Powietrze, teatr, światło i cień
Na Festiwalu Prawykonań na tych parę utworów, które rzeczywiście poruszały, można było się doczekać ostatniego dnia, na koncercie zamykającym (tym razem w wykonaniu AUKSO).
Air na zespół instrumentalny i media elektroniczne katowiczanina Stanisława Bromboszcza to dzieło wyrafinowane, wysmakowane i zapraszające do kontemplacji. Tym bardziej, że muzycy grają przy niemal wyciemnionej sali, muzyka instrumentalna splata się organicznie z brzmieniami elektronicznymi, a w końcówce dochodzi jeszcze obraz: ukazujący się na ekranie wiersz e.e. cummingsa. Nie w całości, lecz stopniowo, po słowie czy kawałku słowa pojawiających się i znikających. Osobiście zrezygnowałabym z tłumaczenia polskiego, pokazanego po angielskim oryginale, a następnie odczytanego (tłumaczenie nie jest w stanie oddać wielu niuansów, zwłaszcza w przypadku poezji konkretnej, do którego to gatunku ten wiersz się zalicza), ale rozumiem, że autor chciał dać przebłysk zrozumienia odbiorcy nieznającemu angielskiego. Była to w każdym razie muzyka, która wciągała i pociągała. Choć nie wszystkich – podobno pewien pan po nim demonstracyjnie cisnął programem i wyszedł w sali. Znamienne jest to, że ja tego nie zauważyłam, choć zdarzyło się to ponoć blisko mnie…
Zupełnie inny był Retaeh również katowickiego kompozytora Marka Grucki – rodzaj koncertu fortepianowego (solistą był Piotr Sałajczyk) zainspirowanego jednym z ostatnich rozdziałów Wilka stepowego Hermanna Hessego, rozgrywającym się w Teatrze Magicznym. W istocie, niemało było teatru w tej muzyce, która mogłaby ilustrować jakiś film ekspresjonistyczny. Tylko, jak stwierdził siedzący obok 60jerzy, przydałby się tu pianista „z pazurem”.
Finałową Muzykę światła i półcienia Krzysztofa Meyera osobiście nazwałabym raczej muzyką mgły i półmroku – składała się z charakterystycznych, właśnie jakby zamglonych brzmień we współbrzmieniach wynikających ze szczególnej skali, ni to cygańskiej, ni to perskiej, w każdym razie egzotycznej, zabarwionych subtelną perkusją. Wróciliśmy więc na koniec do kontemplacji.
Bo wcześniej była jeszcze Elegia na wiolonczelę i orkiestrę Mikołaja Góreckiego (z solistą Tomaszem Strahlem). Całkowicie neo-neoromantyczny, hollywoodzki wręcz temat z wariacjami. – Ja wiem, że jadę po bandzie – mówi kompozytor – wiem, co ludzie sobie myślą. Ale w Stanach myślą inaczej, a on pisze jednak na tamtejszy rynek – widać warto. Dało się nawiasem mówiąc zauważyć na tym festiwalu, że kompozytorzy coraz częściej sięgają po środki wręcz demonstracyjnie tradycyjne, można by rzec filmowe – wyjątkowo dużo było takich przykładów. Jednego z nich posłuchaliśmy również w południe: The Motor Poem (Quo vadis homine) na orkiestrę Zbigniewa Słowika, ilustrujący nieudane życie i śmierć człowieka wiecznie się spieszącego. Czytając omówienie utworu można było się zastanawiać, czy kompozytor nie robi sobie za przeproszeniem jaj, ale zdaje się, że to jednak było na serio… To, co twórcy byli uprzejmi napisać w programie o sobie i swoich dziełach, to osobny rozdział.
