Oświadczanie się Brahmsem
W linkowanej tu niedawno przeze mnie rozmowie z dziennikarką Radia Katowice Krystian Zimerman mówił, że samotne nagrywanie w studiu nie jest dla niego atrakcyjne, bo – jak się wyraził – „nie ma komu się oświadczać”. Wcześniej wielokrotnie powtarzał, że występ sceniczny jest dla niego jak wyznanie miłości.
Tym razem więc w Filharmonii Narodowej, podobnie jak prawie tydzień temu w Katowicach, oświadczał się nam I Koncertem fortepianowym Brahmsa. – Ja zawsze grałem tego Brahmsa z brodą – uśmiecha się dziś pianista – ale przecież on był bardzo młodym człowiekiem, kiedy stworzył ten koncert. Rzeczywiście Brahms miał wówczas zaledwie 25 lat, ale zdumiewająca jest głębia tego utworu jak na tak młody wiek. Głębia wydobyta przez Zimermana, ale właśnie nie „z brodą”, tylko ze szlachetną prostotą, bezpośredniością.
Napisałam wyżej „podobnie jak w Katowicach”, ale tak podobnie znów nie było. To są zupełnie różne sale. Pianista wyznaje, że kiedy gra, nawet specjalnie już tej różnicy nie słyszy, bo zajmuje się samą muzyką, tylko zauważa co najwyżej takie czynniki jak klimatyzacja wiejąca mu prosto w plecy… Jednak twierdzi, że lubi sale typu shoe box, a taką jest FN. W NOSPR jest z kolei sala typu vineyard.
Również dla nas bardziej niż dla niego ważne jest światło – ja lepiej się czułam w mroku II balkonu NOSPR, można było bardziej skoncentrować się na muzyce, a ponadto z góry mimo selektywnej akustyki odbierało się ten utwór jako całość. W XIII rzędzie FN miałam wszystko podane jak na tacy, co miało zresztą i dobre strony – dystans był dużo mniejszy. Interpretacja była ta sama, ale wszystko odczuwałam jako bardziej „na wierzchu”, mniej było w tym tajemnicy, zwłaszcza w owej niesamowitej chorałowej II części, kiedy to przy drugim temacie otwiera się jakaś otchłań (Brahms był specjalistą od takich klimatów, jest też taki moment np. na początku drugiej części Tria H-dur). Za to fragmenty forte, prawdziwie piorunujące, wydawały się jeszcze bardziej intensywne. Orkiestra FN pod batutą Jacka Kaspszyka też bardzo się starała, smyczki brzmiały pięknie (i bardzo ucieszyła mnie nienagannie wykonana partia waltorni w I części), dęte drewniane były jednak dla mnie jakieś zbyt konkretne. Ale ogólnie muzycy najwyraźniej zdawali sobie sprawę , w czym biorą udział…
I znów powtarza się to, co odczuwam zwykle w związku z występami Zimermana: najpierw, podczas słuchania, poczucie, że spełniają się moje marzenia, potem obsesyjne powtarzanie tego w głowie – ten Brahms, wyznam szczerze, chodził za mną przez cały ten tydzień, kiedy rano w pociągu z Wrocławia leżałam sobie między snem a jawą, ciągle ten utwór mi się snuł. I tak pewnie będzie w ciągu najbliższych dni.
Potem było spotkanie z publicznością, w foyer, podobnie jak w zeszłym roku po koncercie Lutosławskiego. Prowadziła je Violetta Rotter-Kozera z TVP Katowice, która rejestrowała reportaż dla TVP Kultura o otwarciu NOSPR (rozmowę z Zimermanem można zobaczyć we czwartek o 11:35). Poruszone zostały różne tematy, nie będę się rozwodzić o wiadomych sprawach, powiem tylko, że może wreszcie ruszy jego strona (zapowiadał ją jeszcze w zeszłym roku, ale jakoś nie zrealizował zapowiedzi; teraz ponoć w końcu rzeczywiście ruszy za parę tygodni). Będzie tam prostował różne nieścisłości i zamieszczał różne różności. Ale niestety – o czym powiedział mi już na boku – listy koncertów tam nie będzie. Ja się żachnęłam, a on na to: po co? Przecież koncerty i tak są wyprzedane.
