Gra i buczy
Jak wspominałam pod poprzednim wpisem, nawiążę tu do koncertu w Studiu Koncertowym im. Lutosławskiego, na którym byłam (jak również Gostek) w poniedziałek. Otóż solistą tego koncertu był Bruno Perrault, który wykonał z Polską Orkiestrą Radiową pod batutą Łukasza Borowicza Koncert na fale Martenota i orkiestrę André Joliveta. O tym instrumencie wspominaliśmy tu mimochodem przy okazji rozmowy o innym elektrycznym zabytkowym instrumencie opartym na podobnej zasadzie – tereminie. Ale puszczony na salę radiowy komentarz uświadomił mi, że falom M. właśnie w tym roku stuknęła osiemdziesiątka! No to osobny wpis im się należy.
Fale Martenota były i są specjalnością przede wszystkim francuską. W tym porządnie zrobionym haśle Wiki jest co prawda podrozdział wymieniający rozmaite filmy, w których występują dźwięki tego instrumentu, a nawet że „ondzista” („falista”?) Thomas Bloch (za parę tygodni, 12 i 13 grudnia, w Filharmonii Narodowej będzie grał w Turangalili Messiaena) występował z Tomem Waitsem czy Marianne Faithful. Ale jednak jak spojrzymy na nazwiska kompozytorów „poważnych”, to większość z nich to zdecydowanie frankofoni. Teremin, o którym, jak wspomniałam wyżej, rozprawialiśmy tu przy całkiem innej okazji, a także wywoływaliśmy za jego pomocą duchy, to instrument stworzony w Rosji, ale bardziej międzynarodowy (o losach jego twórcy Petr Zelenka napisał sztukę wystawianą też w Polsce); w przyszłym roku będzie obchodził swoje 90. urodziny jako najstarszy instrument tego typu. Niemcy zaś mieli swoje trautonium, wynalezione w 1929 r., które zginęło w pomroce dziejów.
Fale Martenota trwają, ponieważ powstały dla nich (a raczej do wykonywania z ich udziałem) wybitne utwory wybitnych kompozytorów, wśród których Olivier Messiaen (za parę tygodni, 10 grudnia, są jego setne urodziny!) jest zdecydowanie na czele. Znaną wykonawczynią muzyki na ten instrument była Jeanne Loriod, siostra pianistki Yvonne, żony Messiaena (była kiedyś w Warszawie z założonym przez siebie zespołem sześciorga „ondystów”; mieli koncert w sali kameralnej Filharmonii Narodowej). Na pewno rodzinne związki dodatkowo dopingowały kompozytora, ale myślę, że i samo, trochę „zaświatowe”, brzmienie instrumentu, a także możliwość swobodnych glissand przez skalę i paru innych efektów, działały na jego wyobraźnię. Nas te efekty dziś trochę śmieszą, kojarzą z filmem, któremu wciąż oddają nieocenione usługi. Ale dzięki Messiaenowi czy właśnie Jolivetowi instrument wpisał się do historii muzyki.
A tu mała lekcja poglądowa gry na falach Martenota. Dzisiejsze instrumenty są już mniejsze, unowocześnione; tworzy się je na zamówienie. A tu porównanie fal z tereminem. Na YouTube jest dużo przykładów z udziałem tych instrumentów, co świadczy o tym, że wciąż żyją, że jest moda na odkrywanie takich przyrodniczych ciekawostek. No bo niby syntezator czy sampler potrafi dużo więcej, ale czy ma duszę? Jest znakomity do live electronic, do wielu różnych spraw, ale czy nadaje się do celebrowania? Nie bardzo. A fale – i owszem. I nawet jeśli zrozumiała jest reakcja Gostka, to jest w tym instrumencie pewien urok.
Komentarze
I mam rano merytorycznie komentować?! 😉
Fale Martenota znam tylko z Messiaena, gdzie zostawiły we mnie dobrą pamięć (choć z drugiej strony, wśród słuchaczy NOSPRu jeszcze długo słyszałem legendy, że wykonywano jakąś arcydziwaczną muzykę, z jakimś arcydziwacznym instrumentem — chodziło Messiaena i fale Martenota).
Z tego co rzuciło mi się w youtubowych komentarzach w oko, to podziwiano raczej brzmienie fal Martenota i działanie tereminu (pytano wręcz, czy to magia 😉 ). Nie odwrotnie. Choć u Martinu to rzeczywiście: dusza instrumentu 😉
Nie dalej jak wczoraj słyszałam o tym instrumencie w radiowej jedynce.Nie użyto jednak ani razu terminu „fale Martenota” tylko chyba właśnie „falista”. Pani użyła tego terminu do nazwania muzyka . Błąd dziennikarski (w radio), ten termin można rozciągnać zarówno na instrument jak i na „użytkownika”, czy po prostu są jeszcze trudności z nazewnictwem polskim?
Mój wczorajszy komentarz był wybitnie niemerytoryczny (jak większość zresztą – fachowe wypowiedzi zostawię mądrzejszym ode mnie… 😀 )
Koncert Joliveta nie podobał mi się jako utwór. Wyraźnie odstawał od Messiaena. Z Karłowiczem nie porównuję.
Sam instrument jest fascynujący. Byłem z kolegą uprawiającym muzykę elektroniczną i on marzy o czymś takim. Jest to jednak „żywy” instrument, wymagający od wykonawcy czegoś więcej niż wciśnięcia guzika czy klawisza. Nie żaden tam sampler.
Natomiast Borowicz symfonię Karłowicza poprowadził z werwą, jakiej nie słyszałem ani w samej symfonii, ani od dawna w żadnej polskiej orkiestrze w ogóle, choć nie słyszałem jeszcze nowego nagrania Maksymiuka. Jest sporo dłuższe niż normalnie. A wykonanie Salwarowskiego na DUX przy Borowiczu trochę emeryckie.
Zresztą, ja Karłowicza kocham bardzo (na bezludną wyspę zabrałbym raczej jego, niż Szymanowskiego), więc wiele wybaczę wykonawcom, dziękując im, że nagrali jego utwory w ogóle.