Innym trendem, choć mniej ekspansywnym, były utwory bliskie ciszy, jak Sfex na akordeon i wiolonczelę Jana Duszyńskiego (świetne wykonanie Magdaleny Bojanowicz i Macieja Frąckiewicza) czy erschallen Andrzeja Kwiecińskiego na kontrabas i orkiestrę, który niespodziewanie okazał się symfonią kaszlu dobiegającego przestrzennie ze wszystkich stron. Bo NOSPR ma rzeczywiście fantastyczną akustykę. Na widowni niestety również…
Po zakończonym ostatnim koncercie kolega spytał mnie: – No i co? Odpowiedziałam: – Pstro, i nie miała to być oczywiście odpowiedź nieuprzejma, lecz obrazowa. – Raczej szaro-pstro – odparł kolega, i chyba słusznie. Ale to przecież normalne.
Komentarze
Ja tak z doskoku
Choć blog Pani Kierowniczki dość często mam na oku
Troszki może nie na temat. Poszukując odpowiedzi na nurtujące pytanie wpadłam na trop „Joanny córki księdza” sprzed lat czterech. Przeczytałam z rozpędu całość, łącznie z komentarzami.
I doznałam olśnienia. Na krótką chwilę jednak.
Jedna z uczestniczek blogowej dyskusji określiła mianem „zwykłych zjadaczy chleba” osobników takich jak ja. Czyli bez rzetelnego przygotowania muzycznego (kto by tam do takowego zaliczył lekcje muzyki w szkole podstawowej i liceum).
No dobrze, ale ja chleba prawie wcale nie jadam. Olśnienie prysło jak bańka mydlana. To do jakiej grupy do licha należę?
Penderackiego nie rozumiem zatem nie słucham, Mahlera pokochałam od razu, Albioni zachwyca, Rodrigo przenosi mnie w surowe mury o wysokich sklepieniach (choć to nie trzyma sią kupy, wziąwszy pod uwagę genezę jego najsłynniejszego utworu).
Podaczas spaceru nie widzę by ptaszki siadały na drutach wysokiego napięcia tworząc nutki. Ale słyszę ich śpiew. Podobnie jak brzęczenie owadów. To natura tworzy muzykę. Słyszę – więc chyba takim zakalcem muzycznym nie jestem. Podobnie jak cała rzesza innych.
Może nie analizujemy dogłębnie lecz analizujemy. Każdy na miarę swoich możliwości i potrzeb.
Witam Zwierzątko Australijskie 🙂 Cóż mogę dodać. Że rzeczywiście co mają powiedzieć ci, co na co dzień chleba z jakichś powodów. np. dietetycznych, nie jedzą? Co zaś do muzyki, myślę, że każdy ją kochający ma takie jej odcienie, które kocha mniej. I jego prawo. W każdym razie nie jest uprawnione twierdzenie, że zjadacz chleba = zakalec muzyczny 🙂 We wspomnianej dyskusji też takiej sugestii nie było, choć dość zabawna ona była i zabawne, że po czterech latach nagle pojawił się dalszy ciąg…
Bardzo serdecznie pozdrawiam.
A i tak z całej tamtej rozmowy najlepsze było: „Eleonoro, czy mogłabyś zejść z mego ogona?” 😆
Kwiecień zbliża się ku końcowi a na stronie Polskiego Radia nijakiej rozpiski o majowych koncertach w S1
Pobutka!
https://www.youtube.com/watch?v=Tf8lNQC6SRg
Bardzo uroczysta Pobutka 🙂
Dzień dobry! 😀
Wpadłam trochę po powrocie w wir zajęć wszelakich, więc zamilkłam. Trzeba by już pomyśleć nad jakimś nowym wpisem, ale to już pewnie tradycyjnie pod koniec dnia.
