Beczała nam wyprzystojniał
Nie widzieliśmy Piotra Beczały na naszej scenie aż od czterech lat. I trudno było nam dziś go poznać, tak zmienił image. Wyszczuplał (podobno zrzucił 15 kg), wyprzystojniał, zapuścił wąsik i bródkę a la Johnny Depp – niby do tego przedstawienia na tegorocznym festiwalu w Salzburgu, ale w gruncie rzeczy bycie na szczycie wymaga również dbałości o wygląd. Nie tylko o głos, który przecież nasz tenor wciąż ma wspaniały.
Miłym gestem było rozpoczęcie występu od duetu (Fausta z Mefistem) i zaproszenie do niego Rafała Siwka, który też już robi karierę światową. Miał też robotę chór Opery Narodowej; za pulpitem dyrygenckim stał znów Patrick Fournillier (jako że jesteśmy świeżo po Konkursie im. Fitelberga, przypomnijmy, że swego czasu zdobył tam II nagrodę) i bardzo się starał, choć po orkiestrze niestety widać, że nie ma stałego porządnego szefa.
Solista, nawet jeśli dziś nie był w pełnej formie, potrafił sprawić, że prawdopodobnie niewiele osób to zauważyło; to najwyższy stopień profesjonalizmu. O lekkiej niedyspozycji świadczyły dosłownie drobiażdżki: parę nut na skraju pewności, zwłaszcza w I części koncertu poświęconej muzyce francuskiej – Gounodowi i Massenetowi (druga część, słowiańska, poszła już bardziej gładko) – a także próba wyciszenia nastroju w drugim bisie: niespodziewanej, wykonanej tylko z fortepianem (Anna Marchwińska) pieśni Karłowicza Pamiętam ciche, jasne, złote dnie (co przy okazji stało się wzruszającą aluzją do polskich lat młodości śpiewaka), wreszcie niepociągnięcie dłużej ostatniej, najwyższej nuty w ostatnim bisie – La donna è mobile (wiem też, że solista zrezygnował z jeszcze jednego przygotowanego bisu – arii Jontka Szumią jodły). Ale z drugiej strony absolutnie przepiękne było wykonanie czułej arii Księcia z Rusałki czy zwycięskiej Nessun dorma na pierwszy bis, a także zaśpiewane na koniec pierwszej części dramatyczne Pourquoi me réveiller z Werthera Masseneta.
Beczała jest wielki. Szkoda, że tak rzadko odwiedza naszą scenę. Kiedy ten następny raz? Należy się obawiać, że za dziesięć lat… I to raczej nie w inscenizacji. Jest to człowiek rozsądny, nie jest zwolennikiem tzw. Regietheater i woli go unikać, jeśli może. A u nas coraz rzadziej można zobaczyć coś innego niż „wariacje nie na temat”…
Komentarze
Oj tak, piękny jest teraz nasz Beczała (znaczy przystojny) i śpiewa bosko. Jaka szkoda, że nie towarzyszyła mu Aleksandra Kurzak, mieszkająca teraz ponoć w Wilanowie. To by dopiero było! Ale koncert wspaniały, chcemy takich więcej – choćby jako odtrutki.
Nie wspomniała Pani Kierowniczka o wspaniale zaśpiewanej arii Stefana. To było według mnie największe osiągnięcie wieczoru. Aż by się chciało żeby wiadome ministerstwo sfinansowało przyzwoite nagranie Strasznego Dworu, bo obsadowo to jest akurat teraz na to szansa : Bwczała, Kwiecień, Kurzak, Siwek….
Dzień Dobry,
szkoda tylko, że pomimo wizyty artysty, w dalszym ciągu nie można kupić płyty „Slavic Opera Arias”? Być może nakład się wyczerpał i z jakichś powodów nie można go wznowić? Jest to jednak dość dziwna sytuacja biorąc pod uwagę korzystny do promocji moment?
Dzień dobry,
Aleksandra Kurzak to raczej z Sebastianem Karpielem-Bułecką… 😉
Twierdzi, że współpraca z gwiazdami lżejszej muzy pozwala jej osiągnąć popularność w… kraju.
http://www.gala.pl/gwiazdy/wywiady/zobacz/viewpointer/2/artykul/aleksandra-kurzak-kariera-juz-sie-nacieszylam.html
Arię Stefana w wykonaniu Beczały słyszałam już kiedyś na żywo w Poznaniu i wtedy to był absolutny szok. Może mi to trochę już spowszedniało… 😉 Zwłaszcza że jest na płycie Slavic Arias, której jestem szczęśliwą posiadaczką, więc nie mam pojęcia, czemu nie można jej kupić. Widziałam swoją drogą, że ludzie po koncercie strasznie się na coś rzucali przy stoliku przy wyjściu, ale nie sprawdzałam, co to było.
Pobutki nie było, ale na taką szarówę i po takim wieczorze to tylko to:
http://www.youtube.com/watch?v=fotQfZPuvAY&feature=related
@ biber : plytę SLAWIC OPERA ARIAS mozna było kupić w TW, oddzielne stoisko, ale widziałam ją także w empiku (w teatrze oraz w empiku na Marszałkowskiej w Warszawie, JUNIOR). Uprzedzam, że poszukiwania plyt droga internetową w sieci empiku jest beznadziejne! Bywa, ze płyta jest w sprzedaży, a info na str internetu pokazuje „niedostępna” czy jakos tak. Przerabiałam to kilka dni temu
Taa, rzeczywiście dziwnie było w piątek w FN – do zwrotów stała jedna kolejka a obok niej druga do zakupów – I nadal sala była pełna 🙂
Pozwolę się nie zgodzić z bazyliką w kwestii zastępstwa. Rozumiem, że nagle, że prawie bez próby i że ciężko byłoby szybko coś uzgodnić z pianistą. Ale przez to usunięcie się na drugi plan el-Bacha dał szansę dyrygentce, której ona zdecydowanie nie wykorzystała. Podczas koncertu zapisałem sobie – gwoli pamięci – kilka uwag, z których wynika, że właściwie tym koncertem (d Brahmsa) mógł w zasadzie dysygować metronom. Co potwierdził wstęp do Tristana. Wydaje mi się, że albo p. Monice brakuje temperamentu albo odwagi. 100 lat temu niejaki Toscanini dyrygując w Colon nie przepuścił takiej szansy…
Ale zgadzam się, frak leżał pięknie i koński ogon też ładnie się bujał
——
Dwie godziny przed Beczałą w Wilanowie WOK kameralny dał krótki wprawdzie, lecz odlotowy koncert z sonatami Dobela (Doebela) – takiego gdańskiego odpowiednika Buxtehudego. Bravo, bravo, bravo
A ja właśnie byłam na Płytomanii, w której gościł dziś nasz tytułowy bohater. Zapewne zostanie to zawieszone na stronie. Na razie, jeśli ktoś nie słuchał: pierwsza płyta dla DG, z repertuarem Richarda Taubera, została już nagrana (pod batutą Łukasza Borowicza, który też ma przy okazji debiut w tej wytwórni!) i ma się ukazać w maju. Dlatego z takim opóźnieniem, ponieważ firma celuje z promocją na czas, kiedy Beczała znów będzie w Europie – a tym razem w Stanach ma spędzić aż cztery miesiące.