Teraz zresztą trochę się poprawia z okazji rocznicy. Wit na Naxosie nagrał poematy. Chciałbym jednak zobaczyć wznowienie symfonii z Wodiczką i Filharmonią Pomorską, bo mój winyl jest cierpiący.
Różne rzeczy można usłyszeć w Jedynce 😆
No bo trudno takiego muzyka nazwać. „Falista” się jakoś z blachą falistą kojarzy…
PAK-u! Przecież nie żądałam opracowań naukowych 😆 – po prostu stwierdziłam fakt!
Mnie się wydaje, że dziś rzeczywiście ludzie, jak kiedyś, podniecają się dziwacznością instrumentu, ale chyba by nie przetrwał przez te wszystkie lata, gdyby nie było nań muzyki… Dlatego, ze względu na tradycję, gry na falach wciąż uczą w konserwatorium.
O, a tymczasem Gostek się odezwał 🙂
No właśnie, potwierdza się, że instrument ma duszę! Oglądaliśmy go z grupką melomanów w przerwie z bliska, ale króciutko, bo szybko musieli go zabrać. Bogna Kowalska z biura orkiestry mówi, że ubezpieczenie tego sprzęciku wynosi ponad 100 tys. euro 😯
Gostku, a co do symfonii Karłowicza, ja dostałam jej nagranie przez Sinfonię Varsovię pod Maksymiukiem. Jest chyba, można tak powiedzieć, gdzieś pośrodku. Bardzo epickie i bardzo w porządku. A Łukasz rzeczywiście zrobił, zwłaszcza w tej końcówce zagranej na bis, jakiś heavy metal 😯 Trochę może za donośne to było i za szybkie, ale z jajem.
Bis słyszałem z szatni (co też coś mówi), bo do dziecka musiałem wracać….
Przepraszam, za szybko kliknąłem „Dodaj”
Werwy w finale było więcej niż w benzynie Orlenu, może nawet za dużo, ale ujęło mnie, że polska orkiestra jest tak w stanie zagrać – równo, sprawnie, blachy bez zarzutu.
No. Może. SV też. Trzeba tylko porządnego fachmana, co by przed nią stanął z entuzjazmem. Łukasz zrobił niesamowite rzeczy z tą orkiestrą, której praktycznie wcześniej nie było…
W związku z pozytywnym odbiorem duchów w instrumentach, ogłasza się nabór na egzorcystów potrafiących tchnąć ducha w każdy instrument tak, by słuchacz ducha wyzionął z wrażenia…
No nie, niech nie wyzionuje, bo kto będzie słuchał? Wystarczy mu ducha dodać…
No nieeee, na widowni same duchy i to po dwa w jednej powłoce 😯
Ale przeszadzać nie można, bo się zaduch zrobi i duchota.
falista martynista 🙂
Gdy usłyszałem fale po raz pierwszy, wyobrażałem je sobie jako coś w rodzaju piły 😆
No właśnie, jak tu wrzuciłam nagranie teremina, to też wszyscy myśleli, że to piła 😉
Gostku! Właśnie wysłuchałam jeszcze raz Karłowicza z Maksymiukiem (wyd. BeArTon). Naprawdę dobre, polecam!
Jak po dwa w jednej powłoce, to może to są poduchy? 😯
Czym się różni martenot od pieca martenowskiego?
Ad MaXymiuk – ja już przekroczyłem listopadowy budżet płytowy, a Bearton ma niepromocyjne ceny (nawet jak na SACD, którego i tak nie mam jak odtworzyć), więc musi zaczekać.
No, nie zając, nie ucieknie 🙂
A czym się różni martenot od martenowskiego? No, chyba trochę rozmiarami…
Dobrze, że tylko listopadowy — ja przekroczyłem już również grudniowy 🙁 Oj, poczeka sobie Karłowicz.
W przyszłym roku setka od upadku z Kościelca… trzeba będzie wpisik wyryktować…
To była „figura mowy”, jak mawiają szekspirejczycy 😀
Bywa, że nie kupuję nic, ale jak idę w cug, to karta się nadtapia w czytniku
Opady sniegu wstrzymane, teraz padają budżety…
I cóż można rzec na tak smutne stwierdzenie 😥
Chyba tylko: ale przynajmniej śnieg nie pada! 😉
zeen:
zakupów płytowych — dodaję i odprężam się na chwilę w fotelu.
PS.
Coś chce mnie przeziębienie złapać i czasem wzrok się zacina w lekturze. Przeczytałem omyłkowo:
Opady śniegu wstrzymane, teraz padają buldożery…
I sobie to zwizualizowałem.
U mnie dopiero przed chwilą wstrzymali, bo z rana jeszcze prószyło 🙂
Krucafuks, ten ondes Martenot to bardzo ciekawy instrument (dziw, ale do dzisiaj o takim nie słyszałem). Trochę przypomina mi organy Hammonda ale jego mozliwości są o niebo większe i szersze. Że też jeszcze w jazzie go nie wykorzystali ( a może wykorzystali tylko o tym również nie słyszałem ) ?
W trochę innym towarzystwie:
http://www.youtube.com/watch?v=jA09TsVz1vc
Powiem jeszcze ciekawostkę z koncertowej przerwy. W przerwie podeszłam do Pawła Szymańskiego i Kacpra Miklaszewskiego, którzy rozmawiali o tych instrumentach. Paweł wykazał się znajomością tej dziedziny, a Kacper spytał go, czy chciałby coś napisać z takim instrumentem. Nie powiem, słyszę to brzmienie w kontekście muzyki Szymańskiego 🙂
Czy ojciec Pawła Szymańskiego nie jest fizykiem?
A teraz z innej beczki kompletnie:
Jest (kolejna) afera w związku z zabudową Placu Defilad i okolic (wysokościowce itp.). Ale na rysunku w dzisiejszym dodatku „Życie Warszawy” do Rzepy siedzi sobie mały kwadracik podpisany „Nowa Filharmonia”.