Guzik prawda, nie ma racji, ale mimo iż tak uważa, powtórzę, co jeszcze mi powiedział: w lutym rusza z późnym Schubertem, będzie też po drodze Szymanowski recitalowy (z Wariacjami na końcu, które uwielbia), a nawet Gershwin, ale on jest na tyle ściśle tajny, że nawet mi się nie przyznał, gdzie. Na jesieni z kolei będzie w końcu grał Knapika. W Katowicach na otwarcie sezonu, w Warszawie jakoś we wrześniu, bo w październiku jest już przecież Konkurs Chopinowski.
Komentarze
Przepiękna, głęboka recenzja. Jak żal, że takich krytyczek i krytyków jak p. Szwarcman coraz, coraz mniej, również przez takiez naprawdę niepotrzebne gierki polityczne w różnych pismach.
Dyrygent – słychać i widać czystą miłość do muzyki. Dyrygował bez partytury, choć nie jest to regułą. Uśmiechał się do muzyki i do orkiestry. Ja z resztą też:-). Robił urocze miny. Dyrygował naprawdę z rozmachem. Nigdy nie widziałam tak szerokich, zamaszystych gestów u niego. Bywał bardziej powściągliwy. Było widać, że uwielbia tę Symfonię, tę Orkiestrę, tę salę, tę publiczność.
Dyrygent z Zimermanem wypadł trochę słabiej. Słychać, że Dyrygent woli sam kierować Orkiestrą, a nie dostosowyć się do wirtuoza fortepianu. Tę przypadłość już kilkakrotnie zaobserwowałam u Jacka Kasprzyka.
Zimerman grał z mocą, twardo, nie jak Rubinstein – miękko.
Dźwięki wybrzmiewały. Pomagała akustyka sali. Fortepian dominował. Atakował. Dobrze – to taki koncert. Słychać, że Zimerman uwielbia ten Koncert Brahmsa. To jego muzyka!
Orkiestra grała z miękko, z wyczuciem. Muzycy okazywali, że biorą udział w szczególnym wydarzeniu. Smyki – miękkie i uwodzicielskie. Kotły – mocne. Flet – czarujący.
IV Symfonia zagrana z wdziękiem, dowcipem, po prostu z pomysłem i z dużym rozmachem.
Gdy miało być cicho – było. Gdy miało być szeroko – było. Gdy muzyka miała nas wręcz zalać mocą – zalewała. Pięknie brzmiały wiolonczele.
Dłuuuga owacja na stojąco. Chapeau bas dla Dyrygenta, Pianisty i Orkietry!
Pobutka.
Ja siedziałem na balkonie, 4. rząd, miejsce 29., i tam tylko wyobraźnia podpowiadała mi, że miejsca napisane w forte, brzmią piorunująco. Rezczywiście, Zimerman jest chyba jedynym dziś pianistą na świcie, który dysponuje tak dużą skalą odcieni dynamicznych. Zachwyciły mnie piana, jak też prostota, a jednocześnie głębia wyrazu, z jaką wykonywał miejsca liryczne. W przeciwieństwie do nagrania z Rattlem, wczorajsza interpretacja była bardziej skontrastowana agogicznie. Nie mierzyłem czasu wykonania, ale wydaje mi się, że trwało poniżej 50 minut.
Wspaniały koncert, choć orkiestra mnie nie zachwyciła, zwłaszcza w Czajkowskim. Mam jeszcze w uszach wykonanie Pletneva z festiwalu Chopin i jego Europa z 2011 r. Bez porównania…
Dzień dobry 🙂
Pobutka bardzo zabawna, chyba na przekłucie balona egzaltacji? 😉
Piotr Grella-Możejko – wszelki duch, Piotrze 😯 Dzięki za nader miłe słowa, ale tak szczerze Ci powiem, że przyczyny zaniku krytyki (który ma miejsce nie tylko w Polsce) najmniej chyba mają wspólnego z politycznymi gierkami. O tym jednak długo by gadać.
A recenzja moja niepełna, bo przecież słowem nie wspomniałam o Czajkowskim, koncentrując się na drugiej części koncertu… Swoją drogą ja tej symfonii nie znoszę, więc nietrudno mi było ją wyprzeć 😉 Ale przyznaję Joannie Fijałkowskiej, że Kaspszyk wyraźnie lepiej się czuje, gdy stoi przed orkiestrą sam. Chociaż w akompaniamentach ma dobry kontakt z solistą, co niejeden solista już chwalił, z Marthą Argerich na czele. I Zimermanem też – wyraźnie chce tu wracać.
Witam, Piotr Grela – Możejko: jeżeli chodzi o pisma niemuzyczne to niestety nie gierki polityczne a rachunek ekonomiczny (decyzja menadżera) decyduje, że tak ciekawej recenzji tam już nie uświadczysz.