Co zaś do płyty z Verdim, na której gra POR oczywiście również pod kierunkiem Borowicza, a śpiewają także Ewa Podleś i Mariusz Kwiecień, ukaże się ona prawdopodobnie w lutym. To już mówię z własnego wywiadu, bo na antenie o tym nie było. Solista dostał właśnie mastera do odsłuchania.
Aha, podobno Nessun dorma zaśpiewał wczoraj publicznie po raz pierwszy. Nie miałam pojęcia! Szacun. Po odśpiewaniu ponoć stwierdził „jakie to łatwe” 🙂
Faktycznie, wyprzystojniał. Ale mnie to nie dziwi. Zawsze twierdziłem, że przystojność jest wprost proporcjonalna do kudłatości. 😈
No, u piesków szczególnie. Choć i gładkowłose przystojne bywają 😉
Zaraz – o 20.30 w Mezzo zaczyna się parodniowy maraton z Minkowskim – w tym symfonie Szuberta, wersja z obrazkami.
Coś może wiadomo o FN ?
Jeszcze nie wiem, trochę głupio mi o tej porze dzwonić, spróbuję jutro rano.
Jedno wiem – że kandydat Łukasz Borowicz raczej nie zgłosił się na przesłuchania, bo siedzi w Bilbao i robi Króla Rogera 😉
????
Telekonferencje, skype czy inne czarne magie ? Toż nawet moja firma (administracja) potrafi takie cuda zorganizować).
(a propos p. Borowicza)
Może i tak było, tylko ja nie wiem 😉
Nie zgłosił się i nie telekonferował. Ponoć przesłuchanie go odłożono do 20.12.br. Nie prędko więc nastąpi rozstrzygnięcie tego konkursu. To chyba byłaby nierówność w traktowaniu kandydatów? Już sobie wyobrażam jak czekałaby na niego Filharmonia Berlińska…Śledząc co obecna dyrekcja POR ma już od kilku lat do zaproponowania – brak pomysłu na funkcjonowanie orkiestry i sali świecącej pustkami nie żałowałbym nadmiernie tego kandydata. Ale oczekuję, że aplikując do jednej z najważniejszych instytucji w kraju chociaż znajdzie czas by spełnić warunki konkursu. Można wsiąść rano w samolot i następnym wrócić…
Chyba trudno robić zarzut komuś, kto cieżko pracuje, szczegolnie gdy promuje polską muzykę za granicą. Jedni kandydaci najwyraźniej mają mniej czasu od innych kandydatów 😉
Pobutka!
http://www.youtube.com/watch?v=FhJr_mORbks&feature=relmfu
Fajny ten tamburyn na akordeonie 😉
Można by powiedzieć, że obaj Panowie macie rację. Znakomicie, że Łukasz Borowicz promuje naszą muzykę za granicą. Źle, że komisja konkursowa traktuje kandydatów nierówno. Ja bym jeszcze spytała: ciekawe, czy tak samo potraktowałaby któregoś z pozostałych, gdyby akurat tego dnia nie mógł z jakichś powodów przyjść.
Poniewaz Pietrek (mam nadzieje, ze tylko na razie) milczy, pogadalam z sierzantem. http://www.musicaltoronto.org/2012/11/25/concert-review-pianist-piotr-anderszewski-makes-powerfully-individual-case-for-j-s-bach/
Krótka uwaga o orkiestrze i Rafale Siwku…
Orkiestra grała wyśmienicie… w porównaniu do piątkowego Nabucco, gdzie dyrygował Andrzej Straszyński i które to dzieło podziwiałem w trakcie 140 wystawienia – zdecydowanie odradzam tym, którym jeszcze umknęło :). To były całkiem różne dwa światy.
Jednak ta sama orkiestra nie była w sobotę w kanale, tylko nad nią i moim zdaniem czasem było jej przez to za dużo – Fournillier powinien to uwzględnić. Zwłaszcza w takim wnętrzu…
I jeszcze uwaga o Panu Rafale. Był świetny, przy czym nie tylko w sobotę z Piotrem Beczałą, ale również w piątek na wspomnianym Nabucco – wtedy to był najsilniejszy punkt wieczoru.
O – mkk na występach gościnnych w Warszawie 😀
Ago – dzięki za przesłanie od sierżanta 😉 Teraz czekamy na relację Pietrka.
Mam potwierdzenie, że następna runda konkursu na dyrektora FN odbędzie się 20 grudnia – ale byłam niesprawiedliwa, przyznaję, bo zrobiono to nie tylko dla Borowicza, również dla innego kandydata, którym jest niejaki Peter Paul Dabrowski z Teksasu, a który również na ostatni weekend wylegitymował się swoimi zajęciami.
To był pierwszy termin, w którym wszyscy mogli się spotkać.
Konkurs przebiega solidnie, z dużą ilością pytań. Mogę to potwierdzić i od drugiej strony, bo miałam relację także od jednego z kandydatów 😉
Jest komunikat na stronie MKiDN:
http://www.mkidn.gov.pl/pages/posts/komunikat-w-sprawie-komisji-konkursowej-obradujacej-nad-wyborem-kandydata-na-stanowisko-dyrektora-filharmonii-narodowej-3462.php
O tak – na gościnnych, ale będę częściej. Choć, jak na razie, moje skromne doświadczenie podpowiada mi, że w jednym Opera Narodowa przypomina moją „prowincjonalną”. Pięknie jest głównie na premierach, zaraz po nich i na wyjątkowych koncertach 🙂
PS: Załapałem się również na piąte, ostatnie w tym roku wystawienie nowego baletu. Pastor wielkim twórcą jest.
PSII. Pani Doroto, ale oczywiście w najbliższą niedzielę będzie się Pani delektować nowym „Napojem miłosnym” w Krakowie? 🙂
Ja jeszcze swoje niekompetentne trzy grosze dodam odnośnie jubileuszu Beczały, że najbardziej mi się podobał polski repertuar. Byłam w szoku, bo wszystkie słowa rozumiałam, co nie jest takie oczywiste w przypadku innych wykonawców. To jednak można ten polski wyartykułować? A poza tym i tak całość była porywająca, włącznie z wyręczeniem dyrygenta przez solistę w zakończeniu arii „La donna e`’mobile”, kiedy Beczała zabawnie machnął w górze dłonią 🙂 (Trochę skomplikowane mi to zdanie ostatnie wyszło, ale kto był, będzie wiedział, bo widział 😉 )
Machnął, bo zwykle w tym miejscu tenory pociągają bardzo długo tę nutę, popisując się wysokością. Zresztą sama to kiedyś także w jego wykonaniu słyszałam, gdy wziął udział w warszawskim spektaklu Rigoletta bodaj pięć lat temu. Teraz wyraźnie nie miał na to ochoty, więc dał znać dyrygentowi, że chce skończyć.
mkk, jeszcze nie wiem, jak udam się dziś do redakcji, zorientuję się, czy zaproszenie doszło (zapewne tak). Nie było mnie tam znów przez prawie tydzień.