Właśnie mi przysłano tysięczną wersję „Hitler dowiaduje się…”, ale pierwszą, w której pada moje nazwisko 😉
https://www.youtube.com/watch?v=BAHfKsFDfaw&feature=youtu.be Przy okazji przypominam, jakby kto jeszcze nie głosował, a miał chęć:
http://www.tvp.pl/kultura/aktualnosci/gwarancje-kultury-2015-glosowanie/19576223
tyleż bieli, tyleż czerni
w jednym całym tym Szopenie…
by pomiędzy móc usłyszeć
jedno własne swe wzruszenie…
przydarzyło mi się dziś – imię jej Anastasia a nazwisko Zorina.
pa pa m
i oczywiście już zagłosowane! 🙂
Na tego Chopina to zupełnie już nie mam jak chodzić 🙁
Może potem sobie posłucham w sieci.
Tak jak u Pani Kierowniczki przebojem była prośba skierowana do Eleonory, tak „dydel z telewizora” powinien dostać pierwszą nagrodę u zaprzyjaźnionego Piotra. A jest to ni mniej ni więcej parówka z mikrofalówki. Pyszne. Jak na blog kulinarny przystało.
Ależ pani Dorotko, ten zakalec muzyczny to krotochwila jeno.
Żeby ożywić to szaro-pstro nieco.
No to dzięki za ożywienie 😉 rzeczywiście trochę tu zamarło… i wiem, że nie jestem bez winy 😈
Coś się wymyśli.
Dzień dobry. Dziękuję za bardzo interesujące relacje z Festiwalu Prawykonań. Muszę przyznać, że zazdroszczę Pani możliwości wysłuchania tylu nowych utworów – szczególnie kompozycji Krzysztofa Meyera, którego muzykę bardzo lubię. We Wrocławiu grano w ubiegłym roku jego świetny Kwartet fortepianowy op. 112.
Zastanawiające, że nikt z organizatorów nie dostrzegł rażącego błędu gramatycznego w podtytule utworu „The Motor Poem” – jedyna możliwa forma wołacza to „homo”, nie zaś absurdalne „homine”:
http://pl.wiktionary.org/wiki/homo#homo_.28j.C4.99zyk_.C5.82aci.C5.84ski.29 Zatem: „Quo vadis, homo”.
A przecież program miał chyba swoich redaktorów, ktoś to czytał przed podaniem do druku (i opublikowaniem w internecie), ktoś prócz kompozytora miał w ręku partyturę i nie zwrócił mu dyskretnie uwagi na ten komiczny błąd… Czyżby znajomość łaciny – choćby pobieżna – już zupełnie zanikła?
Witam 🙂 Ciekawe, co znakomity duński kompozytor powiedziałby na taki nick 😉
Błąd pewnie automatyczny, zapewne autor myślał o analogii do Quo vadis Domine, ale przecież takiej analogii nie ma, mianowniki są zupełnie inne. Łaciny już nikt nie zna, to fakt. Chyba że kuchenną 😈
A w ogóle przepraszam, że nie wrzuciłam nic wczoraj, jak obiecałam, ale miałam małą katastrofę komputerową – walka z zainfekowaniem na jednym z kompów, przegrana niestety. Dziś za to wieczorem wybieram się do synagogi na otwarcie kolejnego festiwalu Nowa Muzyka Żydowska, który zapowiada się bardzo ciekawie.
http://nowamuzykazydowska.pl/
Jako aneks do festiwalowego wątku odważę się dorzucić jeszcze jedno prawykonanie, choć już trochę przeterminowane. Z wdzięcznością i zaciekawieniem przyjmę każdą, choćby najbardziej druzgocącą krytykę. 🙂
https://youtu.be/UbWqBGW_lQQ
Michale 😯 ❗
Teraz nie mogę, ale jak uda mi się przesłuchać, to dam głos 🙂
Nie na temat, ale ważne 🙂 Najserdeczniejsze życzenia wszystkiego najlepszego ( muzycznego i nie tylko 🙂 ) dzisiejszym Solenizantom – Jerzym i Wojciechom !!!
No słusznie 😀 Mamy ich tu przynajmniej kilku, więc i ja się dołączam.
W imieniu wczorajszych solenizantów pozwolę sobie wyrazić wdzięczność za troskliwą i czujną życzliwość 🙂
Jerzy