Trójskok po raz drugi
I ostatni na tej Wratislavii, na szczęście. Tym razem: od baroku do początku XX wieku, a potem do czasów renesansu, ale muzyki pobrzmiewającej średniowieczem.
Zacznę dziś od najpóźniejszego koncertu, bo miał największą wagę. To było jedno z takich wydarzeń, z których wychodzi się wciąż zanurzonym w innym świecie. Zdumiewające, że tak znany i wybitny Ensemble Organum wystąpił na Wratislavii po raz pierwszy.
Właśnie, już od paru lat, obchodzi trzydziestolecie i powraca do korzeni. Dzisiejszy program zawierał komponenty, które znamy z całej kariery zespołu: śpiewy korsykańskie, chorał mozarabski i bizantyjski, chorał rzymski. Wydawałoby się – stylistyki i ekspresje bardzo różne, a jednak harmonijnie połączone w rodzaj misterium, nabożeństwa; nawet było czytanie Listu św. Pawła (w formie chorału bizantyjskiego) przez szefa zespołu, Marcela Pérèsa, z ambony. Śpiewacy przechodzili w różne miejsca kościoła św. Krzyża, pokazując różne brzmienia, bliżej i dalej. Program nosił dość przewrotny tytuł Tajemnice renesansu, ponieważ różnił się absolutnie od wszystkiego, co z renesansem europejskim kojarzymy. A przecież to tradycje z tego samego czasu. I też Europa. Dobrze było przypomnieć sobie również tę charakterystyczną stylistykę śpiewu, nieeksponującego urody brzmienia, przeciwnie, może trochę chropawego, z nastawieniem raczej na prawdę, prostotę, szczerość.
Jedna z koleżanek przyszedłszy na ten koncert wyraziła obawę, że tak bezpośrednio po poprzednim nie będzie mogła się skupić. Stało się inaczej, ale też rzeczywiście poprzedni koncert w NFM zawierał utwory mocne i intensywne. Wystąpiła NOSPR, a dyrygował nią José Maria Florêncio Junior, zamiast jej szefa, Alexandra Liebreicha, który niedawno uległ wypadkowi na rowerze. Było trochę inaczej niż wspomniałam ostatnio: nie złamał nogi, tylko coś tam było z łękotką, za to miał poważny wstrząs mózgu, mimo iż był w kasku. (Ciekawostka, że kiedy stracił przytomność, to uchodźcy syryjscy go znaleźli; działo się to w okolicach Monachium.) W każdym razie Florêncio wskoczył w ostatniej chwili i radził sobie dzielnie, choć pewien stres dawało się wyczuć: w Święcie wiosny parę niezłych kiksów zaliczył fagot w powrocie głównego tematu Introdukcji, a w Wiosennych wróżbach dęte też nie bardzo się wyrabiały. No, ale efekt był, wielkie brawa i stojak. Sam zresztą fakt, że chyba po raz pierwszy publiczność wrocławska miała możność wysłuchać tego dzieła w takich warunkach, miał znaczenie. W pierwszej części był Prometeusz – Poemat ognia Skriabina; troszkę mu, przynajmniej z mojego punktu słyszenia w amfiteatrze z boku, brakło owego ognia z podtytułu. Pianistka, występująca jedynie pod imieniem Varvara, również jakoś blado wypadła, choć efektownie rzucała długimi rudymi włosami. Ciekawa byłam wrażeń członków orkiestry z grania w tej sali w porównaniu z ich własną; relację z drugiej ręki mam taką, że podobno tutejsze brzmienie jest ostrzejsze od katowickiego, ale ciekawe.
Po południu wystąpili tradycyjnie uczestnicy corocznych kursów interpretacji z towarzyszeniem orkiestry festiwalowej instrumentów historycznych, złożonej ze studentów – ponoć w głównej mierze z Poznania (ciekawostka: jako koncertmistrz pojawił się Jorge Jimenez, ten sam, który miał w tym roku recital w Świdnicy); dyrygował Benjamin Bayl. Bardzo ciekawy program złożony z dwóch utworów dotąd mi nieznanych: autorem pierwszego był morawski twórca z początków XVIII w. – František Antonín Míča, dotyczyło czterech żywiołów, a śpiewało się je po czesku; autorem drugiego, Die Tageszeiten – Telemann. Jakichś wielkich objawień wśród kursantów nie było, może dwie mezzosopranistki i jeden tenor, ale to są jeszcze studenci, całe wokalne życie przed nimi.
