Kurpiński i jego Europa

Pierwszy koncert 15. Festiwalu Chopin i Jego Europa w Bazylice św. Krzyża w wykonaniu znakomitego Collegium 1704 połączył dzieła powstałe w zbliżonym czasie i podobnie oscylujące między klasycyzmem i romantyzmem.

Oba utwory są okolicznościowe. Requiem Luigiego Cherubiniego powstało w 1817 r., by – na zamówienie rodziny królewskiej – uczcić z opóźnieniem śmierć Ludwika XVI. Te Deum Karola Kurpińskiego zostało wykonane po raz pierwszy w 1829 r. w związku z uroczystościami koronacyjnymi cara Mikołaja I na króla Polski. Konteksty więc zupełnie inne, nastawienie kompozytorów zapewne też. Requiem można postrzegać jako refleksję nad strasznym i burzliwym czasem, który właśnie odszedł w przeszłość – przewaliła się rewolucja i epoka napoleońska. Cherubini był przybyszem z zewnątrz, ale wrósł we Francję, która stała się jego drugą ojczyzną, i jako kompozytor już francuski był dyrektorem Konserwatorium Paryskiego, bardzo cenionym nie tylko we Francji, ale w Europie, m.in. przez Beethovena. Kurpiński był u siebie, ale w zniewolonym kraju, a że doszedł (zasłużenie) ważnych stanowisk muzycznych w Warszawie z dyrekcją opery na czele, musiał siłą rzeczy być na swój sposób kolaborantem, a Te Deum jest poniekąd tego wymuszonym wyrazem (choć efektu miło się słucha). Ale zaledwie w rok później stworzył kilku pieśni powstańczych (w tym Warszawiankę) i w efekcie popadł w niełaskę. Takie to były czasy.

Requiem c-moll Cherubiniego było i wciąż jest cenione, we Francji jest grywane przy ważnych okazjach. Rzeczywiście wnosi skupienie i refleksję, a zarazem patos, choć kiedy się go słucha, uderza niewielkie wyrafinowanie harmoniczne. Trochę dziwi, czemu to dzieło specjalnie cenił Beethoven (który bywał bardziej w tej dziedzinie odważny, ale też ma w twórczości momenty dość miałkie). Cherubini gra czymś innym – nastrojem, emocjami. Václav Luks, który łączy wielki temperament z wielką dyscypliną, znakomicie odtworzył ten muzyczny teatr z zupełnie niezwykłymi efektami na początku Dies irae. Trzeba też podkreślić świetną jakość chóru.

Te Deum Kurpińskiego robi wrażenie pewnego recyklingu (?) – między uroczyste części chóralne wstawiona jest istna aria koloraturowa (zaśpiewała ją sopranistka słowacka Simona Houda-Šaturová) z równie skomplikowaną partią solowych skrzypiec. A na koniec jeszcze brawurowa fuga. Całość więc trochę od Sasa do Lasa i nie wykluczone, że coś z tego mogło zostać wyrwane z innego dzieła. Ale muzyka Kurpińskiego jak zawsze ujmuje melodyjnością i wdziękiem. I znów szczególnie trzeba pochwalić chór, z którego tym razem wyłoniła się ósemka świetnych solistów.

Z czeskimi muzykami spotkamy się jeszcze na czwartkowym wykonaniu Krakowiaków i Górali. Album już wyszedł.