Prepraszam za literówkę w nazwisku 🙂
W całkiem poprzednim temacie, oto, znaleziony u Normana Lebrechta, rozkład jazdy Walerego G na miesiąc bieżący. By nie powiedzieć : zabiegany:
October 1 – Russia, St. Petersburg
October 2 – Russia, St. Petersburg
October 3 – Kazakhstan, Astana,
October 4 – Kazakhstan, Astana
October 5 – Russia, Tomsk,
October 6 and 7 – Russia, Vladivostok
October 9 – Japan, Kumamoto
October 10 – Japan, Fukuoka
October 11 – Osaka, Japan
October 12 – Japan, Ishikawa
October 13 – Shanghai, China
October 14 – Tokyo, Japan
October 15 – Tokyo, Japan
October 16 – Japan, Nagoya,
October 17 – Tokyo, Japan
October 18 – Japan, Saitama
October 19 – Russia, Khabarovsk
October 20 – Russia, Kemerovo
October 21 – Russia, St. Petersburg
October 23 – Russia, St. Petersburg
October 24 – Russia, St. Petersburg
October 25 – Russia, Saint-Petersburg
October 26 – Germany, Frankfurt
October 27 – Austria, Vienna
October 28 – Austria, Vienna
October 30 – Germany, Dortmund
October 31 – Germany, Dortmund
A próby wszędzie robi ktoś inny 😛
Jeszcze a propos krytyki muzycznej, wczoraj Zimerman po koncercie poruszył również ten temat wspominając, że chciałby wrócić do rankingu recenzji, jaki przeprowadzali swego czasu z Polską Orkiestrą Festiwalową. Ale chyba nie uświadamia sobie, że dziś ukazuje się ich o wiele mniej niż te 15 lat temu…
Maestro G. leni się, trzy dni wolne. No chyba że regularnie daje poranki.
Ja przyziemniej, niestety. Wczoraj objawił się koń. Na dwie godziny przed wydarzeniem oferował mi bilet za 900 PLN; dla pani, która przyszła pół godziny później, był łaskawszy – 600. Przed samą 19 zrobiło się z tego 300, a po drugim dzwonku było już nawet „po cenie”. Trzymał w ręku gruby plik (na oko kilkanaście; ile sprzedał wcześniej na zewnątrz, trudno powiedzieć). Kasjerowi nie udało się go wyprosić z holu – w momencie interwencji oferował już bez narzutu, więc czuł się w prawie. Decyzja o niesprzedaniu (przynajmniej w kasach) choćby jednej wejściówki napędziła mu – jak zauważyłem – kilku dodatkowych klientów, bo w przeciwnym razie mógłby, biedak, nie wyjść na swoje.
Cóż, z ekonomicznego punktu widzenia lepiej oczywiście sprzedać (choćby i operatywnemu koniowi) większą liczbę biletów po 260 zł, niż potem np. tyleż wejściówek po złotych 50. Wiadomo: kasa, misiu… Proszę tylko na przyszłość nie podawać na stronie internetowej (ani nigdzie indziej) jakże miłej oku informacji, że ceny biletów na K.Z. zaczynają się od 50 zł – czy ktoś widział bilet lub wejściówkę za taką kwotę?
Na stronie jeszcze wczoraj widniało też dumnie, że wszystkie bilety na koncert rozeszły się w ciągu godziny od rozpoczęcia sprzedaży. Jeśli nawet zapomnijmy przez chwilę o koniu, który miał z pewnością wymierny udział w tym zbożnym dziele, to rzeczywistość do owej deklaracji nie dorosła: przed koncertem również w kasie można było dostać bilety (choć jedynie te najdroższe).
I ostatnia sprawa: decyzję o niesprzedawaniu wejściówek tłumaczono m.in. przepełnieniem sali. Ci, co byli, zapewne potwierdzą…
Wrrr
Obrzydliwe.
Off topic.
