Korzenie i owoce, wieczór pierwszy

Trochę się obawiałam, czy przy całej tej antysemickiej hecy rozpętanej w związku z wiadomą ustawą muzycy będą chcieli przyjechać na nowy festiwal do Muzeum Polin. Ale jednak się udało i pierwszy koncert odbył się przy pełnej sali. Ponoć Martha już do nas zmierza – oby.

Nie będę opisywać licznych mów wstępnych, wspomnę tylko, że koncert inauguracyjny został zadedykowany mecenasowi muzeum Zygmuntowi Rolatowi, który był obecny na sali i sam również przemówił. I tu ciekawostka: powiedział, że marzy mu się sprawienie, by dwa instrumenty Bronisława Hubermana, jego krajana z Częstochowy, zabrzmiały jednocześnie. Jeden z nich ma Midori, drugi, ten, co był skradziony – Joshua Bell, który, zaproszony już wcześniej przez Rolata, grał na nim w Polsce koncert charytatywny na rzecz muzeum. Ciekawe, czy udałoby się ściągnąć tu oboje muzyków jednocześnie. A propos sponsorów, współkuratorem festiwalu Roots’n’Fruits jest skrzypek Michael Guttman z Belgii, który też jest nie od dziś zaprzyjaźniony z muzeum i dwa lata temu sprezentował mu steinwaya, na którym, miejmy nadzieję, Martha (także z nim zaprzyjaźniona) zagra.

Grała Sinfonia Varsovia, którą dyrygowała Bar Avni z Izraela, zdobywczyni II miejsca na Konkursie im. Fitelberga. Potwierdziła swój poziom precyzyjnym dyrygowaniem, w świetnym porozumieniu z zespołem i współpracy z solistami. A było ich aż troje.

Po neutralnym początku – uwerturze do Oberona Webera – usłyszeliśmy właśnie Guttmana (na guarneriusie, który należał kiedyś do Viottiego) w Koncercie skrzypcowym napisanym dla niego przez czołowego izraelskiego kompozytora Noama Sheriffa. To trzyczęściowy utwór, w którym nie brakuje ani ciekawych efektów dźwiękowych, ani pewnej melodyjności; nietypowo część druga ma charakter scherza i opiera się na tańcach średniowiecznych, a ostatnia jest powolna i pojawiają się w niej motywy modlitwy Kol Nidre. Po przerwie, po Wełtawie Smetany włączonej do programu z powodu podobieństwa jej głównego tematu z hymnem Izraela (temat znany też z innych utworów), wróciło Kol Nidre w znanym utworze Maksa Brucha z emocjonalną chińską wiolonczelistką Jing Zhao jako solistką (znów na wspaniałym instrumencie – Montagnany). I ona, i Guttman wystąpią też z Marthą.

Na zakończenie – najlepszy punkt programu. Autora kompozycji Wlada Marhuletsa możemy częściowo przypisać do Polski, choć z urodzenia jest białoruskim Żydem; dziś mieszka w Los Angeles i współpracuje z Hollywood. Z zafascynowania grą Davida Krakauera zrodził się Koncert na klarnet klezmerski i orkiestrę. Tutaj mały trailer. Bardzo zgrabny utwór, wykorzystujący typowe klezmerskie chwyty i motywy. Pierwsza część to melodie pocięte i urywane jakby w efekcie zdartej płyty (co mi się niespodziewanie skojarzyło z techniką Pawła Szymańskiego), druga – to melancholijny recytatyw solisty na tle szmerów w orkiestrze, w nastroju przypomina to trochę Osvalda Golijova, który też pisał dla Krakauera. Wreszcie finał w typie tańców w rytmach bałkańskich. Dave wciąż jest po prostu genialny. Gra całym sobą, ogromem emocji i niesamowitą techniką (jest mistrzem wymiennego oddechu), czym rozgrzał publiczność do białości. A że to było do przewidzenia, muzycy przygotowali bis: najpierw długa, rewelacyjna improwizacja solisty, a potem żywiołowy Heyser Bulgar Naftulego Brandweina, legendarnego klezmera (i wuja Leopolda Kozłowskiego).

Krakauera także usłyszymy na sobotnim koncercie w duecie z pianistką Kathleen Tagg.