Czy ktoś (znaczy PK) coś wie?
http://www.zw.com.pl/galeria/2,1,309706.html
😯
Nie wiem nic. Kogo by o to zapytać? Też nie bardzo wiem…
Przeczytałam tekst. Wynika z niego, że jest to projekt młodych architektów z Forum Rozwoju Warszawy. Być może więc umieszczenie w tym miejscu nowej Filharmonii jest tylko obrazem swobodnej fantazji projektujących.
No tak.
Miałem nadzieję, że są jakieś przesłanki….
Może są, ale nic mi o tym nie wiadomo…
Pewnie fale radiowe wyrzuciły mnie na przeg martenota w okolicach koncertu Joliveta, bo mimo że powinno było zachwycać, to nie zachwycało 🙁
Nic nie powinno. Jak nie zachwyca, to nie zachwyca i juszszsz…
Idę teraz na pokaz najnowszego filmu Mike’a Leigh. Podobno fajny, zdam sprawę po powrocie.
Pani Kierowniczko, rozumiem, że ten nowy film to „Happy-Go-Lucky”, tak?
Tak, to właśnie to 🙂
Miłe. Wspaniała rola Sally Hawkins, grającej trzydziestoletnią wariatuńcię o specyficznym poczuciu humoru. Na początku może sprawiać wrażenie kolejnego wcielenia nieszczęsnej Bridget Jones, ale potem się okazuje, że to całkiem inny przypadek, że to kwestia stylu, a nie inteligencji ogólnej. I jeśli z początku się myśli: kto dał tej fiu-bździu uczyć dzieciaki w szkole, to potem zmieniamy zdanie, bo widzimy, że dziewczyna jest frontem do człowieka, niby nie umie się skupić (pyszne momenty przy nauce jazdy), ale kiedy trzeba, umie słuchać. „Światu należy się trochę uśmiechu” – te słowa padają pod koniec i jesteśmy w tym z nią, przynajmniej ja 😉
Niby lekka komedia, ale pazurek Leigha daje o sobie znać, a profesjonalizm czuje się w każdym szczególe, nawet w przyjemnej muzyczce, która od początku wprowadza nas w klimat filmu. Rozkoszowałam się tym po totalnej amatorszczyźnie nieszczęsnego pawia, którego widziałam wczoraj. Toto jeszcze nie wchodzi na ekrany (ma wejść bodaj w marcu), ale ostrzegam przed filmem Wiosna 1941. Dlaczego pierwsza w historii koprodukcja polsko-izraelska musiała być taką chałą 👿 Zmontowane bez sensu, kiczowate pomysły, no i właśnie koszmarna muzyka podłożona bez ładu i składu. A przecież mógł z tego być niesamowity dramat – rzecz oparta jest na opowiadaniu Idy Fink i opowiada o ukrywającym się u polskiej chłopki małżeństwie żydowskim i trójkącie, jaki się tworzy. Naprawdę był to temat na arcydzieło, bo opowiadania Fink to rzadkie połączenie znakomitej literatury z nagą prawdą: wierzymy jej, że tak było. Filmowi nie wierzymy, tylko się wkurzamy. A już pomysł, żeby wszyscy aktorzy, brytyjscy i polscy, mówili łamaną „polską” angielszczyzną, doprawdy wart jest Złotej Maliny 🙁
Dzięki za recenzję 🙂
Bardzo sie cieszę, że film „Happy-Go-Lucky” sie udał. Bardzo lubię filmy tego reżysera, pocżąwszy od „Life Is Sweet”, sprzed chyba 17 lat. Ostatnio za wyjątkowo udane przedsięwzięcie uważam film Leigh „Topsy-Turvy”. Jest to film o wieloletniej współpracy Gilberta i Sullivana, kompozytora i dramaturga (ale i świetnego poety)- a więc niemal film muzyczny. I kto pomyślałby, że właśnie Mike Leigh zrobi taki świetny film na ten temat. Film mnie bardzo zaiteresował również dlatego, że mam i znam na pamięć wszystkie 17 operetek, które Gilbert i Sullivan popełnili. Nie są to operetki takie jak te nieszczęsne „wiedeńskie”. Ich najmocniejszą stroną jest zawsze doskonałe libretto Gilberta, pełne nonsensowego dowcipu i wyrafinowanych wierszy. Można go porównać z Jeremim Przyborą, jeśli chodzi o maestrię w tworzeniu wiersza i dowcip, wypływający już choćby z niezwykłych rymów. Ale zbyt zbaczam . Szkoda, wielka szkoda, że film wg opowiadania Idy Fink tak się nie udał. Na szczęście napisała ona jeszcze kilka opowiadań, wprost wymarzonych na scenariusz do filmu. A więc nie wszystko jeszcze stracone.
Nie widziałam tego Topsy-Turvy, a szkoda. Nie jestem też tak oblatana w dziełach Gilberta i Sullivana 🙂
Jesli tylko nadarzy się okazja – naprawdę warto to zobaczyć. Co sie tyczy operetk Gilberta i Sullivana są w Polsce niemal zupełnuie nieznane, wystawiany był zaś tylko kiedyś Mikado. Zapewne było to spowodowane trudnością przekładu (tylko Przybora mógłby temu sprostać) a także nie mającym masowego wzięcia purnonsensem.
Oto np. początek RUDDIGORE. Stara Dame Hannah opowiada jakie przekleństwo ciązy nad baronetami Ruddigore. Mieli oni upodobanie w znęcaniu sie nad czarownicami, za to pewna stara czarownica przed spłonięciem zdążyła rzucić klątwę: każdy baronet Ruddigore będzie musiał popełnić codziennie zbrodnię, inaczej umrze.
Sir Rupert Murgatroyd
His leisure and his riches
He ruthlessly employed
In persecuting witches.
With fear he’d make them quake –
He’d duck them in the lake –
He’d break their bones
With stick and stones,
And burn them at the stake.
Itd.