Fajny koncert szykuje się w niedzielę:
http://www.fabrykatrzciny.pl/skwer/repertuar/koncert-slawecki-szelazek-orlinski
Nie wiem, czy to najlepsze miejsce dla takiego repertuaru, ale i tak żałuję, że nie zdążę na tę zabawę dojechać 🙂
Zgadzam się z p. Fijałkowską co do preferencji dyrygenta (wyłącznie orkiestra czy orkiestra+solista), miałam podobne odczucia. Wciąż mam wrażenie (z miejsca pośrodku balkonu), że blacha jest o kilka decybeli zbyt głośna… Co do biletów – w kasie w dniu koncertu było kilka zwrotów, a historia z koniem – rzeczywiście obrzydliwa. Czy kilkunastu biletów nie powinno się kupować przez rezerwację grupową? Coś tu jest nie tak…
Dopiero zauważyłam, co napisał biber: „jeżeli chodzi o pisma niemuzyczne to niestety nie gierki polityczne a rachunek ekonomiczny”. Czy mi się wydaje, czy jest tam sugestia, że jeśli chodzi o pisma muzyczne, to gierki polityczne i owszem? Nie, nie polityczne – w kwestii RM, dziś neo-RM, chodziło raczej o niespożyte ambicje paru panów, nie mające przy tym oparcia w kompetencjach 😈
O ile mi wiadomo, zgodnie z regulaminem bilet można zwrócić (pomijając przypadek zmiany wykonawcy itp.) najpóźniej 7 dni przed datą koncertu. Po uwadze Marty zastanawiam się, czy coś się zmieniło – i czy teraz istotnie można to zrobić nawet w dniu tegoż? A może powyższa ogólna zasada nie dotyczy koncertów nadzwyczajnych? Lecz przecież wtedy np. Jakób, gdyby bez kłopotu mógł zwrócić bilet w kasie, nie ogłaszałby się chyba na blogu… Nic z tego nie rozumiem.
Może specjalni goście dyrekcji nie dopisali ? Krytyka muzyczna się nie stawiła ?
Ależ kod BUC3!
Przepraszam, dopiero teraz widzę wpis Kota pod poprzednim, więc wyjaśniam tutaj : w Dramatycznym grają Kupca (teraz dopiero 5, 6 listopada) w moim przekładzie, jak również Nosorożca (17, 18 października, 15, 16 listopada), również w moim przekładzie, tak się porobiło…
Ankowi dzięki za wspomnieniowego linka. Zawsze mnie zdumiewa, że to wszystko jeszcze gdzieś śpi na jakichś serwerach.
Krytyka muzyczna miała bardzo ograniczoną listę na ten koncert.
Bazyliko, sądziłem do tej pory, że goście specjalni dyrekcji, a tym bardziej krytyka muzyczna bilety (lub zaproszenia) dostają, nie kupują – lecz może nie jestem na bieżąco.
Hmm, prawdziwi goście specjalni pewnie dostają.
Nie wiem jak jest w tzw. najnowszych czasach, ale była i w FN, i w TWON pula biletów, niewielka, rezerwowana np. dla ministerstw i podobnych instytucji, które to ministerstwa wykupywały bilety (podkreślam – płaciły). Jak nie poszły, to były sprzedawane. Teraz generalnie „służbowa” kultura upadła i się delegacji nie prowadza, a poza tym oszczędza się na czym da.
Jakkolwiek jest teraz z zaproszeniami – lepiej sprzedać i sprawić przyjemność większej grupie miłośników muzyki, niżby świeciły puste miejsca.
Także słyszałam o biletach, które pojawiły się w kasie FN wczoraj po południu, rozeszły się błyskawicznie.
Nie wiem jak jest ze zwrotami biletów w kasie. W moim przypadku bilet był kupiony od początku do końca w serwisie bilety24 i na jednym egzemplarzu miał zapisane dwa miejsca. Zgodnie z regulaminem bilety24:
„Bilet zakupiony w serwisie nie uprawnia do zwrotu pieniędzy ani do zamiany na inny, za wyjątkiem przypadku odwołania wydarzenia, zmiany daty i/lub miejsca wydarzenia.”
więc mogłem go komuś dać, albo sprzedać. 🙂
Nosorozca TEZ????? 😯
Jutro, jak wszystko dobrze pojdzie, bede mogl ukladac ewentualne plany jesienne!
Dzieki, Piotrze!
Tak to prawda, pod zwrotem „gierki polityczne” miałem też na myśli wszelkie pejortywnie pojmowane rozgrywki personalne, ambicjonalne itp.
A w gazetach ogólnopolskich, tak je dla uproszczenia nazwijmy, o kulturze (zwłaszcza związanej z muzyką klasyczną/poważną – no wiadomo o co chodzi 🙂 szerzej już się nie pisze, gdyż to nieopłacalne.
