Włosi z Wrocławia
…w wykonaniu trojga Czechów i jednego Francuza. Bardzo piękny był dzisiejszy koncert w Oratorium Marianum. Była też transmisja w Dwójce, może ktoś słyszał?
Hana Blažíková ma tu już wielu wielbicieli (ze mną włącznie oczywiście), wszyscy miło wspominamy jej występ sprzed paru lat na Chopiejach. Ostatnio zresztą NIFC wydał jej płytę z pieśniami Chopina. Tym razem po raz pierwszy słyszałam ją na żywo we włoskim wczesnym baroku, no i było to imponujące.
Muzyczne skarby Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu – tak brzmiał podtytuł, a w ciekawym omówieniu (pióra PMac zresztą) zostało powiedziane, że „[biblioteka] jest w posiadaniu obszernej kolekcji druków włoskich, w tym wielu pozycji zachowanych w jedynym znanym egzemplarzu, przechowywanych na Wyspie Piaskowej. To po części muzyka komponowana w Wenecji, po części zaś – jedynie tam drukowana, a dokumentująca twórczość innych ośrodków. Zbiór wskazuje też na szczególnie żywa zainteresowanie mieszkańców barokowego Wrocławia nowatorską wówczas w formie i wyrazie muzyką włoską, pisaną w duchu secconda prattica”. Zabrakło mi informacji, czy wszystkie z wykonanych na koncercie utworów pochodzą z tej kolekcji, no i czy (i ewentualnie które) znalazły się w programie te, które są w jednym egzemplarzu.
Poza znanymi nazwiskami Giovanniego Girolamo Kapsbergera i Stefana Landiego pojawiło się kilka mniej znanych: Giovanni Antonio Rigatti, Bellerofonte Castaldi, Lorento Vittori, Giovanni Maria Trabaci, Giovanni Felice Sances. To były niejednokrotnie prawdziwe sceny dramatyczne, w których śpiewaczka przekazywała całą gamę emocji. Tytuł główny koncertu to Melanconia, co odzwierciedlało charakter muzyki – owe opowieści o miłości nawet gdy opowiadają o szczęściu (co zdarza się dużo rzadziej, ale jednak), wciąż są rzewne. Nie wiem, czy solistka aż tak bardzo się rozwinęła, czy to kwestia repertuaru, ale jeśli jeszcze na owym warszawskim koncercie robiła wrażenie trochę nieśmiałej, to dziś, choć jej śpiew jest pełen szlachetnej prostoty, była w stanie dać z siebie znacznie więcej. Z „instrumenciku” jej głos zmienił się w „instrument”, co szczególnie uderzało w utworze z tekstem „niech miłości zabrzmi trąbka” (Lorenta Vittoria), kiedy to sopran Blažíkovej rzeczywiście brzmiał jak radosna, jasna trąbka.
Trochę może szkoda, że koncert miał miejsce w Oratorium Marianum, gdzie odgłosy z zewnątrz łatwo wchodzą do środka. Usłyszeliśmy parę karetek, szalonego harleyowca i wiele innych hałasów, które zapewne weszły na mikrofony Dwójki… ale muzyka wynagrodziła nam wszystko. Świetnie, że wykonuje się utwory wyciągnięte z Biblioteki Uniwersyteckiej; będzie też jeszcze koncert dzieł wcześniejszych w wykonaniu Ars Cantus.
Komentarze
Słuchałem, specjalnie sobie wynotowałem, by sie nie spóźnić na transmisję. Wspaniały recital.
Transmisja Ars Cantus – jutro o 17ej. Posłucham w samochodzie zmierzając na Les Indes galantes w S1.
A dzisiaj na Mezzo (15.05 i 16.00) dwie audycje dokumentalne o Gouldzie (G)
—
Wczoraj po Hanie Blażikowej zgrała Pulcinellę Orkiestra Symfoniczna Narodowego Forum Muzyki. zy to jest może dawna Orkiestra Filharmonii im. W.Lutosławskiego ?
Po co było zmieniać te nazwę ? Aha, „Narodowe” brzmi dumniej.
To teraz każdy zespół we Wrocku jest już Narodowy ?
Tak, to jest ta sama orkiestra. Zmiana po to, żeby oczywiste było jej powiązanie z gmachem. Imię Lutosławskiego ma pozostać.
No niestety ja pracuję…
Narformuz imlut. To wdzięczna wersja tej pretensjonalnej nazwy.
Pękające struny i Barok na pięć głosów
W Teatrze Stanisławowskim w Warszawie w ramach I Festiwalu Oper Barokowych Dramma per Musica odbył się koncert kameralny składający się z arii i scen z oper Orlando HWV 31, Rodelinda HWV 19 i Alcina HWV 34. Tytułowe 5 głosów to: Helena Poczykowska (mezzosopran) – Bertarido i Orlando; Aleksandra Świderek (sopran) – Angelica i Rodelinda, Dorota Szczepańska (sopran) – Dorinda i Alcina i Damian Ganclarski (kontratenor) – Medoro.
Piątym głosem była Orkiestra Gradus Ad Parnassum pod dyrekcją klawesynisty Krzysztofa Garstki. Przy bisie – finale z Orlanda soliści z zaskoczenia zaprosili na scenę siedzącego na widowni Artura Jandę (bas-baryton). Na szczęście śpiewał ten finał kilkakrotnie w ostatnim tygodniu, więc wypadło nie najgorzej, choć było słychać brak synchronizacji.
Drugie skrzypce miały wyjątkowego pecha. Najpierw jednej skrzypaczce pękła struna e, opuściła kanał orkiestrowy celem wymiany struny. Po chwili kolejnej skrzypaczce pękła struna e. Takie są minusy strun z preparowanych jelit zwierzęcych. Zastanawiałam się, czy orkiestra będzie kontynuować bez drugich skrzypiec. Ale jeden z widzów wyjął skrzypce z futerału i podał skrzypaczce i orkiestra kontynuowała. Ile to znaczy być we właściwym miejscu we właściwym czasie!
Barok z przygodami 😆
Narformuz – podoba mi się. Brzmi trochę jak jakieś izdatielstwo
Był kiedyś Muzgiz (Muzykalnoje Gławnoje Izdatielstwo?). Nie wiem, czy jeszcze istnieje, czy też może jakoś inaczej się nazywa 🙂