Ładnie się zaczyna… 🙂
I jak szybko trzeba śpiewać 😯
http://www.youtube.com/watch?v=zmBri9kvptE
Vincent Price himself! Tekst można czytać obok 😉
Ładne i takie staroświeckie 😉
Ja jeszcze wrzucę zapowiedź Happy-Go-Lucky, z wypowiedziami Mike’a Leigh i Sally Hawkins:
http://www.youtube.com/watch?v=69HFS6Tie7I&feature=related
i jeszcze trailer:
http://www.youtube.com/watch?v=cMwD7Zy6Vno
i mówię wam dobranoc, bom już śpiąca 🙂
A, to jak Kierownictwo już pospane, to i psy się mogą uśpić. Dobranoc. 🙂
Hoko! Ktoś Ci porwał adres blogowy i się podszywa!
Gdzie? 😯
To sprawa kryminalna, w sam raz dla komisarza…
Tyle, że na porwanym blogu pod niektórymi wpisami są komentarze Hoko… Może to jakaś rodzinna sprzeczka? A to się ściga na wniosek pokrzywdzonego.
Ja w sprawie dwóch panów: Gilberta i Sullivana…
http://www.youtube.com/watch?v=98Si0U4Jd3E
3. Gdańska Jesień Pianistyczna
KONCERT FINAŁOWY
w 100.rocznicę urodzin Oliviera Messiaena
OLIVIER MESSIAEN Symfonia „Turangalila”
Orkiestra Symfoniczna PFB
Charles Olivieri-Munroe dyrygent
Markus Bellheim fortepian
Thomas Bloch fale Martenota
Zamachowski Zbigniew narrator
Mamy już bilety, więc też będziemy mogli posłuchać.
Na film pójdziemy, gdy minie tylko jeszcze troche od śmierci mojego teścia. „Sekrety i kłamstwa” oglądamy mniej więcej co kwartał. Nie wiem, czy uznajemy ten film za najlepszy tego reżysera, ale jest to jego pierwszy, który oglądaliśmy i zrobił od razu duże wrażenie. W ogóle lubimy dzieła, z których wynika, że twórcy kochają swoich bohaterów.
Małgosiu, czy jesteś Małgosią malującą? Jeżeli tak, to radość, że wreszcie można Cię gdzieś spotkać.
Tak, Stanisławie, to ta sama Małgosia, odzywa się rzadko, ale czasem tu bywa. Częściej u Owczarka, no i u Bobika.
Turangalilę mamy tu z FN/Antonim Witem, który za nagranie z NOSPR dla Naxosu (też z Thomasem Blochem) dostał kiedyś nagrodę na Midem w Cannes.
Co do nowego filmu Leigha, to on zdecydowanie kocha tę swoją Poppy, czemu dał wyraz m.in. w wywiadzie w ostatniej „Polityce” 🙂
A tymczasem wyrazy wsparcia…
zeenie, fajne to, tylko kto to śpiewa? Nigdzie nic o tym nie ma.
To śpiewa Raymond Edward O’Sullivan
Na cześć Gilberta i Sullivana nazwał się Gilbert O’Sullivan.
Nothing Rhymed to jego pierwszy światowy przebój i przełom w karierze. Miał wtedy 24 lata (1970). Ten koncert na Tubie jest z 1971.
Jakoś nie znałam. Kawałek głosu 🙂
Pani Dorotko,
nie wierzę 😯 Wszyscy go znali!
Grzeczny chłopczyk w kolorowych skarpetkach:
http://www.youtube.com/watch?v=PSsWxIcLvPo
No może i coś tam słyszałam, ale mi zginął w masie 🙂 A jak poszłam na studia (to było już mniej więcej wtedy), to się już tylko na poważną warszawskojesienną awangardę snobowałam 😐
😉
Kierownictwo i snobizm? Czego to się człowiek dowiaduje…
Maksymiuk osiągnął szczyt kariery, gdy i ja z Ukochaną byliśmy w szczytowej formie. Był dla nas idolem dość długo. Potem miał chyba okresy trochę niższej formy, a może nie wszystko mu się układało. W ostatnich latach znów nam sie bardzo podoba, choć chyba tej swojej ogromnej energii ma nieco mniej. Ale ja też mam dużo mniej. Poza tym są jeszcze inne ważne walory, nie tylko energia. Co raz więcej też lubi opowiadać na koncertach. Ja też coraz bardziej lubię opowiadać, choć nie na koncertach. A jestem jednak o kilka lat młodszy.
O tak, pamiętam jak Maksymiuk potrafił w przerwie między częściami utworu zwrócić się do publiczności z paru słowami o kolejnej części.
passpartout 🙂
Gilbert O’Sullivan był objawieniem. Jego piosenki są tak zgrabne, że mógłby je pisać Burt Bacharach.
A front Hokopokowiańczyków wstrzymał oddech, Wieli Mistrz podjął działania…
Czas oczekiwania trochę sobie skrócę.
„Nic tak nie śmierdzi jak moje onuceeee…”
Tak tylko gram sobie i buczę…
Hoko dał zaczerpnąć łyk wstrzymywanego powietrza, ale chyba wciąż nie o to chodzi… Może to od onuc zawiało?
Mam wrażenie, że Policja już się uporała ze sprawą, bo ja w Hokowni niczego podejrzanego nie poczułem. Chyba że samo przeminęło z wiadrem…
A tego w skarpetkach znało nawet szczeniactwo, więc chyba rzeczywiście wszyscy oprócz Pani Kierowniczki. 😯
Cholera, teraz ja też nie mogę wejść na Hokowisko 🙁 A rano z domu mogłam…
A teraz juz otwarte 😀
Ja tam nic nie będę mówił, ale jak dałem cynk do Interpolu, to zaraz się coś ruszyło 🙄
Jeszcze a propos opowiadań Maksymiuka, o których wspomniał Stanisław. To bywa urocze, ale i denerwujące, bo kochany Maestro mówcą nie jest i zwykle trudno zrozumieć te opowieści. Kiedyś, dość dawno już, w TVP ktoś pomyślał, że jak on jest taki medialny, to trzeba mu dać program cykliczny, niech coś opowie o muzyce, może z tego będzie taki drugi Bernstein… Po paru emisjach zrezygnowano z programu 😉
Jak ktos wspomina G. o”Sullivana (na starosc tak jak Cliff Richard zaczal spiewac piosenki religijne) nalezy dodac jego kalke Leo Sayera.
http://www.youtube.com/watch?v=2Lq4in_4PfM
Witam wszystkich w amerykanski Thanksgiving.