W uzupełnieniu wypowiedzi bazyliki i lesia, sobotni koncert w FN wypadł bardzo dobrze i przy pełnej sali, choć opisana przez lesia scena dwóch kolejek do kas sie powtórzyła.
Pani Wolińska bardzo mi się podobała i choć chętnie posłuchałbym Maestro Semkowa, nie wyszedłem zawiedziony. Muzyka brzmiała pięknie, a fraczek leżał idealnie 🙂
Co do codzienności w operze – Kaspszyk zawsze podkreślał, że jego ambicją jest, by i spektakl codzienny był świętem. I za jego kadencji tak było – abstrahując od różnistych poziomów realizacji, słuchało się tego zawsze z przyjemnością.
Nie ma Kaspszyka, nie ma święta na co dzień.
Tak na marginesie, może by tak wysunąć hasło: panie na szefów orkiestr? Na razie tylko Ewie Michnik udało się i udaje przez tyle lat trzymać instytucję na swoim poziomie; Agnieszka Duczmal sama musiała założyć orkiestrę. Zauważyłam, że dyrygentki często spycha się w role chórmistrzyń czy na jakieś podrzędne asystentury. Choć często bywają lepsze od tych, którym asystują.
Dzień Dobry,
a propos Piotra Beczały, czy ktoś widział to najnowsze DVD z „Cyganerią” wydane przez DG? Proszę o opinię?
Ktoś potrafi tak wkleić zdjęcie,żeby niefejsbukowcy też mogli zobaczyć do jakiego stanu rozentuzjazmowany tłum fanów doprowadził naszego ulubionego tenora ? 🙂 No cóż, wielka sztuka wymaga poświęceń 😉
http://www.facebook.com/photo.php?fbid=375364839216595&set=a.226326437453770.55690.225638490855898&type=1&theater
Jestem niefejsbukowcem, ale zobaczyłam 🙂 Super!
ad notaria – też uważam że owszem polski ale też w ogóle słowiański repertuar był największą atrakcją sobotniego jubileuszu Beczały. Sądzę że nie mała w tym zasługa nieżle dysponowanej orkiestry i bardzo dobrej dyrekcji maestro Fournillier.
Nareszcie sie zebralem, aby cos naskrobac , akurat wyskoczyly inne rzeczy.
Nie ma watpliwosci, ze Bach Anderszewskiego, to Bach jak zadnego innego, nie tylko pianisty, ale w ogole jakiegokolwiek muzyka.
Tu jest dokladniejszy opis koncertu pana Piotra.
http://www.musicaltoronto.org/2012/11/25/concert-review-pianist-piotr-anderszewski-makes-powerfully-individual-case-for-j-s-bach/
Ku naszemu zaskoczeniu sala nie byla wyprzedana, ale jak powiedzial nam znajomy biegly w tych sprawach, program oparty wylacznie na Bachu w Toronto sali nie wypelni. Pare miesiecy temu byl Gil Shaham – jak wyzej, a suity wiolonczelowe byly w ogole w malej sali.
Po koncercie udalismy sie za kulisy. Znowuz szturmu nie bylo, tylko kilkoro zaprzysieglych wielbicieli/lek. Dwoch z nich to faceci jezdzacy za PA po calej Ameryce: nastepny koncert (PA nie byl pewien gdzie) Charlottesville, pozniej Carnegie, pozniej…..
Mowa byla o dynamice zaprezentowanej przez pana Piotra od pppp do ffff. Jedna pani westchnela – dla mnie to jest niemozliwe, bo jestem klawesynistka. Na to PA powiedzial – o jak ja pani zazdroszcze, bo tak naprawde, to ja chcialem grac na klawesynie, no, ale z lapami takimi jak moje to odpadlo.
Zapytalem go sie czy nie chcialby skoczyc na piwo. Pokiwal tylko glowa, i stwierdzil, ze tak naprawde to chcialby skoczyc do lozka, bo do Toronto przyjechal, z jednodniowym przystankiem w Europie, prosto z Chin i oczy kleja mu sie niemozebnie.
PS Nieproszony przekazalem pozdrowienia od p. Doroty – bardzo sie ucieszyl 🙂
Pare dni temu bylismy na Taiwan National Choir. Pamietam, ze ktos tu zglaszal watpliwosci czy chinski chor jest w stanie wczuc sie w muzyke europejska. Mysle, ze tak, w znacznej mierze dzieki dyrygentce owego choru.
http://www.thestar.com/entertainment/music/article/1290907–conductor-agnes-grossmann-brings-the-taiwan-national-choir-to-koerner-hall
Znowu fajny przyczynek do debat o dyrygentach, i w szczegolnosci o kobietach z batuta.
Grali Brucknera ktorego w ogole nie znalismy (motety i msza nr 2 – ta tylko z instumentami detymi) Brahmsa, Schumanna i pseudo ludowe przyspiewki tajwanskie.
Za mniej wiecej dwa tygodnie mamy Weihnachts-Oratorium z Collegium Vocale Gent, choir & orchestra, Philippe Herreweghe, conductor, Dorothee Mields, soprano, Damien Guillon, countertenor, Thomas Hobbs, tenor, Peter Kooij, bass.
A w tak zwanym miedzyczasie musimy podjac bohaterska decyzje: Mesjasz z Tafelmusik czy Mesjasz z „Grand symphonic sound has been The Toronto Mendelssohn Choir’s trademark for over 100 years. The full 150 voice choir joins forces with internationally renowned, award-winning vocal artists, conductor Nicholas McGegan, and the TSO for a glorious and stirring performance”. Osiolkowi w zloby dano.
A tu jeszcze dodatkowa informacja o p. A. Grossmann.
http://www.musicaltoronto.org/2012/11/20/interview-toronto-summer-music-founder-agnes-grossmann-finds-heartfelt-singing-in-taiwan/
Osiołkowi bym doradzał jednak Tafelmusik, gdyby mnie pytał. Mniejsze szanse, że przytłoczy i tak zostawi. 🙂
Dzięki, Pietrku, za relację i za przekazanie nieproszonych pozdrowień, które przecież nieprawdaż są zawsze nieustające 😀 Jet lag go dopadł ani chybi, a swoją drogą strasznie jest eksploatowany, jak spojrzeć na jego kalendarz, i najzdrowszy koń miałby problemy. Jak on jeszcze w tych warunkach tak wspaniale gra, to trudno pojąć.
