Magdalena bosa

Bardzo to był sympatyczny wieczór. Po raz kolejny stwierdziłam, że Magdalena Kožená  lepiej prezentuje się na żywo niż w nagraniach. Jej głos, w górnych rejestrach zwłaszcza, ma w sobie coś ostrego, ale gdy schodzi w ciemne barwy mezzosopranowe, mięknie i nabiera atrakcji.

Śpiewała repertuar ze swojej najnowszej płyty, Lettere amorose, ale nie wyglądała jak na tej okładce. Ubrana była w sukienkę zupełnie jakąś plażową, brązową, z nagimi ramionami i do kolan, z falbaną, naszyjnikiem – i na bosaka. Dlaczego – nie wiem, może tak się jej lepiej śpiewa? W przerwach na utwory instrumentalne przysiadała luzacko bezpośrednio na stopniu estrady, bez krzesła.

To też, obok samego wykonawstwa, podkreślało rozrywkowy charakter koncertu  – koleżanka porównała występy Koženy i towarzyszącego jej zespołu Private Musicke (o międzynarodowym składzie; szef, Pierre Pitzl, jest Austriakiem) do Starego Dobrego Małżeństwa, no i może coś w tym jest. Zwłaszcza w stylistyce wykonawstwa zespołu, trochę czarusiowatego, z lekka popowego. Oczywiście to było bardzo pod publiczkę, a publiczka reagowała entuzjastycznie – owacją na stojąco (co zaowocowało trzema bisami). Po występie Anderszewskiego standing ovation nie było. „Bo dziś to była głównie taka publiczność, którą było stać na bilety” – powiedziała złośliwie znajoma… (Choć może to nie do końca sprawiedliwe, bo widziałam bardzo wielu znajomych melomanów, także blogowiczów – lesia, Arcadia.)

No i tu właśnie problem. Bilety na ten koncert kosztowały od stu do dwustu złotych! Wejściówek zaś w ogóle nie sprzedawano. (Dla porównania bilety na Anderszewskiego z SWF kosztowały od 50 do 90 zł, były też wejściówki.) Choć, jak wspomniałam, był to koncert sympatyczny, to czy wart był aż takich cen? Wielu uznało, że nie (co zabawne, koncert reklamowano, poniekąd słusznie, jako dobry na walentynki, tyle że jeśli para młodych ludzi chce się wybrać na taki koncert, musi wydać 300-400 zł…) – no i było dużo pustych miejsc. A dyrekcja będzie mogła znów stwierdzić, że po co warszawiakom koncerty muzyki dawnej, przecież jej nie lubią.