Nawet pamiętam ten program z Maestrem, zaangażowanie jego w mówienie było wielkie…
O! Jak ktoś tu obchodzi Thanksgiving, to wszystkiego najlepszego!
Zaangażowanie Maestra i owszem, było wielkie, ale czy ktoś coś z tego rozumiał?
A ostatnio rzeczywiście bardzo się uspokoił…
Ja mam tylko ekstra 2 dni wolne siedzac nieco okrakiem na tradycji amerykansko-kanadyjskiej. Swoje kanadyjskie Thanksgiving mielismy miesiac temu. Ale za zyczenia dziekuje. 🙂
A właściwie dlaczego to jest w różnych terminach w Stanach i Kanadzie?
W tej Ameryce to mają okraki….
Ale tylko dla takich jak PA2155 😉
Nie wiem, dlaczego sa dwie rozne daty. My, Kanadyjczycy odcinamy sie od tradycji amerykanskiej jak tylko mozemy. 🙂 W radio i w telewizji mamy nawet Canadian Content. I wiele roznych dziwnych rzeczy na codzien i od swieta. 🙂
Wiem nareszcie, kto spiewa jedna z moich ulubionych, o te:http://de.youtube.com/watch?v=I4oPpr1USLM&feature=related
Nie wyszlo, replay: http://de.youtube.com/watch?v=I4oPpr1USLM&feature=related
Bardziej znana wersja:
http://de.youtube.com/watch?v=iCZGqcMZ6Jw&feature=related
Kurcze, jak tu się wszyscy o mnie wypytują 😆
Już działa. Chociaż kilka komentarzy wcięło 🙄
Ech, nie odsłucham teraz, bom w firmie…
A dziś pod wieczór spotykam się z Tereską – wpadła właśnie do stolycy, zaraz rusza do Częstochowy 😀
No właśnie wcięło. Chyba coś odtworzę 😉
Wszyscy się dopytują o Hokowisko, bo nie mogą bez niego żyć! 😀
Yes, yes, zeenie , ale tamta zabawniejsza:)
„Nie mogą żyć…” he he… jak mawia K. Puchatek, taki to już ze mnie miś… 🙄
Oj, tak, tak… :mru: (dla wtajemniczonych 😉 )
Pani Kierowniczka uważa, bo ten miś to lubi miodek, jak mu lać na uszy 🙂
Czy naprawdę musi się znikać, żeby dowiedzieć się, jak się jest uwielbianym przez otoczenie? Nie dałoby się tak bez znikania? 🙄
Dlaczego, Bobiku? Znikanie moze oznaczac przeciez rowniez inne przyjemnosci; ja teraz znikam, bo udaje sie na koncert Carmignoli (mozna zazdroscic 😉 )
Bobiku, zniknięcie było nieprzewidziane – jakbym wiedział, że taka zabawa będzie z odświeżeniem adresu strony, to bym załatwił sprawę o godzinie, której nie ma 🙂 A tak ja sobie w najlepsze gadałem z komerskim na „starym”, a foma już rozgłaszał wszem i wobec, że mi bloga ukradli 😆
No bo dla Komisarza takie eventy są jak znalazł. Wykazać się można… 😀
Bo nieakceptowalny jest taki dualizm pułapkowy… To jest konspiracja, którą trzeba zdekonspirować i nagłośnić!
A co, gdyby Hoko nie dłubał w trakcie? I nikt nie pomyślał o tym, co przeszedłem, kiedy zamiast czachy albo wzbogaconej owadami strawy dostałem Just another blog…. Niewdzięcznicy!
Wdzięcznicy, wdzięcznicy. Przecież piszą, że Komisarz się wykazał! 😆
Niby piszą, ale podteksty wciskają w samogłoski…
Należy dla postrachu aresztować wszystkie samogłoski, a reszta już się sama ustawi do pionu. 🙄
Mam nadzieję, że skoro zniknęłam na trochę, to też jestem z lekka uwielbiana przez otoczenie 😆
Wróciłam właśnie z przemiłego jak zwykle spotkania z Terenią. Gadałyśmy, potem byłyśmy na koncercie, potem znowu gadałyśmy. Dwie wstępne refleksje (Tereskowe), po pewnej ilości piwencja w Szwejku 😉 Jedna: że w trakcie swojej wędrówki, w której szukała samotności, stwierdziła, że jednak najbardziej człowiekowi potrzebny jest drugi człowiek 🙂 Drugi, to że różne takie wariatuństwa (np. takie, jakie my tu uprawiamy) świadczą o dojrzałości, ale mam nadzieję, że ona to poprawi i sprecyzuje 😀 Ja nie jestem w tej chwili całkiem trzeźwa i mogłam coś przekręcić 😉
Wpis chciałam zrobić teraz, ale może odłożę to jednak na rano 😆
Pani Kierowniczko, jak Pani nie uwielbiać choćby za stwierdzenie, że rozbrykanie jest oznaką dojrzałości? Toż to woda na szczeniaczy młyn! 😆
Poza tym uwielbiam mieć jeszcze komu o tej porze powiedzieć dobranoc. 🙂
Pa! Buziaczki 😀
A stwierdzenie nie moje, tylko Tereski. Tyle że ja się z tym zgadzam 😉
Tereskę też mogę pouwielbiać, tym bardziej że często znika. 🙂 Wiadomo przecież nie od dziś, że te psy to lizusy. 😉
Witam, witam,
Dlaczego nikogo nie ma? 🙂 Pusto wszędzie, głucho wszędzie… Czyżby nawet kierownictwo spało?!
Bobik! Nie czuwasz przy blogu?!
Pobudka! Czas do pracy!
I ja witam. Dziwicie sie, ze o takiej godzinie??? A bo spedzam upojna noc na Dworcu Centralnym, jako iz juz zauwazylam, ze w Polsce wszystko dziala, tylko nie do konca.