Komentarze
SHANA TOVA!
Dobrego Nowego Roku 5775 ( 1/2 tiszrei)
(13/14 wrzesien 2015)
Pani Dorocie i przemilym Gosciom tego bloga
Wzajemnie, ozzy, i wszystkim obchodzącym! Słodkiego roku.
A propos, przesłano mi właśnie dość oryginalne życzenia. Jak wiadomo, jednym ze zwyczajów na noworocznej uczcie jest maczanie jabłek w miodzie 😉
https://pbs.twimg.com/media/COTY3kGW8AAliyV.jpg
Miejmy nadzieję, że maestro Liebreich dojdzie szybciutko do siebie, bo zaanonsowany jest koncert NOSPR pod jego dyrekcją podczas WJ – 18.09 czyli w najbliższy piątek
Dołączam się do serdecznych życzeń wszelkiej pomyślności w Nowym (choć wielowiekowym) Roku! Wszystkiego muzycznego!
K.
🙂
… ma byc wesolo z Nowym Rokiem
https://www.youtube.com/watch?v=3SFtp1Id7R8
Dziś w Studio PR im. Lutosławskiego miała miejsce inauguracja sezonu koncertowego Polskiej Orkiestry Radiowej. Wybrano wykonanie koncertowe opery w 1 akcie Michała Kleofasa OGIŃSKIEGO – Zelis et Valcour ou Bonaparte au Caire. Kompozytor i autor libretta w jednym, znany jest pewnie nam wszystkim jako twórca Poloneza a-moll – Pożegnanie Ojczyzny, który dominował przez wiele lat na wszystkich studniówkach, dopóki nie zdetronizował go Polonez Wojciecha Kilara.
Opera wykonana została po francusku, ale w programie było polskie tłumaczenie. Samo libretto jest dosyć banalne: Pasza Egiptu Abubokir – Stanislav Kuflyuk (baryton) jest zakochany w Zelis – Anna Mikołajczyk-Niewiedział (sopran), która to kocha francuskiego jeńca Paszy – Valcoura – David Beucher (tenor). Do Kairu wkracza Napoleon Bonaparte – Szymon Komasa (baryton) i za jego wstawiennictwem Pasza uwalnia Valcoura, oraz z żalem zwraca wolność również Zelis.
Zaskoczyła mnie bardzo duża liczba recytatywów, które dominowały nad ariami i duetami i chórem. Śpiewał Chór Polskiego Radia w Krakowie. Całość wyreżyserował Andrzej Seweryn, który miał też niewielką rolę mówioną. W rolę Mendeza wcielił się niedawny Orlando, czyli Jan Jakub Monowid, występujący tym razem we fraku, nie w kremowej szacie.
Sądząc po ilości otrzymanych róż, publiczności najbardziej podobał się tenor David Beucher.
Kierownictwo muzyczne sprawował Dyrektor artystyczny Polskiej Orkiestry Radiowej – dyrygent Michał Klauza.
Ach, ozzy, jaki stary przebój 😉 Nie wiedziałam, że w Izraelu też są boys bandy. Ale właściwie czemu nie?
A ja dziś miałam w związku z Rosz Haszana zabawną przygodę – po koncercie poszłam do synagogi, gdzie podczas kolacji noworocznej mieliśmy sympatyczny występ ośmiu Ukrainek śpiewających na trzy głosy. Jak wielokulturowość, to wielokulturowość 🙂
A jak już „ma być wesoło”, to nie chce się to ode mnie odczepić 😆
https://www.youtube.com/watch?v=6ZLq_JB8H44
Przedtem jednak byłam na koncercie – na Mszy c-moll Mozarta w wykonaniu Il Giardino Armonico, Chóru NFM i solistów pod batutą dyrektora artystycznego festiwalu. Antonini poprowadził utwór z werwą i wyczuciem, bardzo przyjemnie się słuchało, tylko jeden element, który mnie irytował, to sopran Anny Prohaski. Nie jestem w stanie zrozumieć, skąd powodzenie tej śpiewaczki – śpiewa niepewnie i nieczysto.
Dzień dobry!
I szczęśliwego Nowego Roku!
Nie dziwię się Pani irytacji.
Słyszałam A.P. tego lata w Aix-en-Provence.
Aż chciałoby się powiedzieć (kopiując język Pana Piotra K.):
W jaki sposób to dziewczę, skądinąd sympatyczne stworzenie, zrobiło taką karierę?
Bardzo dobry impresario?