Tajwańczycy śpiewają Brucknera – do czego to doszło… 😉
Fajnie się w tym Toronto dzieje. Ja na Mesjasza być może wybiorę się do Krakowa, do CC.
@WW Wlasnie, wlasnie, tak tez, strzygac uchem w lewo, prawo, ku temu bym sie sklanial. Poza tym do Tafelmusik BO mam na piechote 🙂
Ale, z drugiej strony, McGegana na zywca nie widzialem.
Wspaniale gra nawet przez sen,bo czegóś inaczej nie potrafi.Skaza genetyczna jakaś…
Dobry wieczór!
Znowu jestem zmuszony wspomóc Multikino, bo szkoda, żeby zainteresowani przeoczyli:
http://multikino.pl/pl/wydarzenia/music/lohengrin-na-zywo-z-la-scali/
Notabene, od jakiegoś czasu wiadomo, że ma być ta transmisja, lecz informacja pojawiła się dopiero teraz; plan transmisji i (głównie) retransmisji jest ustalony chyba do wakacji, niestety żadnych informacji nie mogę znaleźć w necie – plan widziałem tylko przez chwilę na plakacie w kinie, zapamiętałem, że następna ma być „Turandot” 22 stycznia (na razie nie wiem skąd, nie wiem z kim).
Pozdrawiam!
Pobutka.
@jan 0:47
Też tyle zauważyłam w przelocie przed „Orfeuszem” :-),polityka informacyjna Multikina mnie osłabia,nie dziwota,że później na sali jest tylko kilka osób.Trochę obawiam się tego Lohengrina (wprawdzie obsada jak marzenie, za to reżyseruje jeden z moich ulubieńców – Claus Guth,więc mogą być jakieś odgrzewane szczury z Bayreuth z 2010,co to je widziałam na obrazkach i długo potem nie mogłam przyjść do siebie 😉 ) a nigdzie,nawet na stronie La Scali, nie ma dotąd żadnego zdjęcia z tej inscenizacji. No,ale dla Jonasa jestem w stanie dużo zaryzykować 🙂
A z innej bajki (chociaż też operowej ) -czy któś cuś słyszał,jak udała się premiera „Króla Rogera” w Bilbao? Nie wątpię,że z takim Rogerem i z takim dyrygentem musiało być wspaniale,ale trochę szczegółów by się przydało, a tu cisza…
Oj, długa dziś Pobutka 😉 ale za to jaka…
Dzięki janowi za info o Lohengrinie. No wkurzające jest to Multikino, jak trzeba coś zrobić samemu, to nie wiedzą jak, bo promocje filmów dostają w pakiecie z zewnątrz. A jak samemu trzeba by wykazać inicjatywę… motywacji nie ma, kiepsko zarabiają czy co? Guth rzeczywiście odstrasza, ale rzeczywiście obsada marzeń.
O Rogerze jeszcze nic nie wiem, z sierżantem nie gadałam, jak znam życie, to pewnie za parę dni dostanę entuzjastyczny mail od współpracowniczki Znanieckiego.
W Wawie w TWON również 7.12 jest dawana Fairy Queen i Pygmalion Rameau – dyryguje Paul Agnew
I znowu osiołkowi dano
—
Pietrek, przyłączam się do chóru głosujących na Tafel, a w Weihnacht koniecznie posłuchaj tego Damiena Guillon w Weihnacht. Ja jestem nim zachwycony..
Recenzja z Krola Rogera (po hiszpansku, pisze Jose M. Irurzun, Beckmesser).
http://www.beckmesser.com/krol-roger-k-szymanowski-palacio-euskalduna-de-bilbao/
Przeklad w skrocie – to trzecie i najatrakcyjniejsze z nich wystawienie tej opery w Hiszpanii (poprzednie byly Davida Pountney’a i Krzysztofa Warlikowskiego), bardzo estetyczne i dobrze unowoczesnione. Motyw homoseksualizmu niedwuznaczny, za bardzo podkreslony i prowokacyjnie wystawiony (niektore sceny w ostatnim akcie przypominaja parady gejowskie). Mariusz Kwiecien to najlepszy mozliwy Krol Roger, scenicznie i glosowo, jeden z najlepszych dzis barytonow lirycznych. Inne glosy gorzej; Roksana (Agnieszka Bochenek-Osiecka) i Pasterz brzmieli slabo na scenie, choc o wiele lepiej bylo ich slychac gdy spiewali z fosy orkiestrowej. Lucas Borowicz zna swietnie partyture i dobrze ocenia orkiestre i chor (oba b. dobre), lecz miewa tendencje do efekciarstwa i powierzchownosci, szczegolnie w ostatnim akcie, ktory byl za glosny.
O, dzięki! Nie znam hiszpańskiego, coś tam bym mogła się domyślić po linii ogólnoromańskiej 🙂
Ciekawe, parady gejowskie w ostatnim akcie? Bardziej pasowałyby do drugiego…
Wg recenzji homoseksualizm jest w tej rezyserii glownym tematem. O ile zrozumialam, ostatni akt odgrywa sie w barze gejowskim 🙂
@ lisek 9:42
Dzięki 🙂 To polskich akcentów było więcej w obsadzie. Czy dobrze zrozumiałam,że Agnieszka Bochenek zastąpiła Iano Tamar w trybie nagłym? No i zauważyłam jeszcze jedno znajome (w pewnym sensie wrocławskie) nazwisko -Irina Zhytynska jako Diakonissa .
@ewk_ka, wg recenzji rzeczywiscie zmiana byla nagla (nie jest jasne czy Iano Tamar zrezygnowala czy moze decyzja nalezala do kogos innego; Tamar jest sopranem dramatycznym i spiewa tez role mezzosopranu, wiec wokalnie nie bardzo pasowala do Roksany).
Przeoczylam ostatni akapit: sala nie byla pelna (ponizej 90%), publicznosc dosc chlodna, glowne brawa (gorace) otrzymal Kwiecien, a Michala Znanieckiego z ekipa niektorzy wybuczeli.
Trzeba wziac pod uwage ze kraj Baskow jest dosc konserwatywny.
Tak, ja też, jak próbowałam się wczytać, doczytałam się, że według autora recenzji poza kilkoma fragmentami, jak pieśń Roksany czy scena bachanalii, muzyka jest raczej mało przyswajalna dla szerszej publiczności. „Czas pokaże, jaka będzie przyszłość tej opery”. Wśród miejsc, gdzie Roger ma być wystawiony, wymienia też Operę Wiedeńską – o tym nie słyszałam.