Otoz zawrocilam sie byla do domu po cudownym spotkaniu z Kierownictwem i zastalam zepsuty kod do drzwi wejsciowych. Usilowalam obudzic ciecia (ups, sorry, gospodarza domu), co w normalnych warunkach by mi sie udalo, ale ciec spal snem sprawiedliwego, wiec doszlam do wniosku, ze zamiast szamotac sie z drzwiami i nie wiadomo kim pojde sobie na Dworzec Centralny. To miejsce dla bezdomnych, a ja na dzis pozbawiona zostalam domu because kod.
Tak wiec polecam. Dworzec Centralny wcale zacne miejsce, zwlaszcza calodobowa kafejka internetowa. Czysciutko, cieplutko, spokojniutko, nawet puszczaja cos, od czego nie dostaje naglego bolu zebisk. Polecam, polecam. 10 godzin (nocka) 18 zl. To i tak taniej niz hotel, a i przespac sie mozna. O, ktos tam chrapie w kacie.
A teraz rozwiniecie tez zapodanych wyzej przez Panie Kierowniczke.
Ad primo. To niezupelnie taki bilans, bo ja nie szlam na Camino w poszukowaniu samotnosci. Szlam wiedziona dewiza: Zaslugujemy na wszystkie nasze spotkania, sa one wpisane w droge naszego zycia i naszym zadaniem jest odnalezc ich istote (czy glebokie znaczenie, jak kto chce)
Po drodze niejdnokrotnie musialam sie oprzec na bliznich, zwlaszcza w chwilach zwatpienia – to normalne. Ale nie na tych, ktorzy mnie mijali i ktorzy byli jak kregi na wodzie – stykajace sie i rozchodzace, a na tych pozostawionych za mna, w domu i w zagrodzie. Na tych elementach stalych. Stad ta konkluzja, ze najwazniejszy dla czlowieka jest drugi czlowiek. W kontekscie stalosci (chocby iluzorycznej).
A ad secundo. To jasne, ze wariatkowo jest dowodem dojrzalosci!!! A niech ktos sprobuje powiedziec, ze nie. Toz ludzie niedojrzali az smierdza nieznosna powaga, ktora uznaja za cnote, a ktora tylko pokrywa ich kompleksy. Niech zyja rozbrykane tygrysy i brykniete tygrysy, i odbrykane tygrysy, i brykajace tygrysy.
Niech zyja! Niech zyja! Niech zyja!
Witam o dworcowym poranku! Zaiste bosko tu. Nawet kawa nadaje sie do picia. Moze sie tu przeniose na stale???
Nie wierzę! Nikt nie wstał?! 🙂 W mojej fabryce pracujemy na okragło, a u was przestoje?!
Tereso! Witam i wspieram w dworcowych peregrynacjach! Do przetrwania nocy na Dworcu Centralnym trzeba odwagi, odwagi i jeszcze raz odwagi. Mogę podjechac z tobą i wspólnie skutecznie rozbudzimy ciecia. Zabiorę gwizdek. Chcesz?!
No pewnie, ze chce!!!
Ale juz chyba o tej porze ktos sie tam bedzie krecil. Jakies paniusie ze zwierzatkami na przyklad. To moze sie uda. Na razie czekam do 6, zeby ruszyc na Zwirki i Wigurki
jest 5.52, na 6.00 nie dojadę. Ale już powoli robi się robi jasno, to dasz sobie radę.Szkoda, że wczesniej nie dałaś znaku, spedziłybyśmy malowniczą noc! Jesteś bardzo dzielna.
Stanisławia 09.47
🙂 🙂 🙂
Mam swoją teorię co do blogu Hoko. 😎 To eksplodował talent! Gadaliście o odgromnikach, zamiast je mątować, a tu ooooo! 😀
MONTOWAĆ!!!! 😳 😳 😳
Chyba racja jest po środku. Jest rozbrykanie dojrzałe, o którym pisze Kierownictwo i Teresa oraz zozbrykanie szczeniacze (niestety). Różnice poznaje się po poczuciu odpowiedzialności. Jeżeli ktoś bryka nie patrząc na to, czy zabłoconymi łapami przypadkiem nie niszczy jasnych spodni taty i jeszcze wskakuje zabłocony do czystej pościeli, albo zdarza mu się wbryknąć Kłapouchego do strumienia grzbietem do dołu, mamy do czynienia z rozbrykaniem niedojrzałym, które na pewno nie dotyczy Bobika. Jeżeli się bryka nie czyniąc innym krzywdy, jest to obiaw dojrzałości. Natomiast nie potrafiący brykać obrażający się o wszystko i traktujący ze śmiertelną powagą przede wszystkim siebie i ewentualnie najbliższa rodzinę, szczególnie jednojajową, są z całą pewnością niedojrzali.
Wieczór skończył się upojny
Czas w pielesze nam już iść
Dzień był długi, wieczój znojny
Zmięty jak listopadowy liść
Czas do domu, czas na sen
Chociaż z czuba dymi się
Hej, zapłacę każdą z cen
Kto do łoża przyjmie mnie…
Lecz przed snem zmątować trzeba
Odgromniki, których tu
Jest wycelowanych w niebo
Tak około chyba stu..
Odgromniki w równych spacjach
Zmątujemy patrząc by
Między nimi była racja
Wtedy lepsze będą sny
Rozbrykany niedojrzale
Idę sobie wreszcie spać
Kto mi w tym przeszkodzi, wcale
Nie usłyszy k…. m.ć…
Wnoszę, żeby to paskudne robrykanie nazwać jednak jakoś inaczej, nie szczeniaczym. Może gówniarskim? 🙄
Tereso, „Skaldowie” na dworcu w Kansas City mieli gorzej, bo nie było jeszcze kafejek internetowych. I kawa zapewne też była ohydna. 😉
Poranny Bobiku, zgadzam sie absolutnie. Nazywanie gowniarzostwa szczeniestwem jest naruszaniem jestestwa bobikopodobnych. Nieetyczne. Komitet Obrony Bobika juz stosuje odpowiednia petycje do rzadu w tej sprawie.
