Welkom thuis, Jheronimus!

„Witaj w domu, Hieronimie!” – takie napisy są w tym roku wszechobecne w ‚s-Hertogenbosch (a właściwie, jak wszyscy mówią, Den Bosch). Całe miasto obchodzi 500-lecie jego śmierci, a do miejscowego Muzeum Północnobrabanckiego zjechały jego prace nie tylko z Europy, ale i z USA.

Jak jest na tej wystawie? Tłoczno. Trzeba być przygotowanym do stania w kolejce do każdego obrazu – no, może trochę mniejszej do eksponatów kontekstowych, jako to różne druki z epoki, obrazy z warsztatu Boscha lub jego naśladowców. Przy każdym autentycznym obrazie – zbity tłum. A mamy tu także, jak wspomniałam, rzeczy w Europie nie oglądane od dawna, jak Pokłon Trzech Króli z nowojorskiego Metropolitan Museum, mniej znana wersja Kuszenia św. Antoniego z Kansas City, niesamowita Śmierć skąpca z National Gallery of Art w Waszyngtonie czy też część dolna Statku szaleńców, która jako osobny obraz przechowywana jest w New Haven (galeria uniwersytetu Yale), podczas gdy główna jego część należy do kolekcji Luwru, a na tej wystawie spotkały się zestawione. (Przypomniało mi się w tym momencie – toutes proportions gardees – jak na wystawie w krakowskiej Jagiellonce w ramach I Wielkanocnego Festiwalu Beethovenowskiego po latach spotkały się rękopisy I, II i IV części VIII Symfonii Beethovena, które przyjechały na tę okazję z Berlina, i III części, czyli Menueta, który spoczywa w Jagiellonce w ramach „pruskiego skarbu”).

Co jest tam jeszcze? Z Prado nie przyjechał najpopularniejszy Ogród rozkoszy ziemskich (zamiast tego jest parę naśladownictw i nawiązań), ale jest inny słynny tryptyk – Wóz z sianem, a także przedziwne Leczenie głupoty oraz inna jeszcze wersja Kuszenia św. Antoniego (nie ta najbardziej znana, która jest w Lizbonie). Z Rotterdamu jest Wędrowiec i Święty Krzysztof, a z Kunsthistoriches Museum w Wiedniu – to przedziwne Dzieciątko Jezus. Jest parę wspaniałych rzeczy z Wenecji: tryptyki Święta Wilgefortis i Pustelnicy, a także cykl czterech obrazów ilustrujących drogę ku niebu i piekłu. Z przyjemnością jak ze starymi znajomymi spotkałam się z jednym z moich ulubionych obrazów z berlińskiej Gemäldegalerie oraz z innym, z monachijskiej Alte Pinakothek, który także bardzo lubię, choć zdaje się jego autorstwo nie jest pewne. Ale jest nietypowy. Zwieńczeniem jest Sąd Ostateczny, na co dzień w Groeningemuseum w Brugii. I jeszcze nie wszystkie wymieniłam.

Nie śniły mi się co prawda potem boschowskie potwory, ale są wszechobecne. Podziwiać można jego nieprawdopodobną inwencję, jak również niesamowity kunszt czysto malarski – jest wyjątkowa okazja, by podejść bardzo blisko i oglądać detale (wszystkie obrazy są za szybami). Jeśli na obrazie nie wszystko się dojrzało, można spojrzeć na liczne filmiki pokazujące zbliżenia detali i wypatrzyć to, czego nie zauważyliśmy sami na obrazie.

Pouczający bardzo jest też dział ukazujący Boscha jako rysownika – można obejrzeć bardzo wiele jego szkiców, niestety czasem wypłowiałych i mało widocznych, ale pokazujących skromny zaczątek tego, co będzie sugestywnym obrazem o intensywnych barwach, skrótowy zapis szalonych pomysłów malarza. I tu także jest filmik, który porównuje różne szkice albo ukazuje, jak szkic zmieniał się w obraz.

Spędziłam na wystawie ponad dwie godziny i trochę mi po niej huczało w głowie i nogi odpadały, choć tu i ówdzie można przysiąść, ale jak już człowieka wciągało… A na zewnątrz niestety plucha, więc łażenie po uroczym zresztą miasteczku dość ograniczone, ale też dało się zobaczyć, jak bardzo rodzinne miasto Boscha cieszy się z jubileuszu swojego najwybitniejszego syna. Potworki z jego obrazów są na wystawach sklepowych, markizach, proporcach na latarniach – wszędzie. Tutaj trochę zdjęć.