W I akcie realizacji Znanieckiego nie ma kościoła… To gdzie i z jakiej okazji śpiewa chór?
(Pani Doroto, czy moge poprosic o poprawienie byka w ostatniej linijce mojego ostatniego komentarza…? )
On nie pisze ze Krol Roger bedzie wystawiany we Wiedniu, lecz ze jeszcze nie byl wystawiany w zadnej z najwazniejszych sal operowych (jak la Scala, Metropolitan, Staatsoper de Viena czy Covent Garden).
O ile zrozumialam, chor spiewa za oknem krolewskiej sali jadalnej 🙂
Jeszcze polskie akcenty – recenzja wymienia kostiumy Joanny Medynskiej i swietna gre swiatel Bogumila Palewicza.
@ lisek 12:05
Ale wkrótce będzie,będzie – i w MET i Covent Garden 🙂 To wielka zasługa Mariusza Kwietnia,bo tak sami z siebie tamtejsi decydenci by na ten pomysł nie wpadli. A to w dodatku taka partia ,którą pan Mariusz może śpiewać przez wiele lat… ku naszej nieustającej radości 🙂
I w La Scali też ma być.
Dlatego się zasugerowałam 😉
Polecam dzisiejszą audycję w radiowej Dwójce 😉
http://www.polskieradio.pl/8/2222/Artykul/732995,Nowe-polskie-dyrygowanie
@PK 14:51
Dzięki,chyba zdążę wrócić do domu i posłucham w spokoju.
A przy okazji – jak Dywanik odebrał (przed)wczorajszy koncert laureatów?
Ja byłam wczoraj w filharmonii naszej.
Wszyscy mi się podobali. Fajna ta pierwsza trójka.
O ile można sądzić z transmisji radiowej,werdykt jury był trafiony 🙂
A tymczasem główny bohater tego wpisu już się z Warszawą ( i z Fryckiem) pożegnał. Dobrze,że są nagrania i transmisje,bo następna okazja pewnie nieprędko ;-(
http://www.facebook.com/photo.php?fbid=375892879163791&set=a.226326437453770.55690.225638490855898&type=1&theater
Tak 🙁 miało być.
A całkiem off topic – ja za chwilę posłucham tego:
http://www.youtube.com/watch?v=hcbg2lVj7Tc&feature=related
Byłam na jednym z pierwszych przedstawień,gdzieś na zapleczu teatru Capitol. Przez ostatnie lata objechali z tym „Stolikiem” kawał świata, odnieśli spory sukces,a dzisiaj znów grają we Wrocławiu. Zainteresowanie słuchaczy/widzów tak duże,że zdecydowali się dać dodatkowy koncert 🙂
Wciąż „kompulsywnie” eksploruję strony Filharmonii Moskiewskiej. Słucham namiętnie wszystkiego i koncertów organowych i piosenek z czasów stalinowskich (Uważać ! – sztuka to kłamstwo ! Bo po samej muzyce sądząc to „ach jakież piękne to były czasy”), rosyjskiego jazzu (świetne kawałki!), Waltraud Meier, Sinfonie Varsovię z Kubą Jakowiczem, „Siłę przeznaczenia” w wykonaniu koncertowym pod dyr. Walerego Polianskiego itd itd. Aż tu nagle przychodzi wieść, że w dniach 7-9 grudnia będzie mnóstwo koncertów bo zaczyna się festiwal „Inna Przestrzeń” (ładna nazwa po rosyjsku zwłaszcza). Występować będą m.in. nasze eksportowe tuzy tzn. ElletroVoce czyli Agata Zubel i Cezary Duchnowski. Kto nie miał okazji zobaczyć na żywo to może zobaczyć transmisję za dni kilka.
http://meloman.ru/?id=6307
PS: Dzięki „janie” za cynk z „Lohengrinem” ! – jest ci u nas DVD z Kaufmannem i Harteros pod Kentem Nagano ale bilet już kupiony i zgoda najwyższego dowództwa uzyskana. Budżet akceptowalny – 40 zeta idzie zdzierżyć.
PS 2: 20 grudnia „lisica” zasunie piąty Becia w FŁ – kto z okolic Polski środkowej niech rączo zdąża po bilety gdyż tych niebawem zabraknąć może.
Aby nie być gołosłownym co do kłamliwości sztuki i słabości „Radzian” do czasów stalinowskich (obecna nazwa oficjalna „połowa XX wieku”) – wałsy, tango, fokstroty i drugije 🙂
Piękne zaangażowane piosenki np. o tym jak w chłopiec obejmuje w tańcu dziewczynę lewą ręką albowiem prawą stracił w walce z wrogiem (34 minuta).
http://www.meloman.ru/?id=5470&full=Y
Bardzo ciekawe wiadomości z Moskwy 🙂
Pobutka.
Ech, ten Warlikowski…
A ten początek II aktu muzycznie w tym spektaklu był przepiękny.
macias1515, 19.33. Fantazja!!!. Spasiba.
No, to jest śliczne: „Gujwarts Trio” (Goeyvaerts) 😆
Dla zainteresowanych: 3 grudnia w Krakowie gra Leonora Armellini 🙂
W programie: Muzio Clementi – Sonata g-moll op. 7 nr 3, Schumann – Karnawał, Chopin – 4 Mazurki op. 33, Andante spianato i Wielki Polonez Es-dur, Prokofiew – Scherzo i Marsz z Miłości do trzech pomarańczy, Sonata fortepianowa op. 28
Muzyka na fortepian i TROMBY
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=p5KoN54culM#!
Nie mam w pracy dźwięku, ale obejrzałam. Słodziaki 😆
Pan gra jakiś quasi rag time, a Peter co jakiś czas przywala klaster 🙂
@ew_ko z wczoraj rano – jak Mulitkino osłabia (mnie też), to może La Scala ? Mają kilka biletów nawet na premierę, pełen wachlarz cen 😉
http://sell.charta.it/cgi-bin/mrscala?org_code=153&retire=off&language=eng&filtro=lohengrin
Plus jedno zdjęcie.
Arte będzie transmitować otwarcie sezonu, zresztą jak co roku.
@Gostek
ten mały wygląda, że szybko się przyuczy
@bazylika 16:04
La Scala ? Chętnie 🙂 to co,lecimy ? 😉
A tymczasem zaprzyjaźnieni fani obsypują Piotra Beczałę nie tylko roślinnością wiązaną w bukiety,ale i mową wiązaną 🙂 (uwaga – nie mylić z popularną w naszej mowie oj!czystej tzw.wiązanką ) http://www.facebook.com/photo.php?fbid=376469065772839&set=a.226326437453770.55690.225638490855898&type=1&theater
Ciekawe, kto to jest Jan Stanisław Kiczor 😉
Kiczor ? to Kiczor:
http://pisarze.pl/poezja/3156-jan-stanislaw-kiczor-wiersze.html
@macias1515 17:40
Dzięki 🙂 Na Dywanie nic się nie ukryje 😉
Peter the Słoń to niewątpliwy wirtuoz klastra. Zawsze imponowało mi umiejętne łącznie niekrępowanej zwierzęcej ekspresji z ludzką inwencją i pragnę wskazać w tym obszarze osiągnięcie ważkie i znaczące zarazem (co wszak nieczęsto idzie w parze).