A Stanislawowi dzieki wielkie za rozwiniecie watku, choc tego gowniarzowskiego rozbrykanie nie nazwalabym rozbrykaniem, a prostactwem i chamstwem. Az sie od tego roi na roznych forachOnetuczyGazetyWyborczej.
Witam radosnie po bohaterskiej nocy w towarzystwie (a raczej bez towarzystwa, na cale jego szczescie) i na dworcu nie w Kansas City. Kawa byla calkiem ok.
Towarzystwo Szczęścia im. Teresy z Dworca Centralnego 😆
tereso, jak to bez towarzystwa? via internet towarzyszył Ci cały świat…
No ja przepraszam, prosze ze mnie kalkucianki nie robic. Nie nadaje sie!!!!
Komisarzu, tak, rzeczywiscie, na szczescie wirtualnie, pewnie w realu bym nie zniosla. 😉
Na swoją obronę przypominam, że wyraźnie zaznaczyłem, że ten rodzaj rozbrykania w żadnej mierze nie dotyczy Bobika. Ale zgadzam się na gówniarskie zamiast szczeniackiego
Do czego się nadajecie Tereso, to my już dobrze wiemy i nie Wam oceniać.
Towarzystwo miało szczęście? Miało!
Bohatersko noc spędziliście? Bohatersko!
Kraj potrzebuje bohaterów i my Was Tereso z Dworca bedziemy promować na każdym dworcu w kraju, a nawet za granicą.
Jutro macie dyżur we Włoszczowej…
Chyba na DC się poprawiło w ciągu ostatnich 2 lat. Przyjechaliśmy kiedyś w środku nocy z lotniska na DC, żeby skorzystać z przechowalni bagaży ogromnych. Opuściwszy autobus nr 175 wybraliśmy niewłaściwy kierunek obchodzenia dworca, w którym tylko jedne drzwi były w nocy otwarte. W przeciwną stronę wystarczyło 20 m, a tak obeszliśmy cały wokół . Skrytki wolne nawet były. Potrzebowaliśmy kilku. Było napisane, ile trzeba zapłacić za każdą, i tyle zebraliśmy w monetach. Ale po próbie zamknięcia okazało się, że podana opłata dotyczyła umieszczenia waliz w skrytkach, natomiast za zamknięcie trzeba było dopłacić po 2 złote, których już nie mieliśmy. Nie będę zanudzał problemami z próbami rozmieniania pieniędzy gdziekolwiek. Na szczęście ów system trafił już do lamusa.
Pytanie do Pana Posła Gosiewskiego: Czy na dworcu we Włoszczowej działa w nocy kawiarenka internetowa?
Wszyscy już dzięki p. Gosiewskiemu wiedzą, że prawidłowo piszemy i mówimy: Włoszczowie podobnie jak Częstochowie. No, ale Włoszczowej jest bardziej znane 😉
O, co to, to nie. Moje poswiecenie dla Narodu w imie nocnego zwiedzania dworcow ma jednak swoje granice. Nie sadze, zeby we Wloszczowej bylo cokolwiek. Ostatnio jak jechalam, byla krowa. Kontaktu, myszy i klawiatury nie zauwazylam.
Boszszsz… Idę ja sobie do łóżeczka, zapadam się w głęboki sen i nawet nie wiem, że za moimi plecami takie rzeczy się wyrabiają 😯 A że będzie się tu (znów!) rozprawiać o Edgarowisku, tego już bym żadną miarą nie przewidziała 😆
Tereniu! Jak zaczęłam to czytać, to najpierw pomyślałam: czemu, cholera, nie zadzwoniłaś, przenocowałabym cię przecież nawet w tym burdlu, jaki u mnie ostatnio panuje 😉 No, ale jak zobaczyłam, że spędziłaś taką upojną noc i tak było fajnie… Jeszcze fajniej byłoby, gdyby Allla dotarła! 😆
Mam ja za sobą nocleg na dworcu Poznań Główny, na ławce w poczekalni, ale było to za głębokiej komuny, w moich czasach studenckich, i miałam jakieś dziwne poczucie bezpieczeństwa. To była w ogóle taka wariacka letnia podróż przez kraj, od miasta do miasta, najpierw zrealizowałam swoje marzenie przejechania całej trasy słynnego pociągu Przemyśl-Szczecin, wysiadając po drodze a to w Krakowie, a to we Wrocławiu, a potem z tego Szczecina jeszcze właśnie do Poznania. Nocowałam albo w schroniskach młodzieżowych, albo właśnie w pociągu. Taki ówczesny „busz po polsku”, ale w porównaniu z dzisiejszym buszem była to jakaś sielanka…
Teresko, ale znasz chyba tylko Włoszczową Główną na trasie z Częstochowy, a chodzi o Włoszczową Północ, tę na trasie CMK. Tam to naprawdę porządny ten peron jak cholera 😀
A co do meritum, rozróżnienie między rozbrykaniem szczeniackim a gówniarskim jest jedynie słuszne! 😀
Wsze kordony i granice,
Wszytko to obrócim w nice!
My Teresie na sztandarze
Wznosim dworcowe ołtarze
Niech dworcuje bohatersko,
Wrogów zaś okrywa klęską
Dworcoojczyźniany micie!
My Wam, wicie, rozumicie,
I w świątecznym ruchu szczycie
Bohatersko trwać pomożem
Tako nam dopomóż Boże…
A wiesz, ze wiedziona rozpacza juz juz mialam wykrecic Twoj numer, ale litosc mnie wziela, ze snu sprawiedliwego przerywac nie bede!
Jakos przetrzymalam. Nawet bez wiekszego bolu. Obawialam sie, ze bedzie gorzej, tymczasem poszlo jak z platka.
Okazuje sie, ze te kody sa wylaczane na noc, a moja przyjaciolka nawet o tym nie wie, bo mieszka to od niedawna i jakos nie zdarzylo Jej sie wrocic po polnocy. Klucza do drzwi wejsciowych nie posiada, wiec trzeba to wszystko powyjasniac.
Swoja droga, jeszcze jeden to dowod na to, ze w Lojczyznie wszystko dziala, tylko jakos tak polowicznie. Do polnocy.