A propos „całkiem poprzedniego tematu”. To teraz rozumiem, dlaczego Walery Abisałowicz (Osetyniec, jak i Stalin) dyryguje wykałaczką (pardon, nie mam pod ręką linka do video), bo jak jest tyle roboty, to kto by tam pamiętał o batucie, a tak to się weźmie z obiadu. Skądinąd, gdyby go nie zapraszali, to by nie jeździł, bo to już przecież nie te czasy, gdy świat chciał zobaczyć rosyjskiego niedźwiedzia.
Słyszę tu panapiotrowe „a widzisz?” i że „człowiek”. Nie, nie jestem fanem Maestra (gdybym był, to bym się też nie tłumaczył), wolę Klemperera, Chelibidache, Kleiberów, Gardinera, Christiego, Minkowskiego itp. Ale miałem okazję nieco poznać tamten świat (jeśli można poznać otchłań?) i całkiem nieźle jego fascynującą kulturę, więc patrzę trochę inaczej. Temu narodowi, a raczej narodom, na długo przetrącono kręgosłup i nieprędko się zrośnie (proszę porównać skalę wielkości wszystkiego) chociaż chciałbym wierzyć, że tak, ale to już pewnie nie za mojego życia. Komunizm w Polsce, to w porównaniu z tamtym było małe piwo, więc Herbert mógł się tłumaczyć „potęgą smaku”, tam setki wybitnych, by wspomnieć tylko Babla i Mandelsztama, za tę „potęgę smaku” zapłaciło życiem lub okrutną męką. Posłuchajcie w filmie Monsaingeona jak Ojstrach czekał na swój los i film propagandowy, na którym gra z pełnym ikonostasem orderów na fraku.
Po jednym torze jadą naprzeciw siebie dwa pociągi i się nie zderzyły. Dlaczego? Widno, nie sudba! To jest właśnie dusza rosyjska.
Giergiewowi car Władimir Władimirowicz sypnął złotem na nową Mariinkę i na niezliczone inicjatywy muzyczne, no to mu wiernie służy. Pewnie tak samo zrobi Macujew. To jest „inny świat” (Herling – Grudziński). Swoją drogą, to jestem ciekaw, ilu w naszej części świata by się oparło mamonie?
Zadrościłem Rosjanom nowych obiektów dla muzyki – bo u nas orkiestry się zwijają, tam powstają wciąż nowe zespoły, chociaż też giną – ale, chwała Bogu, teraz będę zazdrościł Śląskowi! Kiedyś koło Mariinki bębniły tramwaje, teraz tylko przy krakowskiej filharmonii – no, wychodzi na to, że jesteśmy najlepsi!
Szostakowicz zapisał się do partii, kiedy już nie musiał, no i napisał to co napisał, Richter powiedział, że Szostakowicz nawet w tym nie potrafił pisać złej muzyki. Dlatego nie przestanie mnie wciąż zachwycać jego Trio fortepianowe (mam chyba ze 20 nagrań), bo tam słyszę właśnie te otchłanie potwornej i wspaniałej duszy rosyjskiej, i fantastyczny „Nos”. Podobnie Prokofiew. Czajkowski miał do usług finansowych żonę potentata kolejowego, to nie musiał tak bardzo służyć i z wiadomych względów w ogóle by się schował, ale też wysmażył Uwerturę z armatami. Tak to jest, ja też bym wolał czcić i cieszyć się zwycięstwami.
A posłuchajcie Ustwolskiej (nie poddała się), Mosołowa (uległ), Wiaczesława Artyomowa – no ten akurat, to oprócz żony, gardzi całym otaczającym go światem.
Skądinąd to jest filozoficzna zagwozdka, dlaczego „naród filozofów” oraz Rosjanie stworzyli dwa najokrutniejsze systemy i zrodzili tyle geniuszów? Ale to już jest Dostojewski, który zresztą Polakami gardził.
Można by tak długo, ale chyba lepiej skończyć, bo znowu wylezą demony.
Ale, skorom przy głosie, to jeszcze z całkiem innej beczułki: może ktoś mi powie, dlaczego jest tak cienko z nagraniami kwartetów Giacinto Scelsiego chociaż innych jego utworów jest kupa? Arditti podobno wycofał będące już jw handlu nagranie i nigdzie go nie ma (mam, ale kopię), o co tu chodzi?
Ank
O Nosorozcu w Polsce marze od zeszlego roku, gdy zobaczylem swietne przedstawienie paryskiego Theatre- de la Ville w Londynie, niestety en francais, co delikjatnie mowiac nie jest mocna Kocia strona, Wiec gdyby sie udalo jeszcze wpasc na polska inscenizacje, byloby naprawde… no… tego.. wow.