Dzieło Mindaugasa Piecaitis (r. 1969) – kompozytora litewskiego pt „Catcerto” – czyli kocie minimal music: http://www.youtube.com/watch?v=zeoT66v4EHg
PS Użyłbym nawet wiekopomnej frazy „fajnego kota znalazłem” ale w tym wypadku uroda solistki (niepoślednia należy przyznać) schodzi na dalszy plan wobec nieustannego dążenia wykonawczyni do artystycznej perfekcji.
@macias 1515 19:22
Wow, czy raczej mrrau ! 🙂
Tekścik z Dziennika Polskiego a la vivisekcja, ale nie ma go już w archiwum Dziennika (ciekawe dlaczego):
„Mieszczańska opera w mieście wielkiej kultury”
Czego brakuje Operze Krakowskiej? Być może kogoś takiego jak Kazimierz Kord; dyrektora, muzyka, człowieka z pasją, charyzmą, w jednej osobie, który z prowincjonalnej opery potrafił zrobić wielki teatr. Dlaczego zamiast odważnych oper i głośnych wydarzeń mamy głośne afery i marne recenzje? Czy to wina dyrekcji, a może zespołu na nierównym poziomie? – pyta Katarzyna Kachel w Dzienniku Polskim.
«Krakowska opera nie jest operą na wysokim poziomie. Niektórzy twierdzą, że nie jest operą nawet na poziomie średnim. Gdyby próbować szukać przyczyn takiej sytuacji, zabrnie się w wielopoziomowy gąszcz niejednoznacznych sytuacji i uwarunkowań – wynikających z historii instytucji: jej bezdomności, braku szczęścia do dyrektorów, złej polityki kadrowej, po współczesne problemy: brak konsekwencji artystycznej, wydarzeń i reżyserskiej odwagi, które mogłyby zbudować prestiż teatru. Dlaczego to, co udało się choćby w operach wrocławskiej czy warszawskiej, nie może wydarzyć się w teatrze rządzonym przez Bogusława Nowaka?
Najprościej odpowiedzieć, że to wina dyrektora, któremu przypisuje się brak charyzmy i wiedzy. Ci, którzy pokuszą się o głębsze analizy, wyciągną jeszcze kolejne wnioski: nierówny zespół, brak pieniędzy i konkurencji. Gdzie tkwi sedno?
Złote czasy minęły
W środowisku muzycznym mówi się, że krakowska scena nie miała w ciągu ostatnich kilkunastu lat wyrównanego poziomu, a i szczęścia. Karuzela dyrektorów, odwoływanych w atmosferze skandalu, nie sprzyjała pracy. – Nowi i dobrzy zaś nie chcieli objąć krakowskiego teatru (propozycję nieoficjalnie dostali min. wybitni dyrygenci: Tadeusz Strugała i Gabriel Chmura). Dlaczego odmówili? Postawili warunek: przesłuchania do orkiestry i chóru oraz praca odpodstaw. Związki zawodowe się na to nie zgodziły – mówi nasz rozmówca, pragnący zachować anonimowość.
Dlatego w Krakowie gra i śpiewa taki zespół. Nierówny, z solistami nie zawsze dobranymi do roli. – Może dobry dyrygent by sobie z tym poradził, ja bym nie chciał – zauważa światowej sławy polski dyrygent.
Problemy zespołu przekładają się na poziom przedstawień. Dlatego melomani wciąż powracają do spektakli z dawnych lat, wielkich kreacji wokalnych i aktorskich ówczesnych solistów: Heleny Schubert-Słysz, Jadwigi Romańskiej, Teresy Vessely, Moniki Swarowskiej-Walawskiej, Krystyny Tyburowskiej czy Adama Szybowskiego (niezapomnianego Miecznika w „Strasznym Dworze”).
Przypominają, że tu rozpoczynali kariery śpiewacy tej miary, co Jadwiga Rappe, Teresa Żylis-Gara i Wisław Ochman. Były to złote czasy Opery Krakowskiej, z którymi związane są takie nazwiska wybitnych dyrygentów, jak: Antoni Wicherek, Robert Satanowski, Jerzy Katlewicz oraz Kazimierz Kord. Dyrektor, którego pasja, wiedza i nieszablonowość zamieniła prowincjonalny teatr w wielką operę z niezapomnianymi przedstawieniami.
Dziś pochwalić się możemy Andrzejem Dobberem i Mariuszem Kwietniem, dwoma znakomitymi śpiewakami, solistami największych scen światowych. Szkoda tylko, że pojawiają się tak rzadko i tylko w premierowych spektaklach.
Za mało pieniędzy
W jakim punkcie znajduje się dziś krakowska opera? Prof. Akademii Muzycznej Adam Korzeniowski, dyrygent i chórmistrz, określiłby jej poziom jako najwyżej średni (to zresztą głos całego środowiska). Profesor punktuje brak konsekwentnej polityki, odwagi w wprowadzaniu zmian i nieodpowiednie wykorzystanie potencjału ludzi, którzy w teatrze pracowali i pracują. Dostrzega stagnację chóru i brak pomysłów na stworzenie zgranego zespołu.
Wielu muzyków podkreśla, że mimo dobrego repertuaru, wszystkie próby naprawy opery i tak kończą się na niczym. Rewolucji nie będzie, bo po pierwsze, nie ma dużych pieniędzy, które kusiłyby młodych zdolnych, po drugie, woli i zacięcia dyrektora. Zauważają, że na etatach pracują śpiewacy, których czas już minął, a brak dyscypliny i konkurencyjności uniemożliwia podniesienie poziomu teatru.
– Krakowski teatr gra dla widowni mieszczańskiej – ocenia krytyk Łukasz Maciejewski. – To nie jest obraźliwe, ale świetnie pasuje do niewielkiej miejscowości, nie zaś do Krakowa, który powinien mieć większe ambicje.
Choć zdarzają się wyjątki, jak entuzjastyczne przyjęcie opery „Maria” Romana Statkowskiego na Festiwalu Operowym w Wexford czy zwycięstwo spektaklu „Cesarz Atlantydy” Victora Ullmana na Festiwalu i Konkursie Operowym w Szeged. Dlaczego nie częściej? Dyrektor Nowak może bronić się długoletnim problemem z siedzibą i przekonaniem, że markę buduje się nie latami, ale dekadami. I tak właśnie robi Tłumaczy, że dopiero przez trzy sezony krakowska scena mogła liczbą przedstawień dorównać innym polskim scenom. Chwali się też pierwszym sukcesem – rankingiem portalu operabase.com, w którym jego przez Mariusza Trelińskiego, zamiast siermiężnych i przewidywalnych przedstawień. Kwestia gustu.
