – to w kwestii durności własnej. I z czego się cieszy – tow kwestii mądrości. W nielicznych momentach na odwrót.
Dywan przezacny pozdrawiam – będąc dalej do niego przytulonym.
Przytulanki z przyjemną ością (jakby powiedział również dawno nie widziany zeen), ale co to za „niezbyt mądry jest”? Że ja przy ostatniej opowieści 60jerzowej nie zrozumiałam paraboli, to raczej o mojej niepojętności świadczy 😉
😛
I jeszcze jedno – zapomniałem wspomnieć, a stwierdziłem, że nie mogę sprawy pominąć. Mianowicie byłem wczoraj w księgarni Sawart na Moliera. Gmyrając po półkach natykam się ku własnemu zdziwieniu na nowe wydanie „Muzyki mową dźwięków” Harnoncourta. Pytam o cenę – bo własny egzemplarz po pożyczeniu nie wrócił do mnie – i pani z zawstydzeniem wyszeptała: 180 zł. „Ale to są dwa tomy” – szybko dodała, reagując w swoim mniemaniu tym tłumaczeniem na krągłość mych oczu. A w zasadzie na ichzwykły wytrzeszcz.
U wydawcy – to sprawdziłem przed chwilą – owe dwa tomy w jednym kosztują 100 zł. Myślałem, że nowe tłumaczenie – ależ skąd. Czyli zwyczajna chciwość. Tak wydawcy, jak i księgarza. Mając orientację w czystych kosztach produkcji – ręce mi opadły. A te dwa tomy to po prostu „Muzyka mową dźwięków” oraz „Dialog muzyczny”.
PS.
PK – nie w tym rzecz, najdroższa Kierowniczko. Ja mam ogólnie takie przemyślenia. I po raz pierwszy sam ze sobą się zgadzam. A trochę się na sobie znam. Bo na ludziach wcale.
Yyy… to może lepiej za dużo nie myśleć? 🙄
Ta cena za Harnoncourta to szok. Ale w Sawarcie raczej ogólnie chyba tanio nie jest. Niech ziemia lekką będzie twórcy księgarni, zmarłemu w tym roku mojemu koledze ze studiów, Olkowi Sawickiemu (oboiście niegdyś zresztą) 🙁
Tj. twórcy Sawartu, bo na Moliera księgarnia muzyczna była i najpierw. Sawart ma jeszcze księgarnię w Akademii Muzycznej.
Na allegro ktoś dał jeszcze większego czadu z Harnoncourtem…
http://allegro.pl/muzyka-mowa-dzwiekow-nikolaus-harnoncourt-i1946690376.html
O Dżizasie świebodziński 😯 Naprawdę ten człowiek myśli, że ktoś to kupi za tę cenę?
Eeee… Może to egzemplarz z autografem? 😉 Smakoszom zmienili szatki. Się zagotowało. 🙂
Dzisiaj byłem w Teatrze Muzycznym na „Wesołej Wdówce” – i chciałem podziękować panu Maciasowi, że tak miło przyjął mojego kolegę z roku który debiutował w roli Camilla. Byłem ucieszony tak jakbym sam tam śpiewał 🙂
Nie wiem, jak Jerzy zna się na ludziach, ale że na psach się zna świetnie, to pewne. Drapanko zawsze było w odpowiednim miejscu i z właściwym natężeniem. 🙂
Re Harnoncourta: człek z Allegro śledzi rynek 🙂 Cena w UK to 70 funtów. Tak więc u niego to taniocha 🙄 Tylko mu się chyba rynki pomyliły…
Nie wiem czy to na okoliczność Kwietnia w grudniu ? Wiosna,cieplejszy wieje wiatr,wiosna … 😉
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/5,35751,10738769,Zimy_jeszcze_nie_widac__Na_Sepolnie_zakwitly_forsycje.html?i=1
Dzień dobry. Odwołano recital Ewy Podleś w Teatrze Wielkim w Warszawie 3 kwietnia 2012 r. Czy ktoś z Państwa wie dlaczego?
Pozdrawiam!
Witaj, Jerzyku, witaj. Już miałam słać zapytanie, co słucziłos, żeś tak nas porzucił bez słowa.
Fajnie, że jesteś! 🙂
Książka w sprzedaży detalicznej kształtuje się od 145 do 179:
http://www.ceneo.pl/13508314
Nie wiedziałam, że takie duże narzuty są na książkę, chociaż pewnie dystrybutor – hurtownik po drodze też swoje bierze.
Ewa Podles odwolala wystep 3 kwietnia? 😯 To mial byc jej wlasny koncert jubileuszowy …
Dzwoniłam do TWON. Recital odwołany, powodów oczywiście nie podają. Bilety do zwrotu. Na stronie nie widzę informacji, tyle, że recital zniknął z kalendarium. No, ale do kwietnia daleko, może informacja jeszcze się pojawi. Będzie Kwiecień w grudniu, za to nie będzie Podleś w kwietniu.
Na pocieszenie zostaje ten występ:
http://www.chopin.edu.pl/pl/?m=20111204&cat=5
Ale czy tam się w ogóle będzie można dostać?
(No i też w tym samym czasie jeden z Kwietniów w TWON).
Buuu… a w niedzielę nie ma mnie w Warszawie 🙁
Pobutki dziś nie było, a ja i tak wstałam rano wcześniej, żeby pobiec na konferencję chopinowską. Bardzo było ciekawie i może jeszcze o tym napiszę. Byłam też na spotkaniu z Kwietniem w Operze Narodowej. Szkoda, że nie wiedziałam jeszcze o tym odwołaniu koncertu Podleś, bo od razu bym dyrekcję spytała…
Również w tym samym czasie – Olga Pasiecznik:
http://www.kultura.uw.edu.pl/strona.php?display=wydarzenia_2011.12.04a
Ten koncert o 19.00 – a koncert na UMFC o 17.00, więc można spróbować przebiec…
to wychodzi jakieś złoty pięćdziesiąt za stronę. Może to ryncna robota sprzed czasów Herr Gutenberga…
Tłumaczka zagrała niedawno bardzo ładny recital w kościele ewangelickim na odremontowanych organach Schlaga
jak sprzed czasów
@ Tadeusz 9:39
za to wydanie kieszonkowe oryginału można mieć za 11,95 EUR (czyli standard), w twardej oprawie za 19,90 EUR 🙂
Szkoda tego koncertu jubileuszowego EP w TW ON… Bilet od dawna w kieszeni.