Świetny reżyser dźwięku tworzący tą lepszą wersję A.P.?
Może bliskie kontakty osobiste z kimś ważnym?
A może wszystko naraz?
Dzień dobry 🙂
60jerzy wczoraj podsumował to krótko: „Kto za nią stoi?” 🙂
Berlin, Met… za wysokie progi, wydawałoby się, a jednak. Nie rozumiem.
Ja pierwsze zdumienie tym lansem AP miałem w maju 2011 w berlińskiej Filharmonii, gdy śpiewała suitę z „Lulu” Berga pod dyrekcją nieodżałowanego C. Abbado. Zdumienie to trwa w najlepsze do dzisiaj (z wczoraj włącznie).
A gorszej Zerliny to chyba nie było:
https://www.youtube.com/watch?v=SvpZOfMJmE8
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku! 😉
Ja byłem na środkowym koncercie, czyli STrawiński/Skriabin. Cały koncert był dość mdły, niestety. Żadnego napięcia. Na te kiksy aż przysiadłem z wrażenia. Natomiast akustyka pokazała się z najlepszej strony, brzmienie naprawdę świetne i w zasadzie jej słuchałem 😆 . Za mojej pamięci trzy były wykonania Święta… we Wrocławiu: Strugała, Kord z WOSPRiTV (wtedy zupełnie rewelacyjna Symfonia psalmów) i Kaspszyk. Najbardziej mi odpowiadał Kaspszyk.
Podobno znakomite było w NOSPR w ich nowej siedzibie z Liebreichem właśnie.
Natomiast – bywałem niegdyś częściej w Tuluzie – absolutnie najlepsze ze wszystkich nawłasnousznie słyszanych – Tugan Sokhiev tamże.
Chyba to właśnie jest teraz niekiedy puszczane w Mezzo.
Zresztą on ma dużą skłonność do Strawińskiego – Symfonia Psalmów – non + ultra
Info dla miłośników opery: w Multikinie w sezonie 2015/2016 transmisje live przedstawień operowych i baletowych z The Royal Opera House w Londynie. Pierwsza transmisja już we wrześniu.
A dla spóźnionych taki koncert:
http://www.radiozet.pl/Rozrywka/O-tym-sie-mowi/Zespol-muzyczny-gra-muzyke-klasyczna-na-autostradzie-00011071
Tyz pikne.
Dzięki, Jolu. 🙂
Była gorsza Zerlina (i Despina tyż), Pani Doroto, uwieczniona na płytach. Niejaka Mojca Erdmann, jeszcze większa tajemnica.
A co do Alcyny w Aix, o której wspomina Pani Joanna, to z dwojga złego wolę Morganę Prohaski od karykatury, jaką w roli tytułowej zmajstrowała tam Patricia Petibon.
Dzień dobry!
🙂
Wypowiadałam się na podstawie wysłuchanego fragmentu próby do koncertu z ariami Händla. Śpiewała m.in. Anna P. i Patrycja P.
Dość szybko opuściłam salę, bo nie lubię się denerwować słuchając muzyki.
Ten krótki odsłuch wyżej wymienionych sprawił, że nie wybrałam się na Alcynę.
Jeżeli ktoś fałszuje (P.P.) to lepiej niech nie śpiewa.
Co Patrycja nawyrabiała w tej Alcynie?
@Joanna Curelaru Można zaryzykować i przekonać się na własne uszy 😉 : https://ximo.wordpress.com/2015/07/12/aix-2015-alcina-petibon-jaroussky-prohaska-bradic-gregory-baczyk-mitchell-marcon/
I wcale nie chodzi o miętoszenie nieszczęsnego Żarusia (pardon, Ruggiera). Naoglądawszy się obrazków trzeba dojść do końca wpisu (kataloński wcale nie jest taki trudny,jak mi się ongiś wydawało ) i pod listą płac nacisnąć AQUI. Potem już pozostaje się napawać,albo zaparzyć melissę,tfu – melisę 🙂
Polecam szczególnie jedną z najpiękniejszych arii Haendla (Ah, mio cor – tutaj na końcu I części – 1h36′), wyrzężoną fałszywie nieswoim głosem dla większej ekspresji. Amfiteatr oszalał.
Reżyseria jak to dzisiaj, ta sama, co zawsze. Jak nie ma śpiewaków, czymś ich trzeba zastąpić.
Dla rozrywki dodam, że PP zabiera się właśnie za Traviatę. Prohaska to pikuś.
To naprawdę nieprawdopodobne!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!