Droga Dorotko,skoro już napisałaś,że odbyło się spotkanie z publicznością informując nawet kto je prowadził,to chyba (pardon) wypada jednym zdaniem wspomnieć jakie było główne przesłanie Mistrza…?
Zimerman tworzy własną stronę,bo (jeśli dobrze pamiętam jego słowa) „…jest załamany poziomem polskich mediów i ilością kłamstw jakie z nich docierają…”.
To było głównym tematem jego wystąpienia którego oboje wysłuchaliśmy – czyż nie ?
Dlatego gdy czytam to co piszesz,że „poruszone były różne tematy,nie będę się rozwodzić o wiadomych sprawach”,to jakbyś się identyfikowała z tymi mediami,które Zimerman ma na myśli…
Poza tym większość osób czytających Twój blog,nie miała zapewne szczęścia uczestniczyć we wczorajszym wydarzeniu,więc „wiadome sprawy” nie koniecznie są im wiadome.
Tak przy okazji,to w tym sezonie w FN nie tylko zostały podniesione ceny biletów – z czym z bólem trzeba się pogodzić – ale też powiększone zostały strefy biletów I i II czyli tych drogich co jest bardzo bee…,bo spychają melomanów o skromnych portfelach na miejsca o gorszym komforcie odbioru np. pod balkon.Przykład – strefa IIga kończyła się na XVI rzędzie teraz XIX.
Cmok !
Nomina sunt odiosa, ale skorośmy tu melotumani (tak siebie nazywam), to zapytam, czy Biber to ku czci tego Bibera? Jeśli tak, to fan Heinricha Ignaza Franza bez ciekawość zapyta, kogo Waść przedkładasz w „Sonatach misteryjnych” – Goebla, Hollowaya, Sepeca, Letzbora, czy może „naszą” Sikkę-Liisę Kaakinen-Pilch?
Pozdrawiam,
Ank
Wybaczcie, ale musiałam się oddalić, więc niektórzy musieli się naczekać, w tym Kot Marian – witam 😀 Kocie Marianie, ja po prostu chciałam tutaj tylko o muzyce, wszystko inne i tak wypłynie. Dziś ok. 18 była audycja w Dwójce, w której zostały odtworzone odnośne fragmenty wypowiedzi KZ, ja zostałam zaproszona do skomentowania, nie wiem, jak to w końcu wyszło, ale chyba Dwójka w końcu wrzuci to na swoją stronę. Że nie identyfikuję się z mediami, o których była mowa, to chyba oczywista oczywistość 😉 Z drugiej strony ile razy KZ wygłasza tego typu wypowiedzi, natychmiast zaczyna się wyzywanie go od świrów, obsesjonatów itp. Tego też bardzo nie chcę, zwłaszcza tutaj.
A z tymi strefami w FN to rzeczywiście przykre.
Audycja była, słyszałem, Pani Kierowniczka skomentowała bardzo oględnie i grzecznie. Zgadzam się, należy wynająć adwokata i niech załatwia sprawy, a nie robić konkurencję pani Jaworowicz z telewizji. Chyba, że ktoś lubi, wtedy nie ma rady. 😉
Czy Krystian w FN grał na swoim fortepianie?
Siedziałam w piątym rzędzie. Piano, tak – doskonałe, doskonale słyszalne. Ale to forte w basach było niesamowite!
PS
W pełni identyfikuję się z emocjami „między snem a jawą”. Czeka mnie piękny tydzień! 🙂
@ ami – witam. Właśnie nie wiem, na jakim fortepianie grał, nie spytałam o to jakoś.
Teraz mówię dobranoc, bo kładę się spać. Jutro znów wstaję o godzinie, której nie ma (pomału zaczynam mieć dość…), by udać się w kierunku północno-wschodnim. Stamtąd się odezwę – mam nadzieję.
Dorotko,
byłem przekonany,że tak jest jak napisałaś – inaczej bym się nie wpisał na Twoim blogu i go nie czytał. Było pewne niedomówienie – co może się zdarzyć i to rozumiem – wszystko jasne. Mój Kot Marian smera Cię za wrażliwym muzycznym uszkiem. A co do tych stref w FN, to napomknij Dyrekcji FN przy okazji,że to jest nie fair. Miauuu…
O, WW się odezwał. Zgadza się, „oględnie i grzecznie” – miałam też sygnał od Maestra, że mu się to podobało.