Brak szans na zmiany?
– Opera to przede wszystkim śpiewacy, obsadzani zgodnie z rodzajem głosu, którym dysponują. Tylko takie wykorzystanie potencjału zespołu rozwija umiejętności poszczególny eh jego członków i może być warunkiem wspólnego sukcesu – mówią znawcy i miłośnicy opery.
Niestety, w Krakowie nie zawsze jest ten warunek spełniany. Kończy się to kiepskimi recenzjami, które obnażają niedostatki solistów. Tak było w przypadku „Requiem” Verdiego i „Ariadny na Naxos” Straussa. Także w przypadku „Halki”, w której dostało się skądinąd dobrej i doświadczonej śpiewaczce Ewie Biegas. „Początkowo zbyt forsowała pięknie brzmiący sopran, czego przykre efekty usłyszeliśmy w finale” – oceniał w recenzji Łukasz Maciejewski.
Czyja wina? Reżysera dyrektora, dyrygenta. Pojawia się pytanie: dlaczego nie można zatrudnić młodych, zdolnych muzyków? Niektórzy mówią: brak pieniędzy. Inni: brak szans na zmiany. Dlaczego? W operze działa kilka związków zawodowych. Nie ma praktycznie szans, by kogokolwiek zwolnić.
Bez szefa artystycznego
W każdym porządnym teatrze muzycznym bogiem dla muzyka jest dyrektor artystyczny. W najlepszych, zdaniem wielkiego polskiego kompozytora, wrocławskiej i warszawskiej, funkcję tę powierzono wielkim nazwiskom, osobom z dużym doświadczeniem.
W pierwszym Ewie Michnik (także dyrektor naczelna) po trzech fakultetach na Akademii Muzycznej w Krakowie (teoria muzyki, pedagogika i dyrygentura), a także studiach uzupełniających pod kierunkiem prof. Hansa Svarovsky’ego w Wiedniu. Na scenie narodowej to z kolei wybitny Mariusz Treliński, reżyser operowy, teatralny i filmowy, znany z wielkich i głośnych inscenizacji przenoszonych z powodzeniem na najlepsze sceny świata.
A w Krakowie dyrektora artystycznego nie ma. Jest za to młody kierownik muzyczny – Tomasz Tokarczyk (w środowisku uchodzi za zdolnego dyrygenta) i zasłużony główny reżyser – Laco Adamik, autor wielu dobrych premier, którego jednak, zdaniem niektórych krytyków, nie stać na wzniesienie się poza stereotypy.
Tajemnicą poliszynela jest zaś, że wszystkie decyzje, także te artystyczne, podejmuje dyrektor naczelny Bogusław Nowak.
Kto rządzi operą?
CV dyrektora opery nie jest długie, ale za to imponujące. Bo Bogusław Nowak gustuje w zawodzie dyrektor. Ten absolwent Wydziału Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach był prezesem zarządu w Radiu Kraków, dyrektorem Oddziału TVP w Krakowie i dwa razy dyrektorem Opery Krakowskiej. Złośliwi, mówiąc o nim, przytaczają cytat z kultowego filmu „Poszukiwany poszukiwana”: „Mąż? Mój mąż z zawodu jest dyrektorem!”.
Jakim? Nie można mu odmówić doświadczenia menedżerskiego. Ma też na swoim koncie produkcje telewizyjne i filmowe, brał udział w wielu projektach artystycznych i kulturalnych. Czy to wystarczy, by kierować teatrem muzycznym? I tak, i nie. Tak, gdyby dyrektor Nowak otoczył się grupą znawców opery, którzy potrafią zadbać o dobry poziom zespołu: muzyków, solistów, chórzystów, a także o świetnych reżyserów i dyrygentów. I tu jest problem, bo nawet gdy to zrobił, oni sami nie zyskali zaufania swoich podwładnych. Stąd w operze wieczne spory i protesty.
Być może powodem są obyczaje, które współpracownicy Nowaka zastali: chór, który broni się przed przesłuchaniami, czy orkiestra, której skład nie zmienia się od wielu sezonów.
Konsekwencją tych wszystkich problemów jest nierówny poziom przedstawień, konflikty w zespole i pewnie niełatwa praca dla samego dyrektora, który musi co rusz użerać się z walczącymi z nim związkami zawodowymi.
Bogusław Nowak próbuje nie tracić fasonu i podkreśla, że jest dumny z osiągnięć swojej opery. Opery, która dopiero od trzech sezonów ma szansę pracować tak, jak inne teatry od lat (wreszcie ma swoją siedzibę).
Chwalenie się budynkiem przy ulicy Lubicz jest jednak ryzykowne. Prócz krytyki samych muzyków: bardzo trudna scena, akustyka sucha, bezpogłosowa, naraża na gromy ze strony krytyków, słychać także ostre zdania dyrektorów z innych oper. Dyrektor Opera Nowa w Bydgoszczy, Maciej Figas, który wiele razy dyrygował w Krakowie, też nie ma o niej dobrego zdania.
Smutna prawda
Dyrektor, który budzi skrajne emocje („człowiek niespełniony artystycznie”, „nie potrafiący pociągnąć zespołu”, „dobry menedżer”, „zaradny dyrektor”), nie może mieć łatwego życia. Tym bardziej że rządzi indywidualistami z wybujałym ego. I pewnie nie ma. Stąd częściej o krakowskiej operze robi się głośno nie przy okazji wielkich premier, ale spraw mobbingu, prokuratury i konfliktów wewnątrz zespołu. Wielka szkoda.
„Mieszczańska opera w mieście wielkiej kultury”
Katarzyna Kachel
Dziennik Polski nr 75
26-11-2012
Fajny wywiad w dwójce. Pani Dorota entuzjastką prof. Strugały? 😛
Jako kulturalnego prowadzącego przesłuchania konkursowe – oczywiście! 😀
Posłuchałam w końcu tego duetu słoniowego. No jak to „jakiś ragtime” – Maple Leaf Rag, obok Entertainera najsłynniejszy ragtime Scotta Joplina:
http://www.youtube.com/watch?v=pMAtL7n_-rc&feature=fvwrel
Nieźle chłopaki dają radę 😉
Catcerto chodziło tu wielokrotnie, kocia artystka w filmowym oryginale też, ale zawsze miło przypomnieć, a jak ktoś nie znał, to może poznać 😉
Oj, Dyziu, Dyziu, całe artykuły wklejać… 😆 A ja i tak przyjadę do Krakowa w niedzielę.
