Nierówne Goldbergowskie

Nie bardzo mi się podoba pomysł, by i na Actus Humanus co roku powtarzano Wariacje Goldbergowskie, bo ewidentnie jeden festiwal podebrał ten pomysł drugiemu – wrześniowemu Festiwalowi Goldbergowskiemu, który odbywa się już od sześciu lat. To jest nieładne. Choć oczywiście nikt nie ma patentu na utwór Bacha.

W tym roku na Goldbergowskim grał go Andreas Staier i – w wersji jazzującej – Dan Tepfer. Niestety za dużo działo się we wrześniu i nie dałam rady dojechać. Bardzo żałuję, bo ogromnie mi odpowiada w wykonaniach klawesynowych (i w ogóle klawiszowych) temperament właśnie taki, jak Staiera – jest w tym jakiś ogień, aż wydaje się, że iskry lecą spod klawiszy.

Ottavio Dantone, który dziś zagrał w Dworze Artusa, jest inny: stateczny. Z Wariacjami ma swoją sprawę: nagrał je 9 lat temu dla wytwórni Decca. Dużo fragmentów tego nagrania, praktycznie całość, jest na YouTube. To dobre wykonanie. Ale dziś Dantone już tak nie gra i przyczyny są oczywiście różne, główna taka, że jednak zajmuje się teraz przede wszystkim prowadzeniem swojego zespołu Accademia Bizantina, a ostatnio nawet, jak powiedział Magdalenie Łoś w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego”, współpracował przy jednej z produkcji w mediolańskiej La Scali. Powiedział też, że często gra Wariacje na koncertach, ale wie, że wieczór w Gdańsku będzie inny niż wszystkie: „podchodzę do tego koncertu bardzo emocjonalnie, wiedząc, że to jest miejsce szczególne” (tj. że w Gdańsku urodził się Goldberg, pierwszy wykonawca utworu).

Z jego nagraniem czekał – zwierza się także – aż przekroczy czterdziestkę, i ostatecznie nagrał go mając 45 lat. Ale, mówi, jego interpretacja wciąż się zmienia. No cóż, jeżeli, to nie zawsze na korzyść. Ja odniosłam wrażenie, że w istocie wcale ostatnio nie gra tak często: wiele wariacji było sztywnych i niepewnych, takich trochę kanciastych. Były i piękne, np. ta ostatnia z minorowych; podobała mi się Uwertura francuska, niespodziewanie zadziorna (tej zadziorności właśnie było mi za mało); trochę bawiło, że ozdobniczki wypisał sobie i czytał z nut (przy powtórzeniach ozdabiał je, bardziej lub mniej). W sumie więcej szacunku dla znakomitego muzyka, mniej głębokiego przeżycia.