Tym bardziej się cieszę.
Bo tak właśnie uważam. Zrobić z tym wszystkim porządek, spuścić sobie to raz na zawsze z łepetyny i grać. I tak właśnie, mam nadzieję, będzie teraz. Trzymam kciuki.
Popieram autorkę, bo symfonia również nie podoba mi się jako utwór – do wykonania nie mam nic do zarzucenia, ale siedziałem jak na szpilkach w oczekiwaniu na główne wydarzenie wieczoru. I niestety byłem trochę zawiedziony. W pierwszej części, zwłaszcza na początku orkiestra grała za mało dynamicznie, wyraźnie stremowana rangą wydarzenia (przejęty pan na kotłach w pauzach ćwiczący swoją partię). Plusem dla KZ, było jego dodawanie otuchy muzykom i jakby wyrywanie się do dyrygowania 😀 (moje wrażenie). Miałem wrażenie, że jakby zabrakło tej legendarnej precyzji…
Adagio to z kolei już inna opowieść – przepiękne!!! Cudownie zagrane przez KZ, subtelnie i dopiero tutaj w całej okazałości można było poczuć uczestniczenie w czymś wyjątkowym. To w takich momentach można uchwycić klasę i mistrzostwo pianisty, która nie wymaga wirtuozerii, a tego czegoś brakującego innym muzykom… Ktoś kiedyś pięknie powiedział, że pianiści w pewnym wieku nie muszą się już spieszyć…
Finał był również super, ponieważ orkiestra się odnalazła i porzuciła nieśmiałość z pierwszej części… Brawo.
Niestety spotkanie w foyer, było jednak wielkim nieporozumieniem. Pompatyczny początek prowadzącej o wybrańcach losu (którzy kupili/dostali bilet), a potem tyrada Zimermana o jego problemach finansowych i o tym jak to fatalnie jest w Polsce była żenującym spektaklem. Krystian Zimerman jest wielkim artystą, ale to wcale nie oznacza, że należy mu tylko czołobitne laudacje wystawiać. Gentlemani o pieniądzach nie rozmawiają publicznie i raczej idą do sądu a nie opowiadają, że pójdą.
Dziwny to był widok, kiedy ludzie kultury (polskiej) wysłuchują tych inwektyw z zachwytem (a przynajmniej w milczeniu), a później zdziwienie, że Polski nie szanują na świecie… echh.
Po tym postanowiłem opuścić FN, zły na siebie, że zostałem. Na takim spotkaniu chciałbym posłuchać wrażeń z koncertu, pobytu, dalszych planach itp.
Wróciłem na chwilę, w oczekiwaniu na taksówkę i w tej części KZ wychwalał nową salę NOSPR i było jakby przyjemniej, ale niesmak z początku pozostał.
Pozdrawiam Autorkę, którą udało mi się zobaczyć pierwszy raz na żywo na spotkaniu w foyer 😀 Wczoraj za to słyszałem Panią w Dwójce, jak całkiem rzeczowo komentowała Pani wypowiedzi KZ 😀
Serdecznie pozdrawiam.
Do Pani Fijałkowskiej, dyrygent akurat korzystał z nut, co nie jest absolutnie żadnym błędem.
Pobutka.
Dzien dobry 🙂 Pozdrowienia z pociagu do Berlina – na pokladzie jest internet 🙂
@ gadelveg – witam. Kaspszyk dyrygowal z pamieci symfonie. Nut uzywal oczywiscie w koncercie, taki jest obyczaj.
Co zas do wypowiedzi KZ, ja tez jestem przeciwna temu, zeby wciaz mowic o tym samym i na mowieniu poprzestawac. Teraz wiem, ze nie poprzestanie – i dobrze, ale kolejna wypowiedz mogl sobie darowac, bo to zle wplywa na wizerunek. My niesmak tez moze sobie darujmy, bo zrodlo jego nie w nim. Jednak tym bardziej widac, jak niezbedne jest zamkniecie tych spraw, bo one go zatruwaja.
Ach, Scelsi !!
Ścichapęku – jednak w przekładzie P.K. 🙂
to Berlin jest teraz w kierunku północno wschodnim ?
Gdzieś koło Ossowca ?