Przekleiłem, bo artykuł zakodowany na e-teatrze i niedostępny w Dzienniku Polskim. Mea culpa, ale culpa świadoma 🙂 Do zo w niedzielę!
Do zo 😉
w temacie głównym:
2.12.2012 godzina 17:10 TVP Kultura – wywiad z naszym bohaterem
Potem:
17.40 film dokumentalny Thomasa Voigta i Wolfganga Wunderlicha: „Sportowe wyczyny śpiewaków”
„Sylwestrową Galę z Drezna” o godz. 18.40, której gwiazdami byli: Christian Thielemann (dyrygent), soliści: Angela Denoke, Ana Maria Labin i Piotr Beczała oraz Staatskapelle Dresden.
Swoją drogą koncert 24.11. był naprawdę świetny
a co do płyt.. niestety „Orfeo” trochę zlewane jest przez EMPiK stąd problemy z dostaniem płyty.
Za to z wydawnictwami DG już teraz nie będzie problemów.
tylko2 – witam i dziękuję za wiadomości 🙂
Dorota Szwarcman
28 listopada o godz. 16:43
Ciekawe, kto to jest Jan Stanisław Kiczor
Odpowiedź co prawda już padła, ale dziękuję za zauważenie. Rzeczywiście, na stronie Pisarze.pl. zauważyć mnie można. Można także znaleźć mnie w sieci (Google podpowiedzą) – to informacja dla lubiących poezję nawiązującą do klasyki.
Pozdrawiam.
Witam Pana Jana Stanisława Kiczora 🙂 Myślę, że do naszego Tenora pasuje poezja nawiązująca do klasyki. Chyba że ktoś potrafi inaczej, a również godnie? 😉
Pani Redaktor zwróciła uwagę, że Beczała unika Regietheater jak ognia…Chyba nie do końca prawda: ta „Cyganeria” z Salzburga (okropna zresztą) to czysty przykład, choć, trzeba przyznać, że Piotr Beczała jest tam gwiazdą wokalną i aktorską (zagraniczne recenzje faworyzowały, oczywiście, Netrebko).
Kontrakt z DG to jednak chyba wyższa pułka od tej umowy Dekki z Kurzak na parę składanek… Beczała ma dla hamburskiej wytwórni nagrywać nie tylko recitale, ale pare kompletów operowych (w tym m.in „Iolante” Czajkowskiego z Netrebko…
PS. Oj, proszę wybaczyć, powinno być, rzecz prosta , „pÓłka” 🙂
Nie napisałam, że Beczała „unika Regietheater jak ognia”, tylko że „woli go unikać, jeśli może”, a to jest różnica 😉 Prawdę powiedziawszy jak rzucam okiem na fragmenty Cyganerii, to dość łagodna mi się ona wydaje – w Salzburgu nasz artysta brał udział w inscenizacjach dużo gorszych. Cóż, ale Salzburg to Salzburg.
Czy kontrakt Beczały to coś więcej niż kontrakt Kurzak – trudno powiedzieć. Zobaczymy.
O kontraktach Beczały i Kurzak napisałem w tym sensie, że, o ile wiem, umowa pani Aleksandry dotyczy paru płyt solowych i nie przewiduje całych oper zaś Beczała ma dla „DG” nagrywać nie tylko solowe projekty, ale i opery, m.in z Netrebko. No i trochę dziwne, że Decca wolała np. nagyrwać Floreza w „Matyldzie” w Pesaro (na DVD) z Peretyatko, a nie z Kurzak, która w ROH tak świetnie się zaprezentowała w tej roli. Dlatego tez moje przypuszczenie jest takie, że Decca nie wiąże z Polką przesadnych planów i nadziei, choć wydawało się na początku, że będzie to naprawdę poważny kontrakt jak z Fleming, Baroli, czy właśnie Florezem. Szkoda.
Oczywiście, zobaczymy. Niewątpliwie kontrakt Beczały jest najwyrażniej bardzo długo negocjowany, nasz tenor dość mocno forsował swoje warunki itp. (sam mi to zresztą powiedział parę lat temu, bo DG dawno się nim zainteresowała i długo „łowiła”)
No tak… Pani Aleksandra nagrała właśnie płytę kolędową z Sebastianem Karpielem-Bułecką i SV pod Herdzinem. Wydał to Universal Music Polska, na płycie widnieje też label Decca, a w książeczce możemy przeczytać: „Znak towarowy Decca wykorzystano za zgodą Decca Classics”.
Z jakiegoś powodu jej teraz zależy bardziej na popularności w kraju. Nie wiem, co się dzieje.
bo Polska to taki dziwny kraj… gdzie gwiazdami są Ci którzy pokażą się w telewizji śniadaniowej, a potem zrobią parę ustawek na mieście z paparazzi… ewentualnie zaśpiewają „do boju Polskoooooo” ;)))) lub wystąpią w jury jakiegoś programu….
Podejrzewam że Pani Aleksandra następny duet zaśpiewa z zespołem „weekend” przeróbkę „ona tańczy dla mnie”… :D… wtedy można liczyć na 20mln odsłon na youtube…
również pozdrawiam 😉
Miłe było spotkanie z Piotrem Beczałą, mądry artysta i życzę mu wielu jeszcze sukcesów.
Trochę zawiedziony jestem poczynaniami Aleksandry Kurzak na naszym rynku. Nagrała płytę z S.Karpielem-Bułecką, która, delikatnie mówiąc, do wybitnych nie należy. Rozumiem wartość marketingową tego posunięcia, aczkolwiek spotkałem się z opiniami negatywnymi odnośnie do tej płyty. Na takie ‚crossoverove’ wycieczki chyba jeszcze za wcześnie.
Piotr Beczała występuje u nas rzadko, Mariusz Kwiecień podobnie; ale wolę cieszyć się ich sukcesami na dużych, znaczących scenach za granicą.
Jeśli, jak Pani Redaktor wspomniała, Kurzak chce zdobyć popularność w Polsce spiewając lżejszy repertuar, to niezbyt dobra ocena polskiej publiczności.
Ostatnio śpiewała w ‚Napoju miłosnym’ w Covent Garden – krytycy brytyjscy byli bardzo zadowoleni. A dzień później występ podczas gali TVN – ‚Summertime’ i duet z E. Górniak – bardzo słaby!
Nie wiem, czy to najlepsza droga, ale nie mnie to oceniać.
7 i 9 grudnia Mariusz Kwiecień zaśpiewa w „Eugeniuszu Onieginie” w Poznaniu – jeszcze są ostatnie bilety. Warto się wybrać!
W marcu w Warszawie Kurzak śpiewa znów w ‚Traviacie’, a w czerwcu w ‚Rigoletcie’.
W maju ma ukazać się nowy krążek Kurzak, tym razem z Rossinim.