Co do Wloszczowy – peron moze i porzadny, ale czy JEST DWORZEC????
Nie ma 😆
http://pl.wikipedia.org/wiki/W%C5%82oszczowa_P%C3%B3%C5%82noc
Argentyna ma Evitę Peron, a my Teresę z Dworca…
http://www.allegrofun.pl/show/2464
A ciekawam, czy udała się ta akcja, bo sprawozdania już nie było:
http://miasta.gazeta.pl/krakow/1,44425,3765584.html
Ja bardzo przepraszam, a to niebieskie, to pies?
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/f/fb/Hw_wloszczowa_polnoc_przystanek.jpg
Tak swoją drogą, to co za idiotyzmy wyłączać kody na noc. U mnie też są kody i nikomu taka brednia nie przyszłaby do łba. No, ale jeszcze jest pakamera z cieciem lub cieciami… ups, sorry, ochroniarzami 🙂
zeen, masz na myśli niebo bezchmurne nad Włoszczową?
No wlasnie, a za ta siatka pasie sie krowa. Klawiatury brak, poza tym chyba troche wieje… Chyba ze to naped Eola
To niebieskie, to NIE PIES!!!!
A czy ja sie nadaje na Teresite???
Nie, Dorotko, to stare bloki. Miejsca na borowiki nie ma. Jest tylko napisane czarno na metalowym: gospodarz domu pod 46. Coz z tego. Gluchy jak pien, albo i co innego.
Pociąg ze Szczecina do Przemyśla zostanie w mojej pamięci na całe życie. Jako niespełna 13-latek podróżowałem z Dolnego Śląska do Krakowa. Mieliśmy z Mamą miejsca sypialne z Wrocławia do Krakowa w przedmiotowym pociągu. Z megafonów płynęła informacja, że pociąg ze Szczecina do Przemyśla jest „opóźniony na czas nieograniczony”. Nie przyjechał w ogóle. Było to w nocy z 28 na 29 czerwca 1956.
Tu sobie sprawy nie zdajecie,
że świat się już zmierzył z cieciem,
cieć doceniony, obudzony
swój nos obnosi na wsze strony.
Teresita, o to trzeba spytać pasażerów na peronie IV…
Koniec świata. Wyłączać kody na noc? Pewnie nie potrafią wyłączyć dzwonków bez dezaktywacji całego systemu. To do księgi głupoty natychmiast
Jeżeli pociąg Przemyśl-Szczecin gdziekolwiek kiedykolwiek przyjechał w terminie, to chyba w kominie zapisać… Ja wielokrotnie korzystałam na różnej długości odcinkach pomiędzy Rzeszowem a Wrocławiem i zawsze, ale to zawsze był spóźniony…
Na wsze strony nos obnosi
ciec zaspany
a pod klatka niedobitki
jak barany
wymeczone nocnym stukiem
dziwozony
wszy na cieciu liczyc beda
niestrudzone
A gdy wszy sie juz otrzasna
policzone
Dziwozony mu utkaja
z wszy korone
Juz nie przespi ciec nasz luby
nocki calej
czuwac bedzie nasluchujac
i tak dalej…
Fakt, pociag ten to zywy przyklad relatywnosci percepcji czasu!
Za siatką pasie się krowa
Tu stacja Północna Włoszczowa.
Za siatką pasą się myszy
Włoszczowa pogrąża się w ciszy
Pasie się też klawiatura
Z Włoszczowej to niezła dziura…
Niekiepska stworzyła to głowa
Tu stacja Północna Włoszczowa
Niech świat o niej wreszcie się dowie
O słynnej Północnej Włoszczowie…
A na peronie całkiem nowe
Jest stanowisko komputerowe.
Można z komórką przyjść i laptopem
I tam surfować sobie galopem,
A poprzez szklany daszek widoczne
Jest zawsze niebo, dzienne czy nocne…
Gra, buczy i jęczy sobie
fala laptopów we Włoszczowej…
z gwiazd dogladana przez Oriona
Bo coz to za laptop bez patrona?
Patron laptopów to obserwuje
I się ze śmiechu po niebie snuje:
Stado laptopów, a obok krowa…
Oj, chyba buchnie mi Supernowa…
Łap laptop w łapę lepką, ladaco
Porzuć pierdoły, zajmij się pracą…
Jasna cholera, już popołudnie, trzeba by do jakiej pracy się zabrać!
A się tam będzie Pani Kierwoniczka zabierać…
Kierwoniczka – tak mnie jeszcze nikt nie nazwał 😆
A swoją drogą przypomniało mi się, jak znajoma pracująca w wydawnictwie skarżyła się swojemu mężowi na jakąś wredną i czepialską kierowniczkę redakcji. Mąż do niej ze spokojem: „To powiedz jej – A ch… tam, pani kierowniczko!” I zdanko przeszło do historii w zbliżonych kręgach 😆
Jak się nie chce pisać, proponuję może coś zasiać.
Oziminę? 😀
Pisać to się chce, tylko jeszcze trzeba wyjść…
Ja już wróciłem – z lasu. Pogoda wreszcie jakaś normalna 🙂
Hoko się ujawnił. Haubicę powiesił w cieniu drzew, kałacha zakopał.
To co? Sam leśniczy będzie Niemców z lasu przeganiał?!
Spokojna głowa, Hoko dziki ze smyczy spuścił…
Tak tylko, żeby nie było że mnie tu nie ma.
Tu też pogoda normalna, może dlatego mamy dziś takie humorki 🙂
Hoko = chłopiec z lasu 😯
Humorek jest, znaczy coś było…
Powiedzmy, że z zagajnika… 🙄
Z Zakątka Puchatka 😆
O! 😀
Uprasza się podczas przeganiania z lasu Niemców nie identyfikować ich po numerach rejestracyjnych aut! 🙄
Niemcy nie wjezdzaja autem do lasu 😉
Jak są Niemcami tylko z numeru rejestracyjnego, to owszem, wjeżdżają. Sam widziałem! 😉
To tym bardziej trzeba ich przegonic!