🙂
Też miałem zapytać o ten fortepian (w NOSPRze przynajmniej)
Dawno nie słyszałem tak doskonale przygotowanego instrumentu
Zdaje się, że KZ podróżuje jakimś trakiem – jak to ktoś określił – może akurat na wymiar Steinwaya
Myślę, że to jednak instrument KZ, bo on lubi pomajstrować a to przy stroju, a to przy strojeniu
Na wszelki wypadek: dzisiaj w Krakowie będzie można – o ile się nie mylę, po raz pierwszy w Polsce – usłyszeć w całości, i we wzorowym wykonaniu, jedną z tragedii muzycznych Rameau, jego ostatnie arcydzieło odkryte dopiero w XX wieku. Nie tak dawno Capella Cracoviensis wykonała, również po raz pierwszy w Polsce, jedno z największych arcydzieł Haendla, odę L’Allegro ed il Penseroso, co przeszło niemal całkowicie bez echa. Mam nadzieję, że tym razem będzie inaczej.
Już wiem, lesiu, i dlatego wybieram się do Dramatycznego m.in. po program (licząc na podobnie miły doń załącznik, jak kiedyś przy okazji Ryszarda II w Narodowym).
Do Berlina to był tylko pierwszy etap. Na Hauptbahnhofie się przesiadłam do regionalnego i dojechałam do Anklam, skąd sympatyczny młody człowiek zawiózł mnie samochodem tutaj, czyli do Ahlbeck. Na wyspę Uznam, po niemiecku Usedom. Skąd wszystkich serdecznie pozdrawiam.
Może ktoś się dziwi, dlaczego nie przyjechałam przez Świnoujście, ale podróż byłaby mniej przyjemna.
Polecam Ci, lesiu, mój artykuł o KZ z lata. Piszę tam m.in. o furgonetce (białej) specjalnie przerobionej przez niego do przewozu fortepianu. Sam ją prowadzi, ze zmiennikiem. U niego to już tak jest: wszystko dopracowane do ostatniego szczegółu. Furgonetkę widziałam w Katowicach, więc mniemam, że grał na swoim.
P. Doroto, dzięki za info o wywiadzie z KZ w TVP Kultura.
Obejrzałem to dziś rano i jestem szczęśliwy bo był kawałek próby
z konc. Brahmsa( taka namiastka jak to wyglądało)
Bilety były, owszem o 14 w dniu koncertu. Pojechałem tam
” na głupa” wiedząc, że nie ma już biletów. liczyłem, że może ktoś zwrócił,
albo wejściówka, albo coś, a pani w kasie mi mówi, że są na balkonie miejsca od ręki za 260. Nie miałem przy sobie tyle, ani na karcie też.
Troche żałuję, ale kurcze…. nie byłem przygotowany na taką sytuację,
zwłaszcza, że już wyganiali, że zamykają kasy, etc.
@ wojteka – witam 🙂 Ja z kolei żałuję, że nie widziałam tego w telewizorze. Ale cóż, nie można mieć wszystkiego. 😈
To Piotr ma jakieś przecieki, że wykonanie Capelli Cracoviensis będzie „wzorowe”. Kto widział, to proszę opowiedzieć, bo jestem daleko. Do CC mam stosunek ambiwalentny z dwóch powodów: Monteverdi w barze mlecznym (był taki „event”, a jeszcze był koncert w krzakach) oraz resentymenty, które pewnie niekrakowian nie interesują. L’Allegro skąpo odnotowano w miejscowej prasie. Zresztą i tak coraz rzadziej chodzę na koncerty, bo kto mi tak zagra Kwintet C-dur Schuberta jak Amadeus Q. z Pleethem. Ostatnio kolejny raz słuchałem u nas Sokołowa i zawsze jest to dla mnie niebezpieczne, bo zaczynam oddychać dopiero po ostatnim bisie, np. ot takim sobie Couperenie.
Wielkie dzięki Piotrowi za przypomnienie w Płytomanii Heifetza, bo chyba najlepszy był właśnie w kameralistyce, gdzie z trudem bo z trudem musiał współbrzmieć
Capella Cracoviensis grała l’Allegro Haendla, Rameau zagrał Minkowski.
O kurcze, no to tym bardziej niechże kto opowie! W prasie będzie, że owszem ładnie, ładnie i że recenzentce się podobało, bo wszystko się podoba.
Dopiero teraz miałam wolną chwilę, żeby sprawdzić, czy Dwójka zawiesiła w sieci relację ze spotkania KZ z publicznością. Nie było łatwo znaleźć, ale znalazłam:
http://www.polskieradio.pl/8/410/Artykul/1252665,Lalka-tez-czlowiek-