O kocie despocie

Jak o zwierzaczkach, to o zwierzaczkach. Fragment opowiadania Grażyny Bacewicz (z tomiku Znak szczególny, Czytelnik, Warszawa 1970) o tym, jak kot pomógł jej podjąć ważną decyzję artystyczną: porzucić grę na skrzypcach (w której także odnosiła sukcesy, m.in. wyróżnienie na I Konkursie im. Wieniawskiego w 1935 r.) i poświęcić się wyłącznie kompozycji. Nie było to łatwe. „Długoletnie obcowanie z instrumentem narzuca myśl o małżeństwie. Czy łatwo jest rzucić męża lub żonę po srebrnym weselu? Niełatwo! Nawet jeżeli się ma na to bardzo wielką ochotę.

Zwlekałam więc z ostateczną decyzją. I właśnie do domu przybył kot, mały kotek. Bardzo był miły i śmieszny. Wszyscy w domu bardzo go lubili. Tymczasem on nie znosił skrzypiec. Gdy je brałam do rąk – zaczynał warczeć jak pies, a przy pierwszym, wydobytym przeze mnie dźwięku, z wrzaskiem uciekał pod szafę.

Nie mogłam się przecież zgodzić na to, aby kotek siedział ciągle pod szafą. Sprawa więc sama się rozwikłała.

Ale nasz kot był usposobienia despotycznego. Chciał mnie także zmusić do rzucenia pracy twórczej.

A wyglądało to mniej więcej tak: w czasie komponowania (przy fortepianie) zwykle zaczynałam sobie śpiewać czy raczej nucić (niektórzy kompozytorzy mają ten zwyczaj) – wtedy kot wsuwał główkę do pokoju i przeciągle miauczał patrząc mi wymownie w oczy. Za pierwszym razem myślałam, że prosi o jedzenie, gdy się jednak okazało, że nie o to mu chodzi, zrozumiałam od razu jego intencje. Twardo stanęłam przy swoim. Nie ja, a kot musiał ustąpić.

Był inteligentny, więc zorientował się, że przeholował w swych żądaniach”.

Wszystkie kotki i pieski, nawet te, co nam przeszkadzają w pracy, mają dziś Dzień Szczególnego Smyrania z okazji święta ich patrona 🙂